Z Piotrem Ikonowiczem rozmawia Agata Czarnacka z Lewica24.pl.
Agata Czarnacka: Jak ci się podobał polski 14 listopada?
Piotr Ikonowicz: Podobało mi się, że w ogóle był. W ten sposób do europejskiego biegu protestu i walki weszliśmy na razie skromnie. O tej porze w Polsce się pracuje, więc gdy nie ma strajku, trudno o masowy udział, ale w takim zakresie, w jakim to było możliwe, postaraliśmy się uczestniczyć.
Myślę też, że wśród związkowców akcenty internacjonalistyczne i europejskie są na razie bardzo słabe. Ta świadomość jest jeszcze niska, jednak fakt, że czuli się zobowiązani do wsparcia tego protestu – jak na nasze warunki dość dobrze zorganizowaną akcją – to jest krok do przodu. Zmierzamy ku Europie socjalnej również w tym sensie.
Poza tym, jest bardzo widoczne zaostrzenie konfliktu społecznego – może nie wśród biurokratów związkowych, ale wśród ludzi atmosfera była napięta. To już nie jest chodzenie z balonikami na rozkaz, tylko rzeczywiście ludzie są wkurzeni. To było widać. I dobrze, bo mogli się przy tej okazji zobaczyć i policzyć.
Mówisz o „konflikcie społecznym”, ale jak widziałam związkowców w centrum Warszawy, przy najbardziej ekskluzywnym domu handlowym w Polsce, nasuwało mi się na usta sformułowanie „walka klas”.
Oczywiście, że tak. Ale to nie jest jeszcze uświadamiane. Rozmawiałem ze związkowcami, i oni, nawet jak krytykowali prywatyzację kopalni Bełchatów, mówili „rozumiemy ekonomię, ale są względy społeczne”. Czyli im wmówili, że prywatyzacja jest dobra, tylko że trzeba się pochylić nad nimi i ich losem jako pracowników. Neoliberalny poziom prania mózgów jest bardzo głęboki. Wszystko się sprowadza do bieżącego konfliktu politycznego. Centrale związkowe pełnią rolę takich „podpórek” dla swoich patronów partyjnych i nie mają samodzielności w prowadzeniu protestu. To było bardzo wyraźnie widać, kiedy zrobiliśmy spotkanie w Sejmie, które animowałem pod szyldem Zespołu Parlamentarnego „Społeczeństwo FAIR”. Związkowcy z OPZZ na nie nie przyszli, bo to nie było „od Millera” tylko „od Palikota”. Takie są podziały.
Nie sądzę. Oni nie współpracują ze sobą aż tak bardzo. Na pewno bardziej są związani z Europejską Konfederacją Związków Zawodowych.
Nie, bez przesady. Znam te układy. OPZZ chodzi na pasku SLD. Może jednak to i dobrze, że partia, która się odwołuje do etosu lewicowego ma wpływ na centralę związkową.
Powiedzmy sobie szczerze – jeżeli porównamy to, co może zrobić OPZZ, z tym, co może zrobić „Solidarność”, to oczywiście oceny są niewspółmierne. W wyniku pewnych decyzji politycznych, które podjęto wiele lat temu, „Solidarność” jest bardzo bogatym związkiem zawodowym. Chodzi o majątek po OPZZ – przelicznik był taki, że mają za co wynajmować autokary na protesty.
Jednak w całym tłumie ludzi przywiezionych związkowymi autokarami była niespełna setka ludzi z czerwonymi sztandarami, którzy są oddolnym ruchem społecznym.
I tyle tam oddolnego ruchu społecznego, ile było tam nas.
Dobrze, żeby byliśmy. Byliśmy dobrze przyjęci. Udało mi się zabrać głos. Myślę, że to novum – że wreszcie dostrzegają ten ruch społeczny, że go doceniają, że pozwalają nam uczestniczyć. Byliśmy tam razem. Mamy jakiś wpływ i przełożenie na ruch związkowy, który nie jest poleceniem odgórnym, biurokratycznym czy partyjnym.
Poza tobą żaden parlamentarzysta ani były parlamentarzysta nie zabierał głosu?
Zabierała głos Ania Grodzka i Dariusz Joński z SLD.
Czy możesz powiedzieć mi coś więcej o Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej? Czy ma szansę przerodzić się w jakiś organizm polityczny?
Mieliśmy takie plany. Myśleliśmy o stworzeniu Ruchu Sprawiedliwości Społecznej, ale trudno jest budować ruch polityczny w oparciu o kadry, które wyszły z walki z wykluczeniem. Ci ludzie, niezależnie od tego, że są bardzo upodmiotowieni politycznie i obywatelsko, nie są bardzo dynamicznym elementem. Nie mają zapasu wolnego czasu potrzebnego do działalności. Nie mają tyle energii, bo walka o byt ich zanadto wyczerpuje. Ale – trzeba przyznać – dzisiaj, w dzień roboczy – przyszli. Niektórzy brali nawet zwolnienia, żeby tylko być na proteście. Niektórzy przyjeżdżali z innych miast.
To pokazuje, że jest wśród nich pęd do polityki, ale nie chciałbym robić ruchu w oparciu jedynie o problem mieszkaniowy. To jest zły trop – będziemy raczej uczestnikami jakiegoś szerszego ruchu. Myślę, że lewica społeczna, lewica radykalna w Polsce będzie się teraz przegrupowywać i mam nadzieję, że coś powstanie. A to, co może dać takiemu ruchowi Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej, to duży poziom wiarygodności, dlatego, że działamy nie tylko w słusznej sprawie, ale działamy niezwykle skutecznie. I ta wiarygodność może legitymizować wysiłek zmierzający do stworzenia siły politycznej, która by była na lewo od tak zwanego „lewicowego mainstreamu”, który tylko z pozoru jest taki lewicowy.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad pochodzi z portalu Lewica24.