2013-09-29 04:09:35
Oficjalny dyskurs polityczny lubuje się w spychaniu lewicy na margines. Zgodnie z najnowszymi trendami politycznej poprawności lewica to ludzie od "wykluczonych". Wkluczeni to z kolei ludzie szczęśliwi = nietykalni. Lewicy pozostają wykluczeni (wykluczeni oczywiście 'bynajmniej nie' przez wkluczonych) i kwestie pomocy społecznej oraz takich spraw jak budżet partycypacyjny (z reguły 0,01% całości budżetu danej gminy).
Podobnie ma się sprawa z kwestią robotniczą.
Nadmierne fetyszyzowanie żądań robotniczych każe wielu lewicowcom utożsamiać pragnienia ludzi pracy z rzeczywistymi i tymi jedynymi punktami programu lewicy[1]. Dla wielu funkcjonuje tu wręcz prosty naturalizm zgodnie z którym żądania ludzi pracy to jedyne realne żądania lewicy, a wszystko inne to prawicowe/salonowe wymysły. Te prostackie teorie w żadnym razie nie dają się oczywiście obronić gdy na warsztat weźmiemy samych ludzi pracy i przekonamy się, że wszystkie ich żądania i postawy modyfikowane są przez sam kapitalizm i jego mechanizmy ideologiczne.
Lewica odsuwana jest od polityki, odsuwana jest od twardej ekonomii, a co więcej elementów autentycznej lewicowości poszukuje ona po prostu tam “gdzie się kotłuje” (czyli np. pod brzozą smoleńską) a nie tam, gdzie szukać należy lewicowych i socjalistycznych koncepcji i teorii polityczno-kulturowo-społecznych.
Częściowo z tych powodów, a częściowo z innych dla wielu osób na lewicy wszelkie wystąpienia pracownicze stają się święte, zwalniając niejako z konieczności głębszego ich analizowania i badania. Taka postawa to też powód dla którego w Polsce tak prosto ludzie do lewicy się przyznający wchłaniani są przez nurty prawicowych związków zawodowych - takich jak Solidarność. W szerszym - europejskim - wymiarze lewica z tych samych powodów zamyka się do wymiaru narodowego i patrzy wyłącznie na interesy swoich pracowników (z reguły ich najbardziej wpływowego w kapitalizmie fragmentu). W ten sposób lewica staje się przedłużeniem miejscowych programów robotniczych. Nie chcąc specjalnie wojować z kapitalizmem, z prywatną własnością środków produkcji, czy nawet prościej - z systemem podatkowym lewica (w swych najbardziej odważnych hasłach) powtarza więc jedno hasło: podwyżki!
Również w Polsce taka sytuacja ma miejsce. Lewica parlamentarna o podwyżki co prawda zabiega na modłę realnie neoliberalną (mowa rzecz jasna o rychłej koalicji SLD z PO), lewica pozaparlamentarna w gruncie rzeczy nie wie z kolei jaki inny rodzaj łączności mogłaby mieć z pracownikami i w związku z tym unika wysuwania swoich własnych haseł a fakt wspierania PiSu przez Dudę i Solidarność, czy liczne (wiernopoddańcze) pielgrzymki stara się przemilczeć.
To wszystko to oczywiście efekt sprawnego funkcjonowania ideologii antylewicowych. Prawica od dawna pracowała i pracuje nad tym aby każda lewicowa strategia polityczna kojarzyła się z Katyniem lub ze zdradą polityczną na rzecz wroga narodowego. W ten sposób program komunizmu, socjalizmu, czy nawet władzy ludowej stał się tożsamy wyłącznie z gwałtem i mordem. W tym celu wydano oczywiście góry pieniędzy. Samych robotników rzecz jasna nie da się tak łatwo politycznie zlikwidować (bez nich byłoby bowiem trudno o podstawę dla funkcjonowania kapitalizmu: wyzysk) jak dało się to zrobić z samą lewicą. Stąd pracownicy mają jednak swoją reprezentację w postaci związków zawodowych. Związki te co prawda nie organizują strajku generalnego mimo zalewania rynku pracy przez umowy śmieciowe, szef jednego z nich podaje rękę premierowi po tym jak ten nazywa go "pętakiem" itd.
Jest to reprezentacja pracownicza szyta na miarę pracownika w kapitalizmie.
Śpieszę oczywiście wyjaśnić czytającym pobieżnie, że postulaty strajkowe, postulaty podwyżek itd. popieram a nawet dalece (bardzo odważnie) przekraczam. Tego przekraczania i lewicowego przezwyciężenia kryzysu i swojej własnej sytuacji pozbawione są jednak same związki zawodowe i pozbawieni tego są sami pracownicy. Hasło: podwyżka to oczywiście najbardziej logiczne, proste i zrozumiałe hasło wyzyskiwanego przez kapitalizm człowieka stającego się zwierzęciem. Nie jest ono jednak ze swego gruntu ani socjalistyczne, ani lewicowe ani nawet rewolucyjne.
I nie chodzi tylko o to, że walkę o podwyżki za lewicę załatwi prawica, załatwi nawet chadecja (i zrobi to w ramach kapitalizmu). Chodzi o to, że to sama lewica stała się przybudówką do tego żądania, niejako obok właściwej polityki i bez prawa do zabrania głosu w sprawach kluczowych. Lewica dawno już zboczyła z drogi, którą niegdyś kroczyła i zrezygnowała z marzeń o zmianach systemowych. Lewicy marzą się tylko poprawki, drobnostki... Socjalistyczne hasła dotyczące innej kultury, innego systemu wartości, pochodu oświecenia przez dzieje, międzynarodowej solidarności z wyzyskiwanymi (do stopnia rezygnacji z części swych praw i wygód) zniknęły i zginęły. Lewicowe hasła zostały zmiażdżone przez prawicową kulturę i dziś poruszają się w jej ramach[2].
I to dlatego lewica dziś nie jest w stanie wymyślić nowego, innego świata. Myśląc w kategoriach kapitalizmu, w kategoriach pracowników żyjących w kapitalizmie lewica sama stała się kapitalistyczna. Została służką od "wykluczonych" lub też właśnie władzą na czas wprowadzania owych wspomnianych podwyżek.
Jedynym problemem lewicy jest to, że w tej grze jest ona umierająca i zbyteczna. I myślę, że wiele osób na lewicy nie wie naprawdę o co walczy, nie wie czy liczą się obniżki cen biletów komunikacji miejskiej, czy kwestie praw homoseksualistów, czy kwestie właśnie podwyżek. Brak całościowej wizji zmiany i brak wglądu w możliwą różnicę jakościową rozwiązał lewicę, która w kapitalizmie jest po prostu zbyteczna. I tu czai się odpowiedź na pytanie dlaczego lewica nie może dojść do władzy w kapitalizmie - a jest tak w przypadku nie tylko Polski, ale i USA, Francji, czy Wielkiej Brytanii... gdzie formalne, socjaldemokratyczne "lewice" dochodząc do władzy powielają po prostu stare modele zarządzania: modele kapitalizmu.
Bo wyjście poza ten model i walka o coś innego nie tylko nie mieści się już w wyobraźni lewicy, ale i wymagałaby czynów heroicznych, strasznych i śmiertelnie niebezpiecznych - do stopnia możliwej wojny. A kto chciałby wojny w Europie? Kto będzie walczył skoro jest jeszcze czynna restauracja (w polskiej wersji: Biedronka)?
Możliwość wyjścia poza paradygmat kapitalizmu wiąże się oczywiście także z koniecznością otwarcia się ną teorię marksistowską i z koniecznością przekraczania żądań robotników żyjących w kapitalizmie, także z koniecznością przekraczania żądań, postulatów, kultury i blichtru WKLUCZONYCH. I wracając na krótko do samego Marksa – żeby ktoś mógł nazywać się “marksistą” nie wystarczy Marksa tylko przeczytać i “interesować się”, trzeba się z nim także zgadzać.
Na to nie zdecyduje się wielu. Być może moment jest jeszcze również zbyt wczesny.
Lewica jednak ma swoje dwie połówki. Jedna to ta żyjąca z reformizmów i zainteresowana sprzedawaniem "lewicy" jako (być może, bo nigdy się nie dowiemy) lepszej wersji kapitalistycznego lokaja (w Polsce: lepszej wersji Donalda Tuska). A druga to ta, która paradygmat kapitalizmu stara się przerwać, z mniejszą lub większą świadomością dotyczącą tego z czym przyszło się jej zmierzyć.
Tylko druga z połówek ma szansę na realizację lewicowych postulatów poza kapitalistycznym i wąskim paradygmatem hasła: podwyżki!
[1] W podobny sposób przedstawia się europejski kryzys gospodarczy. Kryzys jest złem i katastrofą, nie jest nią jednak sam kapitalizm. Nawet greckie, hiszpańskie ofiary kryzysu mają olbrzymią trudność, lub są po prostu niezdolne do przekroczenia ram postulatów reformistycznych. Trudno z resztą się dziwić skoro grecki i hiszpański kryzys to i tak lepiej niż polska normalność i w związku z tym wyjście poza kapitalizm, czy dalsza walka z nim narażałaby np. na czasowe cofnięcie się jeszcze niżej: choćby do poziomu Polski.
[2] Proces zawłaszczenia lewicy przez prawicę widać także wyraźnie na przykładzie dzieł kultury. Malarstwo, dzieła literackie, czy filmy komunistów nadal legalnie funkcjonują, ich autorzy są jednak wszystkimi sposobami dekomunizowani, a ich dzieła interpretowane są wyłącznie na jedyny-właściwy sposób. Dzięki temu "Nędznicy" to "ciekawy musical", "Autor Widmo" Polańskiego to "kino w stylu noir" itd... cała historia świata przerabiana jest na historię kapitalizmu, tak jak wszystkie filmy Wajdy stały się klasyką "kina podziemia antykomunistycznego"... no może za wyjątkiem filmu "Pokolenie", gdzie antysocjalistyczna interpretacja byłaby już trudna do wykonania, stąd jest to kino wyklęte.
Podobnie ma się sprawa z kwestią robotniczą.
Nadmierne fetyszyzowanie żądań robotniczych każe wielu lewicowcom utożsamiać pragnienia ludzi pracy z rzeczywistymi i tymi jedynymi punktami programu lewicy[1]. Dla wielu funkcjonuje tu wręcz prosty naturalizm zgodnie z którym żądania ludzi pracy to jedyne realne żądania lewicy, a wszystko inne to prawicowe/salonowe wymysły. Te prostackie teorie w żadnym razie nie dają się oczywiście obronić gdy na warsztat weźmiemy samych ludzi pracy i przekonamy się, że wszystkie ich żądania i postawy modyfikowane są przez sam kapitalizm i jego mechanizmy ideologiczne.
Lewica odsuwana jest od polityki, odsuwana jest od twardej ekonomii, a co więcej elementów autentycznej lewicowości poszukuje ona po prostu tam “gdzie się kotłuje” (czyli np. pod brzozą smoleńską) a nie tam, gdzie szukać należy lewicowych i socjalistycznych koncepcji i teorii polityczno-kulturowo-społecznych.
Częściowo z tych powodów, a częściowo z innych dla wielu osób na lewicy wszelkie wystąpienia pracownicze stają się święte, zwalniając niejako z konieczności głębszego ich analizowania i badania. Taka postawa to też powód dla którego w Polsce tak prosto ludzie do lewicy się przyznający wchłaniani są przez nurty prawicowych związków zawodowych - takich jak Solidarność. W szerszym - europejskim - wymiarze lewica z tych samych powodów zamyka się do wymiaru narodowego i patrzy wyłącznie na interesy swoich pracowników (z reguły ich najbardziej wpływowego w kapitalizmie fragmentu). W ten sposób lewica staje się przedłużeniem miejscowych programów robotniczych. Nie chcąc specjalnie wojować z kapitalizmem, z prywatną własnością środków produkcji, czy nawet prościej - z systemem podatkowym lewica (w swych najbardziej odważnych hasłach) powtarza więc jedno hasło: podwyżki!
Również w Polsce taka sytuacja ma miejsce. Lewica parlamentarna o podwyżki co prawda zabiega na modłę realnie neoliberalną (mowa rzecz jasna o rychłej koalicji SLD z PO), lewica pozaparlamentarna w gruncie rzeczy nie wie z kolei jaki inny rodzaj łączności mogłaby mieć z pracownikami i w związku z tym unika wysuwania swoich własnych haseł a fakt wspierania PiSu przez Dudę i Solidarność, czy liczne (wiernopoddańcze) pielgrzymki stara się przemilczeć.
To wszystko to oczywiście efekt sprawnego funkcjonowania ideologii antylewicowych. Prawica od dawna pracowała i pracuje nad tym aby każda lewicowa strategia polityczna kojarzyła się z Katyniem lub ze zdradą polityczną na rzecz wroga narodowego. W ten sposób program komunizmu, socjalizmu, czy nawet władzy ludowej stał się tożsamy wyłącznie z gwałtem i mordem. W tym celu wydano oczywiście góry pieniędzy. Samych robotników rzecz jasna nie da się tak łatwo politycznie zlikwidować (bez nich byłoby bowiem trudno o podstawę dla funkcjonowania kapitalizmu: wyzysk) jak dało się to zrobić z samą lewicą. Stąd pracownicy mają jednak swoją reprezentację w postaci związków zawodowych. Związki te co prawda nie organizują strajku generalnego mimo zalewania rynku pracy przez umowy śmieciowe, szef jednego z nich podaje rękę premierowi po tym jak ten nazywa go "pętakiem" itd.
Jest to reprezentacja pracownicza szyta na miarę pracownika w kapitalizmie.
Śpieszę oczywiście wyjaśnić czytającym pobieżnie, że postulaty strajkowe, postulaty podwyżek itd. popieram a nawet dalece (bardzo odważnie) przekraczam. Tego przekraczania i lewicowego przezwyciężenia kryzysu i swojej własnej sytuacji pozbawione są jednak same związki zawodowe i pozbawieni tego są sami pracownicy. Hasło: podwyżka to oczywiście najbardziej logiczne, proste i zrozumiałe hasło wyzyskiwanego przez kapitalizm człowieka stającego się zwierzęciem. Nie jest ono jednak ze swego gruntu ani socjalistyczne, ani lewicowe ani nawet rewolucyjne.
I nie chodzi tylko o to, że walkę o podwyżki za lewicę załatwi prawica, załatwi nawet chadecja (i zrobi to w ramach kapitalizmu). Chodzi o to, że to sama lewica stała się przybudówką do tego żądania, niejako obok właściwej polityki i bez prawa do zabrania głosu w sprawach kluczowych. Lewica dawno już zboczyła z drogi, którą niegdyś kroczyła i zrezygnowała z marzeń o zmianach systemowych. Lewicy marzą się tylko poprawki, drobnostki... Socjalistyczne hasła dotyczące innej kultury, innego systemu wartości, pochodu oświecenia przez dzieje, międzynarodowej solidarności z wyzyskiwanymi (do stopnia rezygnacji z części swych praw i wygód) zniknęły i zginęły. Lewicowe hasła zostały zmiażdżone przez prawicową kulturę i dziś poruszają się w jej ramach[2].
I to dlatego lewica dziś nie jest w stanie wymyślić nowego, innego świata. Myśląc w kategoriach kapitalizmu, w kategoriach pracowników żyjących w kapitalizmie lewica sama stała się kapitalistyczna. Została służką od "wykluczonych" lub też właśnie władzą na czas wprowadzania owych wspomnianych podwyżek.
Jedynym problemem lewicy jest to, że w tej grze jest ona umierająca i zbyteczna. I myślę, że wiele osób na lewicy nie wie naprawdę o co walczy, nie wie czy liczą się obniżki cen biletów komunikacji miejskiej, czy kwestie praw homoseksualistów, czy kwestie właśnie podwyżek. Brak całościowej wizji zmiany i brak wglądu w możliwą różnicę jakościową rozwiązał lewicę, która w kapitalizmie jest po prostu zbyteczna. I tu czai się odpowiedź na pytanie dlaczego lewica nie może dojść do władzy w kapitalizmie - a jest tak w przypadku nie tylko Polski, ale i USA, Francji, czy Wielkiej Brytanii... gdzie formalne, socjaldemokratyczne "lewice" dochodząc do władzy powielają po prostu stare modele zarządzania: modele kapitalizmu.
Bo wyjście poza ten model i walka o coś innego nie tylko nie mieści się już w wyobraźni lewicy, ale i wymagałaby czynów heroicznych, strasznych i śmiertelnie niebezpiecznych - do stopnia możliwej wojny. A kto chciałby wojny w Europie? Kto będzie walczył skoro jest jeszcze czynna restauracja (w polskiej wersji: Biedronka)?
Możliwość wyjścia poza paradygmat kapitalizmu wiąże się oczywiście także z koniecznością otwarcia się ną teorię marksistowską i z koniecznością przekraczania żądań robotników żyjących w kapitalizmie, także z koniecznością przekraczania żądań, postulatów, kultury i blichtru WKLUCZONYCH. I wracając na krótko do samego Marksa – żeby ktoś mógł nazywać się “marksistą” nie wystarczy Marksa tylko przeczytać i “interesować się”, trzeba się z nim także zgadzać.
Na to nie zdecyduje się wielu. Być może moment jest jeszcze również zbyt wczesny.
Lewica jednak ma swoje dwie połówki. Jedna to ta żyjąca z reformizmów i zainteresowana sprzedawaniem "lewicy" jako (być może, bo nigdy się nie dowiemy) lepszej wersji kapitalistycznego lokaja (w Polsce: lepszej wersji Donalda Tuska). A druga to ta, która paradygmat kapitalizmu stara się przerwać, z mniejszą lub większą świadomością dotyczącą tego z czym przyszło się jej zmierzyć.
Tylko druga z połówek ma szansę na realizację lewicowych postulatów poza kapitalistycznym i wąskim paradygmatem hasła: podwyżki!
[1] W podobny sposób przedstawia się europejski kryzys gospodarczy. Kryzys jest złem i katastrofą, nie jest nią jednak sam kapitalizm. Nawet greckie, hiszpańskie ofiary kryzysu mają olbrzymią trudność, lub są po prostu niezdolne do przekroczenia ram postulatów reformistycznych. Trudno z resztą się dziwić skoro grecki i hiszpański kryzys to i tak lepiej niż polska normalność i w związku z tym wyjście poza kapitalizm, czy dalsza walka z nim narażałaby np. na czasowe cofnięcie się jeszcze niżej: choćby do poziomu Polski.
[2] Proces zawłaszczenia lewicy przez prawicę widać także wyraźnie na przykładzie dzieł kultury. Malarstwo, dzieła literackie, czy filmy komunistów nadal legalnie funkcjonują, ich autorzy są jednak wszystkimi sposobami dekomunizowani, a ich dzieła interpretowane są wyłącznie na jedyny-właściwy sposób. Dzięki temu "Nędznicy" to "ciekawy musical", "Autor Widmo" Polańskiego to "kino w stylu noir" itd... cała historia świata przerabiana jest na historię kapitalizmu, tak jak wszystkie filmy Wajdy stały się klasyką "kina podziemia antykomunistycznego"... no może za wyjątkiem filmu "Pokolenie", gdzie antysocjalistyczna interpretacja byłaby już trudna do wykonania, stąd jest to kino wyklęte.