2011-11-10 19:52:24
Zbliża się 11 Listopada, zbliża się święto, które zmobilizować ma lewicę do działalności - i słusznie. Środowiska lewicowe zawsze miały za cel manifestowanie swojej obecności i manifestowanie swej nieprzychylnej postawy wobec ruchów nacjonalistycznych i faszyzujących. Tę praktykę należy podtrzymywać. Jednakże - przyjęta przez organizatorów 'blokad' formuła jest niewłaściwa i dla ruchu lewicy szkodliwa.
Lewica, każda lewica, od socjaldemokratów i socjalistów po komunistów jest jednocześnie patriotyczna. I tu pojawia się niedogodność formuły blokowania "Marszu Niepodległości". Lewica nie powinna blokować przedsięwzięcia o takiej nazwie, lewica nie może sytuować się jako wróg niepodległości kraju i nie może nadstawiać się na ataki z pozycji patriotycznych. Sytuacja, w której siły lewicowe należą w przestrzeni publicznej do jednej z sił ekstremistycznych jest strategicznym błędem.
Święto odzyskania niepodległości należy zagospodarować, a nie bojkotować. Lewica powinna być siłą, która uczestniczy w tym święcie jako podmiot pozytywny, nie negujący. Lewica powinna uczestniczyć w zwyczajnych obchodach, zająć miejsce pośród innych, nieraz wrogich grup świętujących odzyskanie niepodległości. Marsz niepodległości o wiele skuteczniej zbojkotowany zostałby poprzez obecność na nim grup lewicowych z czerwonymi sztandarami - niż poprzez blokowanie trasy przemarszu.
Jeżeli dopuścimy do tego, żeby lewica dołączyła do grona prawicowych ekstremistów to zyskają na tym wyłącznie liberałowie, którzy będą się przedstawiać jako 'normalność' i zdrowy element pośród chorych bojówek. PO czy TVN z chęcią ustosunkują się do 'zadymiarzy' stając ponad konfliktem.
Chęć wielu wspaniałych ludzi lewicy do protestu przeciwko narodowcom i homofobom jest całkowicie zrozumiała i godna pochwały - ale nie na reżyserowanych warunkach i nie na zasadzie naparzających się marginesów. Zorganizowana w marszu prawica to w większości mikrogrupki, kibole i odłamy ulicznej prawicy, która nie ma nic wspólnego z zorganizowanym politycznym ruchem nacjonalistycznym czy faszystowskim - takich ruchów w Polsce praktycznie nie ma, a ich chwilowa obecność wykorzystywana jest przez bardziej umiarkowaną prawicę do marginalizacji radykalnych skrzydeł zarówno prawicy jak i lewicy.
Margines nacjonalistyczny, który jest równie słaby co nieistniejąca Liga Polskich Rodzin i Prawica Marka Jurka nie może na 'partnerskich warunkach' angażować swoją działalnością całej lewicy, nie w święto odzyskania niepodległości. Wrogiem środowisk lewicowych jest dziś nie zbieranina z obrzeży życia politycznego ale liberalizm, królująca i dominująca od dwudziestu lat doktryna, która na marszach i blokadach marszy niepodległości jedynie zyska.
Blokowanie marszu będzie medialne i będzie nagłaśniane, ale nie przyniesie lewicy wzrostu poparcia. Frakcje centrowe i liberalne są ponad konfliktem, a wszyscy niezdecydowani nie przybiorą w tak delikatnej jak 11 Listopada sprawie zdecydowanej postawy. Wykluczenie resztkowej faszyzującej prawicy to skuteczniejsza broń niż reklama konfliktu poprzez partycypację w nim.
Lewicy będzie brakować podczas oficjalnych obchodów - w dniu jutrzejszym warto bowiem przypomnieć rządzącym o opłakanym stanie kraju, o emigracji, bezrobociu, umowach śmieciowych i biedzie. LPR, ONR i spółkę zostawmy by grupy te umierały powolną śmiercią na marginesie społecznym i politycznym - bez naszego udziału. Lewica ma własne wartości do promowania, ma własną politykę i ma swój własny, piękny patriotyzm. Lewica nie powstaje na bazie kontrastowania z nacjonalizmem, lecz posiada własny język i swoją tożsamość.
Lewica, każda lewica, od socjaldemokratów i socjalistów po komunistów jest jednocześnie patriotyczna. I tu pojawia się niedogodność formuły blokowania "Marszu Niepodległości". Lewica nie powinna blokować przedsięwzięcia o takiej nazwie, lewica nie może sytuować się jako wróg niepodległości kraju i nie może nadstawiać się na ataki z pozycji patriotycznych. Sytuacja, w której siły lewicowe należą w przestrzeni publicznej do jednej z sił ekstremistycznych jest strategicznym błędem.
Święto odzyskania niepodległości należy zagospodarować, a nie bojkotować. Lewica powinna być siłą, która uczestniczy w tym święcie jako podmiot pozytywny, nie negujący. Lewica powinna uczestniczyć w zwyczajnych obchodach, zająć miejsce pośród innych, nieraz wrogich grup świętujących odzyskanie niepodległości. Marsz niepodległości o wiele skuteczniej zbojkotowany zostałby poprzez obecność na nim grup lewicowych z czerwonymi sztandarami - niż poprzez blokowanie trasy przemarszu.
Jeżeli dopuścimy do tego, żeby lewica dołączyła do grona prawicowych ekstremistów to zyskają na tym wyłącznie liberałowie, którzy będą się przedstawiać jako 'normalność' i zdrowy element pośród chorych bojówek. PO czy TVN z chęcią ustosunkują się do 'zadymiarzy' stając ponad konfliktem.
Chęć wielu wspaniałych ludzi lewicy do protestu przeciwko narodowcom i homofobom jest całkowicie zrozumiała i godna pochwały - ale nie na reżyserowanych warunkach i nie na zasadzie naparzających się marginesów. Zorganizowana w marszu prawica to w większości mikrogrupki, kibole i odłamy ulicznej prawicy, która nie ma nic wspólnego z zorganizowanym politycznym ruchem nacjonalistycznym czy faszystowskim - takich ruchów w Polsce praktycznie nie ma, a ich chwilowa obecność wykorzystywana jest przez bardziej umiarkowaną prawicę do marginalizacji radykalnych skrzydeł zarówno prawicy jak i lewicy.
Margines nacjonalistyczny, który jest równie słaby co nieistniejąca Liga Polskich Rodzin i Prawica Marka Jurka nie może na 'partnerskich warunkach' angażować swoją działalnością całej lewicy, nie w święto odzyskania niepodległości. Wrogiem środowisk lewicowych jest dziś nie zbieranina z obrzeży życia politycznego ale liberalizm, królująca i dominująca od dwudziestu lat doktryna, która na marszach i blokadach marszy niepodległości jedynie zyska.
Blokowanie marszu będzie medialne i będzie nagłaśniane, ale nie przyniesie lewicy wzrostu poparcia. Frakcje centrowe i liberalne są ponad konfliktem, a wszyscy niezdecydowani nie przybiorą w tak delikatnej jak 11 Listopada sprawie zdecydowanej postawy. Wykluczenie resztkowej faszyzującej prawicy to skuteczniejsza broń niż reklama konfliktu poprzez partycypację w nim.
Lewicy będzie brakować podczas oficjalnych obchodów - w dniu jutrzejszym warto bowiem przypomnieć rządzącym o opłakanym stanie kraju, o emigracji, bezrobociu, umowach śmieciowych i biedzie. LPR, ONR i spółkę zostawmy by grupy te umierały powolną śmiercią na marginesie społecznym i politycznym - bez naszego udziału. Lewica ma własne wartości do promowania, ma własną politykę i ma swój własny, piękny patriotyzm. Lewica nie powstaje na bazie kontrastowania z nacjonalizmem, lecz posiada własny język i swoją tożsamość.