Nie spodziewajcie się dyskusji o podatkach, edukacji, służbie zdrowia. Szkoda nerwów. Do 26 września trwa ustalanie list. Oznacza to, że będziemy obserwować transfery, które będą rozpalać ludzką wyobraźnię niczym kolejne kluby piłkarskie Davida Beckhama. Na razie mamy niezłą listę transferową między PO a PiS. W futbolu świadczyłoby to o dobrej przyjaźni między klubami. U nas - o niewielkiej różnicy programowej między formacjami, uznawanymi za jedynych graczy mające realne szanse na zwycięstwo. Dryf Prawa i Sprawiedliwości na prawo świetnie obrazuje zamiana na toruńskiej jedynce Antoniego Mężydły, działacza "Solidarności" z 1980 roku na Annę Sobecką, byłą spikerkę Radia Maryja. Mężydło, podobnie jak i wojowniczy Radosław Sikorski, odsuwani na boczny tor, postanowili wspomóc team Donalda Tuska. Jan dwojga imion Rokita postanowił jak zwykle zdyskontować i tak marne szanse PO na sukces i wycofał się z polityki, po drodze intensywnie się kłócąc.
Lewica i Demokraci postanowili być Platformą Obywatelską bez cukru. O ile można jeszcze być jeszcze bardziej mdłym. Chyba da się. Swoje głosy dostaną, bowiem mimo intensywnych kłótni lokomotyw mają pod dostatkiem. Szkoda, że nie znają kierunku, w którym zmierzają. Stawiają zatem na europejskość, wolności obywatelskie i ochronę konstytucji. Polityki społecznej zbyt wiele nie ma, co pozwala sądzić, że Partia Demokratyczna wespół z Aleksandrem Kwaśniewskim skutecznie ciągną LiD w kierunku centrum. Odejście Rokity z PO powoli, ale konsekwentnie wpisuje się w dryf w kierunku POLiD, który może nie będzie śledził układu, ale biednymi przejmować się nie będzie. Widać to nawet na Gronie sympatyków LiD, gdzie spora część piszących uważa, że państwa powinno być w gospodarce jak najmniej, a najlepszym ministrem od spraw gospodarczych powinien być Jerzy Hausner. Witajmy na lewicy, przy której Tony Blair wydaje się socjalistą starej daty.
Tak więc widmo kaczyzmu nadal nad Polską?
Bardzo prawdopodobne. Elektoratu przegranych na transformacji nikt tak naprawdę przygarnąć nie chce. Wystarczy parę chwytliwych trików, jak becikowe czy ulga prorodzinna ma być dowodem na rzekomy solidaryzm społeczny braci Kaczyńskich. Nic to, że plany dotyczące systemu podatkowego PiS to tylko łagodniejsza odmiana PO. Obecnie, przy pierwszym progu podatkowym 19%, dzięki ulgom realna stawka oscyluje wokół 14%. Tak więc przy obniżce do 18% i likwidacji ulg istnieje spore ryzyko, że większość typowych Janów i Janin Kowalskich i Nowaków zapłaci więcej. Co do tego, że ci, którzy płacili 30 i 40% płacić będą mniej na stawce 28% nie ma chyba zasadniczych wątpliwości. To, skąd weźmie się pieniądze na dalsze podwyżki w budżetówce czy na zapobieganie krachowi systemu emerytalnego, pozostaje wielką niewiadomą. Nie spodziewajmy się odpowiedzi na te pytania w toku walki na noże.
Bardzo możliwe, że z Sejmu wypłukany zostanie Andrzej Lepper. Błędów taktycznych popełnił zbyt wiele. Korwin-Mikke na jednej liście z Jurkiem i Giertychem stanowią interesującą mieszankę światopoglądową, która ma wielkie szanse na to, by skończyć straszyć opinię publiczną. PSL z kolei, mające silną pozycję na wsi i korzystający na słabości partii Leppera, może spróbować robić kampanię merytoryczną, opierając się na spokoju Waldemara Pawlaka. Lewica pozaparlamentarna, pozbawiona sił i środków, będzie nadal walczyć o okolice 1%. Będzie to także sprawdzian dla Partii Kobiet i test dotyczący tego, czy zdobędzie finanse na dalszą egzystencję, czy też okaże się przejściową efemerydą na poziomie Polskiej Partii Przyjaciół Piwa. To także pytanie o to, czy formacja Gretkowskiej, która jeszcze niedawno, w wywiadzie dla "Dziennika" wspomniała o tym, że może głosować tak za, jak i przeciw liberalizacji dopuszczalności aborcji, będzie w stanie stworzyć dużo bardziej konkretny program.
Co zatem będzie nas czekać w listopadzie, kiedy zbierze się nowy skład izby niższej? Zależy od tego, ile formacji doń wejdzie. Paradoksalnie dla długofalowego wzmocnieniu ułomnej, rodzimej demokracji będzie, jeśli nastąpi wyraźna polaryzacja i wejdą (a istnieje taka możliwość) jedynie trzy formacje. O ile nie będą w stanie mieć większości koalicyjnej wokół np. zmiany ordynacji na większościową. Jeśli uda się zachować "zasadę wahadła", to za 4 lata wahadło powinno wychylić się w lewo. Jeśli będzie POLiD, wtedy korzystać na tym będzie nie tylko zasiadający w ławach poselskich PiS, ale wyborcy będą mogli chcieć zrobić miejsce na nowe twarze, znajdujące się np. na listach PPP, Zielonych czy też jakiejś nowej formacji. Nic nie wskazuje też na to, by Lewica i Demokraci mieli stawać się coraz bardziej jednolici - wręcz przeciwnie. Wraz z potencjalnymi liberalnymi reformami spora część członkiń i członków nastawionych bardziej socjalnie będzie mogła chcieć zasilić formacje pozaparlamentarne.
A gdyby jednak był POPiS? Wtedy, kto wie, doczekamy się koalicji LiD - PPP - Zieloni? Któż na dzień dzisiejszy może przewidzieć rozwój wypadków? Któż 5 lat temu przewidział tak błyskotliwej kariery Jarosława Kaczyńskiego, który obecnie pociąga za sznurki całą scenę polityczną? Czy znajdzie się jakiś "rycerz opozycji", o którym pisze w "Gazecie Wyborczej" Władysław Frasyniuk? Czy znajdzie się ktoś, kto swą charyzmą będzie w stanie pokonać politycznego arcymistrza, w którym "jest samo dobro?"
Nie w tych wyborach.
Bartłomiej Kozek
Autor jest współprzewodniczącym warszawskiego koła Zielonych 2004 i współtwórcą bloga "Zielona Warszawa", jego opinie nie reprezentują stanowiska całej partii. Artykuł ukazał się na portalu http://zielone.info.