2008-01-07 12:16:34
W ostatnim numerze „Bez Dogmatu” ukazał się moim zdaniem ciekawy tekst Piotra Rymarczyka „Gemeinschaft - manowce utopijnego myślenia” (http://lewica.pl/?id=15577). Autor zajmuje się w nim analizą lewicowej myśli, która krytykując późnokapitalistyczną nowoczesność opartą na dominacji racjonalności instrumentalnej, atomizacji, alienacji i narcystycznej konsumpcji zbliża się do ideologicznych pozycji zajmowanych przez radykalną, kontestującą nowoczesność prawicę. Lewica odrzucając świat, którego symbolem są supermarkety zapędza się według autora w jego kontestacji tak daleko, że prowadzi to nieraz do afirmacji przednowoczesnych, zamkniętych, opresyjnych społeczeństw czy religijnego fundamentalizmu. Według niego to zjawisko ma trzy źródła, po pierwsze odrzucenie przez postmodernizm zachodniej racjonalności, po drugie niechęć do uniwersalizmu, przekonanie, że nie można oceniać poszczególnych społeczności na podstawie zewnętrznych kryteriów takich jak np. „wolność”, czy „samorealizacja”, wreszcie po trzecie - wzrost roli fundamentalizmu religijnego jako dyskursu artykułującego sprzeciw antysystemowy. Jako przykładowych intelektualistów idących tą drogą Rymarczyk wymienia Maxa Horkheimera broniącego za Eliadem mitycznych źródeł szczęścia wypieranych przez kapitalistyczną racjonalność oraz Terry’ego Eagletona, który według niego zachwyca się „biopolityką islamu”, uczącej muzułmańskie ciała równości i pokory. Czy uważasz, jako znawczyni Eagletona, że takie zarzuty wobec niego są celne?
KSz:
Mimo że mam rezerwę do przedstawiania przez Eagletona religii jako zjawiska potencjalnie antysystemowego, w przywoływanym przez Rymarczyka fragmencie trudno dopatrzyć mi się "niepokojącej fascynacji dewiacyjno-masochistycznymi aspektami religijności". Autor "After Theory" bowiem podkreśla tam głównie... zalety postu. Jeśli zaś chodzi o całość argumentacji, poza irytującym zapewnianiem, że ateizm stanowi często zwierciadlane odbicie prymitywizmu wierzących (co z niewierzącymi, którzy po prostu żyją bez religii - wszak takich jest większość!), trudno się z Eagletonem nie zgodzić, że pewne elementy współczesnego zachodniego świata, w którym wychwala się ciało, ale cenzuruje wzmianki o śmierci, bólu, starości, chorobach czy głodzie i przepracowaniu - nie przewyższają bynajmniej religii w swym humanitaryzmie. Ba!, można wręcz powiedzieć, że są równie opresyjne, jak krępowanie stóp, żeńskie obrzezanie, zasłanianie twarzy czy religijny masochizm, o którym pisze Rymarczyk. Weźmy zakaz otyłości i anoreksję, odrazę do starzenia się i operacje plastyczne - czyż to nie biowładza w stanie czystym, czyż to nie związane z bólem i poniżeniem cenzurowanie żywego ludzkiego ciała?
JM:
Eagleton ciekawie pisał o tym w „Guardianie” w tekście sprzed kilku lat, poświęconym procesowi Micheala Jacksona pt."The ultimate postmodern spectacle"(http://www.guardian.co.uk/comment/story/0,,1491420,00.html). Gwiazdor jest dla filozofa przykładem postmodernistycznej cielesności - nierealnego, skrajnie konstruktywistycznego stosunku do ciała. Stawia tam też tezę, że przemiany, które zbiorczo określamy mianem „rewolucji ’68 roku” zamiast, jak chciał Marcuse, zmienić społeczeństwo Fausta-Prometeusza - oparte na pracy, represji, ujarzmianiu natury (zewnętrznej i wewnętrznej) - w nierepresyjne, kontemplacyjno-erotyczne społeczeństwo Narcyza-Orfeusza, zmieniły je w społeczeństwo Fausta-Narcyza. Jest ono w takim samym stopniu jak poprzednie represyjne wobec ciała, choć represja przybiera inne formy – między innymi te, o których wspominałaś. Przy czym energia, jaką niegdyś wydatkowano na prometejskie działanie kształtowania rzeczywistości przyrodniczej czy społecznej, dziś napędza narcystyczne transformacje ciała, niekoniecznie w formie tak ekstremalnej jak u Jacksona. Przy czym, jak zwraca uwagę np. Żiżek ten pozornie permisywny, narcystyczny porządek ciała jest tak naprawdę skrajnie skoszarowanym, restryktywnym systemem zarządzania cielesnością, tak samo represyjnym jak te oparte na religii. Czy zgodziłabyś się z taką diagnozą?
KSz:
Oczywiście, przy czym przestrzegałabym przed widzeniem tej samej represji w odniesieniu do kobiet i mężczyzn. Wymogi szczupłości i młodego wyglądu, od których uzależniona jest nie tylko wewnętrzna samoocena, stosowane są w o wiele większym stopniu do kobiet. Pisałam o tym w analizie "Ograniczenia cosmorozkoszy" (http://lewica.pl/index.php?id=9920). Porównywalnym zjawiskiem w odniesieniu do mężczyzn, zwłaszcza młodszych, jest nacisk na silne, muskularne ciało, wymagające lat ćwiczeń na siłowni, odpowiedniej diety, nierzadko także sterydów… Owo rozpowszechnione zjawisko umęczenia ciała dla sprostania kulturowemu wzorcowi "naturalnego mężczyzny" kapitalnie podsumowała Dorota Nieznalska w swojej słynnej instalacji "Pasja". Męskość poddawana wyczerpującym ćwiczeniom cierpi jak na krzyżu w imię ponowoczesnego samozbawienia. Jak widać, epoce pozornego sekularyzmu wcale nie jest tak daleko od religii, jak zdaje się zarówno Eagletonowi i Rymarczykowi... Temu ostatniemu postawiłabym zarzut niedostrzegania tych powiązań, tego że schematycznie przystaje na istniejący dualizm i związaną z nim bezwyjściowość: albo wstecz, ku religii, albo naprzód, ku afirmacji wspartego techniką pop kulturowego wymiaru współczesności. Tymczasem elementy konserwatywne obecne w większości utopii nie przekreślają potrzeby utopijnego myślenia. Wspomniałam o stosunku do ciała, ale takich spraw jest multum. Chociażby ideologia open acces w odniesieniu do techniki komputerowej jest dzisiaj utopią, bez której społeczeństwo wiedzy pozostaje społeczeństwem zwyczajnie klasowym. Rozwój genetyki może wyzwolić, pod warunkiem, że skorzystają z niego wszyscy a nie tylko Madonna czy urzędujący papież.
JM:
Poruszyłaś wiele ciekawych wątków. Masz rację, że presja na sprostanie normom cielesności, co staje się niemalże religijnym nakazem, coraz silniej dotyka także mężczyzn. Poza Nieznalską ciekawe obrazy tego można znaleźć w powieści Ellisa „American Psycho” (i jego filmowej adaptacji), czy w „Podziemnym kręgu” (choć tam reakcja na to jest psudokrytyczna i głęboko zakorzeniona w patriarchalnych fantazmatach). Zgadzam się z Tobą co do tego, że z tekstu Rymarczyka wyłania się fałszywa alternatywa; krytykując lewicę odjeżdżającą w stronę „głębokiej ekologii” czy afirmacji kaszubskich lub afgańskich wiosek przeciwstawionych wielkomiejskiej konsumpcji nie dostrzega tego, że współczesny świat wymaga radykalnej krytyki, że tylko pozornie daje nam on wolność, możliwość samorealizacji, tylko pozornie jest racjonalny. Supermarkety są na pewno lepsze od kamienowania, ale nie znaczy to, że są – z całym obecnym w nich wyzyskiem! - dla niego jedyną alternatywą. Szkoda, że Rymarczyk nie próbuje zmierzyć się z tą krytyką późnego kapitalizmu, której nie da się w żaden sposób zarzucić pochwały przednowoczesności; z krytyką radykalnie odrzucającą postmodernistyczny antyuniwersalizm czy afirmację przymusowego obrzezania kobiet obłudnie tłumaczonej poszanowaniem dla „nieeuropejskich kultur” i zabsolutyzowanej „różnicy”. Myślę, że taką krytykę znaleźć można np. u Żiżka, Badiou czy wspomnianego wcześniej Eagletona. Na bardziej empirycznym, mniej filozoficznym poziomie taką krytykę dostrzegam choćby u Wallersteina. Widzę ją też w wielu środowiskach na polskiej lewicy. Czy jednak sądzisz, że na niej dominuje? Miałbym co do tego poważne wątpliwości.
KSz:
Ależ oczywiście, że nie ma tak dobrze! Tu Rymarczyk ma rację, węsząc ciągoty archaiczne niemal wszędzie na polskiej lewicy. Wszak dosłownie roi się tu od "odkryć" typu, że geje i lesbijki przesłaniają robotników, iż kobiety wskutek feminizmu wyparły proletariat jako podmiot emancypacyjny! Środowiska tak myślące w istocie nie rozumieją perspektywy emancypacyjnej, przywiązały się jedynie do kilku sformułowań, kilku obwieszczeń z przeszłości - dziś kompletnie zdezaktualizowanych - i rozpaczają, że "prawdziwa lewica", ta od "zwykłego człowieka" (który rzecz jasna jest konserwatywnym mężczyzną heteroseksualnym) poszła w odstawkę, ponieważ wyparły ją "nowinki" w postaci np. skrajnie rewolucyjnej tezy, ze stosunki rodzinne i reprodukcyjne nie muszą się opierać na represyjnych, hierarchicznych wzorcach społeczeństw wczesnokapitalistycznych (nie będących skądinąd w innych sprawach dla kontestatorów żadnym wzorem).
JM:
Przykładem środowiska kontestacyjnego, które skrajnie poszło w tym kierunku są ludzie skupieni wokół wspomnianego przez Rymarczyka pisma „Obywatel”. Tam często można znaleźć bardzo agresywną, histeryczną wręcz krytykę współczesnego świata, przedstawiającą go jako spełnioną apokalipsę. Redaktor naczelny Remigiusz Okraska napisał kiedyś tekst pt. „Coca-Cola Holocaust”, w którym postawił tezę, że współczesna liberalna demokracja jest równie odległa od szlachetnych ideałów liberalizmu, co stalinizm był od ideałów socjalizm, a nazizm od konserwatyzmu. Rzeczywistość późnego kapitalizmu jest dla niego głęboko totalitarna. I mieściłoby się to jakoś w lewicowej krytyce, gdyby nie nostalgiczna idealizacja przeszłości, afirmacja rzekomo egalitarnych, przednowoczesnych wspólnot jako alternatywy oraz gwałtowne odrzucenie tradycji oświecenia. W innym tekście, „Od Woltera do Fuhrera” Okraska wyprowadza nazizm prosto z tradycji oświeceniowych. Jednak w przeciwieństwie do wielkich krytyków „dialektyki oświecenia”, od Adorna do Baumana, wyrzucenie oświecenia na śmietnik przychodzi mu bardzo łatwo. Jest to politycznie i intelektualnie bardzo niebezpieczne, zwłaszcza w kraju takim jak Polska, gdzie tradycje oświecenia zawsze były bardzo słabe.
Związanym z tym problemem, którego Rymarczyk zdaje się nie dostrzegać, jest to, że w Polsce konsumpcyjny kapitalizm i religijny fundamentalizm wcale nie są sprzeczne, tylko harmonijnie koegzystują i się wspierają. Jesteśmy krajem kaplic w supermarketach i prawdziwie krytyczny gest powinien moim zdaniem polegać na przecięciu tej opozycji, pokazaniu jak McDonald doskonale współistnieje z obskuranckim katolicyzmem.
KSz:
"Obywatel" to pewna karykatura antysystemowej lewicy. Ton moralnej krucjaty, ciągła agresja i brak samodystansu, połączone z opowiedzeniem się po stronie „pokrzywdzonych moherów” – a dokładniej imputowanych im nienawistnych przekonań - mają przekonać o autentyzmie, braku elitarnego "zmanierowania". W jakimś sensie taka postawa rzeczywiście okazuje się "organiczna", widać ją w wielu społeczeństwach, gdzie główną strawę duchową stanowią pop kultura i uproszczona tradycja. Są to nasuwające się pseudorozwiązania problemów związanych z globalizacją, z jakimi lewica zmaga się od lat. Realne rozwiązania nie są tak proste ani czarno białe. Przede wszystkim wymagają postawienia sprawy dialektycznie zamiast manichejsko. Przy czym niekoniecznie używałabym słowa utopia, osobiście wolę pojęcie emancypacji. Utopie mają tę wadę, że jako ideał ukazują to co mieści się w sferze wyobrażeń każdorazowej teraźniejszości. Emancypacja zakłada zmianę, ale nie tylko taką, jak słowo "postęp", który może odbywać się bez względu na koszty, na los uwikłanych weń ludzi. Pojęcie emancypacji jest w przeciwieństwie do niego pragmatyczne, czasem zapewnia ją sam demoniczny „system”; różne wymiary emancypacji wchodzą ze sobą też często w kolizję. Uświadamiać to sobie oznacza coś zgoła innego niż uciekać w formułki o „zastępowaniu” jednych podmiotów przez inne.
JM:
Potrzebujemy nie tyle utopii, ile czegoś co „otworzy teraźniejszość na przyszłość”. Eagleton ma rację, że dziś teraźniejszość „zamknięta jest w swoich własnych granicach”. Dla lewicy intelektualnej widziałbym dziś przede wszystkim dwa najważniejsze zadania. Z jednej strony to, o którym mówi Foucault, to jest poszukiwania napięć, pęknięć, stosunków władzy i przemocy w pozornie neutralnych instytucjach współczesnych demokracji. Z drugiej taka krytyka by mieć polityczną siłą musi łączyć się z wiarą w to, że można choćby pomyśleć inną rzeczywistość. Niekoniecznie w formie utopii, chodzi mi raczej o to co Marcuse w „Człowieku jednowymiarowym” nazywa „transcendującą analizą historyczną”, czyli szukanie historycznych alternatyw dla obecnie istniejącego, także historycznie ukształtowanego świata społecznego. I tu lewica czy inne ruchy kontestacyjne nie mogą i nie muszą patrzeć w przeszłość, uciekać w konserwatywny, skrajny komunitarianizm. W dzisiejszym kapitalizmie religia, tradycja zostały doskonale zintegrowane przez system i nie stanowią dla niego ani alternatywy ani zagrożenia. Nie tylko w Polsce. Każda nowa religijna tożsamość staje się okazją do dywersyfikacji kapitalistycznej oferty, utrudnia powstanie rzeczywiście zagrażających systemowi świadomości np. klasowych. Polscy przeciwnicy „zastępowania proletariatu gejami” lubią zarzucać swoim oponentom na lewicy, że są zintegrowani z systemem. Tymczasem to właśnie ich głęboko konserwatywna, populistyczna lewicowość jest dla niego tak naprawdę wygodna i prowadzi do dziwnych sojuszów politycznych. Dość wspomnieć taktyczne poparcie Bugaja, czy środowisk Obywatela dla PiS.
KSz:
Piękne są Twoje życzenia (noworoczne?) dla lewicy. Nie odmawiajmy sobie utopii, przemyślmy ją jednak krytycznie. Nie bójmy się odrzucać z dawnych utopii tego, co z naszej perspektywy emancypacyjnej jest jedynie przeszłością. Nie skrzywdzimy ich w ten sposób; w końcu to między innymi one ukształtowały tę perspektywę. Utopie chciały być rzeczywistością, nie gardźmy nią zatem. Pragmatyzm i szacunek dla osiągnięć współczesności nie są wrogami lewicowej kontestacji, lecz jej sprzymierzeńcami.