Po raporcie MAK
2011-01-16 21:11:20
Po ujawnieniu raportu MAK politycy PiS a wraz z nimi znaczna część dziennikarzy i publicystów otrzymała dar od niebios. Rozpoczęła się "druga ofensywa Smoleńska".

Pierwszą aż nadto dobrze wszyscy pamiętamy. Fanatyczny i chory z nienawiści tłum mieniący się "obrońcami krzyża" sterroryzował władze i zwykłych Warszawiaków. Krzyż po raz kolejny stał się symbolem podziału, mimo, iż jak zapowiadało wielu "Krzyż łączy, nie dzieli". Podzielił i to skutecznie. W tych dniach żałoby wojnę polsko-polską rozpoczął Jarosław Kaczyński, który zdecydował się pochować brata po królewsku na Wawelu. Żałobna atmosfera tamtych dni skutecznie została zakłócona. I tak jak po śmierci Jana Pawła II, także i tym razem nic się nie zmieniło-politycy skaczą sobie do gardeł, dziennikarze szukają tanich sensacji a ludzie nawet w rodzinach nie potrafią znaleźć wspólnego języka.

Wówczas nie znano jeszcze żadnych dokładnych przyczyn katastrofy, lecz prezes i jego wierni giermkowie już uderzyli- "Tusk i Komorowski mają krew na rękach", dalej- " W Smoleńsku to był zamach. Tusk ma krew na rękach. Sprzedajne media zafałszowały obraz wspaniałego prezydenta. Ogromna część narodu dzięki żałobie wraca z emigracji wewnętrznej. Prawdziwi Polacy przyszli pod Pałac i teraz powinni wybrać w wyborach swoich prawdziwych przedstawicieli". "Prezydenta Lecha Kaczyńskiego zabiło KGB: "To nie był przypadek", "Nic się nie dzieje przypadkiem, zostaliśmy sprzedani" (komu?), "Gdyby nie było osobnej wizyty premiera i prezydenta, oni by żyli. Premier Tusk ma krew na rękach", "NBP blokował kredyty dla PO". Warto pamiętać, że płk Edmund Klich, badający katastrofę w Smoleńsku, akredytowany przy MAK, kategorycznie wykluczył zamach jako przyczynę katastrofy.

Te wszystkie brednie i kalumnie rzucali "prawdziwi Polacy". Gdzie są dziś? Otóż zmienili trochę koncepcję. Nie wygłupiają się twierdząc, że to był zamach(chociaż kto wie?), ale tym razem już po raporcie Rosja "z nas zakpiła". Jakie są główne konkluzje płynące z raportu? Otóż piloci byli informowani o złej pogodzie od służb białoruskich, kontrolerów z wieży i od pilotów jaka-40, który wylądował wcześniej. Nie przerwała lądowania mimo ostrzeżeń systemu TAWS. Załoga była pod nieustająca presją psychologiczną ważnych pasażerów, w tym dowódcy sił powietrznych gen. Błasika. To opinia nie tylko rosyjskich, ale także polskich psychologów, którzy bazowali na podstawie nagrań rozmów załogi. A kto i czy naciskał na gen. Błasika już chyba nigdy się nie dowiemy.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie ma wątpliwości, że wina leży po stronie polskich pilotów. Wspomniany już wcześniej płk Edmund Klich stwierdził już po raporcie- " Oni nigdy nie powinni byli dopuścić do zejścia na tak niską wysokość. Kapitan działał jak zaprogramowany na to, że musi wylądować. Uzyskanie kontaktu wzrokowego z ziemią, nie było możliwe. Zabrakło wyobraźni. Zabrakło oceny ryzyka i zabrakło zdecydowanego działania drugiego pilota. Ja nie obwiniam załogi, ale ta załoga nie była odpowiednio wyszkolona".

Prezesowi i jego poplecznikom a zwłaszcza Janowi Pospieszalskiemu zadedykuję słowa Edmunda Klicha- " "Na podstawie zebranych materiałów można wyjaśnić przyczyny tej tragedii. Teoria o zamachu jest absolutnie wykluczona. Ktoś, kto chce mieć spiskowe teorie dziejów, to zawsze je stworzy. Ludzie, którzy nie chcą się dać przekonać - nigdy nie dadzą się przekonać. Pan Kaczyński może sobie snuć różne teorie". Jak myślicie, doczekamy się przeprosin od "prawdziwych Polaków"?

Chcemy czy nie przyczyna tej nie potrzebnej katastrofy jest bardzo prosta. Wina leży po stronie polskiej, nie rosyjskiej. Jednak zbliżające się wybory parlamentarne mogą spowodować, że także Donald Tusk pod wpływem nacisków PiS-owskiej opozycji będzie bardziej naciskał stronę rosyjską, aby bardziej zyskać w opinii publicznej. Z kolei Jarosław Kaczyński po przegranych-miejmy nadzieję-wyborach po raz kolejny stwierdzi, że był na proszkach. I tak oto zakończy się elegia smoleńska, powstała w wyniku polskich błędów i nonszalancji. Smutne to , ale niestety prawdziwe. Najbardziej zabawne jest jednak to, że katoliccy publicyści święcie zaczynają wierzyć w to, że błogosławiony już niebawem Jan Paweł II przyczyni się do końca wojny domowej i pogodzi zwaśnione strony. Jak było w kwietniowych dniach 2005 roku wszyscy jednak doskonale pamiętamy...



poprzedninastępny komentarze