I tak, porozumienie podpisane 23 grudnia przewiduje skrócenie przerw w pracy, możliwość narzucenia 4 różnych grafików czasu pracy, w tym grafiku przewidującego zmianę nocną co sześć dni oraz długość zmiany mogącą dochodzić do 10 godzin. Kierownictwo będzie też mogło narzucić do 120 godzin nadliczbowych rocznie oraz, ewentualnie, dalsze 80 godzin w uzgodnieniu ze związkami. Pod pretekstem walki z absencją, pierwsze dni choroby miałyby być nie opłacane.
To zdumiewające porozumienie zostało podpisane niemal przez wszystkie związki skonfederowane, za chlubnym wyjątkiem FIOM, federacji pracowników metalurgii CGIL, włoskiego odpowiednika CGT, oraz małych "związków bazowych" istniejących we Włoszech. Ale to nie wszystko. Pełne wprowadzenie ustaleń przewidzianych przez porozumienie nastąpi w 2012 roku, wraz z utworzeniem New Company będącej wynikiem współpracy Fiata z amerykańskim Chryslerem. Każdy robotnik Fiata będzie musiał podpisać z nią indywidualną umowę o pracę, w której zrzeknie się awansem pewnych praw: zaakceptuje zakaz strajkowania z powodu godzin nadliczbowych pod groźbą zwolnienia. Z drugiej strony, Fiat, który wystąpił z włoskiego związku pracodawców - Confindustrii, nie będzie już związany porozumieniami krajowymi podpisanymi przez nią. Wynikałoby stąd, przede wszystkim, że jedynymi związkami mogącymi mieć przedstawicieli w fabryce, byłyby... związki, które podpiszą porozumienie: tak więc ani FIOM, ani związki bazowe nie miałyby reprezentacji.
Z całą pewnością ten model, który Fiat chciałby narzucić w swych zakładach, stanowi przedsmak tego, co czekałoby wszystkich zatrudnionych we Włoszech w wyniku unieważnienia w całości lub po części praw robotniczych zagwarantowanych w Statucie pracowniczym, wywalczonym przez robotników w latach siedemdziesiątych. W tej kwestii Fiat, Confindustria i Berlusconi prowadzą zgrany atak, uzgodniony zresztą z większością konfederacji związkowych, w tym CGIL. Albowiem jeśli nawet FIOM nie podpisała porozumienia i żąda od CGIL ogłoszenia strajku generalnego, to sekretarz generalna CGIL, Susanna Camusso, daje się prosić, a w swych oświadczeniach przyjmuje konieczność - na którą powołują się pracodawcy - "zwiększenia konkurencyjności" włoskich przedsiębiorstw... czyli, mówiąc inaczej - zwiększenia wyzysku pracowników.
Porozumienie wpasowuje się w kontekst rozpętanej kampanii wokół tego tematu. Pracodawcy włoscy chcą skorzystać z kryzysu, aby rozwiązać sobie ręce wobec pracowników. Żąda się więc od związków, aby dostosowały się do wymagań pracodawców pod groźbą wykluczenia z "ugody"... a nawet z bycia reprezentowanymi. Zarówno prasa, jak i niemal wszystkie partie zgodnym chórem oskarżają o hołdowanie archaicznej ideologii tych, którzy - jak FIOM, chcieliby bronić praw robotniczych. Marchionne i Fiat uprawiają szantaż deklarując gotowość do zainwestowania do 20 mld euro we Włoszech... w zamian wymagając tylko, aby zrozumiano ich wymagania produkcyjne i aby wszelkie "ograniczenia" wynikające z prawa pracy zostały zniesione. W przeciwnym wypadku - Marchionne mówi wprost - Fiat będzie inwestował za granicą, albowiem obecnie, jak twierdzi, jego koncern ponosi we Włoszech straty finansowe!
Jest to nacisk i szantaż typu "jeśli chcecie mieć pracę, musicie zgodzić się na bycie niewolnikami", jak to już pokazał przypadek pracowników fabryki w Pomigliano. Porozumienie miałoby zostać poddane pod referendum około 20 stycznia, po czym pracownicy Turynu-Mirafiori zostaliby wysłani na bezrobocie na okres prawie roku, w oczekiwaniu na utworzenie planowanej New Company.
Chyba że do tej pory pracownicy nie tylko grupy Fiata, ale i w całych Włoszech poślą do diabła Marchionne’a i resztę pracodawców.
André Frys
tłumaczenie: Ewa Balcerek
Tłumaczenie pochodzi z pisma "Lutte Ouvriere", nr 2214 z 7 stycznia 2011 r., s. 9.