2009-07-23 00:50:32
Artykuł ukazał się na portalu socjalizm.org jako polemika z obecnie niedostępnym artykułem historyka z IPN w rocznicę przewrotu majowego, który miał być laurką dla Piłsudskiego.
Instytut Pamięci Narodowej nie marzy o niczym innym, lecz o tym by pisać historię na nowo. Jej elementem jest kreowanie jednoznacznie pozytywnego wizerunku Piłsudskiego, uosabiającego państwowość polską pogromcy bolszewików z roku 1920. Coś jednak jak nieznośny cierń godzi w hagiograficzną pracę politycznie poprawnych ekspertów.
Można bez końca pomijać strzelanie do robotników przez cały okres międzywojnia i wiele innych okrutnych zbrodni. Można usprawiedliwić nawet to, co działo się w Berezie Kartuskiej, bo przecież to „sanatorium wypoczynkowe” w porównaniu z łagrami i przecież więziono tam tylko wrogów ustroju – komunistów. To także oczywiście interpretacja propagandowa, lecz część społeczeństwa daje się na nią nabrać, nie sprawdzając u źródeł.
Jednak jest coś co nawet część ludzi pielęgnujących pamięć po marszałku ma mu za złe – to oczywiście zamach majowy, który nieomal nie przerodził się w bratobójczą wojnę domową. Szereg wydawanych na zachodzie publikacji, nawet antykomunistycznych, określa Piłsudskiego jako dyktatora, twórcę reżimu totalitarnego, wymieniając go w jednym rzędzie z Hitlerem i Stalinem. Dlatego wkroczył do akcji dr hab. Bogdan Musiał, który jako pracownik naukowy IPN postanowił położyć kres tego typu „insynuacjom”. W jego pracy Piłsudski jawi się jako wszechwiedzący mąż opatrznościowy Polski, który, jak zdradza autor tekstu na podstawie niedawno odkrytych dokumentów, dwukrotnie uratował Polskę przed „nawałą bolszewicką”. Piłsudski w opinii prawicowych historyków miał uczynić to po raz drugi, podejmując decyzję o zamachu stanu w r.1926.
Pan doktor Musiał rozpoczyna swoje rozważania oparte na interpretacji dokumentów i odpowiednio posegregowanych oraz skompilowanych faktów i cytatów, od stwierdzenia: "Wojna z Polską w 1920 r. była pierwszą podjętą przez młode państwo bolszewickie próbą rozszerzenia swego panowania na Zachód. Jednak ta próba „przedarcia się do Europy poprzez Warszawę”, jak w 1923 r. sformułował to Stalin, zakończyła się fatalnie."
Zabrakło mu jednak odwagi, czy może tylko wiedzy, by napisać, jakim cudem Armia Czerwona znalazła się w 1920 r. nad Wisłą. Dywagacje Stalina post factum, do tego wyrwane z kontekstu nie mają tutaj najmniejszej wiarygodności.
To prawda, że pragnieniem nie tylko bolszewików, lecz także rewolucjonistów całego świata było pokonanie kapitalizmu w skali globalnej. Jednak wystarczy przeanalizować potencjał ekonomiczny i militarny młodej republiki radzieckiej , by zdać sobie sprawę, że nie była do tego po prostu zdolna. Nadto zgodnie z innowacyjnym w dotychczasowych dziejach, przesyconej duchem imperializmu, Rosji stanowiskiem politycznym, przy którym konsekwentnie trwał Lenin, „Siłą orężną nie można wprowadzić komunizmu wbrew dążeniom ludności”.
1 kwietnia 1918 r. Lenin pisze do Przewodniczącego Rady Komisarzy Piotrogrodzkiej Komuny Pracy:
„Na podstawie Waszego telefonicznego oświadczenia spodziewamy się, że zostaną natychmiast i oficjalnie odwołane oddziały czerwonoarmistów, które, w nieznacznej wprawdzie liczbie, wtargnęły do Finlandii wbrew woli władz radzieckich.
Nalegamy na to, aby Rada Komisarzy Komuny Piotrogrodzkiej podjęła oficjalną uchwałę w tej sprawie. Stanowczo prosimy o niezwłoczne zakomunikowanie nam dokładnego tekstu tej uchwały.
Przewodniczący RKL Lenin”[1]
14 października 1920 w sześciopunktowym projekcie uchwały Biura Politycznego KC RKP(b) o zadaniach RKP(b) w rejonach zamieszkałych przez narody Wschodu, Lenin nakazuje stanowczo w punkcie drugim:
„Zarządzić wszczęcie jak najsurowszego dochodzenia w sprawie nadużyć i gwałtów popełnionych przez miejscową ludność rosyjską na narodowościach Wschodu (w szczególności na Kałmukach, Buriat-Mongołach itd), a winnym wymierzyć karę.”[2]
Dlaczego mimo to Armia Czerwona wkroczyła do Polski? Czy była to – jak chce to widzieć jednostronna propaganda – ofensywa, czy też jedynie odpowiedź na pewne imperialne posunięcia? W lutym 1919 r. wojska Piłsudskiego wtargnęły do radzieckiej republiki litewsko - białoruskiej . Mimo to rząd Lenina nadal występował z propozycjami polubownego zażegnania konfliktu. Nawet tak nie zawsze wiarygodne źródło jak wikipedia nie kryje, że pierwsze starcia nastąpiły z inicjatywy białopolskiej koło miasteczka Mosty na Białorusi, dodając pospiesznie, że chodziło o powstrzymanie marszu Armii Czerwonej na zachód.
Jakże to? Domniemany rozkaz operacji Wisła, marszu na zachód, miał wydać Lenin już w grudniu 1918 r.? Czy mamy rozumieć, że przez dwa miesiące ten „marsz na zachód” nie przybliżył się do etnograficznych granic państwa polskiego? A może ten dokument jest jedną z wielu fałszywek wywiadu niemieckiego i brytyjskiego sfabrykowanych w pierwszych latach rewolucyjnej Rosji?
Mamy tu do czynienia przy okazji z pewnym aspektem, na który trzeba zwrócić uwagę . Prawdą jest, że oskarżana o wszelkie nadużycia i zbrodnie Czeka, jak i Armia Czerwona, składała się w całej swojej masie z ludzi o zróżnicowanym poziomie wrażliwości i norm etycznych. Czy jednak piłsudczycy postępowali wiele lepiej ze swymi ofiarami niż czyniła to część zarówno białych, jak i czerwonych w rosyjskiej wojnie domowej?
Przykładem może być los Polaków – komunistów, którzy wpadli w ręce ludzi późniejszego marszałka – samozwańca. Oto krótkie biografie dwóch spośród takich nieszczęśników:
- Zbigniew Fabierkiewicz (1882-1919), działacz SDKPiL i partii bolszewickiej związany głównie z wydawnictwami partyjnymi. Współzałożyciel "Trybuny" w 1917 r. W styczniu 1919 r. wyjechał do Polski. Został aresztowany i 8 I 1919 r. zamordowany przez żandarmerię polską w Łapach
- Stanisław Kuleszyński (1891-1919), przedrewolucyjny działacz PPS-Lewicy, kontynuował działalność w Rosji. Po zajęciu Mińska w 1919 r. przez armię polską prowadził nielegalną działalność rewolucyjną. Uwięziony przez władze polskie, zmarł w wyniku tortur w końcu 1919 r. w mińskim więzieniu.
Nawet jeden z najbardziej zagorzałych apologetów Piłsudskiego, utrwalający mit cudu nad Wisłą, jak skrajnie prawicowy historyk Bogdan Skaradziński napisał, że gdy wiosną 1920 r. znalazł się w niewoli piłsudczyków kuzyn Dzierżyńskiego, działający z nim razem w WCzK baron Roman Pillar von Pilchau, zadano mu takie tortury, jakich nie powstydziłoby się stalinowskie NKWD. Konsekwencją było to, że Pillar dostawał szału i krzyczał grożąc rewolwerem przesłuchiwanym Polakom, tak że Dzierżyński pospiesznie przeniósł go w tym stanie nerwów do pracy politycznej na Śląsk.
Czy jednak terror wojsk Piłsudskiego nie uderzał w ludność cywilną , a jedynie jednostki mające mieć przekonania komunistyczne?
W grudniu 1919 r. władze polskie stłumiły powstanie chłopskie na Wołyniu, czemu towarzyszyły liczne krwawe egzekucje. „Dziesiątki tysięcy ludzi na Litwie, Ukrainie i Białorusi przeszły przez polskie obozy, więzienia i areszty. Władze Rzeczypospolitej zwalczały nie tylko bolszewików, lecz także nacjonalistów, a nawet Cerkiew” (źródła ukraińskie informowały np. o 50 cerkwiach spalonych przez Polaków do połowy 1919 r.).
W r. 1920 w Równych piłsudczycy i sprzymierzeni z nimi petlurowcy mieli rozstrzelać 3 tys. Cywilów, a w Tietiewie zorganizować pogrom 4 tys. Żydów (rzezi tej dokonał ataman Kurowski). W Borysowie od ognia zginąć miało kilkuset mieszkańców miasteczka. Bez sądu rozstrzeliwano dzieci, biedaków o „»bolszewickim« wyglądzie, podejrzanych uchodźców, sanitariuszy [...]. Starsze opracowania podają też przykład wsi Koczeriny, gdzie wojska Piłsudskiego miały spalić żywcem 200 białoruskich chłopów. [...]”.[3]
Zamykając część rozważań poświęconą temu, co naprawdę wydarzyło się w roku 1920 przywołajmy źródło możliwie najbardziej wiarygodne. Czy autor sponsorowanej przez Radę Pamięci Walk i Męczeństwa nie filokomunistycznej przecież monografii sprawy katyńskiej miał jakiekolwiek powody by kłamać pisząc:
„[Bolszewicy] Skarżyli się, że Piłsudski na ich przyjazne poczynania w sprawie niepodległości Polski odpowiedział groźbami i zbrojną agresją. U szczytu swego powodzenia Polacy dali do zrozumienia zachodnim politykom, że jeśli dostaną do dyspozycji niemiecki sprzęt wojskowy w ciągu miesiąca opanują Moskwę. Obiecywali, że Polska stanie się tamą, która zatrzyma falę czerwonych. Zajęcie Kijowa 7 maja 1920 roku wydawało się potwierdzać te buńczuczne zapowiedzi...” [4]
A oto jak traktował sprzeczne ze sobą i coraz bardziej wygórowane wschodnie roszczenia, przedstawicieli reprezentujących konkurencyjne wobec siebie ośrodki polskiej państwowości na konferencji pokojowej w Wersalu już w styczniu 1919 r. szef dyplomacji Włoch.
„Włoski minister spraw zagranicznych, hrabia Carlo Sforza, tak skomentował te wystąpienia:
»Ich zdaniem połowa Europy była niegdyś polska i powinna wrócić do Polski«”[5]
Jak zatem wygląda w tym świetle, Panie Doktorze Musiał, to co określił Pan „prewencyjnym uderzeniem Armii Czerwonej”?
Lew Trocki wspominał potem w autobiografii „Moje życie”:
„Ówczesny premjer angielski, Bonar Law, przytaczał w izbie gmin mój list do komunistów francuskich na dowód, że na jesieni 1920 r. mieliśmy rzekomo zamiar zniszczyć Polskę. To samo utrzymuje w swojej książce były minister spraw wojskowych, Sikorski, ale powołuje się przytem na moją mowę, wygłoszoną w styczniu 1920 roku, na kongresie międzynarodowym. Wszystko to od początku do końca jest absolutnym nonsensem. Rozumie się, że dotychczas nie nadarzyła się okazja do ujawnienia mych sympatji do Polski Piłsudskiego, czyli do Polski ucisku i gwałtu, przysłoniętego płaszczykiem frazesu patrjotycznego i bohaterskiego samochwalstwa. Bez zbytniego trudu można zebrać wiele moich oświadczeń, że nie zatrzymamy się w połowie drogi, jeżeli Piłsudski narzuci nam wojnę(...) Ale wyciągać z nich wniosek, żeśmy pragnęli wojny z Polską, albo przygotowywali się do takiej wojny, znaczy tyle, co zadawać kłam faktom i zdrowemu rozsądkowi. Pragnęliśmy uniknąć tej wojny za wszelką cenę. Nie zaniedbaliśmy żadnego środka, który mógłby się do tego przyczynić. Sikorski przyznaje, żeśmy nadzwyczaj "zręcznie" prowadzili propagandę pokojową. Nie rozumie tylko, albo udaje, że nie rozumie, iż tajemnica owej zręczności była zresztą bardzo przejrzysta i nieskomplikowana: pragnęliśmy gorąco pokoju, nawet za ceną jak największych ustępstw. Właśnie ja pragnąłem, może bardziej niż ktokolwiek inny, aby do tej wojny nie doszło, gdyż dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, jak trudno będzie nam ją prowadzić po trzech latach nieprzerwanej wojny domowej(...) Myśmy szczerze pragnęli pokoju. Piłsudski narzucił nam wojnę.”
Trocki pragnął pokoju podobnie szczerze jak Lenin (twórca - jak wspomniano powyżej - całkowicie innowacyjnego programu samostanowienia), a przedstawionej argumentacji trudno odmówić wiarygodności.
Kontrofensywa Armii Czerwonej została wywołana bezpośrednio agresją kijowską Piłsudskiego; nie była ona - wbrew jadowi sączonemu przez burżuazyjne media -wojną z narodem polskim. Jeżeli wśród byłych carskich generałów wówczas w armii robotniczo-chłopskiej, czy też wśród aparatczyków partyjnych istniała koteria opowiadająca się za wojną z Polską, w imię jakichś imperialnych pozostałości po caracie, nie mogli liczyć na lepszy pretekst do realizacji tego pomysłu niż owo „prewencyjne uderzenie” Piłsudskiego na Kijów (gdzie akurat w przeciwieństwie do Lwowa było znacznie mniej ludności polskiej) w imię chorych ambicji restauracji imperium Jagiellonów i nie bez zielonego światła ze strony Francji. W każdym razie część komunistów zarówno radzieckich, jak i polskich nie mogąc już zapobiec w wyniku rozwoju wypadków konfliktowi, potraktowała go w kategoriach klasowych, nie zaś narodowych.
Kontrofensywa bolszewików była skierowana nie, jak kłamliwie dowodzą prawicowi propagandyści nazywający siebie historykami, przeciwko Polsce jako takiej i Polakom, ale przeciwko wyrazicielowi interesów polskiej burżuazji i obszarników, Piłsudskiemu, który za bezwarunkowe (sic!) uznanie niepodległości Polski przez bolszewików "odwdzięczył się" wyprawą na Kijów. Była ona częścią jego obłąkańczej koncepcji (zgodnej z wolą burżuazji) stworzenia federacji buforowych, burżuazyjnych państewek w Międzymorzu Bałtycko-Czarnomorskim od Estonii po Ukrainę oddzielających etniczną Polskę od Rosji. Polityka Piłsudskiego wobec Rosji Sowieckiej była wroga, awanturnicza i ekspansywna. Stanowiła dla pierwszego w historii robotniczo-chłopskiego państwa zagrożenie.
Warto raz jeszcze oddać głos Trockiemu:
„Zrodziła się i krzepła chęć przekształcenia wojny, która początkowo nosiła charakter obronny, w wojnę rewolucyjną(...) Sprawa sprowadzała się do wzajemnego ustosunkowania sił. Nastrój polskich robotników i chłopów był wielkością niewiadomą. Niektórzy polscy towarzysze, jak zmarły J. Marchlewski, współpracownik Róży Luksemburg, zapatrywali się bardzo trzeźwo na sytuację. Pogląd Marchlewskiego wpłynął w znacznym stopniu na moje dążenie do jak najszybszego zakończenia wojny. Ale rozlegały się również i inne głosy. Pokładano wielkie nadzieje na powstanie robotników polskich. W każdym razie Lenin ułożył sobie taki plan: sprawę należy doprowadzić do końca, czyli wkroczyć do Warszawy, aby dopomóc robotnikom polskim do obalenia rządu Piłsudskiego i ujęcia władzy w swe ręce.”
Akcja rodzi reakcję i Piłsudski powinien był to rozumieć.
Przejdźmy teraz do meritum artykułu pana Musiała. Minęło sześć lat. Rosję Radziecką zastąpiło scentralizowane ZSRR (w koncepcji Lenina związek republik miał być luźną federacją, gdzie jedynie polityka zagraniczna i wojskowa miała być wspólna ze względu na zagrożenia zewnętrzne), charakteryzujące się rozbudowaną biurokracją.
Zdaniem pracownika IPN, państwo Stalina dążyło wówczas do rozbioru Polski. I tu, mimo wszystkich wad, a następnie zbrodni na masową skalę popełnianych przez władze tego państwa nie tylko na własnym społeczeństwie, pojawiają się sprzeczności. Skoro nie udało się, jak przyznaje autor, zrewolucjonizować Niemiec, to z kim Stalin dokonałby owego rozbioru?
Oczywiście w 1939 r. zawarł przecież pakt Ribbentrop – Mołotow. Czyż zatem przeszkadzałyby mu względy ideologiczne? Jednak o ile w 1939 r. zbliżenie taktyczne obu reżimów poprzedziły kampanie przygotowujące partię na tę stalinowską politykę faktów dokonanych i o ile w państwie powszechnego terroru i wszechwładnej dyktatury nie stanowiło to żadnego problemu, o tyle wytłumaczenie trzy lata po zgłoszeniu przez Cziczerina pod naciskiem Lenina rezolucji potępiającej jakąkolwiek agresję jednego państwa przeciw drugiemu, jako żelazną regułę polityki międzynarodowej na konferencji w Genui w 1923 r., konieczności rozbioru Polski, nie spotkałoby się ze zrozumieniem ze strony znacznej części leninowskiego aktywu partyjnego, a szczególnie ze strony komunistów polskich, z których znaczna większość zostanie wymordowana na polecenie stalinowskiej kliki w okresie poprzedzającym porozumienie z Hitlerem.
Jeden z kierowniczych działaczy Kominternu Dmitrij Manuilski faktycznie – tu autor się nie myli – był prawą ręką Stalina w jego polityce antypolskiej. Jednak błędem jest stwierdzenie, że Komunistyczna Partia Polski wykonywała przygotowane przezeń dyrektywy.
Kierownictwo KPP na czele z Warskim, Koszutską i Waleckim było na wskroś samodzielne, co zresztą sam pan Musiał zdaje się nieopatrznie zdradzać, pisząc:
„Z inicjatywy przedstawicieli KPP w Moskwie 25 marca 1926 r. Biuro Polityczne Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii Bolszewików [WKP (b)] powołało komisję do spraw polskich składającą się z Zinowiewa jako przewodniczącego, Dzierżyńskiego, Cziczerina, Woroszyłowa oraz Boguckiego (ten ostatni z KPP). Na posiedzeniu 30 marca 1926 r. komisja poleciła Cziczerinowi, ówczesnemu ludowemu komisarzowi spraw zagranicznych, zintensyfikowanie sondowania nastrojów panujących w obozie Piłsudskiego oraz w innych ugrupowaniach politycznych w Polsce.”
Zatem inicjatywa nie wychodzi od Stalina, ani nawet od Manuilskiego, który w skład tej komisji nie wchodzi, mimo, że poprzednio miał dawać dyrektywy polskim komunistom.
Wydaje mi się, że na znacznie większą uwagę zasługuje poniższy fragment tekstu pana doktora, fragment bodaj najważniejszy z całego artykułu:
„Po pierwszych, niespokojnych powojennych latach w Europie nastąpiło ożywienie gospodarcze. W zapomnienie odchodziły powoli kryzysy polityczne i niepokoje społeczne, chociaż w Niemczech nastąpiło to dopiero po 1924 r. Jednym z niewielu wyjątków była Polska, wciąż wstrząsana konfliktami politycznymi oraz ogarnięta długotrwałym kryzysem gospodarczym, społecznym i etnicznym.
W latach 1925 – 1926 Polska przeżywała najcięższy kryzys od czasów wojny polsko-sowieckiej. Rozpętana przez Niemcy wojna handlowa pociągnęła za sobą ogromny spadek eksportu i produkcji, co przełożyło się na raptowny wzrost bezrobocia. Skutkiem tych zjawisk był kryzys finansowy. Na przełomie lat 1925 i 1926 kryzys się zaostrzał. W pierwszych miesiącach 1926 r. doszło do wielu demonstracji, zamieszek i strajków. Kryzys wydawał się zagrażać samemu istnieniu państwa polskiego, rządzące partie były zaś wobec niego bezradne”.
Dyskusyjny jest tutaj tylko problem „bezradności” rządzących partii, które radziły sobie doskonale z wybuchami niezadowolenia, tłumiąc je poprzez strzelanie do demonstracji i strajkujących. Jednak ktoś za ten kryzys, o którym mowa musiał zapłacić. Warto postawić pytanie, czy jego cenę płaciły pławiące się w luksusie elity II RP, czy też zwykli obywatele?
Znając antypolską działalność Manuilskiego i nie mając dostatecznych po temu źródeł, nie można zakwestionować, że próby dawania przez niego dyrektyw działaczom polskiego ruchu robotniczego miały miejsce, pytanie jednak jak dalece były one przez nich respektowane. Dyrektywy te mówią o destabilizowaniu burżuazyjnego ustroju poprzez umiejętną politykę narodowościową. Nie określają jednak, że KPP powinna poprzeć ze względów taktycznych Piłsudskiego.
Poznajmy zatem korzenie tzw. błędu majowego KPP, oraz wytłumaczmy je, unikając stalinowskiego bądź prawicowego potępienia w klasowych kategoriach.
„30 marca Adolf Warski, jeden z czołowych przywódców KPP, napisał memorandum o konieczności zawarcia sojuszu pomiędzy KPP a Piłsudskim. Pakt taki zamierzano potraktować wybitnie instrumentalnie – Piłsudski, jako osoba ciesząca się wśród polskiej ludności niekwestionowanym autorytetem, odegrać mógł, jak twierdził autor memorandum, rolę katalizatora przyszłej „chłopskiej” rewolucji oraz mającej nastąpić po niej sowietyzacji Polski.”
W tym fragmencie wątpliwości budzi jedynie słowo sowietyzacja – jeśli nawet Warski, poseł robotniczej Warszawy, wybierany dwukrotnie do sejmu RP i uznany nawet tam za antydogmatyka i patriotę, użył tego sformułowania, oznacza to nie uczynienie z Polski państwa wasalnego wobec Rosji, lecz stworzenie w niej systemu rad (ros. Sowiet) delegatów robotniczych. Zatem przywódca polskich komunistów nie żywi żadnego pragnienia rozbioru Polski. Podobne stanowisko zajmowała zresztą Maria Koszutska – Kostrzewa, którą prof. Jerzy W. Borejsza, mimo nie zgodnie z faktami prezentowanej przezeń postawie Marchlewskiego, mającego być rzekomo z nią w konflikcie na tym tle, przedstawia słusznie jako rzeczniczkę niepodległości Polski.
Przytoczmy teraz drugi najciekawszy fragment tekstu pana docenta Musiała:
„Memorandum to Bogucki dostarczył 17 kwietnia Dzierżyńskiemu, który odpowiedział na nie niezwłocznie. Krytykował zawarte w nim tezy, nawoływał do ostrożności, jednakże w zasadzie zatwierdził zaproponowaną tam strategię: „Ja jestem za tem, by w walce, która obecnie się toczy między endecją a Piłsudskim, nasza partia całym frontem zwróciła się przeciwko endecji i PPS i popierała Piłsudskiego, pchając go na lewo, rozpętując rewolucję chłopską, lecz nigdy nie tracąc swej własnej fizjonomii”.
Uzyskujemy tu jedno więcej tylko potwierdzenie faktu, że Dzierżyński mimo oddalenia od kraju, nie pozbył się polskiej świadomości narodowej.
I tu dochodzimy do kolejnego poważnego przemilczenia. Artykuł historyka z IPN nie wspomina ani słówkiem o tym, że Piłsudskiego poparła nie tylko KPP, lecz cała lewica z niepodległościową Polską Partią Socjalistyczną na czele.
Wówczas jednak lewica znajdowała się pod świeżą traumą stłumienia wielu wystąpień robotniczo-chłopskich przez rząd Witosa, a konkretnie rządy centroprawicy. Witosowi obalenie wyszło zresztą na zdrowie, gdyż stał się potem jednym z głównych krytyków dyktatury i więźniem twierdzy brzeskiej, spoczciwiał i wbrew prawicowym bajkom chciał wziąć udział w tworzeniu po wojnie Krajowej Rady Narodowej, co uniemożliwiła jego śmiertelna choroba. Tylko to przeszkodziło mu, obok zasłużonego przedwojennego ekonomisty prof. Eugeniusza Kwiatkowskiego, stać w pierwszym szeregu budowniczych powojennego życia.
Czy puszczono Piłsudskiemu w niepamięć doprowadzenie do wojny 1920 bądź prześladowania polityczne, z okresu gdy był Naczelnikiem Państwa, o których pisał choćby Żeromski w „Przedwiośniu” na podstawie autentycznych akt śledztw przeciw przeciwnikom politycznym? Nie. Była to swoista realpolitik, albo wybór, jak się wówczas wydawało, mniejszego zła. Komuniści licząc na rewolucyjną mobilizację mas opowiedzieli się za Piłsudskim, tak jak bolszewicy wsparli Kiereńskiego przeciw carowi, a następnie Korniłowowi. Skoro centroprawicowy rząd krwawo tłumił wszelkie wystąpienia antyrządowe, należało zdaniem kierownictwa KPP, wesprzeć odpowiednik rewolucji lutowej, czyli próbę generalną przed proletariacką rewolucją. Plany jednak zawiodły w rachubach.
W kręgach komunistycznych decyzja o poparciu Piłsudskiego zapadła ostatecznie, jak odkrywa przed nami pan dr Musiał, po konsultacji z polskim komunistą Dzierżyńskim, a więc w kręgu ściśle polskim.
„W zaleceniach Biura Politycznego dotyczących podjęcia rozmów między KPP a Piłsudskim chodziło również o to, by w odpowiednim momencie – przez ich ujawnienie – można było zdyskredytować marszałka w oczach opinii publicznej. Henryk Walecki, jeden z czołowych przywódców KPP, pisał 15 marca 1926 r.: „Należy wziąć pod uwagę ewentualność, że w pewnym momencie opłaci się wysypać Piłsudskiego, wykorzystując jego związki z nami, i mieć na niego materiał kompromitujący go w oczach zwolenników lub opiekunów”.
Ten fragment tekstu wymaga szerszego komentarza – a tego zabrakło w wywodach autora tekstu z „Rzeczpospolitej” - w oczach ani polskich, ani radzieckich komunistów Piłsudski nie był przywódcą realizującym suwerenną politykę, będącą w interesie naszego kraju, lecz taką na jaką pozwoli mu Ententa zdominowana przez wpływy międzynarodowej finansjery.
Trzeba tutaj w kilku słowach odnieść się do sielankowej wizji sanacyjnej, ustabilizowanej już rzeczywistości, która – według tezy autora – stanowiła przestrogę dla ZSRR i oczywiście obowiązkowo dla polskich komunistów, że przewrót majowy i rządy Piłsudskiego wzmocniły kraj gospodarczo i politycznie, kładąc kres niepokojom społecznym. Na podstawie jedynie niektórych wydarzeń z tamtego okresu, można wyciągnąć wnioski, jak naprawdę wyglądała wówczas sytuacja w kraju.
Już w drugiej połowie maja 1926, a więc po przewrocie miało miejsce bojowe wystąpienie chłopów powiatu Włoszczowa przeciwko likwidacji serwitutów. W czerwcu masowo występowali przeciwko władzy chłopi w Gostyninie. W tym samym miesiącu wybuchł burzliwy i połączony z krwawymi starciami z policją, strajk 2 tys. robotników huty „Ostrowiec”. Zginęło wówczas pięciu robotników.
W marcu następnego roku strajk powszechny objął 150 tys. włókniarzy Łodzi. W maju KPP odniosła sukces w wyborach do Rad Miejskich w Warszawie i Łodzi, a w marcu 1928 jej przedstawiciele weszli do Sejmu. Jesienią tego samego roku partia kierowała strajkiem 150 tys. łódzkich włókniarzy. 1 maja 1929 r. w pochodzie z okazji Święta Pracy pod wodzą KPP wzięło udział 100 tys. robotników. W 1932 r. ruch strajkowy objął 6 219 przedsiębiorstw. Strajk okupacyjny w hucie szkła „Hortensja” trwał 37 dni. Jeszcze w tym samym roku miała miejsce krwawa, pięciodniowa bitwa chłopów piętnastu wsi z policją i wojskiem w Lesku oraz wystąpienia zbrojne chłopów w Łapanowie i Jadowie. W 1933 r. odbyła się krwawa bitwa chłopów z wojskiem i policją w Kosodrzy, a następnie wielki ruch zwany powstaniem chłopów w Małopolsce środkowej, w którym wzięło udział ok. 100 tys . chłopów, ogarnął sześć powiatów. Rok 1934 przyniósł 946 strajków, w tym 672 zwycięskich.
W 1935 r. wybory do Sejmu zbojkotowało aż 65% wyborców. Rząd poczuł się zmuszony do ogłoszenia częściowej amnestii pod wpływem nacisków opinii społecznej i organizacji politycznych, w tym KPP.
W styczniu 1936 r. w Poznańskiem rozpoczęły się masowe demonstracje 10 tys. bezrobotnych. Na wszystkich wyższych uczelniach w Polsce odbył się strajk o zniżenie czesnego i swobody demokratyczne. W lutym w Warszawie strajkowało między innymi 12 tys. tramwajarzy, pracowników wodociągów, gazowni. Od 16 do 29 lutego trwał strajk okupacyjny w kopalniach „Kazimierz” i „Juliusz” w Zagłębiu Dąbrowskim. 2 marca w Łodzi odbył się strajk 130 tys. włókniarzy łódzkich. 9 marca zaś miał miejsce strajk okupacyjny studentów wyższych uczelni Warszawy. 20 marca rozpoczął się strajk okupacyjny robotników fabryki „Semperit” w Krakowie. W nocy z 20 na 21 marca policja napadła na protestujących. W odpowiedzi 23 marca w Krakowie odbyły się demonstracje połączone ze strajkiem powszechnym, który objął 30 tys. ludzi. Robotników zaatakowała policja, kierując na nich ogień karabinów maszynowych. W kwietniu 3 tys. bezrobotnych Lwowa demonstrowało pod żądaniami pracy i chleba. Policja strzelała do demonstrantów, zabijając Władysława Kozaka. 16 kwietnia wyruszył kondukt żałobny zamordowanego, w którym szła pięćdziesięciotysięczna rzesza robotników. Policja zaatakowała żałobny pochód ogniem z karabinów maszynowych. Robotnicy musieli pokonać 5 km w drodze na cmentarz, gdzie pogrzebali ciało Kozaka (trumna została roztrzaskana kulami). Policja zabiła na miejscu pośród żałobników 31 osób, 18 zmarło potem od ran, które otrzymało ponad trzystu demonstrantów.
Nazajutrz aresztowano kilka tysięcy osób. Wypadki lwowskie spowodowały, że przez cały kraj przetoczyła się fala strajków protestacyjnych. 29 kwietnia Chrzanów był widownią krwawej masakry, jaką urządziła policja, strzelając salwami do demonstracji bezrobotnych. Zginęło czterech robotników, a kilkunastu odniosło ciężkie rany.
9 czerwca 1936 r. na Placu Teatralnym w Toruniu policja otworzyła ogień do demonstracji bezrobotnych. W efekcie zginęły dwie osoby, a rany odniosło siedem innych. W czerwcu odbyły się w Małopolsce liczne strajki robotników rolnych, obejmujące powiaty: przemyski, łańcucki, rzeszowski i in. 29 czerwca w Nowosielcach odbyła się manifestacja, w której wzięło udział 20 tys. chłopów.
27 września zjednoczeni robotnicy osiągnęli wielkie zwycięstwo, uzyskując w wyborach samorządowych w Łodzi 118 645 głosów. Dzięki temu wynikowi zdobyli oni większość mandatów w Radzie Miejskiej.
W sierpniu 1937 r. miał miejsce dziesięciodniowy ogólnopolski strajk chłopski, a następnie strajk nauczycielski. Do końca roku zanotowano 2 078 strajków, które objęły 25 000 przedsiębiorstw.
Czy zatem słuszne jest zdanie pana Musiała, że „przejęcie władzy przez Piłsudskiego, cieszącego się poważaniem w szerokich kręgach społeczeństwa, zainicjowało proces politycznej i gospodarczej stabilizacji kraju?”
Wbrew tezom pana Musiała Piłsudski nie zapobiegł dwukrotnie bolszewickim interwencjom. Za pierwszym razem w 1920 r. niepotrzebnie ją sprowokował. W roku 1926 zaś była ona równie nierealna co sześć lat wcześniej, niezależnie od tego jakie rojenia mieliby Stalin, Manuilski czy Zinowiew.
KPP stała na gruncie własnych, suwerennych decyzji przynajmniej do zmiany kierownictwa w roku 1929, gdy właśnie wypomniano mu błąd majowy. Jej członkowie zapłacili za to straszną cenę, o czym pan Musiał dyskretnie milczy. 13 lat później osłabione nie tylko przez wcześniejsze nieudolne rządy, lecz także nie mniej dyletanckimi rządami sanacji państwo polskie, padło łupem dwóch rozbiorców. Na szczęście sytuacja ta nie okazała się trwała, a ich imperialistyczna rywalizacja pomiędzy sobą rozerwała tę kruchą koalicję, która pękła jak bańka mydlana.
Jedynym celem tekstu Pana Musiała było oczyszczenie Piłsudskiego z zarzutu wywołania bratobójczej wojny. Jest to próba bardzo nieudana, gdyż autor twierdzi, że czarny wizerunek Piłsudskiego, obecny także na zachodzie, wypracowało OGPU. Jak zatem odniesie się on do pamiętników Wincentego Witosa, w których ten opisuje m.in. scenę, której był świadkiem jako jeden z więźniów twierdzy w Brześciu (tak jak o Berezie, tak nie ma w wywodach pana Musiała ani słowa o uwięzieniu niekomunistycznych wcale, lecz opozycyjnych posłów i procesie brzeskim). Na oczach Witosa żandarmi kopali leżącego na podłodze więźnia za to, że... nie zna prawidłowej odpowiedzi na pytanie, na jakiej ziemi w tej chwili leży. Tłukli go z całej siły nawet za odpowiedź: „leżę na polskiej ziemi!” Przecież to jasne jak słońce, że jedyna prawidłowa odpowiedź, jaką był obowiązany znać, to :„Leżę na ziemi marszałka Piłsudskiego.”
Przypisy:
1. Opublikowane według blankietu telegraficznego, cyt. wg: „Nieznane listy, notatki, przemówienia Lenina”, s.18
2. Tamże, s.82
3. A.Witkowicz, Wokół terroru białego i czerwonego 1917-1923, wydawnictwo Książka i Prasa, Warszawa 2008, s.359
4. Allen Paul – Katyń. Stalinowska masakra i tryumf prawdy, wydanie uzupełnione, z angielskiego przełożyła i opracowała redakcyjnie Zofia Kunert, Rada Pamięci Walk i Męczeństwa, Świat Książki, Warszawa 2003, s.79-80
5. Tamże, s.80