eF jak feminizm, nigdy jak faszyzm
2010-11-05 19:31:16
31 października poszłam zapalić świece na Umszlagplacu. Znowu uderzyło mnie, że wojna narzuciła temu miastu segregację, która trwa do dziś: pamięć o Żydach można zrealizować jedynie w getcie. Po aryjskiej stronie niemal śladu.

Po aryjskiej stronie palą się znicze przy dobrze oświetlonych, wyeksponowanych na turystycznych trasach, ogromnych pomnikach Piłsudskiego, Dmowskiego, Prusa, Wyszyńskiego. Gdzie jest Cywia Lubetkin, Alina Margolis, Emanuel Ringenblum? W getcie. Najczęściej w ciemnościach i bezimienni. Powstańcy warszawscy, AK-owcy, ofiary stalinizmu, Sybiracy i inni - też bezimienni, też zbiorowi - ale są, symbolicznie uobecnieni, z rozmachem, z honorami. Przypominają o nich pomniki w centrum miasta, nazwy wielkich placów i szerokich ulic. A gdzie pamięć o ofiarach Zagłady? Zamknięta tam, gdzie ich faszyści niegdyś zamknęli. I zgładzili.

Muru getta już nie ma, ale miasto wciąż ma strukturę przez ten mur wyznaczoną. Mur wrósł w nie jak korzeń w ziemię. Odgradza pamięć od niepamięci w głowach jego mieszkanek i mieszkańców. Po jednej stronie jest żywa Warszawa. Warszawa właściwa. Po drugiej biała plama czarnej rozpaczy. Jeśli tam nie mieszkasz i nie jesteś zagraniczną turystką, raczej tam nie chodź. Nie ma po co. Jeszcze dopadnie Cię trwoga na rogu Stawki i Dzikiej. Albo jakieś złe skojarzenie przy Żelaznej. A ulica Miła wcale nie jest miła. Tam chodzą Żydzi upamiętniać swoich. Warszawiacy chodzą gdzie indziej.

Tak reprodukuje się gest segregacji, powiela się podział, wygrywa przedwojenny szowinizm narodowy, z jego naczelną zasadą, że Żyd jest - groźnym czy nie - ale obcym.

Zapalałam te świece pośrodku jesieni i zamiast się skupić na jakimś świeckim sposobie celebry, zamiast medytować, wyciszać się i popadać w zadumę, szlag mnie trafiał. Że ja tu sobie w kąciku zniczyk zapalę ofiarom faszyzmu, a celebryckim deptakiem pośrodku miasta za kilka dni przemaszerują faszyści. Że ja tu sobie wspomnę na boczku ludzi, którzy mieli odwagę powiedzieć "nie" faszyzmowi, choć wiedzieli, że zostaną za to prędzej czy później zamordowani, a pod oknami ministerstw, prezydenckiego pałacu i premiera za chwilę będą powiewać flagi organizacji, które planom Hitlera i pomysłom Mussoliniego niegdyś przyklaskiwały, a dziś kontynuują "światłą" myśl swoich idoli. Że ja odprawię swój prywatny rytualik pamięci nie tylko ludziom, ale i ideom międzyludzkiej solidarności, internacjonalizmu, antyfaszyzmu, a za chwilę publicznie fetowana będzie o tym niepamięć, za chwilę - jak co roku - narodowa fiesta dołoży cegiełkę do muru getta czyniąc wszystko, co za nim, niewidocznym, niewarszawskim, niepolskim, nietutejszym.

1 listopada poszliśmy małą grupką zapalić świece w miejscu, gdzie wykonywano egzekucje na kobietach oskarżonych o czary. Gdzie to jest? Przekazujemy sobie tę wiedzę "między feministkami", od przypadku do przypadku. Tak zwana "zwykła warszawianka" nie ma szans wiedzieć, że właśnie mija stosy zbudowane z nienawiści do niezależnych,niepokornych kobiet, z lęku przed kobiecą seksualnością, z wrogości wobec wszystkiego, co niechrześcijańskie, z bezpodstawnych oskarżeń rzucanych pod adresem bezbronnych, ze społecznego linczu. Stosy ułożone na mocy ówczesnego prawa, wedle logiki władzy przesiąkniętej mizoginią. Po tych zbrodniach ani śladu. Zwykły chodnik, papierek po cukierku, ulotka z nagą kobietą do kupienia. Metr obok stoi za to pomnik Kilińskiego. Z szabelką, rzecz jasna.

Ani nie mogę, ani nie chcę wyobrażać sobie, co przeżywali ludzie w getcie czy kobiety oskarżone o czarostwo. Ani nie mogę, ani nie chcę wyobrażać sobie, jak to było być w żydowskim ruchu oporu podczas wojny - czy to w mieście, czy w getcie, czy w lesie, czy w obozie.

Ale jeśli 11 listopada mam cokolwiek celebrować, to właśnie pamięć o takich ludziach. O tych, którym dominujące ideologie złamały życie i zgotowały piekło. I o tych, którzy potrafili zdobyć się na nonkonformizm wobec narodowej czy religijnej większości, a potem państwowym machinom zbrodni w faszystowskich państwach.

Pochód neofaszystów 11 listopada to jest ta iskra pod stos, splunięcie w twarz oskarżonej kobiety, śmiech zza muru getta, że "żydki się palą", uciszanie płaczących, buty, które widzi zwinięty w kłębek pobity przed chwilą człowiek. To cisza na sali, gdy Żydom nakazano usiąść w osobnej ławce, przerywana jedynie szuraniem krzeseł. To cisza w miasteczkach po wywózkach do obozów, przerwana krokami szabrowników. To cisza nad płonącym gettem, przerywana egzekucyjnymi salwami. To cisza nad stosami.

Nie dajmy tej ciszy znowu zapaść. Wtedy byli tacy, którzy tę ciszę przerywali, ryzykując wiele, czasem wszystko. My przy nich to nic. To zaledwie drobny gest podziwu, mały wysiłek upamiętnienia. Pamiętam o Stefanie Czarnowskim, który wychodził po Żydówki i Żydów przed bramę UW i wprowadzał ich osłaniając przed bojówkami ONR. Pamiętam o Rosie Parks z Alabamy, która w 1955 r. odmówiła ustąpienia miejsca białemu mężczyźnie i została za to aresztowana. Pamiętam o ludziach, którzy w 1936 r. wstępowali do brygad międzynarodowych i jechali walczyć przeciwko faszystowskim zakusom Franco. Pamiętam o kobietach, które publicznie domagały się od Pinocheta wyjaśnień, gdzie 'przepadły' ich dzieci.

Przez pamięć o tysiącach takich ludzi pójdę blokować marsz oeneru, wszechpolskiej młodzieży i innych skrajnie nacjonalistycznych ugrupowań. Gdybym nie poszła - miałabym poczucie, że odwaga, wysiłek i życie takich ludzi zostały przekreślone, unieważnione, podeptane. Że pozwoliłam zepchnąć ich na margines historii, tymczasem ja chciałabym upamiętnić ich w centrum, głośno, wyraźnie, bez wstydu, bez lęku. Że dołożyłam swoją cegiełkę do muru zbiorowej o nich niepamięci, tymczasem ja chciałabym ten mur rozebrać.

Nie chcę spędzić 11 listopada w atmosferze smutku i zagrożenia. Antyfaszyzm to piękna idea, która jednoczyła mnóstwo ludzi. Wykorzystajmy święto niepodległości, by znowu odżyła. Udzielając poparcia idei blokady raper Duże Pe powiedział: 'rozumiem niepodległość jako wolność'. Świętujmy zatem tego dnia wolność - od podziałów tworzonych przez wszelakie fobie: seksualne, rasowe, narodowe, religijne. Mamy co świętować, mamy o czym pamiętać. Do zobaczenia 11 listopada!.



To mural w sardyńskiej wiosce Orgosolo, upamiętniający sardyński ruch oporu przeciwko faszyzmowi



poprzedninastępny komentarze