2016-02-28 13:35:07
Po tym, jak polska prawica sięga po sprawdzone metody, w obronie Lecha Wałęsy stają niemal wszyscy. Są to zazwyczaj ci, którzy na początku lat 90. mieli go za groźnego dyktatora, a dziś chcą mu niemal stawiać pomniki.
Kiedy rozpoczęła się tzw. „wojna na górze” byli opozycjoniści skoczyli sobie do gardeł, puściły wszystkie hamulce. Walka o władzę była silniejsza niż dawna, opozycyjna przeszłość. Lech Wałęsa stał się obiektem ataków ze strony Adama Michnika, który na łamach „Gazety Wyborczej” w bezpardonowy sposób atakował lidera „Solidarności”. Retoryka publicystyki z tego okresu to emanacja tego wszystkiego, co dziś stosuje prawica, atakując byłego prezydenta.
Według Adama Michnika, Lech Wałęsa to groźny dyktator: „ Dyktatorem Wałęsa był właściwie od zawsze. Dyktatorskich metod używał już w »Solidarności«, a to w celu zniszczenia wszystkich potencjalnych rywali. „Wałęsa podzielił »Solidarność«. Usunął tych wszystkich, którzy umieli mu się przeciwstawić i mogliby zagrodzić drogę. W tym celu uznał za pożyteczne określić ich publicznie mianem »jajogłowych« lub »Żydów«” – pisał Michnik. Takich ataków redaktora naczelnego było znacznie więcej. Oberwało się również Jarosławowi Kaczyńskiemu, wówczas bliskiemu współpracownikowi Lecha Wałęsy: „Zastanawiam się, dlaczego Jarosław Kaczyński i inni politycy Centrum bezkrytycznie aprobują coraz bardziej szokujące wypowiedzi Lecha Wałęsy w trakcie tej swoistej kampanii prezydenckiej – o potrzebie prezydenta z siekierą, rządzącego z pomocą dekretów; o demokracji pojmowanej jako jednoosobowa władza kierowcy nad samochodem; o senatorach i posłach jako baranach czy też gamoniach, produkujących »bzdety«, które łatwo może zdmuchnąć gniew ludu – pisał redaktor naczelny „Gazety”.
Słowa Adama Michnika znalazły potwierdzenie w prezydenturze Wałęsy pełnej autorytarnych posunięć i nadętości. To wówczas w polityczny krwiobieg weszło pojęcie „falandyzacji prawa”, bowiem to Lech Faladysz – wiceszef kancelarii prezydenta Wałęsy – był specem od tego, co dzisiaj zarzucamy Kaczyńskiemu. Uczeń miał godnego nauczyciela. Co więcej, to Lech Wałęsa stał za obaleniem lewicowego rządu Józefa Oleksego, którego oskarżono o agenturalność na rzecz Rosji. Nie wykluczone, że „afera Olina” była rosyjską prowokacją, mającą na celu zablokowanie wejście Polski do NATO. Lech Wałęsa wówczas był po przegranych wyborach prezydenckich. Nie omieszkał jednak zemścić się na lewicy, poprzez którą poniósł sromotną klęskę. Dopiero gdy Oleksy zmarł, Lech Wałęsa zdobył się, żeby go przeprosić. To zadziwiające, bowiem przez całe życie Lech Wałęsa z dumą w klapie nosił podobiznę Matki Boskiej. To do niczego nie zobowiązuje? Do tych przeprosin powinno się dołączyć bardzo wielu polityków oraz dziennikarzy.
Komitet Obrony Demokracji bierze dziś Lecha Wałęsę na sztandary. To bardzo krótkowzroczne. Liderzy KOD-u nie pamiętają bądź nie chcą pamiętać o latach prezydentury noblisty. Wówczas demokracja była zagrożona nie mniej, niż dziś. Lech Wałęsa ma swoje miejsce w historii, bez względu na to, czy coś podpisał, czy nie. Swoją drogą to zastanawiające, że prawica ruga dziś Lecha Wałęsę za współpracę z SB, a nie przeszkadza jej czcić Józefa Kurasia ps. „Ogień”, który dobrowolnie wstąpił do UB, a którego Światowy Związek Żołnierzy AK oskarża o donosicielstwo na żołnierzy Armii Krajowej. Sprawę bada obecnie IPN.
Nie ma ludzi idealnych i krystalicznych. Robienie z Lecha Wałęsy zdrajcy, jest dziś tak samo groteskowe, jako robienie z niego bohatera.
Kiedy rozpoczęła się tzw. „wojna na górze” byli opozycjoniści skoczyli sobie do gardeł, puściły wszystkie hamulce. Walka o władzę była silniejsza niż dawna, opozycyjna przeszłość. Lech Wałęsa stał się obiektem ataków ze strony Adama Michnika, który na łamach „Gazety Wyborczej” w bezpardonowy sposób atakował lidera „Solidarności”. Retoryka publicystyki z tego okresu to emanacja tego wszystkiego, co dziś stosuje prawica, atakując byłego prezydenta.
Według Adama Michnika, Lech Wałęsa to groźny dyktator: „ Dyktatorem Wałęsa był właściwie od zawsze. Dyktatorskich metod używał już w »Solidarności«, a to w celu zniszczenia wszystkich potencjalnych rywali. „Wałęsa podzielił »Solidarność«. Usunął tych wszystkich, którzy umieli mu się przeciwstawić i mogliby zagrodzić drogę. W tym celu uznał za pożyteczne określić ich publicznie mianem »jajogłowych« lub »Żydów«” – pisał Michnik. Takich ataków redaktora naczelnego było znacznie więcej. Oberwało się również Jarosławowi Kaczyńskiemu, wówczas bliskiemu współpracownikowi Lecha Wałęsy: „Zastanawiam się, dlaczego Jarosław Kaczyński i inni politycy Centrum bezkrytycznie aprobują coraz bardziej szokujące wypowiedzi Lecha Wałęsy w trakcie tej swoistej kampanii prezydenckiej – o potrzebie prezydenta z siekierą, rządzącego z pomocą dekretów; o demokracji pojmowanej jako jednoosobowa władza kierowcy nad samochodem; o senatorach i posłach jako baranach czy też gamoniach, produkujących »bzdety«, które łatwo może zdmuchnąć gniew ludu – pisał redaktor naczelny „Gazety”.
Słowa Adama Michnika znalazły potwierdzenie w prezydenturze Wałęsy pełnej autorytarnych posunięć i nadętości. To wówczas w polityczny krwiobieg weszło pojęcie „falandyzacji prawa”, bowiem to Lech Faladysz – wiceszef kancelarii prezydenta Wałęsy – był specem od tego, co dzisiaj zarzucamy Kaczyńskiemu. Uczeń miał godnego nauczyciela. Co więcej, to Lech Wałęsa stał za obaleniem lewicowego rządu Józefa Oleksego, którego oskarżono o agenturalność na rzecz Rosji. Nie wykluczone, że „afera Olina” była rosyjską prowokacją, mającą na celu zablokowanie wejście Polski do NATO. Lech Wałęsa wówczas był po przegranych wyborach prezydenckich. Nie omieszkał jednak zemścić się na lewicy, poprzez którą poniósł sromotną klęskę. Dopiero gdy Oleksy zmarł, Lech Wałęsa zdobył się, żeby go przeprosić. To zadziwiające, bowiem przez całe życie Lech Wałęsa z dumą w klapie nosił podobiznę Matki Boskiej. To do niczego nie zobowiązuje? Do tych przeprosin powinno się dołączyć bardzo wielu polityków oraz dziennikarzy.
Komitet Obrony Demokracji bierze dziś Lecha Wałęsę na sztandary. To bardzo krótkowzroczne. Liderzy KOD-u nie pamiętają bądź nie chcą pamiętać o latach prezydentury noblisty. Wówczas demokracja była zagrożona nie mniej, niż dziś. Lech Wałęsa ma swoje miejsce w historii, bez względu na to, czy coś podpisał, czy nie. Swoją drogą to zastanawiające, że prawica ruga dziś Lecha Wałęsę za współpracę z SB, a nie przeszkadza jej czcić Józefa Kurasia ps. „Ogień”, który dobrowolnie wstąpił do UB, a którego Światowy Związek Żołnierzy AK oskarża o donosicielstwo na żołnierzy Armii Krajowej. Sprawę bada obecnie IPN.
Nie ma ludzi idealnych i krystalicznych. Robienie z Lecha Wałęsy zdrajcy, jest dziś tak samo groteskowe, jako robienie z niego bohatera.