Bohaterowie filmu to w większości fanatyczni kibice Manchesteru United. Jeżdżąc na wyjazdowe mecze za swoją ukochaną drużyną zjeździli całą Anglię. Wiernie meldują się w miejscowym pubie, gdy tylko United wybiega na zieloną murawę. Żaden z nich od dziesięciu lat nie pojawił się natomiast na stadionie swojego ukochanego klubu. Old Trafford, stadion zwany "Teatrem Marzeń" jest dla nich niedostępny. Dlaczego? "Spójrz tylko, jakie bryki parkują teraz pod stadionem" - oddajmy głos jednemu z bohaterowi filmu rozgoryczonemu obecną polityką klubu. Politykę tę najkrócej można opisać hasłem "wymiana publiczności". Jeszcze w latach 80. futbol w Anglii był sportem klasy robotniczej, a trybuny zapełniali przedstawiciele lokalnej working class. Dzisiaj stadiony piłkarskie zasiedlane są przez przedstawicieli klasy średniej. Ze wskazaniem na jej wyższą część. Przyczyna? Stopniowa podwyżka cen biletów. Rok po roku. Funt po funcie. Dzisiaj średnie cena biletu na mecz angielskiej Premiership jest cztery razy wyższa, niż na mecz niemieckiej Bundesligi. Starym kibicom i ich potomkom pozostało tylko oglądanie meczów w telewizji i wspominanie starych dobrych czasów. Jak pokazuje film Loacha, dla młodego przedstawiciela working class jedyną szansą na zdobycie biletu na mecz ukochanego Manchesteru United jest… wstąpienie do lokalnej grupy przestępczej, której boss hojnie nagradza swoich kompanów wejściówkami na mecz "Czerwonych Diabłów". W efekcie atmosfera na piłkarskich stadionach kuleje. Na samym Old Trafford nie jest jeszcze najgorzej. Ale na stadionie londyńskiego Arsenalu - stawianego a wzór klubu otwartego na klasę średnią - kibice przyjezdni regularnie śpiewają "We are in the theatre", co bynajmniej nie jest w ich ustach komplementem.
Taki stan rzeczy nie wszystkim angielskim kibicom odpowiada. Stąd liczne protesty przeciwko miliarderom wykupującym angielskie klub (np. protesty kibiców Manchesteru United i FC Liverpoolu), a także próby zakładania nowych klubów piłkarskich, na których mecze ceny biletów są dopasowane do budżetów domowych robotniczych rodzin. Film Loacha jest więc pochwałą kibicowskiego aktywizmu, prób oporu przeciwko zjawisku "Modern Football", czyli komercjalizacji piłki połączonej z wymianą publiczności. Jest pochwałą sąsiedzkiej wspólnoty z robotniczej dzielnicy, która działając wspólnie jest w stanie stawić czoła największym problemom. Co prawda z małą pomocą... Erica Cantony.
Legendarny piłkarz "Czerwonych Diabłów" pojawia się w życiu głównego bohatera, skromnego listonosza, po wypaleniu przez niego jednego skręta. Pozwala mu uwierzyć w siebie i podsuwa pomysły na rozwiązanie problemów. Pomysłem na rozwiązanie najważniejszego problemu okazuje się być działanie kolektywne, noszące znamiona... czynu chuligańskiego. Polskie media, co przyjmuję ze zdziwieniem, nie potępiły tego chuligaństwa bohaterów filmu. Przyznajmy jednak, że jest to chuligaństwo specyficzne - wymierzone przeciwko lokalnym szwarccharakterom.
Dużo bardziej skandaliczne jest to, że polscy dziennikarze sportowi recenzując film "Szukając Erica" zupełnie pominęli przesłanie "Against Modern Football", które wypełnia film od pierwszej do ostatniej sceny. Zamiast tego mieliśmy próby przypomnienia sylwetki Cantony i oceny jego aktorskich talentów. Oczywiście o kontekście politycznej aktywności byłego piłkarza nikt się nie zająknął. A przecież nie każdy wielki futbolista wzywa do przeprowadzanie... bezkrwawej rewolucji przeciwko systemowi bankowemu. Jeszcze raz obejrzeć piękne gole Cantony jest przyjemnie, ale to nie był główny cel przyświecający Loachowi, gdy decydował się nakręcić film o środowisku kibicowskim.
Problem wymiany kibiców dociera także do Polski. W ostatnich tygodniach wojna wytoczona przez rząd i część mediów osławionym "kibolom" nie schodzi z czołówek serwisów informacyjnych. Oczywiście z chuligaństwem i przestępczością zorganizowaną kryjącą się czasami za piłkarskim szalikiem państwo musi walczyć. Pojawia się tylko jeden problem. Jak wykazała w oparciu o policyjne statystyki Zuzanna Dąbrowską liczba incydentów na piłkarskich stadionach w ostatnich latach... zdecydowanie spada ("Uważam Rze", nr 12/20111). A porównanie z brutalnymi latami 90. jest wręcz nie na miejscu. Premier oraz część mediów z "Gazetą Wyborczą" na czele zdaje się tego nie zauważać.
Jak trafnie zauważa dr Rafał Chwedoruk spór między "Gazetą Wyborczą" a kibicami ma charakter fundamentalny: walka o wizję piłki, imprez masowych i rozwiązywania konfliktów społecznych. Dodajmy, że to także spór pomiędzy zwolennikami apolitycznych stadionów, a osobami przywiązanymi do wizji stadionu będącego miejscem artykulacji społecznego niezadowolenia (noszącego różne barwy polityczne). W dzisiejszej Polsce za transparenty krytykujące rząd ("Niespełnione rządu obietnice, temat zastępczy kibice") wszystkie kluby ekstraklasy dostały od Komisji Ligi po tysiąc złotych kary.
O stadionach i kibicach będzie w polskich mediach w najbliższych miesiącach na pewno bardzo głośno. Aby lepiej zrozumieć zjawiska zachodzące w świecie piłki warto obejrzeć skromny komediodramat o skromnym listonoszu i nieskromnym piłkarzu.
"Szukając Erica" ("Looking for Eric"), reżyseria: Ken Loach, scenariusz: Paul Laverty, premiera 18 maja 2009, premiera polska: 14 stycznia 2011.
Bartosz Machalica