Anciberro: Nowy wizerunek Opus Dei

[2008-04-10 10:13:33]

Camino 999 – niezły tytuł! Jean-Jacques Reboux, założyciel i szef nowego wydawnictwa Après la Lune, rok po wyjściu książki nie kryje satysfakcji. "Zastanawialiśmy się, jak nazwać tę powieść i nagle tytuł sam się pojawił! Camino to bezpośrednie odniesienie do najbardziej znanej książki Escrivy de Balaguera (po polsku ukazała się pt. Droga), założyciela Opus Dei. To budujące dzieło religijne liczy 999 zdań. Odwracając tę liczbę otrzymamy 666, pojawiające się w Księdze Apokalipsy imię Bestii. Jak na kryminał, cóż, było zabawne i brzmiało nieźle..."

Prawdopodobnie właśnie ten tytuł, wiosną 2007 r., zwrócił uwagę Opus Dei na powieść Catherine Fradier, autorki znanej tylko wąskim kręgom wielbicieli francuskich kryminałów. Jej sława na pewno nie sięgała aż do biur tej katolickiej organizacji, liczącej we Francji nieco ponad 900 członków (w całym świecie 80 tysięcy) i wcale nie wyglądającej jak klub miłośników książki. Camino 999 przedstawia niezbyt pozytywny obraz Opus Dei. Dzieło Boże (bo tak tłumaczy się ta łacińska nazwa) występuje w niej jako organizacja mafijna, dla ochrony swoich interesów nie wahająca się posunąć do morderstwa. Catherine Fradier i Jean-Jacques Reboux zostali pozwani do sądu przez francuską prałaturę Opus Dei, która zarzuciła książce oszczerstwo będące skutkiem mieszania faktów (np. nazwisk znaczących członków) z fikcją. Oskarżenie zostało oddalone przez sąd okręgowy w Paryżu 21 listopada 2007 r. "Ta sprawa nie została dogłębnie zbadana" ubolewa Arnaud Gency, członek numerariusz(i), odpowiedzialny za kontakty francuskiego Opus Dei z mediami. "Ludzie powinni zrozumieć, że nie można dalej opowiadać o nas każdej bzdury, jaka komuś przyjdzie do głowy". Cóż, sapienti sat...

Nie licząc jezuitów, o których w swoim czasie sporo się pisało, na temat żadnej organizacji katolickiej nie powstało tyle książek, pamfletów, artykułów i reportaży co o Opus Dei(ii). Lista tradycyjnie powtarzanych zarzutów pokrywa się mniej więcej ze spisem niegodziwości nie do zaakceptowania dla oświeconych umysłów: manipulacja; psychologiczne okrucieństwo wobec członków organizacji(iii); intelektualny rygoryzm (lub infantylizm); penitencjarny sado-masochizm; lobbing: w zależności od okoliczności reakcyjny, fundamentalistyczny, faszystowski czy ultraliberalny; infiltracja władzy kościelnej, politycznej i ekonomicznej w celach tak podejrzanych, że rzadko się je nazywa po imieniu (finansowe żądze, mafijne konszachty...).

Do fascynacji wzbudzanej przez tę organizację przyczynił się niewątpliwie fakt, że ona sama zachowuje niezwykłą dyskrecję na swój temat. Do roku 1982, kiedy to Jan Paweł II podniósł Opus Dei do rangi prałatury personalnej (patrz: ramka), członkowie byli proszeni o nie ujawnianie faktu swojej doń przynależności. A przecież, zgodnie ze statutem, celem Opus Dei jest tylko pomaganie wiernym w uświęcaniu się "w życiu codziennym" poprzez "ćwiczenie się w chrześcijańskich cnotach". Członkowie powinni "pośród świata" przeżywać "świecką duchowość", zwłaszcza w pracy rozumianej jako prawdziwa modlitwa. Zewnętrznie nic ich nie odróżnia od innych obywateli.

W tej atmosferze tajemnicy, outing czyli publiczne rozpowiadanie, że ktoś jest rzekomym członkiem Opus Dei, stało się już popularnym sportem. Na przykład, uczestnicy publicznych debat na tematy nie dotyczące religii, a jednak odbywających się w miejscach faktycznie z Opus Dei związanych, (jak np. paryskie Centre Garnelles) przez lata mogą nosić etykietkę "członków prałatury" lub "osób z kręgów zbliżonych do...". W ten sposób, "opusdeistami" obwołano takie szychy jak Claude Bébéar, Didier Pineau-Valencienne i Louis Schweitzer (protestant!). Powstrzymajmy się przed włączeniem w to grono byłego premiera Jean-Pierre’a Raffarina, filozofa Pierre’a Manenta czy – jeszcze śmieszniejsze – dziennikarza telewizyjnego Michela Druckera, którzy też ostatnio uczestniczyli w podobnych debatach.

Były minister finansów Hervé Gaymard przekonuje każdego, kto tylko wprost go zapyta, że, wbrew pogłoskom, nigdy nie był członkiem Opus Dei. Obecna minister mieszkalnictwa Christine Boutin też nie musi być członkinią prałatury, by manifestować swoje przekonania religijne i przywiązanie do Watykanu(iv). Warto podkreślić, że choć pośród osób u władzy, ministrów i wysokich urzędników państwowych zdarzają się członkowie Opus Dei(v), sam fakt zajmowania wysokiego stanowiska w połączeniu z żarliwym katolicyzmem nie oznacza jeszcze przynależności do tej organizacji.

Opus Dei już dawno temu pozwoliło stworzyć na swój temat "czarną legendę", sprawiając przy tym wrażenie, że nie bardzo je całe to gadanie obchodzi. Zgodnie z katolicką tradycją, naznaczoną nieufnością wobec mediów i lękiem przed rozgłosem i reklamą, (znakomitym wyjątkiem od tej tradycji był Jan Paweł II, mistrz w posługiwaniu się różnymi środkami przekazu), Prałatura Świętego Krzyża utrzymywała komunikację ze światem na minimalnym poziomie. Ostatnio jednak postanowiła dokonać prawdziwego przewrotu w tej dziedzinie. "To podstawowa zasada komunikacji – jeśli sam nie powiesz, kim jesteś, inni zrobią z ciebie kogoś, kim nie jesteś. Chyba nie byliśmy dotąd tego wystarczająco świadomi" – wyjaśnia Arnaud Gency.

Trzeba zaznaczyć, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat, organizacja przeszła już pewną rewolucję w tej dziedzinie. W 1992 r. beatyfikacja Josemarii Escrivy de Balaguera okazała się, przynajmniej pod względem medialnym, bardzo trudna. Był to pierwszy krok ku kanonizacji zmarłego w 1975 r. założyciela Dzieła Bożego. W owym czasie, pojawiło się mnóstwo wrogich wypowiedzi i nawet w samym Kościele prawie żaden biskup nie chciał aktywnie poprzeć tej sprawy. Rozgorzała polemika. Tymczasem ludzie odpowiedzialni za PR w Opus Dei ograniczyli się do przedstawienia kilku dziennikarzom informacji na temat życia i pracy Escrivy de Balaguery. Efekty były gorzej niż mizerne. Większość czytelników zdobyła informacje o organizacji poprzez artykuły i reportaże w prasie, najczęściej bardzo krytyczne.

Propagandowy kontratak

"Przyjmowaliśmy pozycję obronną. Po beatyfikacji przemyśleliśmy całą sytuację. Doszliśmy do wniosku, że musimy stać się bardziej profesjonalni" – przyznaje Juan Manuel Mora, zajmujący się public relations Opus Dei w latach 1991-2006. Prałatura dysponuje przecież kompetentnymi osobami – są to członkowie będący dziennikarzami czy specjalistami od komunikacji oraz wykładowcy z wydziału public relations na założonym przez Opus Dei w 1952 r. Uniwersytecie Nawarry. Powstała więc nowa strategia, oparta na "proaktywności" – komunikować, zanim pojawią się polemiki.

Wykorzystano ją w 2002 r. w przygotowaniach do kampanii prasowej w związku z kanonizacją założyciela. Opus Dei skontaktowało się z wpływowymi dziennikarzami, zaproponowało pomoc i dostęp do informacji. Organizacja starała się nawiązać przyjazne stosunki z rozmówcami, a w swoich siedzibach i ośrodkach studenckich zorganizowała kilka akcji typu "drzwi otwarte". Przyniosło to bardzo dobre rezultaty. Owszem, polemika wokół osoby założyciela organizacji miała miejsce, jednak była nieporównywalnie mniej ostra niż ta w roku 1992. Także w samym Kościele Opus Dei zaczęło cieszyć się poważnym poparciem. W ciągu dziesięciu lat, postępowy katolicyzm stracił wielką część zwolenników, a to najczęściej krytyczni wierni zaopatrywali prasę w informacje. Poza tym, kanonizacja założyciela stanowi coś w rodzaju znaku jakości, utrudnia więc krytyki w łonie instytucji. Rzecz jasna nie znikły one całkiem, ale stały się bardziej stonowane lub pojawiają się na marginesie Kościoła.

Strategia wydawała się więc bardzo skuteczna, do roku 2003. Wtedy to Doubleday, amerykański wydawca, niespodziewanie opublikował powieść Dana Browna "Kod Leonarda da Vinci". Na początku prałatura ograniczyła się do udzielania informacji i odpowiedzi na pytania, unikała jednak wszelkiej polemiki. Dopiero zapowiedź adaptacji filmowej Rona Howarda (Sony Pictures) skłoniła Dzieło Boże do przyjęcia innej strategii. Decyzje podjęto przy okazji spotkania członków odpowiedzialnych za biura informacyjne w Nowym Jorku, Londynie, Paryżu, Madrycie, Kolonii, Lagos i Montrealu, które odbyło się 10 stycznia 2006 r. w Rzymie. Plany odparcia ataku "Kodu da Vinci" metaforycznie nazwano "zamianą kwasu w lemoniadę"(vi).

Na całym świecie, odpowiedzialne za komunikację służby Opus Dei pracowały na zdwojonych obrotach, odpowiadając praktycznie na wszystkie prośby ze strony mediów i wypracowując coraz bardziej wyrafinowane odpowiedzi na pytania najczęściej związane z powieloną przez "Kod da Vinci" "czarną legendą". Wkrótce Opus Dei stworzyło nową stronę internetową, dostępną w 22 językach. Odsyłał do niej nawet semiolog i pisarz Umberto Eco(vii), zmęczony nieustannymi pytaniami o wiarygodność "Kodu da Vinci". Wielkie gazety przygotowywały artykuły na temat Opus Dei, niektóre z nich były nawet publikowane na pierwszej stronie ("Time", "Le Figaro Magazine"...), a w czasie "otwartych drzwi", do ośrodków Dzieła Bożego reporterzy telewizyjni pędzili na złamanie karku.

"Jak powiedział mi pewien dziennikarz z dużego tygodnika, mieliśmy szczęście, że przysłano reporterów nie będących specjalistami od religii – zdradza Arnaud Gency – I zapewne miał rację. Być może nie ujęli tematu w sposób dla nas idealny, za to nie byli z góry uprzedzeni wobec niektórych religijnych źródeł informacji".

Pokazany przez Browna obraz Opus Dei jest bez wątpienia groteskowy. Ale dzięki temu, że organizacja poważnie przygotowała się na burzę z piorunami, to właśnie, paradoksalnie, dało się obrócić na jej korzyść. "Kod Leonarda da Vinci znakomicie przysłużył się Opus Dei – twierdzi Christian Terras, szef katolickiego pisma "Golias" – Poprawili swój wizerunek, sprzedając mediom detale tyleż smakowite, co całkowicie drugorzędne". A anegdoty i historyjki działają cuda.

Przykład – jeden z najbardziej niepokojących bohaterów powieści nazywa się Silas. To albinos przedstawiony jako "mnich Opus Dei", psychopatyczny morderca w służbie paranoicznego przywódcy organizacji. Opus Dei – to prawdziwe – najpierw wytłumaczyło, że nie ma w jej szeregach mnichów, co jest faktem. Następnie przedstawiło widzom i czytelnikom supernumerariusza, który tak jak powieściowy morderca-albinos nazywa się właśnie Silas. Tyle, że jest to spokojny ojciec rodziny, broker na nowojorskiej giełdzie, a przy tym z pochodzenia Nigeryjczyk, więc czarny! Media oczywiście podchwyciły ten oczywisty żart, a ludzie z poczuciem humoru stanęli po stronie Opus Dei.

"Nie wiem, czy jesteśmy w tym dobrzy – uśmiecha się skromnie Manuel Sanchez, numerariusz odpowiedzialny za kontakty z prasą międzynarodową w rzymskiej siedzibie Opus Dei – Ale to jasne, że zyskaliśmy pewne doświadczenie". Które pozostaje do usług Kościoła katolickiego jako takiego. Papieski Uniwersytet Świętego Krzyża w Rzymie, zależny bezpośrednio od prałatury, ma cztery wydziały: filozofii, teologii, prawa kanonicznego i komunikacji społecznej. Ten ostatni to jedyny tego typu wydział na uniwersytecie katolickim. Kształci specjalistów dla diecezji, konferencji episkopatu, krajowych i międzynarodowych instytucji kościelnych. Studenci, którzy w większości nie należą do organizacji, przybywają z całego świata, by zgłębiać najnowsze w tej dziedzinie teorie i techniki. Mogą tam uzyskać nawet tytuł doktora. Wydział komunikacji społecznej Papieskiego Uniwersytetu Świętego Krzyża organizuje kolokwia i seminaria na różnych poziomach przeznaczone dla kościelnych specjalistów od komunikacji, ale także dla "dziennikarzy-profanów", nie związanych z religijnymi mediami. Od 2006 r., we współpracy z AIGAV (Międzynarodowym Stowarzyszeniem Dziennikarzy Akredytowanych przy Watykanie), organizuje roczny kurs dla korespondentów zagranicznych przekazujących religijne aktualności z Rzymu.

Fakt istnienia Uniwersytetu Świętego Krzyża, wzniesionego przez Watykan w 1990 r., i jego usytuowanie w samym centrum Rzymu mocno przyczynił się do legitymizacji Opus Dei. "Kiedy ludzie natykają się na ten uniwersytet dwa kroki od Piazza Navona, kiedy widzą, że są tu studenci z całego świata, że członkowie Kurii Rzymskiej prowadzą normalne zajęcia, rozluźniają się" – stwierdza ksiądz John Wauck, członek prałatury, wykładowca na wydziale komunikacji (dawniej pisał amerykańskim politykom przemówienia przeciw prawu do aborcji). "W Rzymie Opus Dei stało się czymś całkiem zwyczajnym. Zauważyłem, że niektórzy amerykańscy biskupi zaczynają wysyłać już pierwszorocznych seminarzystów do nas na studia. To nowa tendencja".

Pośród publikacji na ten temat, które pojawiły się od 2002 r., najlepiej opisuje ewolucję w Opus Dei wnikliwy artykuł amerykańskiego dziennikarza Johna L. Allena Jr., korespondenta z Rzymu dla "National Catholic Reporter", katolickiego tygodnika o dość swobodnym tonie. John L. Allen cieszy się reputacją dziennikarza raczej liberalnego i bardzo uczciwego. Z jego badań wyłania się umiarkowany obraz Opus Dei, w kontekście stawianych mu zazwyczaj zarzutów.(viii) John L. Allen Jr skorzystał z nowej polityki transparencji Dzieła Bożego, mógł więc przeglądać dla potrzeb swojego artykułu wszystkie dokumenty, jakie chciał, nawet te, które zazwyczaj udostępniane są wyłącznie członkom lub oznaczane jako "tajne". Zgromadził ponad trzysta godzin wywiadów (nie licząc rozmów nieoficjalnych) z członkami prałatury na wszystkich poziomach, a także z przeciwnikami i byłymi członkami organizacji. By spotkać się z nimi pojechał do ośmiu krajów. Może nie zrobił z Opus Dei "klubu aniołów", ale doszedł do wniosku, że "sprawy nie wyglądają aż tak źle, w każdym razie dużo lepiej niż się na ogół sądzi".

Konserwatyzm w nowoczesnym przebraniu

W Opus Dei mieszają się elementy naprawdę nowoczesne z doktryną, która bez wątpienia nowoczesna nie jest – a to może zbić z tropu obserwatorów. Główną ideą założyciela było poważne potraktowanie – zamiast całkowitego odrzucania, jak to robią katoliccy fundamentaliści – powszechnego ruchu sekularyzacji i usamodzielniania się społeczeństwa. Wziąć poważnie – i dobrze wykorzystać do swoich celów.

Na przykład, wychwalając świętość, którą każdy człowiek może osiągnąć poprzez codzienną pracę, Escriva de Balaguer zerwał z silnie zakorzenionym w katolickiej wyobraźni przekonaniem, że dzięki swojemu absolutnemu oddaniu sprawom religii, to duchowni są w najlepszej pozycji w wyścigu do Królestwa Niebieskiego.(ix) Jednak ta demokratyzacja świętości i zanurzenie w świecie nigdy nie zagrażało tradycyjnej w katolicyzmie pozycji duchowieństwa. To przecież księża zajmują w Opus Dei przywódcze stanowiska, a numerariusze (nie księża, lecz całkowicie oddani apostolatowi poprzez celibat) zajmują się kształtowaniem innych członków. Wielkie przywiązanie do sakramentów, zwłaszcza do spowiedzi, także świadczy o klerykalizmie, który miał być rzekomo odrzucony. Zwrócenie przez Opus Dei uwagi na świeckich członków Kościoła i ich wolność bywało często przedstawiane jako zapowiedź II Soboru Watykańskiego. Jednak ciasne duchowe ramy, w jakie wtłoczeni są członkowie (codzienna msza, odmawianie różańca, rachunek sumienia, cotygodniowa spowiedź, comiesięczne rekolekcje itd.) bez wątpienia zmniejszają ryzyko liberalnych wypaczeń... Jak z prostotą wyznaje jeden z paryskich "przyłączonych" Opus Dei (poza tym pracownik poczty i delegat konfederacji związków zawodowych CFDT!): "Ramy zarówno mojego myślenia, jak działania są jasne i nieprzekraczalne, wyznaczają je katechizm i Kościół katolicki".

Opus Dei w zasadzie nie wpisuje się w fundamentalistyczny nurt katolicyzmu. Nawet jeśli członkowie zdają się gustować w łacinie i w pewnego rodzaju klasyczności, mimo wszystko trzymają się zaleceń soborowych, zwłaszcza w kwestii liturgii. Są nawet oskarżani przez fundamentalistów o "przyczynianie się do rozwoju mentalności laickiej, będącej w sprzeczności ze społecznością królestwa Naszego Pana Jezusa Chrystusa". Tyle że formalna wierność nakazom II Soboru łączy się w prałaturze z wielkim talentem do interpretowania ich w duchu jak najbardziej konserwatywnym. Bo w gruncie rzeczy teologia stanowiąca podstawę nauczania Opus Dei niewiele różni się od tej, którą uznają za swoją fundamentaliści.

Uważa się często, że głównym celem Opus Dei jest obsadzenie ważnych stanowisk we wpływowych środowiskach. Jednak bardzo trudno jest zmierzyć realny wpływ tej organizacji, nie dysponujemy żadnymi statystykami pokazującymi w jakich miejscach znajdują się jej członkowie. Wiadomo, że prałatura jest bardzo zainteresowana środowiskiem intelektualistów. Wykształcenie jest bardzo ważne dla organizacji – numerariuszem może zostać tylko absolwent uniwersytetu, księży z Opus Dei zachęca się do obrony doktoratu. Organizacja dysponuje pewną liczbą ośrodków studenckich, które są otwarte dla wszystkich, lecz warunkiem przyznania miejsca są dobre wyniki w nauce. W tych miejscach oczywiście odbywa się rekrutacja. Za pontyfikatu Jana Pawła II, w instytucjach katolickich, Kurii Rzymskiej i episkopatach, zwłaszcza w Ameryce, mnożyły się nominacje przyznawane członkom Opus Dei. Dla Allena Jr. charakterystyczny jest przypadek numerariusza Joaquina Navarro-Valsa, który został w 1984 r. mianowany rzecznikiem Stolicy Apostolskiej i pozostawał na tym stanowisku przez 22 lata. "Gdy pomyślimy o jezuitach, dominikanach czy nawet franciszkanach, to dość niewielkie osiągnięcia..." – mówi Allen. Ale przecież Dzieło Boże jest bardzo młodą organizacją w historii Kościoła katolickiego w porównaniu do jego zakonów. Giovanni Avena, szef katolickiej agencji informacyjnej Adista, podkreśla niezwykłą doktrynalną spójność członków Opus Dei. "Wśród jezuitów, franciszkanów, czy w innych zakonach i ruchach natrafiamy na szerokie spektrum opinii i opcji teologicznych, co stanowi w pewnym stopniu odbicie Kościoła powszechnego, od najdalej posuniętej postępowości do tradycjonalizmu. Inaczej jest w Opus Dei, ta organizacja formatuje teologicznie swoich członków".

Związki Opus Dei z frankistowską Hiszpanią – prawdziwą kolebką prałatury – były bardzo bliskie. W samym centrum dyktatury, wielu z najbardziej wpływowych członków Dzieła Bożego, których nazywano "technokratami", zajmowało ministerialne stanowiska(x). Jednakże skłaniali się raczej ku gospodarczej i liberalnej modernizacji, która bardziej pasuje do profilu tej organizacji, niż totalitarna, samowystarczalna teokracja, o jakiej marzyła Falanga. Autorytarne reżimy Ameryki Łacińskiej nigdy nie spotkały się z krytyką ze strony Opus Dei, lecz pojedynczy członkowie czasem zgłaszali swoje zastrzeżenia. W Europie i w Stanach Zjednoczonych, ci ostatni, w kwestiach społecznych i ekonomicznych na ogół skłaniali się raczej ku projektom umiarkowanej niż skrajnej prawicy.

Może się nawet zdarzyć, że członek Opus Dei opowiada się po stronie centrolewicowej. Włoska senator Paola Binetti, numeraria Opus Dei, jest jedną z najbardziej znanych postaci nowej włoskiej Partii Demokratycznej, w którą przekształciła się część koalicji "Drzewo Oliwne". Jednak przekonania wywodzących się z najróżniejszych opcji członków Opus Dei odnośnie kwestii rodziny czy bioetyki (przerywania ciąży, związków homoseksualnych, sztucznego zapłodnienia, badań na komórkach macierzystych itd.) zawsze są starannie dopasowane są do sztywnego stanowiska Kościoła, odcinając się zdecydowanie od postępowych dążeń społecznych.

Zarzuty, jakie obecnie można sformułować pod adresem Opus Dei, częściowo pokrywają się z krytyką katolicyzmu – takiego, jakim stał się w czasie pontyfikatu Jana Pawła II. Tendencja do ideologicznego usztywnienia instytucjonalnego Kościoła, zauważalna od lat 80. ubiegłego wieku, wpłynęła na pewną normalizację obrazu Opus Dei wśród katolików i, co za tym idzie, wśród całego społeczeństwa. W czasie, gdy dla Benedykta XVI priorytetem jest wzmocnienie katolickiej tożsamości wobec zagrożenia "relatywizmem", postawa Opus Dei coraz bardziej zgadza się z prądem dominującym w Kościele.

Przypisy:
i. Członkowie Opus Dei dzielą się na numerariuszy, supernumerariuszy i przyłączonych. Numerariusze i przyłączeni (odp. także numerarie i przyłączone) żyją w celibacie (w tym także kapłani). Supernumerariusze i supernumerarie (ok. 70% członków) mogą założyć rodzinę. Wszyscy członkowie Opus Dei, z wyjątkiem ok. 2% księży, są świeckimi.
ii. François Normand, "La troublante ascension de l’Opus Dei", "Le Monde Diplomatique", wrzesień 1995.
iii. Na ten temat np. Véronique Duborgel, "Dans l’enfer de l’Opus Dei", Albin Michel, 2007.
iv. Christine Boutin jest w Radzie Pontyfikalnej ds. Rodziny.
v. Zwłaszcza w Hiszpanii i w Ameryce Południowej. W Wielkiej Brytanii Ruth Kelly, obecna minister transportu w rządzie Gordona Browna nie kryje, że jest supernumerarią Opus Dei.
vi. Wszystkie szczegóły tej strategii znajdziemy w: "Three years with the Da Vinci Code", Direzione strategica della communicazione nella Chiesa: nuove sfide, nuove proposte, Marca Carrogio, Briana Finnerty i Juana Manuel Mora Atti del 5° Seminario professionale sugli uffici comunicazione della Chiesa, EDUSC, 2007.
vii. "L’Espresso", 30 lipca 2005.
viii. John L. Allen Jr, O"pus Dei: An Objective Look Behind the Myths and Reality of the Most Controversial Force in the Catholic Church", Doubleday, 2005.
ix. Beatyfikacja i kanonizacja w Kościele Katolickim dotyczy jak do tej pory w zasadzie tylko osób duchownych.
x. Pierwsi ministrowie z Opus Dei (Mario Navarro Rubio, minister finansów i Alberto Ullastres, minister handlu) pojawili się w rządzie w 1957 r. Zależnie od źródeł, 8 do 12 na około 100 ministrów w rządach do 1975 r. było członkami Opus Dei.

Jérôme Anciberro
tłumaczenie: Anastazja Dwulit


Tekst ukazał się w miesięczniku "Le Monde Diplomatique - edycja polska".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


22 listopada:

1819 - W Nuneaton urodziła się George Eliot, właśc. Mary Ann Evans, angielska pisarka należąca do czołowych twórczyń epoki wiktoriańskiej.

1869 - W Paryżu urodził się André Gide, pisarz francuski. Autor m.in. "Lochów Watykanu". Laureat Nagrody Nobla w 1947 r.

1908 - W Łodzi urodził się Szymon Charnam pseud. Szajek, czołowy działacz Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej. Zastrzelony podczas przemówienia do robotników fabryki Bidermana.

1942 - W Radomiu grupa wypadowa GL dokonała akcji odwetowej na niemieckie kino Apollo.

1944 - Grupa bojowa Armii Ludowej okręgu Bielsko wykoleiła pociąg towarowy na stacji w Gliwicach.

1967 - Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję wzywającą Izrael do wycofania się z okupowanych ziem palestyńskich.

2006 - W Warszawie zmarł Lucjan Motyka, działacz OMTUR i PPS.


?
Lewica.pl na Facebooku