2008-02-23 11:36:39
Michel Houellebecq jest jednym z najgłośniejszych współczesnych pisarzy, jego kolejne książki wywołują burzliwe dyskusje, także w Polsce. Można mu na pewno wiele zarzucić światopoglądowo i literacko. Ale nie da się ukryć, że to twórca, obok którego trudno przejść obojętnie. Jest oczywiste, że świat jego powieści jest bardzo ograniczony. Zamyka się w rzeczywistości europejskiej klasy średniej i jej problemów, będąc zupełnie głuchy na problemy innych grup, toczące się poza obrębem świata jego bohaterów walki i konflikty, chyba że jak w końcówce „Platformy” ingerują one w ich świat. Ale przy tym jego diagnoza problemów tej grupy, o której pisze jest w dużej mierze trafna, na przykład odnośnie tego co nazwalibyśmy biopolityką późnego kapitalizmu, czyli przede wszystkim jego polityką seksualną i genderową. Proza Houellebecqa stanowi w swoich najlepszych partiach doskonałą ilustrację twierdzenia Żiżka, że rzekomy permisywizm współczesnej kultury skrywa skrajnie skoszarowany system zarządzania cielesnością. Problemem jest to, że Houellebecq pisze o problemach, jakie przeżywa w związku z tym współczesny mężczyzna (jego proza jest także o kryzysie męskości), w ogóle nie ma tam perspektywy kobiecej czy wiarygodnych postaci kobiecych. Jak Ty odbierasz wizerunki kobiecości i męskości jakie wyłaniają się z jego prozy?
Katarzyna Szumlewicz:
Houellebecq rzeczywiście ciekawie pisze o kryzysie męskości. Przyrodni bracia z "Cząstek elementarnych" są nakreśleni świetnie i okrutnie, to mężczyźni z kompleksem matki, nastawieni nienawistnie do kobiecej seksualności i płodności. Męscy bohaterowie "Platformy" to przy nich kukiełki, mające wyrażać z góry wyznaczone tezy. O kobietach u Houellebecqa da się powiedzieć, że są to postaci z męskich fantazji, nie mające wiele wspólnego z realnymi kobietami. Weźmy Annabelle z "Cząstek elementarnych". To idealna piękność całe życie zakochana w jednym mężczyźnie, który jest wobec niej obojętny. Po tym jak wreszcie udaje jej się z nim przez pewien czas wspólnie żyć, popełnia samobójstwo, by choroba, na którą zapadła, nie była dlań ciężarem. Jest to prawdziwe jedynie na poziomie wizji samego Michela Dzierżyńskiego, który nienawidzi matki i może kobietę zaakceptować jedynie gdy jest bezpłodna, usuwająca się w cień, w końcu nieżywa. Ciekawie i wiarygodnie ów wątek został przekształcony w filmie Oskara Roehlera na podstawie książki. Grana przez Frankę Potente Annabelle jest zmęczoną życiem kobietą, która po wycięciu macicy nie popełnia samobójstwa, tylko poświęca się Michelowi, w czym powiela los swojej matki, całkowicie uległej wobec męża – w przeciwieństwie do niej, nie ma jednak dzieci. Narzekano, że ów wątek w filmie jest słodki: dla mnie był przerażający. Annabelle, która marzyła o macierzyństwie, ma resztę życia spędzić z mężczyzną dążącym w swoich badaniach do całkowitego wyrugowania roli płodności z ludzkiego życia. Jego brat Bruno także obawia się kobiecej mocy dawania życia: odchodzi od żony zaraz po tym, jak urodziła dziecko.
Valerie z "Platformy" to zaś czysta projekcja. Na początku jest nieśmiała, niezbyt rozbudzona seksualnie i niespecjalnie efektowna. Potem okazuje się absolutną seksbombą, erotycznie zafascynowaną niepozornym, znudzonym wielbicielem tajskich prostytutek, który jest od niej kilkanaście lat starszy. Mimo że w życiu zawodowym jest bardzo pewną siebie, wybitnie inteligentną businneswoman, prywatnie całkowicie mu ulega. Szczególnie charakterystyczne są pod tym względem sceny erotyczne, w których za każdym razem chodzi o to, by przede wszystkim zaspokoić partnera. Taka konstrukcja postaci to rodzaj zemsty na współczesnej kobiecości, reprezentowanej przez matkę z "Cząstek elementarnych". Skądinąd ona także została świetnie zaprezentowana filmie Roehlera. Niby jest hipiską, ale wygląda jak gwiazda filmowa, tak ją bowiem zapamiętali pogrążeni w resentymencie synowie. To kobiecość, jakiej nie umieją sprostać: pełna apetytu seksualnego, wybierająca sobie sama mężczyzn, od pewnego momentu coraz młodszych.
JM:
Zgadzam się, że postacie z „Platformy” są słabsze niż w „Cząstkach…”. Ową współczesną kobiecość w tej pierwszej reprezentuje żona Jeana-Yvesa, szefa Valerie, pewna siebie businneswoman, której małżeństwo się wali, niezdolna do normalnych seksualnych kontaktów z mężem, spełniająca się seksualnie w klubach dla sadomasochistów. W książce dochodzi też do przesunięcia – względem „Cząstek…” - akcentów w wizji seksualności człowieka zachodu. O ile we wcześniejszej powieści Houellebecq spogląda z nostalgią na „złoty wiek” nuklearnej rodziny i romantycznej miłości (powiedzmy, lata 50 ubiegłego wieku) i z przerażeniem patrzy na współczesny świat z jego kompulsywną seksualnością poddaną zasadzie narcystycznej rywalizacji, o tyle w „Platformie” zauważa, że za hiperseksualizacją kultury symbolicznej na współczesnym zachodzie kryje się tak naprawdę coraz bardziej aseksualne, coraz bardziej - przez narcystyczny indywidualizm- wycofujące się z seksualnych kontaktów społeczeństwo. Według Houllebecqa prawdą o zachodniej seksualności są właśnie te sadomasochistyczne kluby, do których uczęszcza żona Jean-Yvesa, tam wszystko regulowane jest kontraktem, który określa kto jest stroną dominującą, kto zdominowaną. Nie ma pożądania, intymności, jakiegokolwiek bliższego cielesnego kontaktu.. W „Platformie” niknie też problem, który przewija się we wczesnej twórczości autora, a mianowicie wątek „seksualnego proletariusza”. W dwóch pierwszych książkach („Poszerzeniu pola walki” i „Cząstkach…”) Houellebecq skupia się na tym, że w dobie państwa opiekuńczego rywalizacja ekonomiczna została wyparta przez seksualną, seks stał się systemem społecznej stratyfikacji, a erotyczny liberalizm podobnie jak ekonomiczny tworzy klasę ludzi całkowicie spauperyzowanych, „seksualnych proletariuszy”, skazanych na „samotność i masturbację”. Poniekąd takimi osobami są Bruno i Michel Dzierżyński (z tym, że Michel nie wydaje się przeżywać tego jako tragedii), skąd bije źródło ich resentymentu, na równi z ich nienawiścią wobec matki. Autor zauważa, że polityka seksualności, jaka wytworzyła się po przemianach lat ’60 nie daje ludziom szczęścia, jest bowiem wykluczająca. Tylko że znów w tej wizji jedynym podmiotem, który cierpi, jest mężczyzna.
Pamiętam wywiad ze Sławomirem Sierakowskim sprzed kilku lat, gdzie stwierdził on, że stworzenie jakiegoś mechanizmu redystrybucji przyjemności seksualnej jest zadaniem dla lewicy. Houellebecq też wydaje się tego szukać, czy to w wizji powrotu do wyidealizowanej wizji nuklearnej rodziny w „Cząstkach…”, czy w projekcie Michela Renault i Valerie z „Platformy”. Niestety, jego rozwiązania są jeszcze bardziej opresyjne, niż to co słusznie krytykuje.
KSz:
Argumenty Houellebecqa o niesprawiedliwości buntu roku 68 z tego powodu, że podczas orgii jedne kobiety miały większe powodzenie niż inne, przypominają „Umysł zamknięty" Allana Blooma, który stwierdził, że wiktoriańskie porządki zapewniały nieatrakcyjnym kobietom małżeństwo, podczas gdy współczesność pogrąża je w kompleksach. Trudno wyobrazić sobie większą obłudę. Obu autorom zależy, żeby kobiety po prostu ustawić na pozycji podległej a niespecjalnie, żeby redystrybuować im przyjemność seksualną. Jakże by mieli zresztą to robić, skoro nawet nie zdają sobie sprawy, jak ją kobiety osiągają i odczuwają? Jak w ogóle można mówić o problemach erotycznych kobiet pomijając dorobek feminizmu, który na temat kultu piękności i jego powiązania z innymi sferami życia wypowiadał się wielokrotnie i znacznie ciekawiej? Feministki – jak chociażby Naomi Wolf w klasycznej książce „The Beauty Myth” - zwróciły przede wszystkim uwagę na fakt, że szczęście, przyjemność i satysfakcja kobiet oczywiście mogą zostać uniemożliwione przez brak męskiego uznania erotycznego, ono samo jednak nie potrafi ich zapewnić. Tylko patriarchalny mit widzi w mężczyźnie i tym czego on pragnie jedyny sens życia kobiet poza macierzyństwem. Spełnienie seksualne kobiet, tak jak w ogóle ich samorealizacja, jest w tej perspektywie zupełnie nieobecne.
Christine z „Cząstek…” jest postacią o tyle bardziej realistyczną od wcześniej wymienionych, że przynajmniej częściowo chodzi jej o własne przyjemności. W tym ujęciu jej samobójstwo po paraliżu dolnej połowy ciała jest jakoś zrozumiałe. Jednocześnie odebranie sobie przez nią życia – analogiczne do samobójstwa Annabelle po utracie zdolności zajścia w ciążę – wskazuje na to, że autor (podobnie jak Bruno i inni mężczyźni z otoczenia Christine) nie widzi dla kobiet żadnej sfery spełnienia poza seksem i reprodukcją. Ponadto zaś uśmierca swoje bohaterki stanowczo za często, co świadczy o braku pomysłu na kobiecość. Na jego korzyść świadczy wykazanie w tym wątku, że nawet w dziedzinie czystego hedonizmu, który łączy Christine i Bruna, widać różnicę genderową. Jej partner nigdy nie miał myśli samobójczych w związku z tym, że nie podobał się kobietom. Raczej fantazjował o braniu ich siła lub korzystał z usług prostytutek, co wskazuje nie tyle na niezmienna męską naturę, co na infantylny brak umiejętności zrozumienia drugiej płci.
JM:
Faktem jest, że męscy bohaterowie Houellebecqa są niedojrzali i że ich pragnień nie da się właściwie zrealizować bez zniewolenia kobiet, ale pytanie na ile ta ich niedojrzałość jest częścią współczesnej kultury i strukturalnego kryzysu męskości, kształtujących ich tak a nie inaczej. Na pewno zgoda co do tego, że „porządek seksualny”, który zniknął na przełomie lat 60 i 70 uderzał głównie w kobiety. Mężczyźni mieli możliwości swobodnie realizować swój popęd seksualny, dla kobiety oznaczało to społeczną degradację, pod tym względem libertyński wiek XVIII był dla kobiet o wiele lepszy niż okres od rewolucji przemysłowej do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Houellebecq chce redystrybuować głównie dla mężczyzn, a jednak mimo wszystkich jej ograniczeń jego krytyka systemu stratyfikacji i wykluczeń, jaki tworzy współczesna polityka seksualna wśród klas średnich zachodu, porusza bolesny i ważny problem.
O wiele więcej zarzutów miałbym dla jego wizji krajów trzeciego świata, klas niższych czy mniejszości etnicznych. Według pisarza w krajach mniej rozwiniętych seksualność i cielesność jest mniej skażona nowoczesną biopolityką - wizja trochę jak z Pasoliniego. Z tym, że oczywiście fantazmatyczna i nieprawdziwa, bo krajem, gdzie przemysł chirurgii plastycznej kwitnie najsilniej jest Brazylia, druga obok Tajlandii stolica światową seksturystyki. Tak samo z wizją tajskich prostytutek, przedstawionych w „Platformie” jako anioły seksualnego miłosierdzia, które kobiety zachodu (poza Valerie) już utraciły, tymczasem świat tajskiej prostytucji to handel żywym towarem, niewolnictwo i inne brzydkie sprawy, niepasujące do fantazji autora. Podobną figurą Innego, który „kradnie” seksualną przyjemnością bohatera jest w „Cząstkach…” czarnoskóry mężczyzna. W felietonach Bruna pojawiają się napędzane resentymentem wizje zmysłowego, cielesnego i seksualnego Murzyna, który „zabiera” mu „należącą” się mu radość.
KSz:
To ciekawa i skomplikowana kwestia. Jaką funkcję ta projekcja pełni w uniwersum pisarza? Na pewno nie chodzi tylko o prowokowanie. Weźmy opisy z "Platformy" gdzie mężczyźni z mniejszości etnicznych są odpowiedzialni za wyjątkowo okrutne gwałty i morderstwa, opisywane ze sporą dawką sadystycznej przyjemności. Czy nie jest to w jakimś sensie wizja utraconej, agresywnej męskości, analogicznej do idealizowanej uległości kobiet? A może Houellebecq ilustruje w ten sposób obecne także w "postępowym" mainstreamie przeciwstawienie "cywilizacji" "dzikiemu" trzeciemu światu, by móc go tym lepiej - także seksualnie - eksploatować? Ten problem jest niemal explicite ukazany w "Platformie". Sceny gdy bohater obnaża humanitarne przeświadczenia "czystych" turystów po Tajlandii, uznających się za coś zgoła innego niż turyści tacy jak on, uważam za bardzo celne.
JM:
Tak, złośliwe kpiny z przekonanych o własnej moralnej wyższości „turystów z plecakami” są jednymi z najlepiej napisanych partii książki. Houellebecq jest bardzo celnym prześmiewcą współczesnego liberalizmu, pełnego dobrych intencji, protekcjonalnego wobec różnych grup wykluczonych. Pokazuje, że ta postawa wyraża bezradność wobec współczesnego świata, który jest u niego ponurym i okrutnym miejscem. Bardzo ciekawą analizę jego twórczości przedstawił Piotr Graczyk w tekście „Dobry chrześcijanin czyta Houllebecqa”. Według niego pisarz postrzega rewolucję roku '68 jako pierwszą rewolucję „nietzscheańską”, rewolucję silnych przeciwko słabym, „brzydkim i niemuzykalnym”, którym silni, zrywając więzy moralności, pokazali „ich miejsce”. Dlatego świat współczesny jest światem, w którym ludzka natura wolna od pęt moralności ukazuje się w całej pełni, szpetna i okrutna, co widać na przykład w egoistycznym kapitalizmie (o którym bohater „Poszerzenia pola walki” pisze, że jest „najbardziej naturalnym systemem społecznym, co wystarczy by stwierdzić, że najgorszym”). Próbą przezwyciężenia tego było chrześcijaństwo, ale Houellebecq nie jest chrześcijaninem, wie, że było kłamstwem i nie ma do niego powrotu. I tu moim zdaniem rysuje się najbardziej kłopotliwy, najbardziej ideologiczny rys twórczości autora „Platformy”. Główne przesłanie ideologiczne jego książek to bowiem naturalizacja współczesnego, egoistycznego, unieszczęśliwiającego świata i kreowanych przez niego skazanych na nieszczęście wzorów osobowych. Z twórczości Houellebecqa na jej najgłębszym poziomie wyłania się zupełnie fałszywa alternatywa: albo świat narcystycznej rywalizacji, w której na dłuższą metę każdy musi przegrać, albo opresyjny system społeczny oparty o jakaś formę religii, która jest zawsze kłamstwem (jeden z bohaterów „Platformy”, Egipcjanin, którego spotyka Michel, mówi, że trzeba być kretynem żeby wierzyć w boga i autor podziela to zdanie). To na tym poziomie Houellebecq jest głęboko reakcyjny.
KSz:
Dla mnie Houellebecq jest twórcą antyutopii i jak wielu antyutopistów - chociażby Aldous Huxley - wiele mówi o otaczającej rzeczywistości, a jeszcze więcej o lękach i projekcjach jej dotychczasowych beneficjentów. W „Nowym wspaniałym świecie” widać było przerażenie społecznym dostatkiem i uniezależnieniem kobiet wskutek kontroli płodności. Brak problemów związanych z przetrwaniem i reprodukcją miał pozbawiać ludzką egzystencję głębszego wymiaru na równi z totalnym zarządzaniem. W antyutopiach szczególnie zwraca uwagę to co ich autorzy uważają za "naturalne". Na ogół okazuje się to równie niekonieczne jak autentyczne bolączki i niebezpieczeństwa, które z dużą dozą społecznej wrażliwości wychwytują i opisują.