2010-04-26 00:16:31
Szanowny Panie Premierze,
Przy niemal każdej Pańskiej publicznej wypowiedzi z ostatnich lat, nie mogłem oprzeć się przykremu wrażeniu, że mamy oto przed sobą człowieka głęboko zgorzkniałego, obrażonego na cały świat, który na dodatek chciałby zaszczepić swe uczucia wszystkim dookoła.
Szczególnie uderzyły mnie Pańskie słowa wygłoszone po katastrofie w Smoleńsku, która była też - choć wielu przesłaniały to pokazywane na okrągło telewizyjne migawki tysięcy zniczy płonących przed Pałacem Prezydenckim - ogromnym ciosem dla polskiej lewicy.
Nie rozumiem, jaki konstruktywny cel ma Pańska obecna działalność publiczna, skoro wydaje się Pan koncentrować w niej na wyręczaniu prawicowych propagandystów i mediów mainstreamowych w wyszydzaniu i ośmieszaniu jedynej potencjalnej lewicowej alternatywy dla skłóconych prawicowych braci.
Nie sądzę, aby politykowi, który obrażony wycofał się z udziału w wyborach prezydenckich, otwierając tym samym drogę do urzędu Lechowi Kaczyńskiemu i pomagając w realizacji celów apostołów niesławnej „IV RP”, zwyczajnie wypadało krytykować tych, którzy inaczej niż on nie załamują się o wiele poważniejszymi przeciwnościami i którym, w odróżnieniu od Pana, nie podawano prezydentury na srebrnej tacy.
Nie sądzę, aby człowiek nie mający odwagi aby stanąć do prawdziwej walki, miał teraz moralne prawo, by strojąc się w pogardliwą wyższość dołączać do kopiących obecnego kandydata, wobec którego oczekiwania są o wiele większe, potencjalna nagroda niepewna, a który mimo to podjął się ryzyka.
Nie sądzę też, aby polityk, który wszystko co osiągnął zawdzięcza lewicy, a który ją bezceremonialnie przed czterema latach w godzinie ciężkiej próby porzucił, mógł odgrywać teraz rolę, za przeproszeniem, jej autorytetu. Aby nim być, trzeba mieć do zaoferowania coś więcej, niż polityczne tchórzostwo.
Krytyka tylko wtedy ma sens, gdy jest konstruktywna i ma jakiekolwiek podstawy. Lewica nie potrzebuje ludzi, których nie stać nawet na odrobinę poświęcenia i którzy uciekają na urojony piedestał.
Lewica w ciężkich chwilach nie potrzebuje się przejmować Pańskim zgorzknieniem. Najlepszą przysługę, jaką Pan może jej oddać, jest zachowanie go dla siebie albo jawne przystąpienie do tych, którzy swego czasu gorliwie pragnęli Pana zniszczyć, a do których Pana ciągnie w pogoni za urojonymi międzynarodowymi stanowiskami.
Niech Pan zatem skupi się na pielęgnowaniu swoich uraz, najlepiej w ciszy i odosobnieniu, a nie przeszkadza tym, którzy pragną coś zrobić.
Z poważaniem.
Przy niemal każdej Pańskiej publicznej wypowiedzi z ostatnich lat, nie mogłem oprzeć się przykremu wrażeniu, że mamy oto przed sobą człowieka głęboko zgorzkniałego, obrażonego na cały świat, który na dodatek chciałby zaszczepić swe uczucia wszystkim dookoła.
Szczególnie uderzyły mnie Pańskie słowa wygłoszone po katastrofie w Smoleńsku, która była też - choć wielu przesłaniały to pokazywane na okrągło telewizyjne migawki tysięcy zniczy płonących przed Pałacem Prezydenckim - ogromnym ciosem dla polskiej lewicy.
Nie rozumiem, jaki konstruktywny cel ma Pańska obecna działalność publiczna, skoro wydaje się Pan koncentrować w niej na wyręczaniu prawicowych propagandystów i mediów mainstreamowych w wyszydzaniu i ośmieszaniu jedynej potencjalnej lewicowej alternatywy dla skłóconych prawicowych braci.
Nie sądzę, aby politykowi, który obrażony wycofał się z udziału w wyborach prezydenckich, otwierając tym samym drogę do urzędu Lechowi Kaczyńskiemu i pomagając w realizacji celów apostołów niesławnej „IV RP”, zwyczajnie wypadało krytykować tych, którzy inaczej niż on nie załamują się o wiele poważniejszymi przeciwnościami i którym, w odróżnieniu od Pana, nie podawano prezydentury na srebrnej tacy.
Nie sądzę, aby człowiek nie mający odwagi aby stanąć do prawdziwej walki, miał teraz moralne prawo, by strojąc się w pogardliwą wyższość dołączać do kopiących obecnego kandydata, wobec którego oczekiwania są o wiele większe, potencjalna nagroda niepewna, a który mimo to podjął się ryzyka.
Nie sądzę też, aby polityk, który wszystko co osiągnął zawdzięcza lewicy, a który ją bezceremonialnie przed czterema latach w godzinie ciężkiej próby porzucił, mógł odgrywać teraz rolę, za przeproszeniem, jej autorytetu. Aby nim być, trzeba mieć do zaoferowania coś więcej, niż polityczne tchórzostwo.
Krytyka tylko wtedy ma sens, gdy jest konstruktywna i ma jakiekolwiek podstawy. Lewica nie potrzebuje ludzi, których nie stać nawet na odrobinę poświęcenia i którzy uciekają na urojony piedestał.
Lewica w ciężkich chwilach nie potrzebuje się przejmować Pańskim zgorzknieniem. Najlepszą przysługę, jaką Pan może jej oddać, jest zachowanie go dla siebie albo jawne przystąpienie do tych, którzy swego czasu gorliwie pragnęli Pana zniszczyć, a do których Pana ciągnie w pogoni za urojonymi międzynarodowymi stanowiskami.
Niech Pan zatem skupi się na pielęgnowaniu swoich uraz, najlepiej w ciszy i odosobnieniu, a nie przeszkadza tym, którzy pragną coś zrobić.
Z poważaniem.