2015-10-08 08:11:39
Pozabijam was, marksiści !
Anders BREIVIK
Tak wg relacji osób, które przeżyły masakrę na Utøi, miał krzyczeć Breivik stojąc z karabinem w rękach, przebrany w mundur policjanta, zabijając (i dobijając) kolejne ofiary. Młodzi ludzie, którzy zginęli podczas tego dramatycznego wydarzenia należeli do lewicowej młodzieżówki afiliowanej przy Norweskiej Partii Socjaldemokratycznej i odbywali doroczny zjazd na tej wyspie położonej na jeziorze w rejonie Oslo. Był to teatr jednego aktora i jednego usatysfakcjonowanego widza – Andersa Breivika.
Jak wiemy Hannah Arendt podnosiła w swej twórczości problem zwyczajności i pospolitości tego co określamy mianem zła. Ono jest w nas, w naszych myślach, w naszych gestach, w naszych słowach. Także dziś – w dobie totalnej władzy Internetu: w hejcie, szerzonym powszechnie wobec wszystkiego i wszystkich, którzy nie mieszczą się w naszym, jedynie-słusznym oglądzie rzeczywistości. Bo nie jest tak, jak mówi Ewangelia wg św. Jana, że na początku jest Słowo; na początku jest Myśl, potem jest Słowo, a na końcu bywa (czasem taki jak na Utøi) Czyn.
Anders Breivik to osoba „znikąd”, narcyz, samotnik, egotyk, zapatrzony w jeden - swój własny - światopogląd fundamentalista i przez to paranoik. Bo nie widzący ludzi wokół siebie. Nie widzący (i nie chcący widzieć – a tym bardziej zrozumieć, co nie znaczy od razu akceptacji takiego sposobu rozumowania) Innego. A ponadto osobnik - jak stwierdzili specjaliści - owładnięty obsesjami anty-islamskimi, anty-lewicowymi, anty-marksistowskimi, anty-multikulturowymi. Manifestacją w chwili rozpoczęcia procesu oraz gestem uczynionym wtedy na sali sądowej – uniesiona do góry, wyprostowana ręka z zaciśniętą pięścią - wyjaśniał, że to jest symbol siły, honoru i wyzwania rzuconego marksistowskim tyranom w Europie. Tyranom niszczącym jego wizję Europy. Jego wyidealizowaną Europę.
Zawsze samotny indywidualista, żyjący przeważnie w przestrzeni wirtualnej, owładnięty pasją misji oczyszczenia Norwegii ze zła, brudu, z nic nie wartych (jego zdaniem) wartości, należał do super konserwatywnego, skrajnie prawicowego (informacja pochodzi od szefa policji norweskiej Rogera Andersena i podały ją BBC oraz Agencja Reutersa), przyjmującego tylko białych chrześcijan, nurtu masonerii skandynawskiej (został wykluczony z niej po dokonaniu masakry) – to kolejne elementy osobowości Breivika.
Policjanci którzy zatrzymywali go wspominają, iż kiedy kazali mu się rozebrać, prężył muskuły jak na zawodach kulturystycznych. Na sali sądowej widziano jednak – jak podają obserwatorzy - próżnego, zniewieściałego mężczyznę, który na pytania sędzi odpowiadał słabiutkim głosem.
Zawsze gdy czytam i zastanawiam się nad casusem Breivika nachodzi mnie refleksja jak współczesne metody komunikacji interpersonalnej promują, determinują i regulują de facto zachowania takich (lub podobnych) jednostek. Działa tu bowiem bezwzględnie zasada sprzężenia zwrotnego.
Ten casus ma w sobie coś na kształt opisanego w sztandarowym tekście wspomnianej Arendt z owej banalności zła. Z tą tylko różnicą, iż Adolf Eichmann chciał być przeciętnym, szarym, porządnym (podatki, chodzenie regularnie do kościoła na msze, rodzina, kulturalne zainteresowania itd.), nie wyróżniającym się – czyli: anonimowym – obywatelem. Nie wyróżniającym się z masy – bo taki był wówczas Zeitgeist. Członkiem masy, zbiorowości, narodu - pewnie wybranego (wg hitleryzmu).
Natomiast Breivik jest najogólniej w jakimś sensie produktem tele-demokratycznej, tele-misjonarskiej, newsowej i pseudo-liberalnej (a w zasadzie – neoliberalnej) epoki mediów elektronicznych, czasem generującej, a czasem – tylko sprzyjającej w kształtowaniu, takich osobowości. To dziecko mediów działających na zasadzie stop-klatki. Szybko, kolorowo, im dramatyczniej i bardziej emocjonalnie tym lepiej dla sprzedaży (wszechogarniające słupki oglądalności czy konsumpcji w których umykają konteksty inne niźli zysk z reklam). Breivik chce być – w przeciwieństwie do Eichmanna – ważny, być na topie, pozostawać w centrum uwagi, być słuchanym i podziwianym. Narzucić poprzez media swą narracje i czerpać z niej maksimum zadowolenia z racji samego bycia w głównym nurcie zainteresowania. Media w tym wypadku karmią takich trolli. Åsne Seierstad, autorka książki o tragedii na Utøi stawia pytanie czy gdyby Breivik był islamskim terrorystą tak drobiazgowo zajmowano by się jego nieudanym dzieciństwem. Bo wiele czasu poświecono na analizę jego głowy, zamiast analizować jego zbrodnię. Breivik to zwyczajny – jej zdaniem - terrorysta.
Trudno nam dopuścić myśl, że to zrobił zdrowy człowiek. Jeden z nas. To charakterystyczny rys dla wielu znanych z historii ostatnich lat terrorystów. Bo to nie narodowość, rasa, język lub religia są wyłącznym, jedynym tworzywem dla takich zachowań.
Breivik to narcyz ery elektronicznych, szybkich i wirtualnych środków komunikacji między-ludzkiej. Można w związku z powszechnym zasięgiem takich mentalności, takich postaw, takiego spojrzenia na świat (tworzących potem w jakimś sensie takich Breivików) mówić o czymś takim jak breivikizm. To zjawisko będące przykładem skrajnego, granicznego efektu indywidualistycznej przeradzającej się w narcystyczną i fundamentalistyczną osobowości, pobudzonej potrzebą mega-prezentacji, na wirtualno-internetowej scenie.
Czym jest breivikizm ? Otóż tym pojęciem określam osobowość zimnego, wyrachowanego, dotkniętego na dodatek syndromem dr. Jekylla i Mr. Hyde’a, osobnika - ultra indywidualisty. To ktoś nie lubiący ludzi (w zbiorowości en bloc), nienawidzący społeczeństwa, pozbawiony empatii i zrozumienia Innego, skrajny egoista. Typowy produkt ery neoliberalizmu: konkurencja, rywalizacja, samotność w walce o dobra materialne, pozycję, topowość – wedle medialnego wymiaru sukcesu.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden element kiedy zastanawiamy się nad istotą breivikizmu. Chodzi o religijne spojrzenie na świat. Religia i wiara z nią związane wymagają ładu, zorganizowanego podług naszego mniemania. Przeciwieństwem ładu jest nieporządek, brud, bałagan. Każdy ład ma więc swoje odmiany brudu, każdy model czystości musi mieć też właściwe sobie gatunki zanieczyszczeń, na których skupić należy uwagę sprzątających (Zygmunt Bauman). Źródłem tych totalitarno-nienawistnych myśli i projekcji jest strach przed niedoskonałością realności otaczającej Breivików. A oni z tym sobie poradzić nie mogą, nie umieją, nie dociera to do nich. Źródłem strachu może być muzułmanin, gej, Żyd, poganin, ateista, marksista, lewak, komunista. Człowiek – lecz po prostu Inny. U Andersa Breivika strach wzbudzali właśnie tzw. lewacy, marksiści - lewica en masse.
Pozabijam was, marksiści !
Anders BREIVIK
A strach rodzi obsesje, obsesje przeradzają się z czasem w fobie i prowadzą do zwichnięcia osobowości, zamknięcia się w wieży z kości słoniowej swych poglądów, potrzebę walki z owym brudem i nieczystościami w otaczającym nas świecie. Świecie nie-idealnym – bo rzeczywistym i realnym, innym być on nie może i nigdy nie będzie. Karmi się taka jednostka kolejnymi obrazami i przykładami brudu. Brudu, który trzeba wytrzebić, wykorzenić, zniszczyć - aby zapanowała idylliczna, angeliczna, idealna wypucowana i lśniąca rzeczywistość. Gdzie idee są wieczne, niezmienne, krystalicznie czyste, egzemplifikujące wzór metra z Sevres. A ludzie mają wyznawać, postępować wg nich, być na kształt tych idei uformowani: nawet ich świadomość ma być taka, idealna i perfekcyjna. Oczywiście wedle breivikowego modelu i pomysłu na świat.
Jest to tym dziś groźniejsze, iż taka narracja, taka retoryka i takie uzasadnienia – obok przemocy i agresji będącej efektem ostatecznym tych działań – rodzą nietolerancję, stawiają aprioryczne bariery jakiemukolwiek porozumieniu i spotkaniu, wg zasady filozofii dialogu: JA – TY. Wiemy do czego zorganizowany i totalny, szerzony przez wieki antysemityzm może doprowadzić. Ku temu samu może wieść każda zorganizowana i prowadzona permanentnie nienawiść oraz szerzony równocześnie z nią kult jedności, uniformizacji, Absolutnej Prawdy, nieuchronnej konieczności i determinizmu, których my – posiadacze Prawdy – jesteśmy depozytariuszami.
Jeśli takie postawy, taka mentalność i taka retoryka dotyczyć mają znacznej części elit jest to sygnał wymuszający ogłoszenie alarmu dla projekcji społeczeństwa otwartego, dla demokracji, dla wolności najszerzej pojętych.
Gdyż zawsze jest tak, że to najgroźniejszym zjawiskiem jest nietolerancja ubogich, pierwszych wszak ofiar różnicy. Wśród bogatych nie ma rasizmu. Bogaci co najwyżej stworzyli doktryny rasistowskie; ubodzy tworzą ich praktykę, o wiele groźniejszą (Umberto Eco). Ubodzy obserwują tych co są na topie, ubodzy to ci którzy bezrefleksyjnie poddają się władzy Internetu, ubodzy to ci którzy są mięsem armatnim przemysłu reklamowo-medialnego, wciskającemu im każdy kit. Bo i tak nad tym się nie zastanawiając przyjmą każdą Prawdę (jako swoją). Zwłaszcza gdy za nią stoi tzw. Autorytet Medialny !
Bogaty (wczoraj, dziś i pewnie jutro) zadaje ideę, ubogi – idzie dziś (jutro – nie wiem z czym - może to być bejsbol lub maczeta, pistolet lub „kałach”) z transparentem przeciwko np. uchodźcom bądź wypisujący w Internecie nienawistne frazy przeciwko lewkom, Żydom, komunistom, gejom czy innym „ruskim” bądź trollom np. Putina. Taka retoryka, taki hejt, taka postawa odpowiednio klasyfikują te osoby, stygmatyzując je za sromotę (wedle breivikowych mniemań o czystości absolutnej) oraz nawołują do ich separacji, ostracyzmu, wykluczenia. Bo symbolizują w tym wypadku – „gorszości”, „autowość”, co wiązać się winno z ich automatyczną alienacją z tytułu argumentów a priori – bo naszych – moralnych i racjonalnych, z publicznego dyskursu. Breiviki mianują się czyścicielami świata z brudu, z jakiś niezbornych ekskrementów zaburzających tę platońską, idealną perspektywę. Dokonują rozwiązania ostatecznego.
Znalezienie takich Andersów Breivików, Eligiuszy Niewiadomskich, Rauli Villainów, Wilhelmów Runge, Heinzów v. Pflugh-Hartungów etc. nie przedstawia już żadnych trudności. Zbudowany klimat sam ich wykreuje.