Potakiwaczki
2009-08-04 22:21:59
Czy znacie kobietę, która w koedukacyjnym gronie jest duszą towarzystwa? Gwiazdą, na którą wszyscy czekają? Bez której nie ma zabawy? Albo taką, bez której mężczyznom jakoś nie klei się dyskusja? Kobietę, która zapewnia rozmowie trwałość, ciągłość, zainteresowanie słuchaczy?

Gdzie się podziały kobiety opowiadające kawały, kobiety najżarliwiej dyskutujące, kobiety - socjometryczne gwiazdy, kobiety napędzające temperaturę uczelnianych sporów lub dyskusji w gronie prywatnym? Gdzie one są? Utonęły w potakiwaniu, w mówieniu "Yhym", "acha", "ojej", "ciekawe", "wow". W dawaniu uwagi innym. W patrzeniu na tych, co mówią. W śmianiu się z ich żartów, w dopytywaniu o to, co przed chwilą powiedział ktoś inny, w udawaniu głupszych niż są, w odgrywaniu zainteresowania tym, co je nudzi, w ciężkiej pracy na rzecz dobrego samopoczucia innych.

Inni rosną na ich uwadze jak pączki na maśle, a im nie starcza już energii dla siebie. Wyładowują baterie aktywnie okazując szacunek innym, zapewniając innym dobre samopoczucie i dobrą samoocenę.

Ciche załatwiaczki wszystkiego, jak, nie przymierzając, w niejednej redakcji, firmie, partii. Poproszone o udział w sytuacji publicznej, odmawiają. I obsługiwani przez nie mężczyźni. Mocni w gębie, jeszcze lepsi w prezencji, bezradni wobec sytuacji codziennych, tysięcznych, wymagających innych kompetencji. Kompetencji bycia miłą, serdeczną, zgodną, połykającą własne ambicje, znoszącą upokorzenia na rzecz załatwienia papierka w urzędzie, przedszkola dla dziecka, wizyty u lekarza.

Zdobycie tych kompetencji, a potem ich wykorzystywanie Arlie Hochschild nazywa ciężką pracą, której wykonywania musiałyśmy się nauczyć i umiejętność tę szlifujemy całe życie. Pracą swoistą: taką, której nikt nie widzi. Więc bezpłatną. "Praca emocjonalna mająca podnosić status i dobre samopoczucie innych jest formą, by użyć określenia Ivana Illicha, 'pracy w cieniu', niewidocznym wysiłkiem, którego, podobnie jak prowadzenia domu, nie uznaje się za pracę, który jednak ma kluczowe znaczenie przy załatwianiu innych spraw. Podobnie jak w przypadku zajmowania się domem, cała sztuka polega na zatarciu jakichkolwiek dowodów wysiłku, na zaprezentowaniu jedynie czystego domu i powitalnego uśmiechu.
Produkt owej pracy można określić bardzo prosto: 'bycie miłą'."

Pozawerbalne zachowania mężczyzn podczas dyskusji - zarówno wobec kobiet, jak i wobec innych mężczyzn - wielokrotnie wydawały mi się "niekulturalne". Gdy mówi ktoś inny/inna oni wiercą się, okazują znudzenie, zirytowanie, wysyłają smsy, szepczą z kimś na boku, nie patrzą na tą/tego, co mówi. Nade wszystko zaś nie uśmiechają się. Nie potakują. Nie pokazują całym sobą, że słuchają. Że podążają za myślą dyskutanta. Ot, po prostu są. Czekają na swoją kolej. Ze zdumieniem odkryłam, że im nikt nie ma tego za złe, nie poczytuje tego za złe wychowanie, chamstwo, bezczelność lub celowe dezawuowanie rozmówcy. Mówiąc językiem Hochschild mężczyźni nie wykonują pracy okazywania poważania, bo nie muszą. Nikt jej od nich nie oczekuje.

"Niemal każdy wykonuje pracę emocjonalną, której efektem jest najogólniej rozumiane okazywanie poważania - pisze dalej Hochschild - jednak w większym stopniu oczekuje się jej od kobiet. Badania Normy Wikler (1976) porównujących mężczyzn i kobiety pracujących jako profesorowie na uniwersytetach wykazały, że studenci oczekują od kobiet większej serdeczności i ofiarności niż od ich kolegów; biorąc pod uwagę te oczekiwania, proporcjonalnie więcej kobiet profesorów postrzegano jako osoby chłodne."

Psychologiczna gra w okazywanie szacunku i poważania lub bycie tego okazywania beneficjentem nie odbywa się bez konsekwencji. Oczekujemy od kobiet, że zadbają o dobre samopoczucie i dobrą samoocenę innych. Gdy tego nie robią, oceniamy je negatywnie, nie lubimy ich, plotkujemy za ich plecami, że są nieprzyjemne, zimne, sztywniackie. A jednak tylko takie kobiety mają szansę na bycie szanowanymi w światach, które wydają się naturalną domeną mężczyzn. Gdy bowiem wypełniamy przykazanie bycia "miłą", cecha ta degraduje nas do roli widzów w teatrze, w którym grają jedynie mężczyźni. My mamy klaskać, piszczeć z zachwytu, tupać na bis i cieszyć się, że udało nam się wywołać uśmiech wdzięczności na ich twarzach.

"Za sprawą zdolności do przystosowania się, współpracy i niesienia pomocy kobietę umieszcza się na prywatnej scenie położonej za sceną publiczną, a w rezultacie często niżej ocenia się jej umiejętność debatowania, opowiadania dowcipów i nauczania niż zdolność do wyrażania uznania dla tych działań. Kobieta jest cheerleaderką rozmowy. Aktywnie podnosi status innych osób - najczęściej mężczyzn, ale również innych kobiet, przed którymi gra rolę kobiety. Im bardziej wydaje się w tym naturalna, im bardziej je wysiłek nie przypomina wysiłku, tym skuteczniej przybiera ona maskę braku innych, wyżej cenionych przymiotów. Jako kobieta może zebrać pochwały za osiągnięcie mistrzostwa w podnoszeniu statusu, ale jako osoba w zestawieniu z komikami, nauczycielami i dyskutantami zazwyczaj funkcjonuje poza klubem osób o podniesionym statusie, w którym na ogół funkcjonują mężczyźni."

Wiele i wielu pomyśli, że przesadzam. Łatwiej jest adekwatnie opisać nierówność płac czy szklany sufit: magia statystyk działa, podobnie jak magia ekonomicznego języka. Niewidzialna, ukryta pod tym, co lubimy nazywać "normalnym" lub "zwyczajnym" opresja kobiet jest trudniejsza do uchwycenia słowem. Jej opisy spotykają się z posądzeniami o paranoję i brak "zdrowego rozsądku". A jednak to właśnie tam - w tysiącach drobnych sytuacji codziennych, w świecie prywatnym i półprywatnym - co dzień mocniej stajemy się osobami drugiej kategorii. Na skutek bycia traktowanymi jak kobiety utwierdzamy się w często nieuświadomionym przekonaniu, że nasze słowa, myśli i czyny są mniej warte niż słowa, myśli i czyny mężczyzn.

Do nieprzekonanych czytelniczek mam jedną prośbę: przy najbliższej rozmowie z partnerem, współpracownikiem, kolegą spróbujcie przez pięć minut nie powiedzieć: "yhym" lub "acha". I ani razu nie przytaknąć.

[Cytaty za: Arlie Russell Hochschild Zarządzanie emocjami. Komercjalizacja ludzkich uczuć. PWN, Warszawa: 2009]


poprzedninastępny komentarze