2014-02-02 13:06:54
Współczesna władza państwowa jest jedynie komitetem, zarządzającym wspólnymi interesami całej klasy burżuazyjnej.
Karol MARKS (Manifest komunistyczny)
Globalizujący się świat po upadku systemu zwanego „komunistycznym” (gdzie rolę hegemona pełnił Związek Radziecki wraz ze swoją warstwą urzędniczo-biurokratyczno-partyjną, opartą o imperialne tradycje carskiej Rosji) ukazuje w pełni prawdziwość przytoczonej myśli Karola Marksa. Niczym nie kontrolowany przepływ kapitału, informacji, idei, ludzi, a także wymiany gospodarczej …… ponad graniczny i światowy wymiar przestępczości zorganizowanej na niespotykaną wcześniej skalę, rosnąca dyspersja oraz polaryzacja biedy i bogactwa - to są wszystko elementy deprecjacji władzy państwowej o której mówił przed ponad 150 laty brodaty filozof z Trewiru.
Zygmunt Bauman w „Globalizacji” zwraca uwagę na fakt, iż dawny, znany wszystkim paradygmat demokracji gdy „wielu obserwowało nielicznych”, został zastąpiony sytuacją kiedy „nieliczni obserwują wielu”. To jest nie tylko nadzór, to nie tylko wizja Wielkiego Brata Orwella, to nie tylko inwigilacja której czubek ukazał Edward Snowden w swych rewelacjach ujawnionych współczesnemu światu. To przede wszystkim efekt fetyszyzacji znaczenia kapitału i wartości materialnych, własności prywatnej oraz wynikającej z tego znaczenia posiadanych dóbr i władzy z tego wypływającej. Demokracja, „ta władza ludu sprawowana przez lud dla ludu” jak stwierdził w mowie getysburskiej Abraham Lincoln jest dziś – wbrew pozorom zwycięstwa, wbrew niekwestionowanym zapewnieniom(a może wyolbrzymianym przez liberalne i pozostające na krótkiej smyczy kapitału media) – bardziej wątła niż kiedykolwiek. Wybory stały się show, widowiskiem, teatrem i rzymskimi igrzyskami, czynionymi ku uciesze gawiedzi przez zwycięskich Imperatorów. Bo gdzie jest walka na programy, gdzie starcia pomysłów, gdzie konfrontacja rozwiązań i sądów, o osobowościach nie mówiąc. Wszystkie partie czy stronnictwa w zasadzie w płaszczyźnie ekonomiczno-gospodarczej mówią to samo. A zapowiedzi przedwyborcze po wygranych zmaganiach sprowadzają się do kosmetyki zmian. Bo nic nie można zmienić: wedle zaleceń omnipotentnych doradców, ocen firm ratingowych, opinii jakichś międzynarodowych struktur (o niejasnym charakterze i pozbawionych jakiejkolwiek kontroli zewnętrznej, o demokratycznej legitymizacji nawet nie wspominając), sugestii konsultantów i firm dokonujących audytów.
Wszystko to stanowi jeden, powiązany mentalnie, nawet nie bezpośrednio utylitarnymi interesami, sektor , że tak powiem; przy-kapitałowy, żyjący z tych opinii, rad, konsultacji, udzielanych zaleceń, pomocy i zestawień. Tu, w tym amorficznym i nieokreślonym gremium, zapadają decyzje stanowiące o bycie milionów, ba – miliardów ludzi na Ziemi.
Państwo, a właściwie – władza demokratycznie wybrana przez obywateli każdego współcześnie istniejącego państwa, stała się autentycznym nocnym stróżem, pilnującym porządku i swobody przepływu kapitału (oraz swobody zysku rekinów systemu).
Jak stwierdził onegdaj kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder – nota bene reprezentant socjaldemokracji, jednej z najstarszych partii lewicy zachodnio-europejskiej – nie ma podziału na ekonomię kapitalistyczną i socjalistyczną (czy socjaldemokratyczną). Jest tylko na dobrą i złą. Dobrą – oczywiście dla kapitału, sprzyjającą mnożeniu zysków. Dobrą jak od kilku kryzysowych lat widać wyraźnie na przykładzie sektora bankowego. Dobrą określoną na miarę – bo niczym nie kontrolowaną i przerzucającą swe nietrafione i ryzykowne posunięcia na barki obywateli danego, zagrożonego bankructwem, państwa.
Nie na darmo niemieccy zwolennicy lewicy, kraju o jednej z największych gospodarek i najprężniejszego potentata ekonomicznego współczesnego świata, nazwali swego leadera, wspomnianego Gerharda Schroedera „Genosse der Bosse” (towarzysz bossów = bossów biznesu).
Na przełomie światów; antycznego i średniowiecznego, żyjący wówczas Augustyn Aureliusz, późniejszy święty Kościoła katolickiego, wielki ojciec i doktor wspólnoty chrześcijańskiej, miał rzec iż „Duch Święty wieje kędy chce”. Była to sentencja opisująca niezbadanie i nie ogarnięcie ludzkim rozumem i wolą działań jednego z podmiotów Trójcy Świętej. Dziś takim ezoterycznym, transcendentnym, nadziemskim pojęciem i kategorią stał się kapitał.
Czy wolny, świadomy, postępowy człowiek drugiej dekady XXI wieku, wychowany i zakorzeniony w kulturze tzw. Zachodu może czuć się etycznie i moralnie komfortowo w tak dysfunkcjonalnej globalnie sytuacji ? Z czego ta sytuacja wynikła i dlaczego trwa już przez ponad prawie trzy dekady ?
Jest to z jednej strony przykład postępującej mitologizacji rzeczywistości, jej irracjonalizacji i odchodzenia od rudymentarnych zasad Oświecenia (wolność – równość – braterstwo i racje rozumu jako podstawa opisu świata), a z drugiej – zaprzeczenie podstawom demokracji gdzie rządzi lud, przez lud dla ludu. No i jeszcze tak mitologizowana przez kapitał i jego akolitów – konkurencja. Czyżby kaganiec kapitałowi można było nałożyć tylko wówczas kiedy istniało realne zagrożenie krążącym „widmem komunizmu” ? Kiedy rakiety Armii Czerwonej, wsparte potencjałem jądrowym ZSRR, rzucały wyraźny cień na Zachód ? I kiedy podczas defilad na pl. Czerwonym w Moskwie w Święto 1-go Maja grzmiało gromkie, odbijające się echem na całym świecie, „urrraaaa !”