Jarosław Klebaniuk: Konradzie, startujesz w wyborach do sejmu z listy Zjednoczonej Lewicy. Twój wynik w ubiegłorocznych wyborach na prezydenta Wrocławia był rozczarowujący. Niejeden dałby sobie spokój z polityką. Dlaczego próbujesz ponownie?
Konrad Rychlewski: W kategoriach rozczarowań postrzegać można raczej to, co stało się z moim ówczesnym adwersarzem po lewej stronie sceny politycznej. Wylądował on razem z narodowcami na liście Kukiza. Ze mną taka dwulicowość i bezideowość jest wykluczona. Wynik wyborów prezydenckich był ważną lekcją, mnie taka jednorazowa przegrana mogła jedynie zmotywować do jeszcze wytrwalszej, jeszcze bardziej zdecydowanej pracy edukacyjnej i kampanijnej. Wyzwania, przed którymi stoją Wrocław i Polska się nie zmieniły, a z roku na rok przybywa zwolenników zrównoważonego rozwoju, odbudowy państwa opiekuńczego i aktywnej roli państwa w gospodarce. Są to wszystko postulaty, które – oczywiście w wariancie lokalnym – głosiłem już rok temu.
A czego się nauczyłeś w tamtej kampanii? Włożyłeś wraz ze swoim sztabem mnóstwo pracy w jej przeprowadzenie, a popierany przez SLD kontrkandydat uzyskał znacznie lepszy rezultat pomimo swoich – zdaniem ludzi o lewicowych poglądach – kontrowersyjnych poczynań. Może warto czasem pójść na jakiś kompromis?
A nie nazwałbyś kompromisem powołanie wspólnego komitetu wyborczego przez pięć, nie rzadko w przeszłości bezpardonowo ze sobą walczących partii politycznych? To, co mnie cieszy najbardziej, to wypracowanie wspólnej i w większości spójnej wizji Polski, o którą teraz możemy razem walczyć, autentycznie wierząc w to, co głosimy. Program Zjednoczonej Lewicy to około 250 pojedynczych postulatów i propozycji zmian. Ja zgadzam się z nimi w ponad 80 procentach. Jak na koalicyjny komitet wyborczy, to moim zdaniem świetny wynik.
No tak, na chwilę zapomniałem, że Zjednoczona Lewica to koalicja, a Ty jesteś kandydatem Zielonych.
A czego się nauczyłem? Cała kampania była jedną wielką lekcją. Fakt, kilka kwestii inaczej bym dzisiaj rozstrzygnął. Podam przykład. Demokratycznie podjęliśmy decyzję, żeby nie robić oddzielnej strony dla mnie jako kandydata na prezydenta na Facebooku. Idea była taka, żeby uwagę mediów i wyborców skupić na wspólnym starcie Lewicy Wrocławskiej. Teraz żałuję tej decyzji. Ideały kolektywu są mi bliskie, ale nie uciekniemy od prezentacji kandydata "od kuchni". Aby zmienić rzeczywistość, także tę medialną, musimy najpierw dostać mandat, dlatego swoje postępowanie najpierw trzeba dostosować do reguł gry wyznaczanych też przez media i dziennikarzy.
Rozumiem, że teraz bardziej byś się eksponował w mediach jako lider ugrupowania, na którego czele wtedy stałeś. Jednak tym razem jesteś na odległym miejscu listy. Na czele w okręgu numer 3 stoi przewodnicząca Zielonych. Jeśli koalicja wejdzie do sejmu, to właśnie ona ma spore szanse na mandat.
Partia Zieloni, co mnie bardzo cieszy, wyróżnia się na tle innych organizacji bardzo wysoką kulturą dyskursu i szacunkiem dla różnorodności. Nic dziwnego, że przyciąga to fascynujące jednostki. Kilkudziesięciu z nich miałem okazję poznać na pierwszej letniej szkole Zielonych w Białowieży w 2015 r. Wielu by wymieniać, ale najbardziej zapadły mi w pamięci koleżanki takie jak Dorota Metera, genialna specjalistka z zakresu rolnictwa i hodowli zwierząt, czy Ewa Sufin Jacquemart, szefowa fundacji Strefa Zieleni, której parę dni temu udało się zebrać wymagane minimum podpisów przeciwko umowie TTIP i to w kraju pchanym przez PO i PiS w całkowitą uległość wobec koncernów i USA. Wielkie wrażenie na mnie robi też zawsze Adam Ostolski, jedynka w Szczecinie, niezależnie od pory dnia i nocy kompetentny, życzliwy, fachowy, opanowany – kandydat-marzenie. A Gosia? Małgorzata, o ile pamiętam, jest w Zielonych od kwietnia 2014, w ciągu 14 miesięcy stała się przewodniczącą partii, teraz jest jedynką. To o czymś świadczy. Czy ma największe szanse? Silnych kandydatów mamy sporo, że wspomnę o szefie struktur SLD Czesławie Cyrulu. A ja przecież też nie startuję jako słup. Wybór zostawmy wyborcom, bo jest w kim wybierać. To, że startujemy w ramach tej samej koalicji, nie oznacza przecież, że musimy mieć na wszystko identyczne poglądy.
Jedynki na listach mają po prostu statystycznie rzecz biorąc największe przełożenie na mandaty. Nie twierdzę, że Ty czy Czesław Cyrul nie macie szans. Jednak pozycja przewodniczącej partii zapewnia znacznie większą ekspozycję w mediach. To ją dziennikarze pokazują czy cytują częściej.
Tak, cytują ją częściej, ale nie wiem, czy każdy z tych cytatów jest szczęśliwy. Przykładowo zapytana podczas debaty TOK FM o kryzys uchodźcy i sytuację w Syrii, za przyczynę wskazała... suszę spowodowaną globalnym ociepleniem. Ja bym się ewentualnie zająknął o Baszszadzie al-Asadzie, o wspieranych przez Zachód rebeliantach, o wspieranym przez Arabię Saudyjską i Katar Państwie Islamskim, o "arabskiej wiośnie". Jeszcze bardziej zmartwiła mnie jej ostatnia wypowiedź na temat kolei. Dziennikarz GW zapytał ją o projekt szybkiej kolei, łączącej Poznań, Wrocław, Łódź i Warszawę, tzw. Ygrek. Odpowiedziała: "Nie, jestem przeciwna projektowi linii Y Warszawa – Łódź – Wrocław – Poznań. Uważam, że ten projekt pochłonie zbyt dużo pieniędzy, które zamiast zostać zainwestowane w koleje aglomeracyjne i regionalne, mogące służyć milionom ludzi jako codzienny środek transportu, zastaną zmarnowane na fajną "zabawkę" dla czterech miast i polityków, którzy będą ją otwierać. Inwestujmy pieniądze w kolej codzienną, a nie zabawkową. Dzięki modernizacjom linii kolejowych na potrzeby codzienne oraz zakupowi nowoczesnego taboru szybkość połączeń międzymiastowych i tak wzrośnie. Szybkie połączenie między Wrocławiem a Poznaniem już niedługo będzie funkcjonować, a połączenie Warszawa – Poznań jest dobre, podobnie jak połączenie Wrocław – Warszawa przez Częstochowę, które znacznie skróciło podróż. Budżet na koleje nie jest z gumy i trzeba nim rozsądnie rozporządzać".
Ja mam całkowicie odmienne zdanie. Dlaczego? W tak zwanej wolnej Polsce wybudowano 3500 kilometrów dróg i 27 kilometrów nowych sieci kolejowych. Czynna sieć zmalała z 24 tysięcy kilometrów w 1989 roku do 19 tysięcy kilometrów obecnie. Jak powietrza potrzebujemy nowych odcinków kolejowych, dostosowanych oczywiście do wysokich i bardzo wysokich prędkości. Inaczej kolej nigdy nie będzie konkurencyjna wobec samochodu czy samolotu.
Co to za dziwne myślenie? Jak chcemy sobie wyskoczyć po mleko do sklepu, to ma być szybko, sprawnie, wygodnie i nie za drogo, ale niech no zachce się nam podróży na drugi koniec kraju, to mamy się potulnie wlec kilka, a może kilkanaście godzin? Porównajmy to choćby z pionierskim duchem planistów i budowniczych CMK. Wtedy najnowocześniejszym polskim samochodem był Fiat 125p, a mimo to w 1971 r. jako pierwsi na świecie rozpoczęliśmy budowę linii kolejowej dostosowanej do prędkości 250 km/h. Co więcej, planowo ją ukończyliśmy! Trzeba myśleć perspektywicznie.
Antagonizowanie inwestycji w kolej aglomeracyjną i regionalną, i w KDP [kolej dużych prędkości – J.K.] może być chyba tylko spowodowane niewiedzą. Bez rozpoczęcia budowy Ygreka nie ma szans na wykorzystanie obecnych środków na kolej, a przecież Zjednoczona Lewica ma zapisane w programie, skądinąd bezspornie słuszne na tle zapóźnień cywilizacyjnych na kolei, zastosowanie się do zaleceń UE i zmienienie podziału 40 : 60 z korzyścią dla dróg na 60 : 40 ze wskazaniem na kolej. To dodatkowe 40 miliardów złotych, a cała linia Warszawa – Poznań – Łódź – Wrocław "pod klucz" to 25 miliardów.
Mnie nie trzeba przypominać o tym, że potrzebne są systemy SKM we wszystkich dużych polskich miastach. Przecież to ja opracowałem, jako jedyny polityk w tej dekadzie, autorski plan budowy SKM-ki we Wrocławiu. Znajdą go Państwo na blogu Zielonych, przynajmniej fragment, bo wielu założeń jeszcze nie opublikowałem. Ale kolej jest systemem naczyń połączonych, a bez KDP dalekobieżną kolej czeka agonia. Dlatego jeżeli chcą Państwo szybko podróżować do Szczecina, Berlina, Drezna, Pragi, Łodzi, Warszawy, czy choćby do Opola, to trzeba 25 października postawić swój krzyżyk przy kandydacie nr 9. Jak kolej, to Konrad.
Zacząłeś działać w tej partii jeszcze na długo zanim pojawił się pomysł koalicji wyborczej z ich udziałem. Dlaczego akurat Zieloni?
Będąc członkiem Partii Zieloni nie jedno można na swój temat usłyszeć. Typowy działacz Zielonych, przynajmniej widziany oczami wyobraźni naszej politycznej konkurencji, to najwyraźniej „trawożerca”, wojujący feminista, który jak widzi drzewo, to tylko myśli o tym, jak się najlepiej do niego przykuć. To oczywiście kompletna bzdura. Zieloni stoją przede wszystkim na stanowisku, że istotne są nie tylko doraźne cele społeczne, ale też forma ich osiągnięcia i długofalowe skutki takiego działania. Do socjalistycznej narracji dnia codziennego z końca XIX wieku dokładają więc jakby wymiar czasowy. Jaki ma sens nieodwracalna degradacja środowiska naturalnego? Czy za 20, 30 lat chcemy żyć na jakimś globalnym wysypisku śmieci z morzami, w których z powodu zanieczyszczenia nawet nie będzie wolno się kąpać – wszystko to po to, żeby dzisiaj, jutro czy za rok osiągnąć większe profity? To bez sensu. Dlatego walczymy o sprawiedliwość społeczną, ale nie kosztem jakości życia, nie kosztem przyszłych pokoleń.
Jak to zrobić? Oczywiście przy wykorzystaniu najnowszych technologii. Mamy to szczęście, że żyjemy w czasach, w których i jedno, np. zapewnienie dostępu do smacznej i zdrowej żywności, i drugie, np. ochrona środowiska przed nadmierną eksploatacją surowców naturalnych, jest możliwe. Cieszmy się z tego, korzystajmy z tego, budujmy przemysł, który będzie na tym zarabiał, gwarantował trwałe miejsca pracy i wyznaczał światowe trendy.
Przejście było dla mnie bardzo łatwe, przecież zawsze wspierałem nowe formy produkcji energii, transport zbiorowy, szczególnie kolej, czy bardziej pokojową politykę zagraniczną. Byłem Zielonym wśród czerwonych, teraz ja i partia mają ten sam odcień.
Problem chyba w tym, że ludzie pracują w przemyśle takim, jaki mamy, a więc na przykład w kopalniach i walczą o zachowanie swoich miejsc pracy. Jak pogodzić taką wizję, jaką przedstawiasz z potrzebami chwili? Jak nie zrobić krzywdy ludziom, którzy muszą utrzymać rodziny?
Gosia poparła zaskakujące, przynajmniej dla mnie, stanowisko partii Zieloni, w którym wyrażają solidarność z górnikami. Pragnę przytoczyć tu informacje, które być może nigdy jeszcze nie ujrzały światła dziennego w Polsce, a pokazują, dlaczego ja chciałbym inwestować w przyszłość, w przyszłość bez węgla, a nie marnować środki w sztuczne i populistyczne, chociaż chyba coraz mniej popularne, podtrzymywanie przy życiu energetyki węglowej. Nie chodzi mi już nawet o te 45 tysięcy Polaków, którzy umierają co roku przedwcześnie z powodu niskiej emisji, w tym spalania miałów węglowych i innych odpadków, ale o najnowsze dane Unii Europejskiej. Wskazują one, że skażenie rtęcią, a główne jej źródło to spalanie węgla brunatnego i kamiennego, w Unii Europejskiej jest tak duże, że 1,8 mln dzieci rocznie rodzi się ze znacznym, nieodwracalnym uszczerbkiem w zakresie zdolności intelektualnych. Taka jest cena energetyki węglowej.
Powiedzmy to może prostszym językiem: Jedna trzecia dzieci rodzących się na terenie UE z powodu energetyki węglowej jest zdecydowanie głupsza, niż mogłaby być. Ja nie wiem, nie wiem, jakich jeszcze wyrzeczeń, poświęceń, jakich ludzkich tragedii polskie lobby węglowe będzie od nas oczekiwało w imię przedłużenia agonii zagłębia węglowego, do której i tak dojdzie, ponieważ po 2040 roku nie będzie w naszym kraju już praktycznie żadnych złóż nadających się do wydobycia. Wskazują na to jednoznacznie roczne raporty o stanie rezerw węgla w naszym kraju. Czy dla kilkudziesięciu tysięcy miejsc pracy warto poświęcać życie naszych dzieci? Nie sądzę. Należy przeprowadzić Śląsk przez konieczne przebranżowienie, żeby ludzie tam jak najszybciej mieli realną alternatywę w postaci perspektywicznych i godnie płatnych miejsc pracy, ale każda złotówka wtopiona w ratowanie kopalń oddala tą perspektywę i utrudnia późniejszą reformę.
To rzeczywiście nie są powszechnie znane dane. Związkowcy ze Śląska walczą jednak o własne interesy, w tym o zachowanie miejsc pracy i silną pozycję w negocjacjach płacowych z pracodawcami. Jako jedna z nielicznych grup zawodowych w Polsce potrafią się zorganizować w taki sposób, aby wywrzeć presję na władze. Rodzice dzieci, którym nie idzie w szkole i ludzie chorzy na choroby płuc czy nowotwory raczej nie winią za to górników. Ciężko będzie Ci godzić głoszenie prawdziwych informacji na temat szkodliwości górnictwa węglowego bez narażania się na ataki ze strony związkowców. Wchodzenie w konflikt ze związkowcami jest dosyć nietypowe u radykalnie lewicowych działaczy.
Myślę, że tak egoistyczne i samolubne myślenie, jakie prezentują liderzy prawicowych związków górniczych, jest też dość nietypowe. Jest wiele słuszniejszych strajków w naszym kraju, do których kamery jednak nie przyjeżdżają. Dlaczego? Nie wiem. Trzeba wzmocnić pozycję związków zawodowych, trzeba cofnąć antypracownicze reformy rządów PO-PSL, ale samo bycie związkowcem nie gwarantuje nieomylności. Trzeba porzucić emocje i wrócić na grunt argumentów merytorycznych.
Stawiamy na energię odnawialną – w ogóle samo nazewnictwo dziwi, bo to raczej kopalne źródła energii są energią "wyczerpującą się", ale niech już tak zostanie. Czemu świadczenia pomostowe i budowa nowych gałęzi przemysłu nie mogłaby być finansowana z zysków generowanych przez OZE [odnawialne źródła energii – J.K.]? Naprawdę, dam z siebie wszystko, żeby opracować szybki i jak najmniej bolesny plan transformacji zagłębia śląskiego, ale ja też nie wydam dwa razy tej samej złotówki. Złotówka wydana na podtrzymywanie nierentownych, dosłownie śmiercionośnych zakładów, to złotówka, której już nie zainwestuję w zagwarantowanie miejsc pracy dla przyszłego pokolenia.
Może coś ogólnego: polityk musi wysłuchać argumentów i podjąć nie tę decyzję, która jest w danej chwili najpopularniejsza, ale tę, która za kilka, kilkanaście lat okaże się najrozsądniejszą. Taka postawa to dopiero ewenement, ale ja jej nigdy nie porzucę.
Nie kandyduję, żeby stać się politykiem, jakich już mamy, kandyduję, żeby zbudować Polskę, o której marzymy. Zresztą takich moich mądrości mam sporo. Jeżeli mogę zainwestować w fabrykę, która da ludziom pracę albo w zasiłki dla bezrobotnych, zawsze zainwestuję w fabrykę.
Z tego, co powiedziałeś wynika, że reforma energetyki i rozwój transportu kolejowego to tematy, które szczególnie Cię interesują i którymi chciałbyś się zająć jako parlamentarzysta. A ta fabryka, którą wolałbyś od wypłacania zasiłków to miałaby być prywatna, państwowa czy jeszcze jakaś inna? Dla ludzi o lewicowych poglądach stanowi to sporą różnicę.
Wiesz, tak między nami, gdybym to ja ją budował, byłaby państwowa. Tylko państwo posiada dzisiaj potencjał inwestycyjny, wystarczający do wydźwignięcia Polski po okresie świadomej i celowej deindustrializacji ostatnich 25 lat. Musimy z jednej strony stawiać na wciąż perspektywiczne sektory, w których kiedyś, czasami jeszcze 10 lat temu, byliśmy liderami – na myśl przychodzi tu np. przemysł stoczniowy, szczególnie słynna, z jakości swoich statków, nie z krzykliwości swoich liderów Solidarności, stocznia Szczecińska.
Z drugiej strony wsparcie dla nowych firm – dzisiaj w większości marnowane na firmy z góry skazane na zamknięcie po minimalnym okresie funkcjonowania, często już zakładane tylko w celach wyciągnięcia subwencji – musi popłynąć w kierunku najbardziej ryzykownych, najbardziej śmiałych przedsięwzięć. I tu Wrocław ma ogromną rolę do odegrania. Mamy przecież u nas jeden z największych talentów młodego pokolenia naukowców, panią Olgę Malinkiewicz. Przez rok państwo polskie nie było w stanie przeznaczyć na jej technologię, która wykatapultowałaby nasz kraj do ścisłej czołówki technologicznej globu, 15 mln zł, podczas gdy na kopalnie lekką ręką poszło 6,5 mld zł, niemal 500 razy tyle.
A perowskity, bo o nich mowa, to nie tylko szansa na kilkaset tysięcy nowych miejsc pracy, na przewagę konkurencyjną rodzimych, miejmy nadzieję państwowych, producentów elektroniki użytkowej, dachów, elementów budowlanych, pojazdów... ale też na rozwiązanie problemu dostępu do taniej energii elektrycznej w ogóle, globalnie, czyli na bardziej pokojowy świat i bajeczne zyski dla naszego kraju! A co robią polscy politycy? Ignorują taką cudowną dziewczynę, skupiając się na przemysłach z XVIII wieku.
To zapewne temat na osobną rozmowę. Wróćmy jednak do wyborów. Zjednoczona Lewica w jednym z ostatnich sondaży uzyskała po raz pierwszy dwucyfrowe poparcie. Jednak nie jest jedynym ugrupowaniem kojarzonym z lewicą. Coraz większą popularność zdobywa partia Razem? Ciekaw jestem, co o niej sądzisz.
Razem? Cóż, proszę Państwa, znów będzie prawda i tylko prawda i to bez znieczulenia. Najbardziej martwiące w Razem są kulisy jego powstania, tlący się konflikt w łamach Zielonych, z których rekrutuje się wielu z członków założycieli. Ale oczywiście to nie wina tych, co przybyli później. Z mojego punktu widzenia Razem spełnia bardzo istotną rolę w polskiej polityce. Może zachęcić do głosowania tych wyborców lewicy, którzy rozumieją, że PiS jest jedynie uzależnioną od koncernu katolickiego kopią PO – pamiętajmy, kogo mieli za ministra finansów i jakie zmiany wprowadzili – do tego prowadzoną przez ludzi o wątpliwej kondycji psychicznej, że wspomnę ostatnie rewelacje Antoniego Macierewicza, a z drugiej strony są na tyle rozczarowani SLD, Twoim Ruchem, ich wspólną koalicją, że nawet świeżość Zielonych im nie wystarcza, żeby na nas zagłosować. Bez Razem ludzie ci pozostaliby w domach, zwiększając tym samym wynik skrajnej prawicy, PO i PiS.
Cieszę się, że Razem powstało, jestem pod ogromnym wrażeniem, że udało im się wystartować, kibicuję, żeby weszli obok nas do Sejmu – po cichu liczę, że odbiorą Kukizowcom zniechęconych i zawiedzionych i przekształcą ich bunt w świadomy, silny głos lewicy, ale to nie znaczy, że Razem wystrzegło się błędów w programie.
Do najważniejszych błędów Razem należy zamiar finansowania emerytur i opieki zdrowotnej z budżetu państwa. ZUS, mimo że wymaga dopłaty w wysokości 60 miliardów, sam jednak zbiera ze 100 miliardów złotych. Nie ma takiego podatku, takiego źródła, które mogłoby zastąpić ZUS. Każdy, kto mówi o likwidacji ZUS-u, tak naprawdę mówi o pogrążeniu przynajmniej obecnych emerytów w nędzy.
Podobnie jest ze służbą zdrowia. Jeżeli nie będzie składki zdrowotnej, budżet NFZ zmniejszy się o ponad 15%. Przecież 1,25% płacimy bezpośrednio z naszych pensji. Czyli propozycja Razem doprowadziłaby do zmniejszenia nakładów na system opieki zdrowotnej, a nie, jak chce ZL, do ich zwiększenia do 7% PKB.
Kolejnym problematycznym postulatem jest progresywny podatek dla firm. Nie dość, że karze się w ten sposób ludzi za sukces, to przecież akurat duże koncerny do mistrzostwa opanowały sztukę zmniejszania swoich zysków. Można im też dać 100-procentowy podatek od zysków, a wtedy wiele z nich wykaże, że tak naprawdę przynosi straty.
To można jedynie rozwiązać za pomocą podatku obrotowego, postulowanego przez wiele środowisk, a niestety nieobecnego w żadnym programie partyjnym. Nie zgadzam się też z postulatem Razem dotyczącym dekoncentracji urzędów. Utrudni to współpracę głównych instytucji państwa, a przy odpowiednim poziomie administracji elektronicznej, geograficzna odległość od urzędu dla przeciętnego obywatela nie będzie miała żadnego znaczenia.
Ostatni punkt to znów antagonizacja połączeń regionalnych i szybkiej kolei – jest z czego budować i jedno, i drugie. Wrogiem kolei jest lobby paliwowo-drogowe, nie ta czy inna kolej.
Ale przecież w większości rozwiniętych krajów państwo bierze na siebie odpowiedzialność za zabezpieczenie swoich obywateli na starość. Wystarczyłoby podnieść odpowiednio podatki. Większość przedsiębiorców i tak odbiera ZUS jako dodatkowy podatek, w dodatku mało sprawiedliwy, bo uderzający w małe firmy. ZUS obciąża też tych pracowników etatowych, którzy zarabiają powyżej 60 procent średniej krajowej, lecz nie zakładają własnej działalności, aby uciec przed jego płaceniem.
Zlikwidować ZUS? Dobrze, chciałbyś uzyskać 100 mld zł z innych podatków? PIT to jakieś 38 miliardów, CIT ze 25 – 27, VAT – 115, akcyza to z 50 miliardów - oczywiście upraszczam i zaokrąglam. Który podnosimy według Razem? Akcyzę trzykrotnie, podatek od osób fizycznych może do 80% albo VAT do 40% na wszystko? ZUS stał się kozłem ofiarnym i chłopcem do bicia, a to tak przyzwoita instytucja. Niektórzy dostrzegą to dopiero wtedy, jak go zabraknie.
Widzę, że dokładanie i krytycznie przeanalizowałeś program Razem. Nie z wszystkimi zastrzeżeniami mogę się zgodzić, ale też nie wiedziałem na przykład, że antagonizują kolej lokalną i szybką. Te pytania o źródła wpływów do budżetu, które zadałeś należałoby skierować do ekonomistów tej partii. O ile wiem, wskazują na możliwość polepszenia ściągalności istniejących już podatków i likwidację luk podatkowych. Wśród sztandarowych postulatów jest wprowadzenie 75-procentowej stawki podatku po przekroczeniu progu pół miliona rocznego dochodu. Niewiadomą jest oczywiście, jak by to w praktyce działało. Czy dużo zarabiający nie uciekaliby na przykład w jednoosobową działalność gospodarczą i czy można by temu zapobiec?
Na zakończenie chciałbym, abyś powiedział, co Twoim zdaniem jest najwartościowsze w programie Zjednoczonej Lewicy. Dlaczego ludzie mieliby głosować na kandydatów z jej listy, na przykład na Ciebie?
Wiele grup społecznych jest praktycznie pomijana przez inne partie, podczas gdy ZL rozumie ich potrzeby i umie na nie odpowiedzieć. Mamy na przykład bardzo szczegółową i kompleksową "ofertę" dla osób z niepełnosprawnością i ich opiekunów – rozwiązania prawne, ułatwienia na rynku pracy, programy interwencyjne. Dla kontrastu może zacytuję, co tzw. "Nowocześni" napisali o całej grupie osób z niepełnosprawnością: "Wypracujemy spójną, skuteczną politykę poświęconą osobom niepełnosprawnym oraz ich opiekunom. Będzie ona dążyć do zwiększenia aktywności zawodowej niepełnosprawnych oraz ułatwień odejmowania pracy dla ich opiekunów". I to jest 100% programu poświęconego tej grupie społecznej.
Zjednoczona Lewica jest jedyną formacją polityczną stanowczo sprzeciwiającą się dominacji koncernu katolickiego w życiu codziennym. Chcemy, żeby nie był on maszynką do drukowania pieniędzy, schronieniem dla pedofili albo czwartą władzą w państwie, ale po prostu kościołem, np. na wzór kościoła protestanckiego. Tam naprawdę chodzi tylko o wiarę.
Ramy koalicyjne zmusiły wszystkie organizacje do skupienia się na tym, co dla nich najważniejsze. Uczestnictwo dwóch związków zawodowych spowodowało, że mamy klarowne postulaty dotyczące rynku pracy: walka ze śmieciówkami, prawo do chorobowego i urlopu dla tych, którzy jeszcze pracują na umowach cywilno-prawnych, prawo do emerytury po 35 i 40 latach stażu pracy, stażu, do którego będziemy wliczać też okres pracy na śmieciówkach, cofnięcie nieudanych reform prawicy, w tym powrót do dwustopniowego systemu szkolnictwa, likwidacja gimnazjów i lekcji religii w szkole. Odtruwamy nasz kraj z klerykalizmu i neoliberalizmu, budując podwaliny pod inną ścieżkę rozwoju – bardziej zrównoważoną, bardziej perspektywiczną, dającą zdecydowanie większej rzeszy naszych rodaków szansę na lepszą przyszłość, na spokojniejsze życie. A to, że na listach znajdą Państwo przedstawicieli różnych środowisk, jest dodatkowym atutem.
Mogą Państwo przeprowadzić jakby swój własny mini plebiscyt. Jeżeli chcą Państwo dojechać w godzinę do Poznania, Łodzi, Warszawy, jeżeli chcą Państwo, żeby to rząd odbudowywał duże zakłady pracy, będące później kołem zamachowym dla rozwoju średnich i małych firm, jeżeli pragną Państwo połączenia najnowszych technologii, śmiałych koncepcji z rozwagą i solidnością fiskalną – przecież, wracając do wyborów prezydenckich, byłem jedynym kandydatem, który zaproponował alternatywny plan budżetowy – bez nowych długów, sprzedaży majątku publicznego, ze spłatą obecnych zobowiązań i inwestycjami w tramwaje i SKM – jeżeli na tym wszystkim Państwu zależy, to proszę o głos na Zjednoczoną Lewicę i na kandydata nr 9 na wrocławskiej liście, Konrada Rychlewskiego.
Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę realizacji tych śmiałych wizji w działalności politycznej!
Wywiad został przeprowadzony 8 października br. Ukazał się również na blogu autora w serwisie NaTemat.pl.