...adveniat regnum tuum...
2010-11-09 22:26:50
Tak się popisałem łaciną, albowiem byłem swego czasu ministrantem i czytałem na mszach pisma, traktując poważnie ich przesłanie. Zawsze jakoś nie miałem dystansu do idei, w które wierzyłem. To podobno błąd w polityce, bo trzeba być pragmatykiem.

Dziś jako 37 letni starzec, dalej nie mam dystansu, ale nauczyłem się, że nie wszyscy są szczerzy w tym, co głoszą. To zapewne niewiele się nauczyłem, ale zawsze. Nauczyłem się też, że ludzie nie są tacy jak Winnetou i Old Shatterhand – czyści i prawi absolutnie.

Cóż za morał z tej nauki? Ano taki, że bardzo chcę rewolucji społecznej, tylko skumałem, że mimo mej wiary świętej w oczyszczającą jej moc, nie wszyscy w to wierzą. Na studiach (pedagogika) dowiedziałem się też o zasadach kształcenia. A są one takie, że m.in. należy stosować metodę samodzielnego dochodzenia do wiedzy oraz stopniowanie trudności. Jest też silnie marksistowska zasada wiązania teorii z praktyką. Jak się to wszystko połączy, to można zrozumieć akurat moje stanowisko polityczne, wyrażone ledwie szczątkowo w poprzednich blogach. Nie będę tego rozwijał, bo jak mawiał dozorca Anioł: ”Mądremu dwa słowa wystarczą, a głupiemu to referatu mało”.

Jak mawiali starożytni Eskimosi : „dziecko nie jedz żółtego śniegu” znając wiele jego odcieni, tak ja stwierdzam autorytatywnie: różowy i bordowy to nie czerwony, bo jedno jest rozmyte, a drugie przesadzone.

A ponieważ wiara moja święta w rewolucję pcha mnie do przodu, nie mam zamiaru klęczeć i modlić się: przyjdź dyktaturo proletariatu, bo sama to tylko grypa przychodzi. Howgh.


poprzedninastępny komentarze