2015-01-24 16:22:57
Wypowiedź Grzegorza Schetyny jest ewidentnie antyrosyjska. To próba naginania historii, a ta, jak wiadomo, nie jest najlepszym doradcą w polityce.
Rusofobia stała się w Polsce polityką państwową. Uwidoczniła się ona zwłaszcza podczas wojny domowej na Ukrainie. Zaciemnia ona tym samym rzetelną ocenę polityczną u naszego sąsiada. Aby zrobić Rosji na złość, a tym samym narazić się na embargo i inne negatywne konsekwencje, nasz rząd od początku nie zachowywał się w tej sprawie obiektywnie. Wręcz przeciwnie, wspierał od samego początku jedną tylko stronę, nie odrabiając tym samym lekcji z „Pomarańczowej rewolucji”. Polska stałą się państwem frontowym, który z największą zaciekłością dąży do sankcji i próby ukarania złej Rosji. Tymczasem na Ukrainie doszło do przewrotu, który doprowadził do władzy ludzi, których śmiało można nazwać zwolennikami Stepana Bandery. Problem ten widzą politycy zachodni, w tym m.in. były komisarz ds. rozszerzenia, Gunter Verheugen, który stwierdził, iż w ukraińskim rządzie zasiada najwięcej polityków faszystów, niż w jakimkolwiek innym rządzie w Europie. Obecność faszystowskiej partii Swoboda w rządzie Arsenija Jaceniuka, tylko potwierdza tę tezę.
Jakby tego było mało, nowy ukraiński prezydent, przedstawiany w Polsce jako proeuropejski, stwierdził pod koniec sierpnia iż: „Uznając za bohaterów narodowych UPA i Bandera, Ukraina nie powinna brać pod uwagę krytycznych opinii innych państw, w tym nawet ich oficjalnych protestów i negatywnych reakcji”. Czy była jakakolwiek reakcja polskiego MSZ na tę skandaliczną wypowiedź? Co w ogóle znaczy stwierdzenie „nie powinna brać pod uwagę krytycznych opinii innych państw”? Budowanie swojej narodowej tożsamości na faszystowskiej ideologii to droga donikąd. CO więcej, to niebezpieczne ze względu na polską rację stanu. Dwa miesiące Kijowie miał miejsce marsz nacjonalistów. Aktywiści z faszystowskiej partii Swoboda przemaszerowali centralnymi ulicami Kijowa, czcząc 72. rocznicę powstania Ukraińskiej Powstańczej Armii - formacji odpowiedzialnej m.in. za eksterminację Polaków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Co więcej, ukraiński prezydent swoim rozporządzeniu napisał: „W celu uhonorowania męstwa i heroizmu obrońców niepodległości i integralności Ukrainy, wojskowych tradycji i zwycięstw ukraińskiego narodu, a także dalszej budowy mocnego patriotycznego ducha w społeczeństwie, postanawiam ustanowić na Ukrainie święto – Dzień Obrońcy Ojczyzny, który obchodzony będzie corocznie 14 października”. Czyli rocznica powstania UPA, staje się świętem państwowym Ukrainy. Nie było żółtych pasków, zero szoku, żadnych komentarzy. I oczywiście żadnych refleksji. To policzek wymierzony w polskie ofiary rzezi na Wołyniu. Prowadzona od lat polityka historyczna, która za główny cel obrała sobie budowanie antyrosyjskiego frontu, posunęła się już za daleko. Czas na pobudkę, wielbiciele korowych rewolucji!
Dzień 27 stycznia to, nie tylko w Rosji, ale w całym świecie bardzo ważna data. Rocznica oswobodzenia KL Auschwitz jest bowiem Międzynarodowym Dniem Ofiar Holocaustu. To dzień pamięci o wszystkich tych, którzy wg. niemieckich faszystów nie byli ludźmi. Zagłada Żydów była więc zagładą całego świata. Aż tu raptem, niczym Filip z konopi, polski szef MSZ stwierdza, że podczas uroczystości rocznicowych, nie będzie tych, którzy go oswobodzili. Stwierdził on bowiem, iż obóz zagłady wyzwolili…Ukraińcy. Ponieważ, jak stwierdził Grzegorz Schetyna, „w szeregach Armii Czerwonej byli Ukraińcy i to oni, jako 1. Front Ukraiński wyzwolił obóz w Auschwitz”. To oczywiści policzek wymierzony w Rosję i kolejny powód, aby nie zapraszać rosyjskiego prezydenta na uroczystości. To bardzo krótkowzroczne i nierozsądne. Na zachodzie nikt nie będzie prowadził tak antyrosyjskiej polityki, co już da się zauważyć. Idę o zakład, że w Dzień Zwycięstwa, Rosja ani słowem nie zająknie się o bohaterstwie polskiego żołnierza. Cios za cios.
Idąc jednak tokiem myślenia szefa polskiej dyplomacji, należy stwierdzić, że Ukraińscy na Wołyniu wymordowali więcej Polaków, niż Rosjanie w Katyniu. Zresztą, ciekawe ilu było wówczas Ukraińców, którzy strzelali polskim oficerom w tył głowy?
Rusofobia stała się w Polsce polityką państwową. Uwidoczniła się ona zwłaszcza podczas wojny domowej na Ukrainie. Zaciemnia ona tym samym rzetelną ocenę polityczną u naszego sąsiada. Aby zrobić Rosji na złość, a tym samym narazić się na embargo i inne negatywne konsekwencje, nasz rząd od początku nie zachowywał się w tej sprawie obiektywnie. Wręcz przeciwnie, wspierał od samego początku jedną tylko stronę, nie odrabiając tym samym lekcji z „Pomarańczowej rewolucji”. Polska stałą się państwem frontowym, który z największą zaciekłością dąży do sankcji i próby ukarania złej Rosji. Tymczasem na Ukrainie doszło do przewrotu, który doprowadził do władzy ludzi, których śmiało można nazwać zwolennikami Stepana Bandery. Problem ten widzą politycy zachodni, w tym m.in. były komisarz ds. rozszerzenia, Gunter Verheugen, który stwierdził, iż w ukraińskim rządzie zasiada najwięcej polityków faszystów, niż w jakimkolwiek innym rządzie w Europie. Obecność faszystowskiej partii Swoboda w rządzie Arsenija Jaceniuka, tylko potwierdza tę tezę.
Jakby tego było mało, nowy ukraiński prezydent, przedstawiany w Polsce jako proeuropejski, stwierdził pod koniec sierpnia iż: „Uznając za bohaterów narodowych UPA i Bandera, Ukraina nie powinna brać pod uwagę krytycznych opinii innych państw, w tym nawet ich oficjalnych protestów i negatywnych reakcji”. Czy była jakakolwiek reakcja polskiego MSZ na tę skandaliczną wypowiedź? Co w ogóle znaczy stwierdzenie „nie powinna brać pod uwagę krytycznych opinii innych państw”? Budowanie swojej narodowej tożsamości na faszystowskiej ideologii to droga donikąd. CO więcej, to niebezpieczne ze względu na polską rację stanu. Dwa miesiące Kijowie miał miejsce marsz nacjonalistów. Aktywiści z faszystowskiej partii Swoboda przemaszerowali centralnymi ulicami Kijowa, czcząc 72. rocznicę powstania Ukraińskiej Powstańczej Armii - formacji odpowiedzialnej m.in. za eksterminację Polaków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Co więcej, ukraiński prezydent swoim rozporządzeniu napisał: „W celu uhonorowania męstwa i heroizmu obrońców niepodległości i integralności Ukrainy, wojskowych tradycji i zwycięstw ukraińskiego narodu, a także dalszej budowy mocnego patriotycznego ducha w społeczeństwie, postanawiam ustanowić na Ukrainie święto – Dzień Obrońcy Ojczyzny, który obchodzony będzie corocznie 14 października”. Czyli rocznica powstania UPA, staje się świętem państwowym Ukrainy. Nie było żółtych pasków, zero szoku, żadnych komentarzy. I oczywiście żadnych refleksji. To policzek wymierzony w polskie ofiary rzezi na Wołyniu. Prowadzona od lat polityka historyczna, która za główny cel obrała sobie budowanie antyrosyjskiego frontu, posunęła się już za daleko. Czas na pobudkę, wielbiciele korowych rewolucji!
Dzień 27 stycznia to, nie tylko w Rosji, ale w całym świecie bardzo ważna data. Rocznica oswobodzenia KL Auschwitz jest bowiem Międzynarodowym Dniem Ofiar Holocaustu. To dzień pamięci o wszystkich tych, którzy wg. niemieckich faszystów nie byli ludźmi. Zagłada Żydów była więc zagładą całego świata. Aż tu raptem, niczym Filip z konopi, polski szef MSZ stwierdza, że podczas uroczystości rocznicowych, nie będzie tych, którzy go oswobodzili. Stwierdził on bowiem, iż obóz zagłady wyzwolili…Ukraińcy. Ponieważ, jak stwierdził Grzegorz Schetyna, „w szeregach Armii Czerwonej byli Ukraińcy i to oni, jako 1. Front Ukraiński wyzwolił obóz w Auschwitz”. To oczywiści policzek wymierzony w Rosję i kolejny powód, aby nie zapraszać rosyjskiego prezydenta na uroczystości. To bardzo krótkowzroczne i nierozsądne. Na zachodzie nikt nie będzie prowadził tak antyrosyjskiej polityki, co już da się zauważyć. Idę o zakład, że w Dzień Zwycięstwa, Rosja ani słowem nie zająknie się o bohaterstwie polskiego żołnierza. Cios za cios.
Idąc jednak tokiem myślenia szefa polskiej dyplomacji, należy stwierdzić, że Ukraińscy na Wołyniu wymordowali więcej Polaków, niż Rosjanie w Katyniu. Zresztą, ciekawe ilu było wówczas Ukraińców, którzy strzelali polskim oficerom w tył głowy?