2009-02-19 09:46:59
20-letni student z Wyszkowa zaprosił prostytutkę do wynajmowanego na warszawskiej Woli mieszkania. Zabił ją, a potem poćwiartował jej ciało.
Adwokat mężczyzny, który gwałcił swoją żonę, znęcał się nad nią, groził jej i jej rodzinie bronią w sądzie wniósł o uniewinnienie, bo "kobiety często kłamią, oskarżają o gwałt, mszczą się". Mężczyzna, na prośbę obrońcy, decyzją sędzi Agnieszki Olszewskiej został na wolności do czasu uprawomocnienia wyroku. W tym czasie zabił siostrę żony, jej chłopaka i - podczas policyjnej obławy - siebie.
W 2007 r. sierżant z lubelskiej policji zgwałcił zatrzymaną na komendzie kobietę. Okazało się, że co najmniej osiem innych kobiet w równie podejrzany sposób - zgarnięte nocą z ulicy pod zarzutem nietrzeźwości - było molestowanych przez tego samego policjanta. Dziś jego ówczesny szef dostał awans na kierownika sekcji. Ani szef, ani inni policjanci, którzy dyżurowali z gwałcicielem, nie ponieśli żadnych konsekwencji.
Wychodzi na jaw historia ojca, który regularnie gwałcił, bił i poniżał swoją córkę. Dziś ma ona 21 lat, pierwszy raz została zgwałcona w wieku 15-stu. 40-letni wówczas ojciec mówił do niej: "Jesteś moją własnością i nikt cię nie ruszy".
Kilka tygodni wcześniej media donoszą o rodzinie, w której ojciec kilkanaście lat gwałcił i trzymał w niewoli córkę. Rząd, a za nim media, robią z tego "aferę pedofilską", choć oskarżony mężczyzna nadal znęcał się nad córką, gdy ta przestała być dzieckiem.
Wszystkie te informacje spadły na nas w ciągu ostatnich tygodni. W tym samym czasie marszałek Sejmu, Bronisław Komorowski, proponuje udostępnić mężczyznom paralizatory. Jego zdaniem każdy mężczyzna ma do tego typu broni prawo, by chronić "swoją kobietę". - Jestem zwolennikiem ustawy o obronie miru domowego - podkreślił marszałek na antenie RMF FM.
Można by powiedzieć, że Komorowski trafił pomysłem jak kulą w płot, bo 95% ofiar przemocy domowej to kobiety, zaś 80% ofiar przestępstw seksualnych zostało zgwałconych przez osoby z rodziny lub bliskich znajomych.
Komorowski trafił zatem nie tyle w płot, co w kobiety, ale dla rządu do chyba niewielka różnica. Jedno i drugie jest zawsze czyjąś własnością, a własność jest po to, by nią rozporządzać. W dodatku i płot, i kobieta to zwykle zestaw jednego gospodarza. Płot jest na tyle wysoki i szczelny, by chronił pańską prywatność, w zaciszu której "pan domu" dowolnie zarządza resztą rodziny.
Można o tym nie pisać, bo po co robić z przemocy tabloidową sensację. Nie pisząc można jednak sprawę przemilczeć, tak jak przemilczane były dotąd "te" sprawy i pewnie nadal przemilczanych jest setki podobnych. To, że media z upokarzania i znęcania się nad kobietami zwykły robić "aferę" z przedrostkiem "seks" - jakby tu chodziło o intymne relacje, a nie o przemoc i władzę - nie znaczy, że mamy myśleć o nich w ten sam sposób. Czy nasz język, wrażliwość i sposób myślenia zostały przez media tak doszczętnie zdominowane, byśmy nie potrafili powiedzieć, poczuć i pomyśleć inaczej, niż napisali lub pokazali? Spróbujmy.
Gdy mowa o zbrodniach popełnianych przez mężczyzn wiemy mnóstwo o ich ofiarach - ile miały lat, w co były ubrane, czy były pijane, czy ktoś słyszał, by przeklinały, czy zdarzało im się zdradzać swoich mężów lub podrywać chłopców w klubach. Płeć ofiary jest niemal zawsze stematyzowana: odgrywa istotną rolę w analizie przypadku. Ofiara płeć ma, sprawca - nigdy. Chyba, że jest nim... kobieta. Wtedy wybucha sensacja, mnożą się analizy na temat zmian wzorców, kryzysów kobiecości, upadku społeczeństwa, skoro "nawet one"!
W poświęconym męskości filmie dokumentalnym "Maska twardziela" (1999) głównym narratorem jest Jackson Katz - gwiazda futbolu, jeden z czołowych antyseksistowskich aktywistów w USA. Katz, analizując społeczną konstrukcję męskości, posiłkuje się mainstreamową prasą amerykańską, a także filmami, komiksami, programami telewizyjnymi, reklamami i innymi reprezentacjami kultury popularnej. Duża część "Maski twardziela" poświęcona jest zjawisku przemocy fizycznej, do używania której przyuczani są chłopcy. Katz udowadnia, że fakt stosowania przemocy przez mężczyzn jest dla nas tak oczywisty i "naturalny", że niemal przeźroczysty. Bezwiednie uznajemy przemoc za cechę męską - czasem szkodliwą, ale jednak cieszącą się nie tylko społecznym przyzwoleniem, lecz będącą swoistym nakazem. Mężczyzna, który nie stosuje przemocy skazuje się na zarzut braku "męskości", a co za tym idzie - bycie jej ofiarą ze strony innych mężczyzn, a czasem także bycie nieatrakcyjnym dla kobiet.
To właśnie gender czyli płeć konstruowana społecznie i kulturowo - a nie płeć w sensie biologicznym - jest pojęciem niezbędnym, by skonstruować sensowne narzędzia likwidowania przemocy, w tym przemocy psychicznej, fizycznej i seksualnej. Analiza genderowa ukróca absurdalne oskarżenia, jakoby w męskiej naturze leżało stosowanie przemocy, upokarzanie i gwałcenie kobiet. Historycznie skrojona przez patriarchalną kulturę "męskość" - do realizowania której obligowani są mężczyźni i do uznawania której obligowane są kobiety pod presją rozmaitych sankcji - jest wzorcem niesłychanie opresyjnym, niestety dla obu płci.
Ukazując społeczny charakter każdej tożsamości płciowej kategoria płci kulturowej zdejmuje z mężczyzn obowiązek jej wypełniania, ponieważ zdejmuje z nich odium nienormalności, zaburzenia, nienaturalności, niepełności i nieautentyczności. Odium oskarżeń i wykluczeń, którymi mężczyźni karani są za odmowę wdrażania męskości jako dominacji, przemocy, męskości jako zaprzeczenia "kobiecości" definiowanej przez słabość i wrażliwość.
Druga sprawa dotyczy możliwości uzyskania pomocy. W mieszkaniu moich sąsiadów średnio raz w tygodniu pół nocy trwa awantura. Jestem mimowolną świadkinią, gdy on krzyczy do niej: "spierdalaj, ty szmato, znowu się najebałaś, kurwo pierdolona". Od czasu do czasu coś stuka, brzęka, łomocze. Kilka razy wzywałam policję. Ani razu policja nie weszła do tamtego mieszkania. Bo nie potrafili namierzyć, który to lokal, bo "nic nie słychać pod ich oknem", "bo światło już u sąsiadów zgaszone", "bo, proszę pani, jest trzecia w nocy, my nie możemy tak ludzi nachodzić". Za to w moich progach - jako wzywającej - meldowała się nader chętnie. Awantury nie ustają, policja już nie przyjeżdża.
Jeśli chodzi o zmienną zawód sprawcami przemocy domowej są najczęściej pracownicy służb mundurowych: policjanci, wojskowi, strażnicy graniczni. Przyzwyczajeni do wymuszania posłuszeństwa i autorytarnych metod "komunikacji", potrzebujący odreagować stresy związane z żelazną hierarchią personelu w ich pracy, policjanci odreagowują na najsłabszym ogniwie czyli żonach.
Nie tylko nie są szkoleni do pracy z ofiarami przemocy domowej i seksualnej, ale albo sami, albo ich koledzy, których kryją, aktywnie w takiej przemocy uczestniczą.
Nie dziwi zatem, że kobiety-ofiary przemocy nie zgłaszają się na policję, skoro tajemnicą poliszynela jest ubliżające traktowanie na komisariatach albo zwykła bezradność funkcjonariuszy, którzy zamiast wyuczonych stosują metody zaszczepione przez stereotypy i uprzedzenia w rodzaju "bije znaczy kocha", "jak kobieta mówi: nie to znaczy: tak", "jak maż nie bije, to żonie wątroba gnije" itp. Dochodzi do tego absolutna bezkarność policjantów, słynących z zawodowej solidarności, za brak której są oni karani ostracyzmem i szykanami. Efekt? Jeśli molestował cię policjant masz najmniejsze szanse na wygraną. Znając chociażby eksperyment Zimbarda łatwo sobie wyobrazić, jak atmosfera pełnej władczości i braku kontroli wpływa na pracę komisariatów.
I ostatnia sprawa na dziś: przekonanie o seksualnym charakterze molestowania i gwałtu. Wbrew obiegowym opiniom podgrzewanym hasłami w rodzaju "seks-afera" przemoc seksualna wobec kobiet stosowana jest jako sposób subordynacji, podporządkowania i upokarzania kobiet. Jest narzędziem dominacji i władzy, a nie sposobem rozładowania seksualnego napięcia, brutalną formą seksualnej ekspresji i seksualnego zaspokojenia. Seksualny charakter tej przemocy jest niejako "wtórny" - intymność to sfera, w obrębie której można najmocniej kogoś upokorzyć, dlatego jest w relacjach przemocowych szczególnie często wykorzystywana i nadużywana.
Tymczasem popularne przedstawienia gwałtu kształtują nasze wyobrażenia o tej zbrodni jako o zdarzeniu wynikającym z męskiego podniecenia, którego nikt i nic nie jest w stanie powstrzymać. Ta bujda jest świetnym sposobem podtrzymywania stereotypu usprawiedliwiającego gwałcicieli i przenoszącego winę na ofiarę gwałtu: on "musiał", a ona "prowokowała".
Film, który znakomicie pokazuje, czym staje się seks w relacjach, które nie są partnerskie, to "Tajemnica Aleksandry" Rolfa De Heera (2003. O tym, że gwałt w zaciszu domowym pełni rolę podporządkowania sobie żony i pokazania, "gdzie jej miejsce", napisała także pewna czytelniczka "Wysokich Obcasów": Mój eksmąż był wziętym architektem, wielbicielem jazzu, whisky i ubliżania swojej żonie. Jego ulubionymi zajęciami były gra w tenisa i poniżanie mnie przy swoich znajomych. Nosił tylko dobrze skrojone garnitury, włoskie obuwie i ostrą pornografię w swej aktówce z cielęcej skóry. Nie znosił, kiedy padał deszcz, kiedy odwiedzała nas moja mama lub gdy płakałam po wymuszonym, brutalnym seksie. Był chorobliwie zazdrosny, twierdząc jednocześnie, że jestem za brzydka, za prosta i zbyt pospolita, by zainteresować sobą kogokolwiek. Jako hobby traktował tłuczenie naszej ślubnej zastawy. Czasem tłukł też mnie.