Jednak nie zawsze studenci są tacy zorientowani na siebie. Czasem opowiadają się po stronie „wartości”, tak jest w przypadku manifestacji przeciwko Łukaszence. Ich protesty były nawet reklamowane na radzie miejskiej. Były wspierane ustami tych samych radnych, którzy dwie godziny później zagłosowali za prywatyzacją przedszkoli w mieście. Studentom nie przyszłoby do głowy, aby wspierać protest rodziców i przedszkolanek, które tej prywatyzacji nie chciały. Wszak protestujący nie byli rozpędzeni przez policję. A powinni się nauczyć rachunku ekonomicznego. Jeśli rodziców nie będzie stać na prywatne przedszkola, to mogą przecież oddać swoje pociechy gdzieś na drugi koniec miasta. Samorząd nie będzie już dopłacał do zajęć dodatkowych w przedszkolach publicznych, ale przecież „pakiet podstawowy” zostanie zachowany. Biedni muszą pogodzić się z tym, że wszystko kosztuje - nawet edukacja.
W umysłach studentów niepodzielnie panuje ideologia utożsamiająca demokrację z wolnym rynkiem. Zatem myślą oni, że Polska kapitalistyczna jest demokratyczna, bo przecież każdy może powiedzieć i napisać, że prezydent to głupek. Tylko że zwykły emeryt, bezrobotny czy pracownik marketu powie, że co mu z tego psioczenia. Bo jak on ma żyć, kiedy mu brakuje na chleb? Co ma zrobić matka, która musi pracować, by zarabiać, a nie stać ją na przedszkole? Muszą się postarać polepszyć swój byt, odpowiedzą młodzi ambitni studenci. W sferze ekonomii nic nie można zmienić, prawa rynku są wszechpotężne.
Wydaje się wielką tragedią tego społeczeństwa, że publiczna refleksja dotycząca demokracji, wolności nie obejmuje swym zasięgiem porządku ekonomicznego. Tak bardzo utożsamiono wolność z liberalną „wolnością od”, że mało kto odważy się dostrzec, że wolność od represji państwa nie czyni człowieka pełnoprawnym obywatelem. Bywa więc, że zniewala administracja i władza, ale obecnie czyni to przede wszystkim ekonomia. Gdyż w istocie kategoria „wolnego rynku” może się większości ludzi z wolnością jedynie kojarzyć. Oznacza ona wszak wolność przedsiębiorcy, który - kierując się zasadą maksymalizacji zysku - jest wolny od przepisów, płacenia odpowiednich podatków, jest wolny od kodeksu pracy i praw pracowniczych. Traktuje zatem w swej wolnej działalności pracę ludzi jako koszt, który może - jeśli się tylko da - obniżać. Wobec tego to, co jest wolnością po stronie przedsiębiorcy, okazuje się sytuacją niezwykle sztywną, jeśli chodzi pracownika. Ten ostatni musi dostosować się do zmiennej koniunktury, w której dyrektywą jest osiąganie zysku. Prawa popytu i podaży nie upodmiatawiają pracowników, bo są oni potrzebni, o ile można na nich zarobić. I ponieważ często w początkach kapitalizmu ich wykorzystywano, demokratyczne społeczeństwa postanowiły zabezpieczyć ich przed wyzyskiem poprzez prawa pracownicze. Bo uznano, że demokracja to nie tylko suwerenność w sferze wygłaszanych opinii, to również pewna równowaga sił w sferze ekonomii. Dlatego prawo do płacy minimalnej, do 8-godzinnego dnia pracy, to „wolność do” tego, by być człowiekiem, a nie jedynie trybikiem w machinie zorientowanej na zysk.
Prywatyzacja i wolny rynek to nie koniec historii, jak chcieliby zwolennicy rzekomej demokratyzacji Białorusi. To raczej kapitalizm wynoszący zysk ponad ludzi się skończy, bowiem degraduje demokrację jedynie do „wolności od”. Można legalnie zademonstrować swoje poglądy i władze na to pozwolą, ale cóż z tego, skoro zazwyczaj nie niesie to za sobą żadnych zmian. Znacznie trudniej natomiast uwolnić się pracownikom od ucisku związanego z eksploatacją w miejscu pracy i zawalczyć o prawo „do wolności” redukującej wyzysk. Bo nawet za próbę założenia związków zawodowych w przedsiębiorstwach prywatnych można wylecieć z pracy. I każdy przeżywa w samotności strach powodowany niepewnością zatrudnienia, perspektywą bezrobocia. Trzeba zaciskać zęby i podporządkować się woli pracodawcy, który przecież musi być wolny, aby była demokracja. Tylko że to podporządkowanie odbiera wolność pracownikom. Nie ma zatem demokracji w świecie, w którym wolność jednej strony oznacza ucisk dla drugiej. Demokratyczne społeczeństwo to takie, w którym bylibyśmy równi w wolności. Nie czyni go takim ustrój, gdzie ważniejsze od ludzi są prawa rynku i podporządkowanie życia pracowników osiąganiu zysków przez przedsiębiorców.
Ewa Groszewska