Na wczorajszym spotkaniu działającemu na skłocie Rozbrat Wolnościowego Klubu Dyskusyjnego, poświęconemu sytuacji w Gazie nie mówiło się wiele o geopolityce, argumentach strony izraelskiej i palestyńskiej, dyplomacji, nie roztrząsało się militarnych aspektów konfliktu.
Krótkie wprowadzenie Przemysława Wielgosza, redaktora naczelnego polskiej edycji "Le Monde Diplomatique" co do aktualnej sytuacji politycznej było tylko tłem właściwej opowieści. A podjęła ją Ewa Jasiewicz, dziennikarka i koordynatorka ruchu Free Gaza, która w odróżnieniu od wielu wszechwiedzących komentatorów była na miejscu: jako reprezentantka Czerwonego Półksiężyca (w świecie muzułmańskim odpowiednik Czerwonego Krzyża) wraz z innymi wolontariuszami niosła pomoc medyczną rannym i umierającym.
Strefa Gazy to dziś szczelnie zamknięte getto, otoczone murem niczym jeszcze niedawno Berlin Zachodni. Jej mieszańcy nie mogą opuścić zamkniętej strefy. Wszystko pod pretekstem wojny z terroryzmem. Z tym, że to armia izraelska ma znacznie większe możliwości uprawiania terroru: po prostu ma ku temu odpowiednie środki techniczne. – Trudno mówić o samoobronie tam, gdzie po stronie, która się rzekomo broni są pojedyncze ofiary śmiertelne, a po stronie rzekomego niebezpiecznego napastnika padają tysiące ofiar – przekonywał P. Wielgosz. – Izrael demoralizuje opinię międzynarodową. Wszystkie okropności okupacji w Gazie dzieją się jawnie, władza Izraela nie próbują nawet udawać, że jest inaczej – dodawał.
Prowadzący spotkanie nie próbowali rozgrzeszać Hamasu czy innych palestyńskich organizacji, które mają nieraz sporo na sumieniu, zwracając uwagę na humanitarny aspekt dzisiejszej sytuacji w Gazie.
Opowieść Ewy Jasiewicz była (pozornie) beznamiętną fotografią tego, co miała okazję zobaczyć. Zresztą, słowo fotografia jest tym bardziej uprawnione, że opowieści towarzyszyło kilka filmów z pogranicza Strefy Gazy nakręconych amatorską kamerą.
- W Strefie Gazy armia izraelska nagminnie stosuje amunicją nafaszerowaną białym fosforem i kasetową: taka bomba czy pocisk eksplodując wyrzuca z siebie tysiące mikropocisków, dziurawiących ciało człowieka jak sito. Nawet woda, która izraelska marynarka atakuje łodzie rybaków jest często skażona chemikaliami – podkreślała E. Jasiewicz.
Dziennikarka opowiadała o tym, jak wyrzuca się ludzi z domów, i strzela do nich, gdy próbują wracać. Codziennością jest śmierć rannych, którzy mogliby żyć, gdyby żołnierze na posterunkach kontrolnych, noszący takie same mundury jak oprawcy, pozwolili pomocy medycznej w porę dotrzeć do potrzebujących. Często jednak nie pozwalają. Bywa, że na karetką trzeba czekać i kilka dni. Gdy wreszcie dociera, potrzebni są już raczej grabarze.
Opowiadała, jak próbując nieść pomoc nieraz sama znalazła się pod ostrzałem, o rozstrzeliwaniu karetek pogotowia z czołgów i myśliwców F-16, nieraz o włos uchodząc śmierci. Niektórzy jej współpracownicy mieli mniej szczęścia – zostali w Gazie na zawsze.
- Ratownik, podobnie jak dziennikarz, to niewygodny świadek. Ktoś, kto wróciwszy do domu może opowiedzieć innym, co się tam naprawdę dzieje. – zwracała uwagę E. Jasiewicz.
Codziennością w Gazie są, niczym kiedyś w okupowanej Warszawie, zatrzymania pod byle pretekstem albo i bez niego. Zwykle mężczyzn, od nastolatka wzwyż, których można posadzić o sprzyjanie ruchowi oporu. Tylko połowie przetrzymywanych w izraelskich więzieniach postawiono jakiekolwiek zarzuty, a tortury są na porządku dziennym. Jeden z rozmówców E. Jasiewicz przesiedział w więzieniu tylko trzy miesiące, a wyszedł z bagażem złych wspomnień i emocji, który mógłby wprawić w kompleksy niejednego notorycznego recydywistę.
Wszystko to, zgodnie z prawem międzynarodowym, jest uznawane za zbrodnie wojenne, jednak wspólnota międzynarodowa, tak ochoczo piętnująca podobne przestępstwa w innych częściach świata w obliczu tej tragedii siedzi cicho jak mysz pod miotłą. Choć zdarzają się już, i to optymistyczny akcent, precedensy: Hiszpania i Norwegia próbują sądzić winnych zborni popełnionych poza swoim terytorium.
- To smutne, że Polska, obok USA, należy do krajów, które bezkrytycznie popierają postępowanie Izraela, czego by armia tego kraju nie wyprawiała. Wyróżniamy się nawet na tle innych państw tradycyjnie proizraelskiej Unii Europejskiej – zwracał uwagę P. Wielgosz.
W naszym kraju pospolite jest też myślenie, że Żydzi równa się Izrael, a każda krytyka polityki władz tego kraju jest z miejsca uznawana za antysemityzm, niemalże negowanie Holokaustu. – Wśród zachodniej opinii publicznej to nie do pomyślenia, a izraelska politykę przemocy krytykują często sami Żydzi – podkreślał P. Wielgosz.
W Gazie na całego nakręca się spirala przemocy, a wzdłuż granicznego muru narasta napięcie, jak w słynnym eksperymencie psychologa społecznego Philipa G. Zimbarda, gdzie grupę osób podzielono na więźniów i strażników. Przypomnijmy, że ochoczo weszli oni w swoje role, tak ochoczo, że eksperyment trzeba było przed czasem przerwać, by zapobiec przemocy.
W Gazie z jednej strony mamy żołnierzy przekonanych, że każdy Arab ma pod kurtką kałasznikowa lub bazookę, więc na wszelki wypadek strzelają pierwsi. A po drugiej stronie – kolejna ofiary mnożą szeregi męczenników pałających żądzą zemsty wśród tych, którzy przeżyli.
Nie obeszło się jednak bez nawiązania do szerszego kontekstu sytuacji w Gazie. Zdaniem gości klubu, za to, że sytuacja się zaostrza, a wyjścia nie widać, odpowiedzialne są w dużej mierze neoliberalne reformy w Izraelu: pracujących tam Palestyńczyków zastąpili tańsi robotnicy z innych krajów, władze Izraela mogą więc morzyć ich głodem zamykając w getcie. Jeszcze podczas pierwszej intifady główną bronią Palestyńczyków były strajki, teraz to niemożliwe. Drugim skutkiem reform w duchu Miltona Friedmana był rozkwit przemysłu wysokich technologii, w dużej mierze związanych z tak zwanym sektorem bezpieczeństwa, czyli wszystkim, co służy nadzorowi i inwigilacji. A sektor ten, by kupować nowe produkty, potrzebuje wroga, którego można by nadzorować. Mieszkańcy Strefy Gazy nadają się do tej roli doskonale.
Te same reformy spowodowały podział i dezintegrację społeczeństwa w samym Izraelu, które, w niemal jednej trzeciej składające się z ludzi biednych, z opinii publicznej zdolnej wpływać na poczynania władzy w bezwolną masę, która łatwo rządzić.
Dlaczego porozumienia pokojowe w Oslo, otrąbione jak świat długi i szeroki jako triumf pokoju nad wojną, i że powstanie niepodległej Palestyny to kwestia najbliższej przyszłości, spełzły na niczym? – Bo Izrael do niczego konkretnego się w nich nie zobowiązywał. Przeciwnie, żydowskie osadnictwo na terenach okupowanych po ich podpisaniu jeszcze się wzmogło. Za to Izrael zyskał bardzo wiele. Zdjęto z niego odium państwa, które prześladuje – przypomniał P. Wielgosz.
Pod koniec spotkania E. Jasiewicz zapaliła symboliczną świeczkę. – Trzeba pamiętać, że to wciąż tam się dzieje. Ludzie giną, są przetrzymywani w więzieniach i torturowani – wyjaśniła, dodając, że pojedynczy ludzie niewiele mogą zrobić, by sytuację tę zmienić. Ale to nie znaczy, że nie mogą nic. Można, na przykład, we własnym zakresie, bojkotować towary pochodzące z Izraela i nie współpracować z tamtejszymi firmami. Dotyczy to wszystkich branż, ale w szczególności przemysłu dostarczającego narzędzi inwigilacji, nadzoru czy tortur, także tych "inteligentnych". Oni mają krew na rekach.
Dariusz Kaczyński
Tekst ukazał się na stronie Aglomeracja.pl (www.poznan.aglomeracja.pl).