Elba. Lepsze coś niż nic
2012-03-28 17:38:29
Kiedy ochroniarze weszli do skłotu Elba, by wyrzucić mieszkańców, nie spodziewali się takiego oporu. Policja i władze Warszawy również były zaskoczone tym, ile osób solidaryzuje się ze skłotersami. Co takiego jest w Elbie, o co warto walczyć?

Rys. Maja Rozbicka

Tu wcale nie jest brudno ani zimno, o ile się o to zadba. To właśnie jest najważniejsze – nikt za mnie nic nie robi. Jeżeli dobrze sobie uszczelnię, zadbam o piec, nazbieram dużo drewna, to mam ciepło – mówi Wojtek, przystojny brodaty dwudziestoparolatek mieszkający na Elbie od sześciu lat.

– Tu świat nie kręci się dookoła pieniędzy, możesz poznać otwartych ludzi, możesz wymienić się doświadczeniami – dodaje Camila, która przyjechała z Hiszpanii. Dziwi się, że w takim dużym miejscu jak Warszawa jest tak niewiele skłotów: – W Hiszpanii są po cztery w jednej dzielnicy.

Elba to najstarszy, największy i najsławniejszy z warszawskich skłotów. Powstał siedem lat temu, kiedy kilkunastu młodych ludzi zajęło pustostan przy Elbląskiej, z dala od centrum miasta. To centrum kultury alternatywnej z prawdziwego zdarzenia – miesięcznie odwiedza je tysiąc osób, z Polski i zagranicy. Na stałe mieszka tam kilkanaścioro ludzi, ale przebywa więcej. Poza koncertami, z których Elba słynie, w kilku budynkach działają: pracownia sitodruku, sala prób, kawiarnia, ciemnia fotograficzna, darmowy warsztat rowerowy, sala gimnastyczna, ścianka wspinaczkowa, skatepark. Odbywają się wystawy sztuki, projekcje filmów...

W sąsiedztwie stoją poprzemysłowe magazyny i bloki z wielkiej płyty, powoli wyrastają nowoczesne biurowce.

16 marca, po godz. 10, do Elby bez ostrzeżenia wpadają ochroniarze z firmy Skrzecz. Rozcinają kłódki i łańcuchy, wyłamują drzwi, wrzeszczą, grożą.

Marta: – Szkoda mi czasu na zarabianie tylko na czynsz.

Marta, uśmiechnięta dziewczyna o rumianych policzkach, jest z Elbą związana od kilku lat, a mieszka tam od roku. Skończyła kulturoznawstwo na UW. – Wcześniej wynajmowałam mieszkanie ze znajomymi i szkoda było mi czasu na zarabianie tylko po to, żeby zapłacić czynsz. Prowadziłam warsztaty plastyczne dla dzieci – dalej to robię, ale wtedy, kiedy chcę, a nie cały czas.

Dzięki Marcie Teatr Węgajty, alternatywny teatr wiejski z Warmii, wystawił na Elbie swoją sztukę. „Było fantastycznie – przyszło wiele osób z Uniwersytetu Warszawskiego, z Instytutu Kultury Polskiej. Od tamtej pory nawiązaliśmy z Węgajtami współpracę. Jego założyciele zbuntowali się przeciw rzeczywistości PRL lat 70., a my buntujemy się przeciwko współczesnemu konsumpcjonizmowi. Nasze bunty sporo łączy".

Marta udziela się też przy organizacji koncertów. Na Elbę przyjeżdżają zespoły z całego świata: „z Europy to chyba ze wszystkich krajów, z Ameryki Północnej i Południowej, z Azji... Nie wiem, czy był u nas ktoś z Afryki, chyba nie. Głównie punk, ale nie tylko, są też hip-hop, jazz, techno, drum'n'base, ogólnie muzyka elektroniczna". Czasem przychodzi 50 osób, czasem 500.

Marta zdaje sobie sprawę, że prędzej czy później Elba będzie musiała znaleźć sobie nową siedzibę. „Wchodzimy gdzieś, gdzie nic się nie dzieje, i rozkręcamy jakieś działania. W momencie, w którym teren ma być inaczej wykorzystany, my się musimy wynieść. Dla mnie to jest jasne".

Elba ma na koncie już jedną przeprowadzkę, co prawda niedaleką – trzy lata temu skłot opuścił inną nieruchomość przy tej samej ulicy.

„Stary skłot koparki zrównały z ziemią, od tego czasu działka stoi pusta. Dobra, to jest teren prywatny, więc właściciel ma prawo. Ale to jest bez sensu, że lepiej, żeby było nic niż coś – że ktoś od różnorodnych działań kulturowych, społecznych, artystycznych woli gruzowisko".


Rys. Maja Rozbicka

Wojtek: – Moja codzienność jest polityczna.

Wojtek mieszka na Elbie z wyboru – wcześniej wynajmował mieszkanie, ale nie podobało mu się, że płaci komuś za udostępnianie lokalu, który należy do niego tylko dlatego, że jego pradziadek go kupił. Inni skłotersi też wcześniej nie spali na dworcu.

„Takie jest założenie – nie chcemy mieszkać z ludźmi, którzy woleliby mieszkać w bloku. Jeżeli ktoś chce tu zamieszkać, to muszą się zgodzić wszyscy. Nie większość, to nie jest demokracja w wersji terroru większości, tylko wszyscy. Kiedy pojawia się bezdomny alkoholik i prosi o dach nad głową, pozwalamy mu zostać na jedną noc, ale nie dłużej. Nie jesteśmy noclegownią".
Skłotersi starają się zdobywać żywność i inne produkty za darmo – ze śmietników, spod supermarketów, z bazarów – co nie znaczy, że nigdy nic nie kupują. Na skłocie działa kawiarnia, podczas imprez sprzedaje się jedzenie po tzw. cenie wolnej. „Co łaska – to może mówić ksiądz w kościele. U nas za jedzenie zwykle płaci się tyle, ile się uważa. Prowadzimy też Freeshop – darmowy sklep. Możesz w nim zostawić coś, czego nie potrzebujesz, i coś sobie wziąć: ubrania, sprzęty, płyty, naczynia".

Jak wygląda dzień skłotersa? „Chodzenie po śmietnikach nie zajmuje mi aż tyle czasu, wiem, gdzie szukać. Wymieniamy się obowiązkami, codziennie kto inny gotuje obiad. Poza tym zbieranie drewna na opał i oczywiście praca w Freeshopie, przy koncertach...".

Wojtek pracuje poza skłotem dorywczo, ale niektórzy codziennie, a kilku ma nawet własne firmy! Ktoś oferuje prace na wysokości, ktoś ma warsztat rowerowy, ktoś studio tatuażu.

Kiedyś ekipa z Elby prowadziła kawiarnię w samym centrum Warszawy. Mieszkańcy skłotu angażują się w demonstracje, ostatnio w obronę Baru Prasowego. „Wszystko, co robimy, jest manifestem politycznym, moja codzienność też".

Skłotersi spędzają ze sobą dużo czasu, jednak konflikty, według Wojtka, zdarzają się rzadko. „Skłot to nie firma, nie jest tak, że ktoś bierze w tym udział, chociaż nikogo nie lubi".

Camila: – Na Elbie życie nie kręci się dookoła pieniędzy.

Camila, szczupła Hiszpanka o energicznych ruchach, studiowała grafikę na Akademii Sztuk Pięknych w Walencji, ale pojechała w podróż po Europie i postanowiła zostać na jakiś czas w Warszawie. Na Elbie spędza każdy weekend.

– To, co dzieje się w Warszawie, jest dla mnie przykre – traci duszę i zamienia się w zwykłe, zachodnie, napędzane pieniędzmi miasto. Nie rozmawiasz z ludźmi, bo ciągle jesteś zajęty zarabianiem albo wydawaniem. Miejsca takie jak Elba są dla mnie ważne – mówi. – Oni nie przejmują się trendami, tym, co jest teraz modne, starają się za to, żeby ich działalność artystyczna coś wyrażała.

Ostatnio Camila organizowała festiwal sztuki komiksu, który miał odbyć się 2–4 maja na Elbie. Obecność potwierdzili już goście z Francji, Włoch, Niemiec. Miały być praktyczne warsztaty komiksowe, sitodruku, zinowe, teoretyczne wykłady i dyskusje o rysownikach oraz niezależnej scenie komiksowej.

– Teraz nie wiem, czy festiwal się odbędzie. A bardzo mi zależy, bo mam gdzieś plastikową sztukę z galerii. Chcę stworzyć niezależną przestrzeń, która będzie wyzwalała kreatywność, umożliwiała kontakty pomiędzy alternatywnymi artystami z różnych krajów i środowisk.

Camila nie jest jedynym obcokrajowcem na Elbie. Skłotersi biorą udział w wielu globalnych akcjach – np. Food Not Bombs polega na tym, że w ramach protestu przeciwko wydatkom wojennym ludzie na całym świecie przygotowują wegetariańskie posiłki z produktów, które inaczej by się zmarnowały, i rozdają za darmo biednym, bezdomnym, bezrobotnym.


Rys. Maja Rozbicka

Paweł: – Oni naruszyli mój mir domowy.

Paweł, trzydziestoparoletni Białorusin, na Elbie mieszka od kilku miesięcy – wcześniej wynajmował pokój w Toruniu. Szuka pracy, ale pracodawcy krzywo na niego patrzą, bo ma białoruskie obywatelstwo. Nie pomaga nawet to, że ma kartę stałego pobytu i świetnie mówi po polsku.

16 marca siedział w swoim pokoju.

– Zamknąłem się w pokoju, ochroniarze wyłamali drzwi. Wychodź, krzyczą. Ja: – Nie wyjdę, bo państwo działają nielegalnie. Na dowód wymieniam im paragrafy. Mówię, że mogą wyprowadzić mnie siłą, ale wtedy odpowiedzą za naruszenie nietykalności cielesnej. Bali się mnie ruszyć, chyba wiedzieli, że łamią prawo – opowiada Paweł.

Kilku mieszkańców Elby barykaduje się na dachu. Wokół zaczynają zbierać się ludzie – do wyrzuconych skłotersów dołączają aktywiści zaangażowani w Elbę. Tłum skanduje: „Policja broni bogatych przed biednymi", „Najpierw ludzie, potem zyski".

„Ochroniarze nie mieli plakietek ze zdjęciem i numerem służbowym, niektórzy nawet firmowych kamizelek. Skłotersom siedzącym na dachu grozili, że im »zajebią«. Jacyś ludzie zaczęli wynosić nasze ubrania, książki, laptopy i bezładnie rzucać na ziemię. Wyrwali blat, kuchenkę, zerwali półki ze ścian. Spytałem ich, co tu robią – okazało się, że nikt im nie mówił, że w środku będą ludzie, myśleli, że mają po prostu wynieść z budynku rupiecie". Początkowo na miejscu jest kilku policjantów. Po dwóch godzinach – 30, część w zbrojach. Obrońców skłotu jest około setki. W pewnym momencie zgromadzeni próbują wedrzeć się na teren Elby – wyrywają furtkę z zawiasów, rozrywają płot. Policja używa gazu łzawiącego i pałek. Siedzący na dachu uderzają w blachę kijami, zagrzewają do boju.
Policja wzywa do rozejścia się, skłotersi odpowiadają, że zgromadzenie spontaniczne jest legalną formą wyrażania poglądów. Na miejscu pojawia się wóz strażacki. Strażaków wezwali policjanci, żeby ściągnęli skłotersów z dachu, jednak po interwencji demonstrantów chowają drabinę. Nie wiadomo, czy ze strachu, czy w geście solidarności ze skłotersami.

Demonstrantów przybywa. Około godz. 16 przyjeżdża oddział policjantów w zbrojach, z armatką wodną i bronią gładkolufową. Obrońcy Elby siadają na ziemi. Policjanci stają w zwartym szyku i czekają. Po godzinie zaczynają wyciągać siedzących na ulicy i spisują ich. Demonstranci trzymają się za ręce. Policja daje za wygraną, prosi tylko, by przesiedli się tak, by karetki i samochody policyjne mogły swobodnie przejeżdżać.

Skłotersi negocjują z firmą Stora Enso Poland, właścicielem działki – pomagają im m.in. warszawski radny Krystian Legierski oraz wicemarszałkini Sejmu Wanda Nowicka. Około godz. 20 ochrona opuszcza teren, policja wycofuje się chwilę później. Obrońcy ogłaszają zwycięstwo.

Wieczorem Stora Enso Poland wystosowuje oświadczenie: „Dajemy grupie tydzień czasu na zabranie swoich rzeczy i ostateczne opuszczenie bezprawnie zajmowanego terenu".

Paweł jest jedną z trzech osób, które zostały zatrzymane. „Policjanci zagrozili, że oskarżą mnie o naruszenie miru domowego – a przecież to do mojego miejsca zamieszkania włamali się obcy ludzie! To ochroniarze naruszyli mój mir domowy. Nie postawili mi żadnych zarzutów i jestem traktowany jako świadek, nie wiadomo tylko czego – świadek własnego zatrzymania?".

Do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Żoliborz wpłynęło ponad 90 skarg na brutalność policji podczas najazdu na Elbę.

Rafał: – Firma kłamie!

Kiedy Rafał, od kilku lat zaangażowany w Elbę, w niedzielę 18 marca organizuje z innymi skłotersami konferencję prasową i rodzinny piknik, przychodzi co najmniej sto osób. Można zjeść wegański posiłek, nauczyć się puszczać wielkie bańki mydlane, zagrać w piłkarzyki, posłuchać muzyki...

„To nie była żadna eksmisja, tylko włamanie. Eksmisja jest możliwa jedynie z wyrokiem sądowym i może ją przeprowadzić tylko komornik. Firma kłamie, że nie wiedzieli o naszym istnieniu; trzy lata temu poszliśmy do ich biura i pokazaliśmy katalog naszych inicjatyw. Stora Enso oskarża nas o nielegalne zajęcie własności, a sama nielegalnie przejmuje ziemię na całym świecie!".

Zyski fińskiej korporacji Stora Enso liczone są w setkach milionów euro. W maju zeszłego roku sąd w Brazylii skazał należącą do Story Enso firmę Veracel o zajęcie, wykarczowanie i obsadzenie eukaliptusem terenów w gminie Eunapolis. W Chinach Stora Enso przejęła tysiące hektarów od prywatnych właścicieli; ci, którzy nie chcieli sprzedać ziemi, byli bici i zastraszani przez „nieznanych sprawców".

Budynek, w którym obecnie znajduje się Elba, przed laty służył jako skład makulatury. Spółka Euro-Top-Kol Wojciecha Roguskiego, która niedawno wynajęła działkę od Story Enso Poland, zajmuje się „sprzedażą hurtową odpadów i złomu". Pewnie chcą Elbę pociąć na kawałki i sprzedać na złom – komentują skłotersi.

Podczas konferencji prasowej Krystian Legierski mówi, że niedopuszczalne jest wyrzucanie kogokolwiek przez prywatną firmę, której asystuje policja. Pada pytanie, czy na skłocie są gaśnice. Ktoś z tłumu krzyczy: „A co ze spalonymi kamienicami na Pradze? A co ze spaloną Jolą Brzeską?" (Brzeska była działaczką ruchu lokatorskiego, jej spalone ciało znaleziono rok temu w Lesie Kabackim).


Rys. Maja Rozbicka

Maja: – Elba to nie noclegownia.

Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz: „Takie miejsca są bardzo niebezpieczne. Był już pożar na skłocie w Wawrze. Ludzie zostali ranni. Lokatorzy tam piją, palą papierosy i od tego robi się pożar. Muszą ingerować służby porządkowe. U nas jest wystarczająca liczba miejsc w noclegowniach dla bezdomnych".

Maja, szczupła blondynka, która mieszka na Elbie od czterech lat: – Pierwsza lepsza kobita zaczepiona na ulicy potrafiłaby się lepiej wypowiedzieć!.
Maja z innymi skłotersami zorganizowała happening – w poniedziałek kilkadziesiąt osób przyjechało do noclegowni na Żoliborzu. Przywieźli bębny, pianino, gitarę, części do rowerów, sprzęt do baseballa, ekran do projekcji. „Nie potrzebujemy tylko miejsc do spania – Elba to nie noclegownia, to centrum kultury niezależnej".

Przed wejściem do noclegowni skłotersi grali i śpiewali, ćwiczyli brzuszki, skręcali rowery, rzucali piłką. Drzwi początkowo były zamknięte, w końcu ze środka wyszli zdziwieni mieszkańcy. Ostrzegali: w środku nie ma miejsca, szukajcie gdzie indziej!

Jeden ze skłotersów odczytał oświadczenie: „(...) Ewikcja Elby jest próbą zniszczenia jednego z największych zagłębi kultury alternatywnej w Polsce. Dlaczego tam, gdzie istnieją możliwości, władza widzi wyłącznie trudności?".

***

Maja: – Chciałabym, żebyśmy mogli zostać tam, gdzie jesteśmy, ale jeśli to się nie uda – chcielibyśmy, żeby miasto potraktowało nas jako stronę i znalazło nam jakiś inny teren albo przynajmniej nie utrudniało nam znalezienia takiego miejsca. Pustych przestrzeni jest mnóstwo, także miejskich, jest zapotrzebowanie na kulturę alternatywną, więc dlaczego miasto nam nie pomaga?".

W chwili, gdy zamykamy to wydanie „Przekroju", trwają demonstracje solidarności ze skłotersami z Elby: w Londynie przed Ambasadą RP i w Helsinkach pod siedzibą Story Enso. Skłotersi z Elby negocjują jeszcze z przedstawicielami firmy.

Niektóre imiona zostały zmienione.



Tekst ukazał się w tygodniku "Przekrój" nr. 13(3482)/26 marca 2012

poprzedninastępny komentarze