Zacząć należy od tego, jak doszło do wyboru obecnego rządu i w jakich okolicznościach zdobył on władzę - przedterminowe wybory parlamentarne, na które zdecydowało się PiS, utorowały drogę do zwycięstwa Donaldowi Tuskowi; na nic zdały się zapowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, który twierdził, że PiS ma wygraną w kieszeni. Polakom nie spodobała się władza, która schodziła na drogę autorytaryzmu, podsłuchów, teczek, CBA i kłótni rządzących. Nikt jeszcze przez długi czas nie zapomni tamtego horroru - przedwyborczego wieczoru, gdy dosłownie skompromitowała się Państwowa Komisja Wyborcza, której zabrakło kart do głosowania... Jednak po ogłoszeniu wreszcie wyników wyborów, okazało się, że Polska zdecydowała się na zmianę rządu, odsuwając partię Jarosława Kaczyńskiego od władzy.
Platforma Obywatelska, jeszcze w opozycji do PiS-u, miała tzw. gabinet cieni, który to miał stanowić konkurencję dla PiS a zarazem przygotowywać PO do rządzenia - jak to się stało, że po wygraniu wyborów ten gabinet w ogóle nie był brany pod uwagę? Co więc PO robiła w tym czasie w opozycji? Głośne i szumne zapowiedzi polityków tej partii o pomysłach, szufladach pełnych ustaw (a przecież ostatnio nawet Senat nie ma nic do roboty) okazały się kłamstwem - lub, jak kto woli, kiełbasą przedwyborczą. Rząd premiera Tuska posiadał ogromne poparcie społeczeństwa, które za wszelką cenę nie chciało już patrzeć na PiS i niszczenie państwa (zagłuszanie pielęgniarek, faworyzowanie jednego tylko związku zawodowego, obrzydliwy i arogancki język na szczytach władzy: "ścierwojady", "lekarze w kamasze" itp.). Jak pokazały wyniki wyborów, olbrzymią rolę odegrała młoda polska emigracja, której bardzo zależy na dobru kraju; na pewno ludzie ci będą kiedyś chcieli wrócić. Mimo wszystko wynik wyborczy nie był aż tak dużym zaskoczeniem - kto miał być alternatywą dla PiS-u? SLD nadal źle kojarzy się Polakom (nie ma się czemu dziwić), więc sporo głosów PO przypadło nie tyle z "sympatii" dla tej partii, co w wyniku sprzeciwu wobec PiS... Premier Tusk i jego rząd miał być bardziej "ludzki", zmienić miał się język na najwyższych szczeblach władzy.
Niemniej pomimo tego, że Tusk pod wieloma względami prezentuje się dużo lepiej od Jarosława Kaczyńskiego, to inny członek rządu staje się podobny do poprzedników, pokazując tym samym, że gdy ma się władzę, bardzo szybko zapomina się o najsłabszych. Przykładem niech będzie strajk w kopalni "Budryk" - Waldemar Pawlak, odpowiedzialny za ten sektor jako minister gospodarki, nie chciał się nawet spotkać ze słusznie przecież strajkującymi, a gdy do wicepremiera przyjechały wraz z dziećmi żony górników, ten stwierdził: "To nie PRL, panowie, nie zasłaniajcie się żonami!" Problem leży na Śląsku, a nie w stolicy, ciekawe więc dlaczego minister nie mógł sam się spotkać z protestującymi... Kolejna wpadka wicepremiera Pawlaka to decyzja o umorzeniu długu firmie J&S Energy. W połowie grudnia 2007 r. anulował on spółce paliwowej karę 461 mln 696 tys. zł nałożoną za zbyt małe zapasy paliw. Prawdziwy powód? W spółce tej pracują byli politycy PSL, Józef Pawlak i Zdzisław Zambrzucki, obaj panowie dziwnym trafem z PSL-u odeszli w 2005 roku...
Z kolei nic nie zmieniło się, jeśli chodzi o relacje państwo-Kościół. Min. Hall nie ma nic przeciwko religii na maturze, pod presją biskupów premier Tusk nie przyjął Karty Praw Podstawowych, ponieważ Kościołowi nie w smak są prawa pracownicze i ochrona wszelkich mniejszości; a zapłodnienie in vitro? Biskupi tupnęli butem i sprawy nie było... Liberalny polski rząd wysunął również pomysł odpłatności za studia! Ciekawe, że zyskał on poparcie niektórych polityków "lewicy", m.in. Andrzeja Celińskiego (i to ma być lewicowa opozycja?).
Po cichu rządząca koalicja planuje zdobyć wpływy w mediach; pomimo, iż robi to zręcznie, nie ma się co oszukiwać - PO chce wejść w buty PiS-u i mieć decydujący wpływ na polskie media. Na plus zapewne nowemu rządowi można zapisać politykę zagraniczną i próbę polepszenia stosunków polsko-rosyjskich, twardsze stanowisko w sprawie USA (lecz tutaj rząd już mięknie pod wpływem ...PiS-u); a tarcza w Polsce powstanie i tak - pytanie tylko kiedy i za ile, a nie czy w ogóle...
Miał to być rząd nadziei, a na razie jest to rząd beznadziejny, tym bardziej, że huczną zabawę studniówkową zakłócił raport KE, z którego wynika, że 26% polskich dzieci żyje w biedzie... Ponadto raport mówi o tym, że 8% rodzin w Polsce żyje poniżej minimum egzystencji. Wynika z tego jasno, że dla tych ludzi nie ma nadziei na zaspokojenie podstawowych ludzkich potrzeb, takich jak jedzenie, odzież czy opłaty za mieszkanie...
Przemysław Prekiel