2014-11-29 18:36:44
Po klęsce lewicy w wyborach samorządowych, padają różne głosy. Nie brakuje radykałów, którzy przy każdej okazji, niczym red. Ewa Milewicz uważają, że „SLD wolno mniej”. Twardo stąpam po Ziemi i wiem, że jeśli za rok zabraknie Sojuszu w Parlamencie, to na długie lata w Polsce nie będzie żadnej lewicy.
Wiem, SLD popełniało błędy o których ciężko zapomnieć. Lewicowy wyborca ma świetną pamięć i obawy, że błędy i wypaczenia mogą się powtórzyć. Uważam jednak, że trzeba być wyjątkowo zamkniętym na rzeczywistość, by nie zmienić poglądów na gospodarkę w ciągu ostatnich kilku lat. Może poza Leszkiem Balcerowiczem, prawie wszyscy w Polsce, przynajmniej w retoryce, zreflektowali się w gloryfikacji neoliberalnego modelu kapitalizmu.
Na świecie neoliberalizm jako ideologia i czasami już także jako praktyka jest w odwrocie. SLD był ruchem, następnie partią, które w dużym stopniu unikały wyraźnie sprofilowanej tożsamości politycznej, gdyż uważano, że będzie się ona kojarzyła z PRL. Sojuszowi bardzo zależało na legitymizacji ze strony partii postsolidarnościowych w kraju i zachodniej socjaldemokracji na świecie, walczono długimi latami o to, aby uzyskać status członka w Międzynarodówce Socjalistycznej.
Aleksander Kwaśniewski ciągle zabiegał o moralnie poparcie solidarnościowej opozycji, uważając, że lewicy wolno mniej, odcinając się od swojej przeszłości, o tyle Leszek Miller uważał, że najważniejsze nie jest poparcie salonu bądź elit, lecz wyborców. Leszek Miller nazywa to „partią koncesjonowaną”, czyli taką, która działa w oparciu o koncesje przyznaną przez środowiska, które są „lepiej urodzone”. Leszek Miller oceniał te fascynację Kwaśniewskiego tym, że były prezydent szukał jakiejś „legitymizacji” swojej formacji. Strategia byłego prezydenta, mimo upływu lat, nie straciła na aktualności, czego przykładem był Janusz Palikot, wcześniej LiD oraz troska o przyjaźń ze środowiskiem dawnej Unii Demokratycznej. Wszystko, co przychodziło z Zachodu było dla tej partii szczególnie istotne. Tezy Giddensa i Blaira znalazły odzew w SPD, a więc partii, które w Międzynarodówce Socjalistycznej znaczyła najwięcej, a także która w procesie integracji Polski z UE miała dla Leszka Millera szczególne znaczenie. Był to jednocześnie szczytowy okres panowania neoliberalizmu jako ideologii i praktyki. Jeśli byśmy patrzyli tylko na deklaracje, to Leszek Miller zdążył przez ostatnie miesiące bardzo oddalić się od zdezawuowanej koncepcji tzw. Trzeciej Drogi. Przełomowym dla SLD momentem w tej kadencji była sprawa podniesienia wieku emerytalnego. Ostateczna weryfikacja wyzbycia się blairowskich iluzji nadejdzie w momencie dojścia lewicy w Polsce do władzy. SLD na przestrzeni swoich dziejów starał się być partią pragmatyczną, co było i wadą i zaletą. Z jednej strony SLD np. nie negował np. procesów prywatyzacji gospodarki, ale za jego rządów nie wyrugowano państwa ze strategicznych sektorów gospodarki itd. Dopiero narastająca dominacja w systemie partyjnym dwu partii prawicowych, utrata części nawet najwierniejszych wyborców przez SLD chyba zaczęły uświadamiać tej partii, że pragmatyzm nie wystarczy do przetrwania, że tylko, tak jak to się dzieje w wielu państwach naszej części Europy, krytyka neoliberalizmu pozwala lewicy zyskiwać społeczne poparcie.
W tej kampanii SLD powieliło błędy przeszłości. Wybory samorządowe są specyficzne, tu bowiem o wyniku wyborczym decydują relacje lokalnych działaczy z masami. A jak one wyglądały, widać po wyniku wyborczym. Lokalne wojenki, podziały i ambicje wzięły górę. Lokalni działacze powinni być w pierwszym rzędzie działaczami pierwszego kontaktu, do których zgłaszać mógłby się proletariat. Postawiono na mało znane osoby, na liderów, którzy wyborcom kojarzą się z niczym, albo z prawie niczym.
SLD wolno tyle samo, co innym partiom. Jeszcze płomień rewolucji nie zgasł, jeszcze tli się nadzieja. Co z niej pozostanie, zdecydują nie tylko wyborcy, ale przede wszystkim liderzy SLD. Od nich bowiem zależy, czy lud znajdzie oparcie w swoich wybrańcach i czy SLD nie rozminie się ze swoim lewicowym programem podczas sprawowania władzy.
Sojusz jest nam potrzebny. Polska to kraj, gdzie wszystko co lewicowe, jest obrzydzone. Przez 25 lat nie udało się w Polsce zorganizować innej, lewicowej formacji, która byłaby w stanie, wyjść poza nawias debaty publicznej. Można SLD opluwać, gniewać się, wytykać błędy. Krytyka bowiem bywa twórcza. Ale takie działania zepchną jedyną jak na razie lewicową formację , do katakumb. Czego sobie i lewicy nie życzę.
Wiem, SLD popełniało błędy o których ciężko zapomnieć. Lewicowy wyborca ma świetną pamięć i obawy, że błędy i wypaczenia mogą się powtórzyć. Uważam jednak, że trzeba być wyjątkowo zamkniętym na rzeczywistość, by nie zmienić poglądów na gospodarkę w ciągu ostatnich kilku lat. Może poza Leszkiem Balcerowiczem, prawie wszyscy w Polsce, przynajmniej w retoryce, zreflektowali się w gloryfikacji neoliberalnego modelu kapitalizmu.
Na świecie neoliberalizm jako ideologia i czasami już także jako praktyka jest w odwrocie. SLD był ruchem, następnie partią, które w dużym stopniu unikały wyraźnie sprofilowanej tożsamości politycznej, gdyż uważano, że będzie się ona kojarzyła z PRL. Sojuszowi bardzo zależało na legitymizacji ze strony partii postsolidarnościowych w kraju i zachodniej socjaldemokracji na świecie, walczono długimi latami o to, aby uzyskać status członka w Międzynarodówce Socjalistycznej.
Aleksander Kwaśniewski ciągle zabiegał o moralnie poparcie solidarnościowej opozycji, uważając, że lewicy wolno mniej, odcinając się od swojej przeszłości, o tyle Leszek Miller uważał, że najważniejsze nie jest poparcie salonu bądź elit, lecz wyborców. Leszek Miller nazywa to „partią koncesjonowaną”, czyli taką, która działa w oparciu o koncesje przyznaną przez środowiska, które są „lepiej urodzone”. Leszek Miller oceniał te fascynację Kwaśniewskiego tym, że były prezydent szukał jakiejś „legitymizacji” swojej formacji. Strategia byłego prezydenta, mimo upływu lat, nie straciła na aktualności, czego przykładem był Janusz Palikot, wcześniej LiD oraz troska o przyjaźń ze środowiskiem dawnej Unii Demokratycznej. Wszystko, co przychodziło z Zachodu było dla tej partii szczególnie istotne. Tezy Giddensa i Blaira znalazły odzew w SPD, a więc partii, które w Międzynarodówce Socjalistycznej znaczyła najwięcej, a także która w procesie integracji Polski z UE miała dla Leszka Millera szczególne znaczenie. Był to jednocześnie szczytowy okres panowania neoliberalizmu jako ideologii i praktyki. Jeśli byśmy patrzyli tylko na deklaracje, to Leszek Miller zdążył przez ostatnie miesiące bardzo oddalić się od zdezawuowanej koncepcji tzw. Trzeciej Drogi. Przełomowym dla SLD momentem w tej kadencji była sprawa podniesienia wieku emerytalnego. Ostateczna weryfikacja wyzbycia się blairowskich iluzji nadejdzie w momencie dojścia lewicy w Polsce do władzy. SLD na przestrzeni swoich dziejów starał się być partią pragmatyczną, co było i wadą i zaletą. Z jednej strony SLD np. nie negował np. procesów prywatyzacji gospodarki, ale za jego rządów nie wyrugowano państwa ze strategicznych sektorów gospodarki itd. Dopiero narastająca dominacja w systemie partyjnym dwu partii prawicowych, utrata części nawet najwierniejszych wyborców przez SLD chyba zaczęły uświadamiać tej partii, że pragmatyzm nie wystarczy do przetrwania, że tylko, tak jak to się dzieje w wielu państwach naszej części Europy, krytyka neoliberalizmu pozwala lewicy zyskiwać społeczne poparcie.
W tej kampanii SLD powieliło błędy przeszłości. Wybory samorządowe są specyficzne, tu bowiem o wyniku wyborczym decydują relacje lokalnych działaczy z masami. A jak one wyglądały, widać po wyniku wyborczym. Lokalne wojenki, podziały i ambicje wzięły górę. Lokalni działacze powinni być w pierwszym rzędzie działaczami pierwszego kontaktu, do których zgłaszać mógłby się proletariat. Postawiono na mało znane osoby, na liderów, którzy wyborcom kojarzą się z niczym, albo z prawie niczym.
SLD wolno tyle samo, co innym partiom. Jeszcze płomień rewolucji nie zgasł, jeszcze tli się nadzieja. Co z niej pozostanie, zdecydują nie tylko wyborcy, ale przede wszystkim liderzy SLD. Od nich bowiem zależy, czy lud znajdzie oparcie w swoich wybrańcach i czy SLD nie rozminie się ze swoim lewicowym programem podczas sprawowania władzy.
Sojusz jest nam potrzebny. Polska to kraj, gdzie wszystko co lewicowe, jest obrzydzone. Przez 25 lat nie udało się w Polsce zorganizować innej, lewicowej formacji, która byłaby w stanie, wyjść poza nawias debaty publicznej. Można SLD opluwać, gniewać się, wytykać błędy. Krytyka bowiem bywa twórcza. Ale takie działania zepchną jedyną jak na razie lewicową formację , do katakumb. Czego sobie i lewicy nie życzę.