2011-08-03 11:46:37
Niby zielona wyspa, niby jesteśmy w Europie, niby bogaty kapitalizm a jednak. A jednak coś jest nie tak i powinno być to powodem do wstydu dla rządzących, którzy od lat nie robią nic, aby zmienić ten stan rzeczy. Chodzi oczywiście o polską biedę. Tak wyśmiewaną, lekceważoną i traktowaną po macoszemu. Jest ona jak się okazuje realnym problemem, z którym od lat po prostu nic się nie robi. A podobno mamy społeczną gospodarkę rynkową, jednak praktyka pokazuje coś innego. Są równi i równiejsi.
Wg Głównego Urzędu Statystycznego, mimo wzrostu ogólnego poziomu życia w Polsce notowanego w ostatniej dekadzie, w skrajnym ubóstwie wciąż żyją setki tysięcy polskich rodzin – w sumie ponad 2,2 mln Polaków, w tym ponad 600 tys. dzieci. Czy ten cichy krzyk ktoś w końcu usłyszy?!
Łatkę polskiego cudu gospodarczego, który wszystkim dał po równo zrywa dr Waldemar Urbanik, socjolog z Wyższej Szkoły Humanistycznej TWP w Szczecinie, który niejako wbija szpilę e neoliberalną demagogię- „ Pod wieloma względami Polska błyskawicznie się cywilizuje, rośnie ogólny poziom życia, w wielu dziedzinach gonimy świat technologicznie, ale w sferze socjalnej jesteśmy barbarzyńcami. To nie populizm, lecz realna ocena bardzo poważnego zjawiska, którego konsekwencją jest wykluczenie sporej części obywateli z życia społecznego i gospodarczego”. Nie jest więc to "lewacka demagogia". Mimo tak dramatycznych danych w mediach wciąż za guru uważa się ojca polskiej transformacji, Leszka Balcerowicza dla którego wydatki socjalne są socjalistycznym przeżytkiem. Co by się stało, gdyby w tym barbarzyńskim kraju wcale nie było wydatków socjalnych? Zapewne większość by zdechła, ku zadowoleniu skrajnych neoliberałów. Swoją drogą co to za pomoc państwa, skoro taki zasiłek na dziecko to ledwie 58 do 91 zł na osobę, w zależności od wieku. I to ma starczyć na żywność, obuwie, leki, środki czystości, książki i zeszyty malucha? Czymś jeszcze czasem musi do tej szkoły dojechać.
Okazuje się, że mimo pompowanej przed media i polityków propagandy sukcesu tak dobrze nie jest, wręcz przeciwnie jest źle jak było. W 2000 r. 17,1 proc. osób w gospodarstwach domowych zaliczono do relatywnie ubogich. Po dziesięciu latach w tej kategorii jest nadal 17,1 proc., czyli ok. 6,5 mln Polaków. Przez 10 lat nie zrobiono nic żeby walczyć z tą plagą. Ważniejsze są igrzyska i przepychanki.
Za serce ściska zawsze bieda najmłodszych. I tak np. 100 tys. najuboższych dzieci, które straciły w ciągu dwóch lat (2009 – 2010) prawo do ciepłej zupy i kanapki. Jak pisał „Głos Nauczycielski", okazali się „za bogaci na kanapkę" serwowaną przez Ministerstwo Pracy w ramach programu „Pomoc Państwa w dożywianiu". Według GUS 12 proc. osób do lat 18 żyło w rodzinach ze sfery tzw. ustawowego ubóstwa. – W rzeczywistości jest gorzej, bo w realnym ubóstwie żyje co piąte polskie dziecko – alarmuje prof. Ewa Leś, wykładowca UW, specjalistka w dziedzinie polityki społecznej . Nikogo to nie rusza?!
W szczególnie trudnej sytuacji są też rodziny wielodzietne. Niemal co czwarta rodzina z co najmniej czworgiem dzieci znalazła się w 2010 r. w grupie skrajnego ubóstwa. Wśród rodzin niepełnych – 8 proc. I pomyśleć, że kler propaguje modele wielodzietnych rodzin! .Tylko potem rodzina taka zmuszona jest klepać biedę i dziękować Bogu, bo przecież zawsze może być gorzej... Kościół jednak woli zabrać głos w sprawach zwrotów kolejnych ziem niż upomnieć się o biedną dziatwę. Bo tak łatwiej...a przesłanie „BĘDZIESZ MIŁOWAŁ SWEGO BLIŹNIEGO JAK
SIEBIE SAMEGO" tak piękne w treści w praktyce nie oznacza nic. Katoliccy posłowie traktują to chyba jako policzek wymierzony w ich interesy.
Od momentu zamrożenia progów socjalnych w 2006(to czasy rządów podobno socjalnych PiS) r. do 2010 r. prawo do wsparcia socjalnego straciły dwa miliony osób, a liczba zasiłków rodzinnych na dzieci spadła niemal o połowę. Potwierdza to także GUS, pisząc w raporcie, że gdyby przyjąć wskaźnik urealniony wzrostem cen z 2006 r., to stopa ubóstwa ustawowego w 2010 r. wyniosłaby nie 7,3 proc., lecz niemal 11 proc. Ten ogólnonarodowy dramat rozgrywa się na naszych oczach i za naszym cichym pozwoleniem, gdyż za to odpowiadają polityczni idioci, których wybieramy.
Wydawałoby się, że lekiem na całe zło będzie praca. Wiadomo, bez pracy nie ma kołaczy. Problem polega na tym, że jesteśmy w Polsce, kraju, gdzie płaca minimalna jest jedną z najniższych w Europie, gdzie często zdarza się łamanie praw pracowniczych, a pracowników nie zawsze dostaje na czas swoją zapłatę. I tak ludzie, którzy mają jakimś cudem stały dochód w skrajnym ubóstwie żyje 10 proc. rencistów (3,9 proc. emerytów) i 9 proc. rolników.
Kolejnym przejawem biedy jest niepełnosprawność w rodzinie. Okazuje się, że to nie tylko wielki ludzi i rodzinny dramat, ale także a może i przede wszystkim ekonomiczny. Tam, gdzie głową rodziny jest osoba niepełnosprawna, ubóstwo skrajne sięgało w ubiegłym roku 9 proc., a w rodzinach z niepełnosprawnym dzieckiem aż 12 proc.
Prof. Ewa Leś stwierdza bowiem to, co najbardziej zaboli polskich neoliberałów, zachłyśniętych polską transformacją- „ To nie bezrobocie jest dziś największym problemem, lecz to, że ubóstwo paradoksalnie dotyka coraz częściej rodzin, w których rodzice pracę mają, ba, nawet oboje mają, ale są najniżej wynagradzani – mówi. – W Polsce mamy problem z dramatycznym zaniżaniem płac”. Ale wiek emerytalny się wydłuża a politycy sami sobie dają podwyżki, tak jak choćby ta ostatnia z br. kiedy to, zdecydowali, aby podwyższyć sobie kwotę na prowadzenie własnego biura. Jeśli wziąć pod uwagę, ilu mamy posłów- 460 i pomnożymy to przez owe 500zł wyjdzie bardzo ciekawa sumka. Jednak nie dla psa kiełbasa, zdawałoby się mówić takie przedsięwzięcie...
Wolny rynek nie rozwiązał wszystkich problemów. Co gorsza, skumulował je jeszcze bardziej. Od lipca Polska przewodniczy w Radzie UE. Czy nie powinien być to priorytet polskiego rządu, aby zlikwidować ten olbrzymi problem? Okazuje się, że nie. Dlatego czas na obywatelskie nieposłuszeństwo. Każdy polski rząd po 1989 roku łączyło jedno- wiara w niewidzialną rękę wolnego rynku. Ubóstwo traktowano jako problem przejściowy. A on jednak jest ciągle nierozwiązany.
Jedną z moich ulubionych piosenek jest „Małgocha” Piotra Bukartyka. Jej refren pasuje jak ulał do obecnej sytuacji w naszym barbarzyńskim kraju i śmiało stanowić może manifest wykluczonych:
Niektórzy chyba rodzą się przegrani
dlatego nigdzie miejsca nie ma dla nich
choć może gdyby byli tacy sami jak wy
nie schodziliby na psy
Wg Głównego Urzędu Statystycznego, mimo wzrostu ogólnego poziomu życia w Polsce notowanego w ostatniej dekadzie, w skrajnym ubóstwie wciąż żyją setki tysięcy polskich rodzin – w sumie ponad 2,2 mln Polaków, w tym ponad 600 tys. dzieci. Czy ten cichy krzyk ktoś w końcu usłyszy?!
Łatkę polskiego cudu gospodarczego, który wszystkim dał po równo zrywa dr Waldemar Urbanik, socjolog z Wyższej Szkoły Humanistycznej TWP w Szczecinie, który niejako wbija szpilę e neoliberalną demagogię- „ Pod wieloma względami Polska błyskawicznie się cywilizuje, rośnie ogólny poziom życia, w wielu dziedzinach gonimy świat technologicznie, ale w sferze socjalnej jesteśmy barbarzyńcami. To nie populizm, lecz realna ocena bardzo poważnego zjawiska, którego konsekwencją jest wykluczenie sporej części obywateli z życia społecznego i gospodarczego”. Nie jest więc to "lewacka demagogia". Mimo tak dramatycznych danych w mediach wciąż za guru uważa się ojca polskiej transformacji, Leszka Balcerowicza dla którego wydatki socjalne są socjalistycznym przeżytkiem. Co by się stało, gdyby w tym barbarzyńskim kraju wcale nie było wydatków socjalnych? Zapewne większość by zdechła, ku zadowoleniu skrajnych neoliberałów. Swoją drogą co to za pomoc państwa, skoro taki zasiłek na dziecko to ledwie 58 do 91 zł na osobę, w zależności od wieku. I to ma starczyć na żywność, obuwie, leki, środki czystości, książki i zeszyty malucha? Czymś jeszcze czasem musi do tej szkoły dojechać.
Okazuje się, że mimo pompowanej przed media i polityków propagandy sukcesu tak dobrze nie jest, wręcz przeciwnie jest źle jak było. W 2000 r. 17,1 proc. osób w gospodarstwach domowych zaliczono do relatywnie ubogich. Po dziesięciu latach w tej kategorii jest nadal 17,1 proc., czyli ok. 6,5 mln Polaków. Przez 10 lat nie zrobiono nic żeby walczyć z tą plagą. Ważniejsze są igrzyska i przepychanki.
Za serce ściska zawsze bieda najmłodszych. I tak np. 100 tys. najuboższych dzieci, które straciły w ciągu dwóch lat (2009 – 2010) prawo do ciepłej zupy i kanapki. Jak pisał „Głos Nauczycielski", okazali się „za bogaci na kanapkę" serwowaną przez Ministerstwo Pracy w ramach programu „Pomoc Państwa w dożywianiu". Według GUS 12 proc. osób do lat 18 żyło w rodzinach ze sfery tzw. ustawowego ubóstwa. – W rzeczywistości jest gorzej, bo w realnym ubóstwie żyje co piąte polskie dziecko – alarmuje prof. Ewa Leś, wykładowca UW, specjalistka w dziedzinie polityki społecznej . Nikogo to nie rusza?!
W szczególnie trudnej sytuacji są też rodziny wielodzietne. Niemal co czwarta rodzina z co najmniej czworgiem dzieci znalazła się w 2010 r. w grupie skrajnego ubóstwa. Wśród rodzin niepełnych – 8 proc. I pomyśleć, że kler propaguje modele wielodzietnych rodzin! .Tylko potem rodzina taka zmuszona jest klepać biedę i dziękować Bogu, bo przecież zawsze może być gorzej... Kościół jednak woli zabrać głos w sprawach zwrotów kolejnych ziem niż upomnieć się o biedną dziatwę. Bo tak łatwiej...a przesłanie „BĘDZIESZ MIŁOWAŁ SWEGO BLIŹNIEGO JAK
SIEBIE SAMEGO" tak piękne w treści w praktyce nie oznacza nic. Katoliccy posłowie traktują to chyba jako policzek wymierzony w ich interesy.
Od momentu zamrożenia progów socjalnych w 2006(to czasy rządów podobno socjalnych PiS) r. do 2010 r. prawo do wsparcia socjalnego straciły dwa miliony osób, a liczba zasiłków rodzinnych na dzieci spadła niemal o połowę. Potwierdza to także GUS, pisząc w raporcie, że gdyby przyjąć wskaźnik urealniony wzrostem cen z 2006 r., to stopa ubóstwa ustawowego w 2010 r. wyniosłaby nie 7,3 proc., lecz niemal 11 proc. Ten ogólnonarodowy dramat rozgrywa się na naszych oczach i za naszym cichym pozwoleniem, gdyż za to odpowiadają polityczni idioci, których wybieramy.
Wydawałoby się, że lekiem na całe zło będzie praca. Wiadomo, bez pracy nie ma kołaczy. Problem polega na tym, że jesteśmy w Polsce, kraju, gdzie płaca minimalna jest jedną z najniższych w Europie, gdzie często zdarza się łamanie praw pracowniczych, a pracowników nie zawsze dostaje na czas swoją zapłatę. I tak ludzie, którzy mają jakimś cudem stały dochód w skrajnym ubóstwie żyje 10 proc. rencistów (3,9 proc. emerytów) i 9 proc. rolników.
Kolejnym przejawem biedy jest niepełnosprawność w rodzinie. Okazuje się, że to nie tylko wielki ludzi i rodzinny dramat, ale także a może i przede wszystkim ekonomiczny. Tam, gdzie głową rodziny jest osoba niepełnosprawna, ubóstwo skrajne sięgało w ubiegłym roku 9 proc., a w rodzinach z niepełnosprawnym dzieckiem aż 12 proc.
Prof. Ewa Leś stwierdza bowiem to, co najbardziej zaboli polskich neoliberałów, zachłyśniętych polską transformacją- „ To nie bezrobocie jest dziś największym problemem, lecz to, że ubóstwo paradoksalnie dotyka coraz częściej rodzin, w których rodzice pracę mają, ba, nawet oboje mają, ale są najniżej wynagradzani – mówi. – W Polsce mamy problem z dramatycznym zaniżaniem płac”. Ale wiek emerytalny się wydłuża a politycy sami sobie dają podwyżki, tak jak choćby ta ostatnia z br. kiedy to, zdecydowali, aby podwyższyć sobie kwotę na prowadzenie własnego biura. Jeśli wziąć pod uwagę, ilu mamy posłów- 460 i pomnożymy to przez owe 500zł wyjdzie bardzo ciekawa sumka. Jednak nie dla psa kiełbasa, zdawałoby się mówić takie przedsięwzięcie...
Wolny rynek nie rozwiązał wszystkich problemów. Co gorsza, skumulował je jeszcze bardziej. Od lipca Polska przewodniczy w Radzie UE. Czy nie powinien być to priorytet polskiego rządu, aby zlikwidować ten olbrzymi problem? Okazuje się, że nie. Dlatego czas na obywatelskie nieposłuszeństwo. Każdy polski rząd po 1989 roku łączyło jedno- wiara w niewidzialną rękę wolnego rynku. Ubóstwo traktowano jako problem przejściowy. A on jednak jest ciągle nierozwiązany.
Jedną z moich ulubionych piosenek jest „Małgocha” Piotra Bukartyka. Jej refren pasuje jak ulał do obecnej sytuacji w naszym barbarzyńskim kraju i śmiało stanowić może manifest wykluczonych:
Niektórzy chyba rodzą się przegrani
dlatego nigdzie miejsca nie ma dla nich
choć może gdyby byli tacy sami jak wy
nie schodziliby na psy