Koniec świąt
2012-12-24 17:13:54

Czym są święta? To pytanie zadajemy sobie chyba coraz częściej. Z perspektywy konserwatywnych religijnych tradycji sprawa wydaje się być oczywista i zamknięta. Święta to wydarzenie czasu sacrum, kolędowanie, przypomnienie kościelnych tradycji... Zgodnie z tą interpretacją święta to po prostu inny, specjalny czas, wyniesiony poza nawias codzienności, czas prawdziwie prawdziwy, okres, kiedy możemy odpocząć od wyznaczanego układem pór roku czasu pracy i skupić się w myślach na sprawach większych od nas i od ludzkości w ogóle – na sprawach boskich i świętych.

Historia gna jednak do przodu i to co kiedyś swoją grozą i powagą zmuszało do posłuszeństwa, dziś jest już wyłącznie pustą formą pozbawioną swojego oryginalnego znaczenia. Święta są taką właśnie pustą i sprowadzoną do rytuału konsumpcyjnego formą, której jedynym obecnie prawdziwym celem pozostaje cel zachowania ciągłości i kulturowej kontynuacji w świecie bez kontynuacji i bez trwałości innej niż trwałość pieniądza.

Na miejsce stoczni powstają obecnie Biedronki. Wydawać by się mogło, że okres komunistycznego przymusu pracy dobiegł końca, nastał natomiast święty czas zakupów. Podobnie też przedstawiają nam się święta. Jest to czas zakupów irracjonalnych, zakupów ponad potrzebę. Naturalny, średniowieczny zegar odmierzający czas zgodnie z porami roku zastąpiony został nowym „naturalnym” zegarem, to znaczy sztucznym zegarem marketingu. Marketing przybiera dziś dwie postacie: postać profanum – codzienną, skłaniającą nas do kupna wyłącznie tych produktów, które są nam faktycznie potrzebne – oraz postać sacrum – postać marketingu świętego, który każe nam kupować to, co zbędne i zbyteczne.

W taki właśnie sposób oddajemy cześć nowym bogom, bogom galopującej i niekontrolowanej nadprodukcji. Czas świąt skromnych i wesołych w swej niecodziennej obfitości zastąpiony został świętami obfitości wmuszonej i świętej jednocześnie. Śpiewniki kolęd zastąpione zostały gazetkami reklamowymi hipermarketów.

Instytucja świąt to nie tylko zjawisko religijne, parareligijne, czy ekonomiczne. Równie ważny jest dla świąt ich wymiar utopijny. Święta jako ilustracja pewnego typu utopii zawsze były pomocne przy wyznaczaniu świata doskonałego, w ilustrowaniu raju niebieskiego. Tak jak obfity był stół świąteczny, tak obfite miały być nagrody, które Bóg ofiarować miał człowiekowi po śmierci. Z chwilą stopniowego porzucenia otoczki religijnej świąteczna utopia zmarła jednak śmiercią naturalną. Usiłowania kapitalizmu, by przebrać święta na swoją modłę to usiłowania z góry skazane na porażkę. Kapitalizm współczesny nie posiada bowiem uniwersalnej, powszechnie dostępnej utopii. Świat popytu i podaży sam w sobie pozbawiony jest utopii i wizji świata idealnego. Wyziera z niego przerażająca pustka. Dlaczego? Dlatego, że realizowane przez kapitalizm ideały i wartości, to ideały zadowolonych i sytych właścicieli. A ideały te są niedostępne i nieprzekładalne na wyobrażenia szerszych mas ludzkich, które i są, i czują się oddzielone i odseparowane od tej sakralnej sfery kapitalizmu.

Koniec świąt jako utopii i czasu sacrum to jednocześnie globalny kryzys wszelkich alternatyw społecznych. Wystarczy włączyć telewizję by przekonać się o tym jak monotematyczna i bezalternatywna jest współczesność. W odniesieniu do sfery publicznej dominującym czynnikiem wciąż pozostaje jednak siła przekazu ideologicznego narzucanego bezradnym masom z każdej dosłownie strony. Przy pomocy takiego przekazu dochodzi do znanej tematyzacji rzeczywistości[1], której obraz dla mas nie jest już w stanie wykroczyć poza określany systemem aparatów ideologicznych temat i zakres.

Obecnie to nie święta tematyzują rzeczywistość, ale rzeczywistość tematyzuje święta, sprowadza je do świątecznej dekoracji zdobiącej butelki Coca-Coli i szklanej bombki zawieszanej na choince stawianej przy Wall Street.

Bezradni w obliczu desakralizacji świąt, zastanawiamy się co począć. Prędzej czy później dotrze do nas, że świętujemy tak naprawdę ciągłość czasu i kontynuację projektu humanistycznego. Odarte ze swej niewolniczej - religijnej i niewolniczej - konsumpcyjnej aury święta pozostają tym, czym zawsze na pewnym poziomie interakcji były. Spotkaniem, rozmową, wytchnieniem od pracy i wolną chwilą, by sięgnąć myślą dalej niż do kolejnego, przynoszącego nam odpoczynek weekendu. Kiedy przestanie ciążyć nad nami konieczność świętowania czegokolwiek, nadejdzie czas, by naprawdę zająć się sobą nawzajem i otaczającym nas światem…

Wesołego końca świąt!



[1]W Polsce specyficznie stematyzowana została także lewica. Problemy, którymi się zajmuje tworzone są przez media i ośrodki prawicowe. Nawet lewica pozaparlamentarna idzie tam, gdzie wezwie ją wiatr historii, by debatować nad zagadnieniami ‘mowy nienawiści’ i ‘odrodzenia faszyzmu’. Elementami pasującymi do kompletu na pewno byłyby jeszcze trotyl i smoleńska brzoza. Otwarte pozostaje pytanie, czy lewica pojmie na czas, że nie są to dla niej zagadnienia najważniejsze i że ma ona szansę na autonomiczną, nieneoliberalną aktywność polityczną pozbawioną eseldowsko-palikotowych tęsknie zerkających na establishment naiwnostek.

poprzedninastępny komentarze