Augustyniak: Zgaduj zgadula

[2009-04-30 12:11:10]

Polityczne sondaże nie opisują rzeczywistości, lecz ją tworzą. A że sondaż jest towarem, jak każdy inny, toteż ich wyniki muszą odpowiadać tym, którzy za nie płacą.

Od ponad roku w Polsce sprawuje władzę ultraliberalna Platforma Obywatelska. Na zwycięstwo nie zapracowała swoim skrajnie antyspołecznym programem, ale zapracował na nie swoimi rządami PiS. Kilka populistycznych haseł wyborczych, tak naprawdę wbrew uchwalonemu przez tę partię programowi, miało niewielkie znaczenie. Znaczenie miały i mają natomiast, zamówione i opłacone sondaże. Rządy neoliberalnej prawicy to oczywiście kolejne finansowe afery, likwidacja przemysłu stoczniowego, pełzająca prywatyzacja szpitali, pozbawienie setek tysięcy ludzi praw do wcześniejszej emerytury, faktyczna prywatyzacja kolei i związana z tym likwidacja wielu połączeń… Można tak wymieniać długo. Prawdziwym cudem w tych warunkach są wyniki sondaży. Według nich to skrajnie antyspołeczne ugrupowanie rzekomo popiera około połowa Polaków! Nie ma w Polsce żadnej niezależnej i znajdującej się pod społeczną kontrolą instytucji sondażowej. Są to albo byłe instytucje rządowe (OBOP, CBOS), siłą rzeczy z ograniczoną przez wpływ władzy wiarygodnością, albo duże firmy komercyjne, których właściciele – kapitaliści – są żywotnie zainteresowani w utrzymaniu się u władzy partii, która robi im dobrze. To nic, że te ich tzw. sondaże rzadko się sprawdzają. I tak są regularnie publikowane. A jeśli tak, to należałoby się zastanowić, po co? Mistrz propagandy, Joseph Goebbels, niekwestionowany duchowy patron współczesnych mediów, mawiał – jeśli kłamstwo powtórzymy 100 razy, to w końcu większość uzna je za prawdę.

Z pozoru takie sondaże nie mają sensu, ale przecież, jeśli nie opisują one, tak jak powinny, rzeczywistości, mogą ją doskonale kreować. Jeśli ludzie 100 razy usłyszą, że 50 proc. społeczeństwa popiera Tuska, to możliwe, że w końcu w to uwierzą. I nie przyjdzie im już do głowy, by oddać swój głos na ugrupowanie, które reprezentuje ich interesy, bo przecież czas porzucić wszelkie nadzieje na jakiekolwiek zmiany. Żal głos zmarnować i w ostateczności można nim, głosując na PO, powstrzymać PiS, Phoenian, Teheran i Saddama Hussajna, więc nic się nie zmienia, a u władzy ciągle ci sami ludzie.

Wróżby z fusów

W OBOP dowiedzieliśmy się, że ich sondaże są przeprowadzane „zgodnie z regułami statystyki”. Trudno, byśmy mogli usłyszeć, że nie są. W sondażach OBOP nigdy nie występuje Polska Partia Pracy. Kiedy jednak zapytaliśmy, co jest z tymi regułami nie tak, że w 2001 r., gdy Samoobrona weszła do Sejmu z wynikiem 11,41 proc., ich sondaż dawał tej partii na tydzień przed wyborami tylko 2 proc. (!) usłyszeliśmy oczywiście, że tak odpowiadali ich respondenci. Że ma to świadczyć o wyjątkowej chwiejności wyborców. "Reguły statystyki", poprzez odpowiedni dobór pytań, przedziały wiekowe, miejsca ich zamieszkania, wykształcenie itd., czyli dobór reprezentatywnej grupy powinny maksymalnie zmniejszać prawdopodobieństwo przypadkowości odpowiedzi. Dziwnym trafem w 2001 r. OBOP dodzwonił się wyłącznie do przeciwników Samoobrony? Albo może zwolennicy Samoobrony telefonów nie posiadali?

W 2005 r. Gfk Polonia tuż przed wyborami przeprowadziła sondaż, który przeszacował wynik PO aż o 10 proc. (dopuszczalny błąd statystyczny to maksymalnie 3,2 proc.). SLD z 4 proc. miało nie znaleźć się w parlamencie, podczas gdy kilka dni później, już w wyborach, uzyskało 11,31 proc. W 2005 r. ta sama Gfk Polonia przewidywała w wyborach prezydenckich 62 proc. dla Tuska i 38 proc. dla Kaczyńskiego. Wygrał Kaczyński zdobywając 54 proc. Pomyłka, bagatela, jedynie o 32 proc.! W tych przypadkach szczególnie trudno mówić o błędzie, to przecież zwyczajna kompromitacja. Oczywiście "sondażownie" odpowiadają, że ludzie kłamali, albo w dniu wyborów zmienili preferencje. Nie da się tego sprawdzić i firmy te nadal robią sondaże. Jeśli nie mają one żadnej wartości, po co w takim razie publikuje się takie sondaże? Czy są one w ogóle przeprowadzane, czy brane z sufitu, trudno dociec, skoro nie ma nad firmami sondażowymi żadnej społecznej kontroli. Poza tym sondaż to płatna usługa, to towar. Trudno oczekiwać, że zlecająca partia zapłaci za taki sondaż, który nie będzie dla niej korzystny. To tak, jakby klient zgadzał się kupić w sklepie popsuty telewizor. A jeśli chodzi o publikację, to – jak potwierdzają badania przeprowadzone na Zachodzie – ogromny wpływ sondaże mają na niezdecydowanych do ostatniej chwili. Tych niezdecydowanych jest od kilku do kilkunastu procent. Publikacja sondażu, który tuż przed wyborami daje zwycięstwo jednej z partii, powoduje, że ci wahający się, w owczym pędzie oddają głos na jedynkę, bo ludzie nie lubią być wśród tych przegranych. Jak reagują ludzie, którzy chcieli zagłosować na partię, którą sondaże umieszczają poniżej wyborczego progu? Oczywiście nie chcą zmarnować głosu i rządzący naszym krajem dobrze o tym wiedzieli, wprowadzając w ordynacji 5 proc. próg, który bardzo skutecznie przeciwdziała pojawieniu się na scenie nowej siły. Sukces Samoobrony w 2001 r. to tylko wyjątek, bo system, który stworzono jest bardzo hermetyczny.

Jak nie pisać o PPP

Do napisania artykułu i przyjrzenia się, jak działa mechanizm manipulacji, skłonił mnie ostatni sondaż CBOS. W sondażu tym wśród partii, które uzyskały 1 proc. poparcie znalazła się Polska Partia Pracy. Na próżno jednak szukać tej informacji w prasie czy wielkich serwisach internetowych. Wszystkie media podały informacje o poparciu dla PO, PiS i SLD, oraz że "z 1 proc. poparciem, do Sejmu nie dostałyby się m.in. UPR, Partia Kobiet, KPEiR, LPR, Samoobrona, Unia Pracy, SdPl". Co ciekawe, tych niezdecydowanych było w tym sondażu aż 21 proc. Jest się o co bić. Ponieważ "m.in." zabrakło jedynie PPP, skontaktowałem się z kilkoma portalami i redakcjami gazet pytając, dlaczego wycieli z wyników sondażu tylko tę partię, pozostawiając sobie alibi własnej rzetelności, pisząc "między innymi".

Wszędzie odpowiedź była taka sama. Idąc po nitce do kłębka, okazało się, że media informacje podawały na podstawie depeszy Polskiej Agencji Prasowej, która kupiła sondaż od CBOS. W ten sposób PAP "zredagował" sondaż CBOS tak jak mu się podobało. Pełniąca dyżur w PAP, pani Katarzyna Buszkowska, zapewniała mnie, że to nie żadna manipulacja, czy preferencje polityczne, redagującego depeszę dziennikarza. To dlaczego zabrakło tylko PPP? Nie wiem – odpowiedziała pani Katarzyna. Pocieszyć miało mnie to, że obiecała poprawę na przyszłość.

Najbliższe prawdzie, weryfikowanej tylko przy okazji kolejnych wyborów, są sondaże PBG. Te jednak mało kto zamawia, a media niechętnie publikują. PBG sondaże przeprowadza metodą "on the street", zapewniającą największą anonimowość rozmówcy i jak pokazują statystyki, najlepsze wyniki. Inni robią to najczęściej telefonicznie. Na całym świecie przyjmuje się, że wiarygodność sondażu przeprowadzanego telefonicznie, ma jakiś sens, jeśli na danym obszarze, przynajmniej 85 proc. posiada telefony. W Polsce telefony ma... 72 proc. ludzi, co wypacza już na starcie wynik ankiety, rugując z sondażu np. wiele osób starszych czy zamieszkałych na wsi.

Mechanizmy manipulacji

Zajmując się tym tematem mogę już powiedzieć, że kreacja poparcia dla partii odbywa się na trzech etapach.

1. Instytuty sondażowe rzadko uciekają się do zwykłych kłamstw. To fachowcy i dobrze wiedzą, jakie pytania, w jakiej kolejności i jak sformułowane zadać, by uzyskać wynik, którego oczekuje klient. Dla przykładu można zapytać: Czy jesteś za obniżeniem podatków, które pozwoli przedsiębiorcom na zwiększenie liczby miejsc pracy i likwidację bezrobocia? Można to pytanie zadać również w ten sposób: Czy jesteś za obniżeniem podatków, które spowoduje, że będziesz musiał samodzielnie ponosić ogromne koszty leczenia się czy edukacji swoich dzieci? W obydwu przypadkach pytania sugerują odpowiedź i wpływa to bardzo znacząco na wynik ankiety.

2. Ankieter, czyli osoba przeprowadzająca badanie to całkiem intratny zawód. Większość z nich pracuje jednocześnie dla kilku sondażowni. Po rozmowie z dwoma ankieterami dowiedziałem się, że według ich oceny nie więcej niż 20 proc. ankiet (sic!) jest przeprowadzana w zgodzie ze wszystkimi regułami. Sposobów na oszukanie sondażowni jest wiele. Im bardziej można je oszukać, tym więcej można zarobić, bo to praca na akord i liczy się ilość, nie jakość. Przykład: młoda kobieta na co dzień pracująca jako sekretarka w biurze pewnej instytucji dorabia jako ankieterka. Nosi ze sobą czasem dwa, a nawet trzy laptopy. Każdy należy do innej sondażowni. Ankiety są wprowadzane wprost do komputera. I mimo, że ankieta powinna być przeprowadzona w domu u respondenta, z powodzeniem robi to ona we własnej pracy i to bez jego udziału. Ponieważ sondażownie zdają sobie sprawę, że ankieterzy je oszukują, wprowadziły system komputerowy, który takim oszustwom miałby zapobiegać. Nie zapobiega. Taki system zwalnia jedynie pracę ankietera, który musi odczekać odpowiednią ilość czasu, odpowiadającą przeciętnemu czasowi, jaki trzeba byłoby poświęcić rozmowie i wypełnieniu ankiety, gdyby w rzeczywistości była ona przeprowadzana. Kiedy rozmawiałem z ankieterką w jej pracy w biurze, zauważyłem, że pod biurkiem ma dwa uruchomione laptopy. Zapytałem, co pani robi? Odpowiedziała w ankieterskim żargonie – "nabijam" ankiety. Oczywiście w ankiecie należy podać przynajmniej telefon do osoby, z którą wywiad przeprowadzono. Sondażownie dzwonią potem do losowo wybranych osób, by sprawdzać pracę swoich ankieterów. Na to też ankieterzy mają sposób: – Wystarczy kupić kilka starterów Plusa, Ery, Orange i podać te numery w ankiecie. Ankieterzy oprócz laptopów, noszą przy sobie 5–6 telefonów komórkowych. Potem wystarczy tylko zmieniać głos, czy też podać koledze telefon i poprosić, by potwierdził swoje uczestnictwo w ankiecie – mówi młody człowiek z Malborka. Sekretarka, o której pisałem, poza starterami ma gruby notes z telefonami osób, które są gotowe potwierdzić swój udział w każdej ankiecie. Przekonałem się o tym, gdy przy pierwszym spotkaniu poprosiła mnie o numer telefonu. Wyjaśniła mi, że ktoś do mnie zadzwoni, a na pytanie, czy przeprowadzano ze mną ankietę, mam odpowiedzieć – tak. No i potwierdzałem. Czemu nie? Niech sobie dziewczyna zarobi.

3. Następnym elementem kreacji jest publikacja sondażu. Takich manipulacji, jak z ostatnim sondażem CBOS, której dopuścił się PAP, jest oczywiście znacznie więcej. Rzadko wychodzą na jaw. Problem w tym, że polityczny sondaż to taki sam towar jak kiełbasa. Płacisz za niego i dostajesz od sondażowni pozwolenie na jego publikację. A opublikować możesz z tego sondażu, co tylko ci się podoba. Możesz np. wyciąć PPP i nikt się o tym nie dowie. Dlaczego? Bo sondażu CBOS nie opublikuje na własnej stronie i weryfikacja tego, co podała prasa dla przeciętnego zjadacza chleba nie jest możliwa... chyba, że chciałby wydać kilka tysięcy złotych, kupić sondaż i się o tym przekonać.

Kilka lat temu o sondażach pisała "Gazeta Polska", doszukując się źródła manipulacji i lepszych wyników PO niż PiS w "układzie", czyli postkomunistycznej ośmiornicy, która opanowała wszystkie sondażowe firmy. Jeśli tak, to dlaczego te sondaże nie kreują na zwycięzcę SLD, ale PO? Jeśli można mówić o układzie, to jest on zgoła inny, a układ nazywa się kapitalizm. Sondażownie to prywatne firmy kapitalistyczne, reprezentujące interesy swych właścicieli. A polscy kapitaliści wybrali już partię, która najlepiej reprezentuje ich interesy i będą dbali, by to się nie zmieniło.

Jarosław Augustyniak


Tekst ukazał się w tygodniku "Trybuna Robotnicza".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


25 listopada:

1917 - W Rosji Radzieckiej odbyły się wolne wybory parlamentarne. Eserowcy uzyskali 410, a bolszewicy 175 miejsc na 707.

1947 - USA: Ogłoszono pierwszą czarną listę amerykańskich artystów filmowych podejrzanych o sympatie komunistyczne.

1968 - Zmarł Upton Sinclair, amerykański pisarz o sympatiach socjalistycznych; autor m.in. wstrząsającej powieści "The Jungle" (w Polsce wydanej pt. "Grzęzawisko").

1998 - Brytyjscy lordowie-sędziowie stosunkiem głosów 3:2 uznali, że Pinochetowi nie przysługuje immunitet, wobec czego może być aresztowany i przekazany hiszpańskiemu wymiarowi sprawiedliwości.

2009 - José Mujica zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Urugwaju.

2016 - W Hawanie zmarł Fidel Castro, przywódca rewolucji kubańskiej.


?
Lewica.pl na Facebooku