Jarosław Niemiec: Tańsi od koni

[2009-12-14 00:03:27]

Godzina pracy konia, wypożyczonego na przejażdżkę wierzchem, kosztuje minimum 20 zł. Zaprzęgowego jeszcze drożej. Godzina pracy robotnika zatrudnionego przy najprostszych pracach fizycznych wynosi 8 zł. Czy wobec tego, skoro nie podoba mu się taka stawka powinien zrobić, jak mu radzą dogmatyczni liberałowie? Zmienić zajęcie. Nająć się do ciągania bryczek, a konia na bezrobocie.

Spokojnie. Nie ma się co oburzać tym zestawieniem pracy konia, z pracą człowieka. To jeszcze nic. Ekonomiści liberalni dawno zrównali robotnika z koniem, tylko głośno o tym nie mówią. Dla mas to tajemnica. Sytuację robotnika przedstawia się tak, żeby nagiej prawdy nie powiedzieć. Nie, nie można powiedzieć, że kłamią. Byłoby zbyt prymitywne i krótkowzroczne. Gdyby prawda wyszła na jaw, zrobiłoby się za gorąco. Pomiędzy prawdą, a fałszem jest jeszcze mit. Polega on na tym, że prawdopodobne zdarzenia rozgrywają się w nieistniejącym świecie. Postaci są fantastyczne, czyny nadludzkie, a mimo to wiernie oddają to, co się między ludźmi działo i dzieje. Robotnik, w codziennej informacji, dostaje kolejny odcinek mitu o przygodach "samodzielnej jednostki ekonomicznej na wzburzonym rynku pracy". Jednostka walczy, konkuruje i dociera do celu. Oferta zostaje przyjęta. Pracownik daje swoją pracę i otrzymuje za nią zapłatę. Czyż tak nie uczą nawet w szkole?

Od czasu do czasu komuś z czcigodnych nauczycieli tłumu wypsną się słowa, niczym bąk w salonie. I tak jak ów bąk, pokazuje nagą prawdę, że wytworne, upodobnione do bóstw istoty są zwykłymi ludźmi o zwykłej fizjologii, tak owe słowa demaskują prawdziwą opinię elit o ludziach wykonujących, wprawdzie ważną i cenną, ale najprostszą, fizyczną pracę. Przykładem z ostatnich tygodni niech będzie wypowiedź jednego z przedstawicieli kadry naukowej UMCS o pracownikach obsługi, protestujących przeciw zwolnieniom. Uznał on sprzątaczki za "hołotę rzucającą jajkami w rektora". Sam rektor zresztą nie uznawał za słuszne rozmawiać z nikim "poniżej magistra". W komentarzach pod artykułami prasowymi o protestach sprzątaczek, zapewne ci świadomi i pouczający tłum o dobrodziejstwach gospodarki liberalnej, pozwolili sobie na mały seans pogardy. Sprzątaczki nazwano nieukami, baranami bez szkoły, patologią. Dziwiono się, że w ogóle taka sprzątaczka ma czelność się odzywać i żądać zachowania miejsca pracy, podwyżki czy czegokolwiek. Z tych komentarzy płynęło niczym niezachwiane przekonanie, że sprzątaczka ma w ogóle mało zarabiać, właśnie dlatego, że jest sprzątaczką. Jak mało? Pewnie gdyby licytowano, doszliby komentatorzy do miski strawy za dzień. Siedząc w poczekalni u lekarza przeglądałem miesięcznik Lubelskiej Izby Lekarskiej "Medicus" z marca 2009 roku i to, co tam przeczytałem wprowadziło mnie w lekkie oszołomienie: Zawód lekarza, po dwudziestu latach działalności samorządu lekarskiego, tylko w niewielkim stopniu stał się wolnym zawodem, - pisze we wstępniaku dr Ciołko - zaś mit Judyma i przywiązanie społeczeństwa do wypaczonej interpretacji przysięgi Hipokratesa krępuje skutecznie dążenia do niezależności w jego wykonywaniu. Nie da się jednak cofnąć czasu i nie da się zatrzymać zmian, które, choć powoli, kształtują społeczną świadomość, nakazując pogodzić się z faktem, że zapłata za godzinę lekarskiej pracy musi stanowić wielokrotność zapłaty za tę samą godzinę wysiłku, np. kierowcy karetki, który tegoż lekarza wiezie do chorego pacjenta, zaś wysprzątanie sali operacyjnej nie może być opłacane tak samo, jak zabieg w niej wykonany. Cytat ten jest bardzo znamienny, jeśli idzie o podejście do etyki zawodu lekarza. Mit Judyma i przysięga Hipokratesa, jako hamulce sprzedaży usługi lekarskiej niczym kosztownego towaru są oczywiście czymś głupim i nonsensownym dla tych, którzy zamiast powołania widzą w swoim zawodzie okazje do zarobienia poważnych pieniędzy. Ale nie o etykę tu idzie. Przy okazji pan doktor powiedział, że praca kierowcy i salowej jest o wiele mniej warta niż jego praca. Dlaczego? Tego pan doktor nie wytłumaczył. Skoro nie widział potrzeby wytłumaczenia się ze swoich słów, możemy z dużym prawdopodobieństwem założyć, że dlatego, iż jednym przysługują duże zarobki, a innym nie. Nie mógł wycenić pracy. Skoro uznajemy, że życie ludzkie jest bezcenne to wypadałoby płacić lekarzowi ile tylko zażąda. Tak jak nie da się wycenić ile warte jest zmycie podłogi, czy jazda karetką do chorego. Jak podłoga brudna to praca salowej jest droższa, jak są korki w mieście to praca kierowcy jest droższa niż jazda po pustych ulicach.

Widzimy choćby z tego, że opowieści jak to płacą nam za pracę są bajką. Ocenić wartość pracy może tylko sam pracownik. I to tylko swojej, tej konkretnej pracy, nie całej, jaką wykonuje na swoim etacie. Dlatego w gospodarce przyjęto wartość pracy, jako wartość abstrakcyjną, uśrednioną i wystandaryzowaną. I to nie ustawą, ani badaniami. Ktoś kiedyś musiał po prostu zacząć to przeliczać na pieniądze. I tak mu wyszło, że towar to praca plus materiał.

Czas więc na naszą bajkę: Kmieć plótł kosze z wikliny i z tego żył. Uznając, że musi wypleść 5 koszy dziennie żeby zarobić na utrzymanie ustalił wartość swojej pracy przy wyplataniu koszy. Ale potem ktoś wszedł w posiadanie ziem, gdzie rosła wiklina. Jak zwykle podbojem. Kmieć poszedł pracować do zdobywcy tych ziem i plótł kosze, które pan sprzedawał. Pan sprzedawał kosze po tej samej cenie, co do tej pory kmieć, inaczej nikt by nie kupił. No, ale kmieć musiał mieć na życie a pan zarobek. Jak z tego wyjść? Pan z kmieciami podpisał układ zbiorowy. Nieuczeni kmiecie zgodzili się pracować ciężko i pleść 10 koszy dziennie, bo chytry pan powiedział im, że godzina ich pracy wynosi 5 miedziaków. Jak to obliczył? Skoro Kmieć siedział pod chałupą i tak w 6 godzin uplótł 5 koszy, sprzedał to po 30 miedziaków to wychodzi po 5 miedziaków na godzinę. To ja mam teraz wiklinę i będzie musiał pleść 6 godzin dla siebie a 6 dla mnie.

Kmiecie chudli i marnieli w oczach. Kiedyś kmieć naplótł koszy, zjadł obiad, po obiedzie pobawił się z dzieciskami, posiedział z babą na ganeczku, do obórki zajrzał, gołąbki pobujał i żył bez stresu. W piątek jechał na targ, sprzedawał kosze, a po targu w knajpie, ugadywali z innymi kmieciami jak zarządzić na rozlewisku, żeby po równo wikliny wydzielić. Teraz wychodził o świcie i wracał po zmroku. Zły, zmęczony, na babę i dzieciska warczał, w piątek po wypłacie się upijał. Początkowo próbowali kmiecie targować z panem, ale już i sił zabrakło. Mijały wieki. Kosze zaczęto pleść na stelażach, maszynami. Ludzi już panu nie było trzeba tyle. Pracownik robił 20 koszy dziennie, a cały czas dostawał tyle co za 5 sztuk. Ludzie zapomnieli i się nie burzyli, kiedy pan im mówił, że tyle jest warta ich praca. Dopiero po latach nastał we wsi jeden mądry dziad, który pamiętał dawne historie i powiedział ludziom jak to z tą płacą było... Ale to już inna historia.

Morał z bajki taki. Gdyby zapłacili za pracę to nie byłoby zysku. W tej powiastce Pan obliczył po prostu koszt odtworzenia siły roboczej. To jest okrutne stwierdzenie, bo znaczy, że trzeba tyle płacić, by pracownik miał siłę pracować na drugi dzień. I taka jest poważna teoria klasycznej ekonomii politycznej XVII w.

Jeszcze jeden przykład, który wyjaśni wszystko. W czasach, kiedy na dalekiej północy, w dzisiejszej Kanadzie Indianie prowadzili handel wymienny z objazdowymi handlarzami, przyszedł do handlarza pewien myśliwy z plemienia Cree. Przyniósł starą, wyleniałą i podziurawioną strzałami skórę niedźwiedzia. Zażądał za nią nowiutkiej strzelby. Po długich targach handlarz się zgodził, bo nie chciał stracić dostawcy. Po jakimś czasie przyszedł z wiązka pięknych futer bobrowych. Na pytanie o cenę rzucił od niechcenia: "Daj ze dwie paczki naboi". Handlarz się ucieszył z tak łatwego zarobku, ale ciekawość na tyle go dręczyła, że zapytał. "Dlaczego oddajesz mi darmo te piękne skórki a za tamto truchło chciałeś strzelby?" "Bo niedźwiedzia tropiłem dwa tygodnie i walczyłem z nim, a bobry same wlazły w sidła?" - odpowiedział Cree. Myśliwy znał prawdziwą wartość konkretnej pracy, handlarz widział tylko pracę zaklętą w towarze, niczyją, z nikim nie związaną, a przecież Indianin cenił tę nędzną, mało użyteczną skórę bardzo wysoko, bo to był kawałek jego życia.

To jeszcze jeden dowód, że za pracę nikt nam nie płaci. Bo ani jej nie można wycenić, ani nikt nie chce tego robić. Bo cała czarodziejska sztuczka polega na tym, żeby oddzielić od człowieka jego pracę i zakląć ją w towar. A kiedy ludzie zaczynają się domagać ochrony, godnej płacy, bo czują, że to jest coś warte, coś, co jest owocem ich wysiłku, trzeba odebrać wartość tym ludziom, żeby wydawało się, że ich praca jest tym samym niewiele warta. I wtedy dochodzi do absurdu, że godzina pracy konia jest więcej warta niż godzina pracy człowieka. No tak, ale koń też nie dostaje wartości swojej pracy. Tylko, że koń nie wie, że jest wykorzystywany, ba pewnie nawet nie wie, że jest koniem. I właśnie zadanie menadżerów polega właśnie na tym, żebyśmy się nie połapali, żebyśmy mieli świadomość konia.

Od czasu do czasu słyszy się, że tak świat jest już urządzony. Ale kto go urządzał? Konie? No przecież koń konia nie wykorzystuje ekonomicznie. Pozostaje uznać, że jednak ludzie tak między sobą to urządzili, że jedni mają kontrolę nad środkami produkcji, a inni tylko swoją pracę. Ci, co tę kontrolę mają, będą wymyślać kolejne mity i kolejne sztuczki magiczne, żeby publika się nie połapała, dopóki nie wprowadzimy zasad demokracji do gospodarki. Demokratycznej kontroli nad dobrami, które pozwalają zaspokoić potrzeby ludzkie. Tak żeby jedni nie robili z innych, pracowników tańszych niż pociągowe konie.

Jarosław Niemiec


Tekst ukazał się na stronie Nowej Lewicy (www.nowalewica.pl).

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku