Tęsknie za Tobą, Polsko
2011-09-05 03:08:32

Siedzę w USA już od miesiąca i bardzo tęsknię. Niestety samolot do Polski odlatuje dopiero za kilka dni... Co gorsza, huragan Irene wypłukał cały trawnik sprzed domu, w którym mieszkam, odsłaniając ostre kamienie, z których jeden boleśnie użądlił mnie w stopę, przez co jestem właściwie unieruchomiony.
W tych niewesołych okolicznościach nie pozostaje mi nic innego niż upublicznić przedmioty mojej tęsknoty:

1. Sensowny transport publiczny
Poza nowojorskim metrem, które jest wprawdzie bardzo drogie, ale przynajmniej jeździ prawie wszędzie, to jest fatalnie. Niby wiedziałem, że wszyscy jeżdżą tu samochodami, ale nie spodziewałem się tego, że nie bardzo da się przemieszczać inaczej. Miejscowe autobusy czy pociągi spotyka się sporadycznie, a o tym, żeby dojechać nimi na przedmieścia – gdzie przecież wszyscy mieszkają – można zapomnieć.
Niech żyje polska komunikacja miejska. Ba, niech żyje PKP, wraz ze wszystkimi swoimi córkami!

2. Trzeźwi kierowcy
Dobra, wiadomo, że w Polsce kilka procent kierowców siada po alkoholu za kółkiem, ale doceniłem fakt, że pozostałe dziewięćdziesiąt parę procent tego nie robi. Sobota, New Haven, druga w nocy – bary zamykają się (patrz punkt 5) i tysiące pijanych ludzi wsiada w samochody i wraca do domu. Nie ma zresztą żadnego innego sposobu na powrót z imprezy (patrz punkt 1). Nam udaje się dotrzeć praktycznie bez incydentów, poza lekką stłuczką przy parkowaniu (nasz kierowca wypił tylko 4 piwa, zresztą „he's a very good driver”), ale mijamy po drodze kilka rozwalonych samochodów.

3. Państwowa służba zdrowia
Ten punkt jest może nieco oczywisty, ale miałem okazję przekonać się o tym bardzo bezpośrednio – dostałem zapalenia ucha i potrzebowałem recepty na antybiotyk. Wizyta trwała 10 minut i kosztowała 350$. Tysiąc złotych za receptę na antybiotyk! Toż to czyste szaleństwo!

4.Bezpłatne studia
Sprawa jest dobrze znana, więc będę się streszczał, ale chyba każdy przyzna, że 50000 dolarów za rok studiowania to lekka przesada...

5. Wolność (do kupowania alkoholu)
Stany mają świra na punkcie alkoholu. Niby prohibicja już minęła, ale na przykład w Pensylwanii ten sam sklep nie może sprzedawać zarówno piwa i wódki – trzeba udać się do dwóch różnych sklepów. Nie można też kupić pojedynczej butelki piwa – trzeba kupić co najmniej sześciopak, nie więcej jednak niż dwunastopak - jeśli chcesz kupić na przykład 30 puszek, musisz udać się do jeszcze innego sklepu, który sprzedaje tylko całe skrzynki.
Z kolei w Connecticut alkohol można kupić tylko do godziny 9 wieczorem, a w niedzielę nie można kupić go wcale! Bary owszem, mogą serwować alkohol wieczorami, ale tylko do pierwszej w nocy (w weekendy do drugiej). Można więc zapomnieć o imprezach do rana – naród sobie tego nie życzy.
Ech, wolność...

6. Bloki, kamienice itp.
W Stanach wiadomo – wszyscy mieszkają w domach, poza biedakami, których nie stać na dom i muszą wynajmować mieszkanie. Domy zajmują znacznie więcej miejsca, niż kamienice, więc miasta są znacznie bardziej rozwlekłe – jednocześnie każdy dom musi mieć ogródek, na który lepiej nie wchodzić (to Ameryka, tutaj za takie naruszenie własności można zostać zastrzelonym), więc pozostaje bardzo niewiele wspólnej przestrzeni, po której można się przejść. Przed każdym domem stoją trzy gigantyczne samochody, przez co miasta są pocięte na kawałki monstrualnymi autostradami, które ciągną się kilometrami. To nie jest kraj dla ludzi, to kraj dla samochodów.

7. Elektryczność
W domu w którym mieszkam dopiero przed kilkoma godzinami włączyli elektryczność – wcześniej przez tydzień siedzieliśmy przy świeczkach. Wszystko przez huragan Irene, który spowodował na całym wschodnim wybrzeżu spore straty. Niby trudno winić Amerykanów za to, że dokuczają im huragany, powodzie, trzęsienia ziemi czy trąby powietrzne, ale zważywszy na wpływ, jaki ma ich gospodarka na środowisko i klimat, trudno też im współczuć.

8. Dystans do patriotyzmu
W Stanach amerykańskich flag jest więcej niż w Polsce psich kup – i to nie tylko na urzędach, lecz przede wszystkim na prywatnych domach! Co więcej, większość ludzi zdaje się mieć stosunkowo bezkrytyczne podejście do swojego kraju – poza sporą grupą ludzi wyznających teorie spiskowe. Wielu młodych i sensownych, wydawałoby się, ludzi, uważa, że wszystkie wybory są fałszowane, a krajem tak naprawdę rządzi masoński spisek (i tutaj pokazują na piramidę z okiem widoczną na jednodolarówce).

9. Ateizm
Polska raczej nie kojarzy się z ateizmem, ale w porównaniu z USA to jesteśmy szczytem laickości. W Stanach normalni, młodzi ludzie uważają, że ewolucja to kłamstwo, bo świat został stworzony przez Boga w siedem dni. Nie w przenośni - dosłownie. Wiara w Boga w Polsce jest jednak, na szczęście, dużo bardziej powierzchowna niż tutaj; a na naszych polskich złotych nie ma napisu „In God we trust”.


Oczywiście nie jest tak, że w Polsce wszystko jest lepsze niż w USA – gdyby nie to, że tęsknota wypacza mi obraz sytuacji, mógłbym łatwo stworzyć listę rzeczy, których Polacy mogliby się od Amerykanów nauczyć - z tolerancją dla odmienności kulturowej na czele.

Muszę jeszcze dodać, że podczas całej podróży po USA odnosiłem wrażenie oderwania, deprywacji. Stany Zjednoczone są niesamowicie oddalone od wszystkiego, co dzieje się na świecie – i trochę straszne jest to, że los świata w tak dużym stopniu od nich zależy.

No bo jak ci ludzie mieszkający na prowincji świata, tysiące kilometrów od jakiegokolwiek miejsca, gdzie cokolwiek się dzieje, mogą podejmować sensowne decyzje co do spraw globalnych?





PS. Gwoli ścisłości dodam tylko, że nie zwiedziłem całych Stanów – byłem w Nowym Jorku, Rushland w Pensylwanii, San Francisco, Los Angeles i New Haven w Connecticut

poprzedninastępny komentarze