Zrealizowany na Śląsku film, dla którego inspiracją były artykuły publikowane w "Gazecie Wyborczej", opowiada historię prostytuującej się żony bezrobotnego górnika. Na tradycyjnym Śląsku to często właśnie mężatki podejmują pracę w agencjach towarzyskich, aby ratować domowe budżety i zapewnić przetrwanie rodzinie. (...) realizowałem na Śląsku dokument "Boże Ciało" i spotkałem jedną z takich kobiet. Miała na imię Ewa - mówi Adam Sikora. Wytłumaczenie tyle słuszne, ile prawdziwe. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że może chodzić także o pierwszą Ewę, tę, z powodu której ludzkie istnienia padają ofiarą wojen, gwałtów, kataklizmów przyrody, jednym słowem z powodu której trudno nie zgodzić się ze zdaniem, że świat jest zły. Zestawienie znaczeń, czy sięgnięcie do tak oczywistego odniesienia, jest jednak w przypadku filmu Ewa nie tyle banalne, ile nakreśla dynamikę relacji pomiędzy członkami rodziny, przedstawionych niejednoznacznie i bez uproszczeń. Nie ukazanie fragmentu śląskiej rzeczywistości, a zdemaskowanie szerszych mechanizmów społecznych jest w obrazie istotne, bo, jak mówi Ingmar Villqist, ta historia mogła się zdarzyć wszędzie.
ZANIM SIĘ ZACZĘŁO
Umowny raj, przedstawiony w obiektywie Adama Sikory, występującego w podwójnej roli - reżysera i operatora - w pierwszych scenach filmu jest odmalowany barwami zmierzchu, melancholijnie. Idylla biednego, ale prostego życia miałaby opierać się na tradycyjnych wartościach, takich jak rodzina, długoletnie przyjaźnie pielęgnowane podczas spotkań przy wódce i odśpiewywaniu na karaoke zapamiętanych w młodości piosnek. Oczy Andrzeja Mastelarza, odtwórcy roli Erwina, zwrócone na śpiewającą "chodź pomaluj mój świat" żonę Gizę są pełne spokojnego zachwytu. W jednej ze scen widzimy bohaterów na tarasie, dachu domu en face przy zastawionym wieczerzą stole - wydają się piękni, szczęśliwi, zachowujący godność mimo doskwierającej biedy i w takim przedstawieniu wieczni, funkcjonujący poza czasem, ignorujący zmiany, wymagania, które stawia zmieniający się świat.
CZARNO BRUNATNĄ KRESKĄ
Fabuła filmu rozwija się powoli. Giza zmuszona jest walczyć o przetrwanie rodziny, decyduje się wziąć sprawy w swoje ręce, sprostać wymaganiom stawionym przez dzieci (wyjazd z klasą, kostium na szkolne przedstawienie). Pomaga jej koleżanka, kontaktując z kobietą potrzebującą pomocy domowej. Giza zostaje doceniona - dostaje komórkę, dodatkowe pieniądze na drobne wydatki, świat, któremu się przygląda, nęci obietnicą godnego życia, zarobione przez nią pieniądze pomagają uwierzyć w siebie. Giza, początkowo sprzątaczka, później barmanka, decyduje się podjąć pracę jako prostytutka - świat, w który wsiąka nie jest zobrazowany jednoznacznie - to klienci, także bardzo brutalni, pierwszy kochanek okazuje się jednak czuły, ale i wieczory spędzone z koleżankami, droższe ubrania, niezależność finansowa.
Z pewnością jest to rzeczywistość daleka od zamieszkałego przez prostytutki kolorowego, campowego świata Almodovara, w którym bohaterowie szukają wolności, ale to rzeczywistość, która nie jest przedstawiona jedynie realistycznie, nie tylko za pomocą czerni, ale bardziej brunatnych kolorów, umbr i sien. Wiadomo, u nas o świat widziany oczami hiszpańskiego reżysera trudno, ale i nie o to chyba chodzi - "Ewa" wydaje się prowadzić widza tak, aby wymusić ustosunkowanie się do wyboru głównej bohaterki. Często w sposób, który budzi sprzeciw - ale dzięki temu pełniej. Trudno nie odnieść wrażenia, że Giza w domu odbierana jest jak zapracowana yuppie - późne powroty do domu, alkohol, telefon z pracy wywołuje ją z przedstawienia, w którym bierze udział córka. Piętrzą się przed nią kolejne zadania, oczekiwania, którym musi sprostać. Nie poddaje się, nie spuszcza wzroku - i może to właśnie najpiękniejsze w jej postawie. Czy niejednoznaczność przedstawienia jej postaci nie sprawia, że oczekujemy jej upadku, choćby złamania bólem?
Świat Gizy przypomina o swoich prawach - szczególnie pojętej moralności - tej z kamieniem w ręku. Jej strażnikiem, choć wyjątkowo biernym, okazuje się mąż, bo słowa więzną w gardle, jeśli chciałoby się powiedzieć, że jego niema obecność jest wyrazem wyrozumiałości - czerpie w końcu korzyści finansowe z fachu, którego podjęła się Giza. Zmaltretowana nie szuka schronienia w domu - a mąż godzi się, aby przyszła później, już wypoczęta, gotowa, aby zmierzać się z rzeczywistością. W końcu od żony spodziewa się seksu, mimo braku jej zainteresowania, a chciałby zostać potraktowany wyjątkowo. Kreacja Andrzeja Mastelarza zasługuje z resztą na szczególną uwagę - o niepozornej postawie, wycofany, wzbudza litość, jest ludzki w swojej ułomności - przypomina choćby postać odegraną przez Bogusława Lindę z "Kobiety samotnej" Agnieszki Holland, jednak okazuje się człowiekiem złamanym, katem, kiedy jako jedyny może przynieść pocieszenie.
Film pozostawia gorycz - wynikającą nie tylko z przedstawienia ciężkiej sytuacji finansowej zmuszającej kobietę do zarabiania ciałem, wydaje się sięgać głębiej - do mechanizmów społecznych, wykluczających prostytutki ze społeczeństwa. Widzowi nie może poczuć zadowolenia, utożsamić się z główną bohaterką, które może stało się jego udziałem po takim filmie jak "Irina Palm" z Marinne Faithfull w roli Maggie, podejmującej pracę w domu publicznym, aby uzbierać pieniądze na operację chorego wnuka. Tam chciało się wykrzyknąć z radością: wygrała - mimo realiów ekonomicznych, ostracyzmu najbliższego otoczenia. Tu widzimy kobietę przegraną, wykorzystaną, która kroczy ulicą niczym porzucona, oszukana Giulietta Masina - Cabiria Felliniego, ale bez siły, aby się uśmiechnąć.
O TYTULE RAZ JESZCZE
Ewa miałaby więc wymowę ironiczną - nie trzeba przekonywać, że praca prostytutki nie jest spełnieniem marzeń i trudno postawić znak równania pomiędzy nią a lśniącym jabłkiem. Uruchomiony dzięki niemu zostaje kontekst moralny. Giza pozostaje winna wobec oskarżającego społeczeństwa. Jeśli jeszcze pokusić się o wykorzystanie biblijnej analogii - jej wybór gorzkiej, ale jednak niezależności odsłania świat dobra i zła, w którym znikają zasłony. Praca Gizy stała się próbą dla jej relacji z najbliższymi - zadaniem, któremu Erwin nie sprostał. Pytanie, czy prawda o relacjach międzyludzkich jest wartością, czy warto dążyć, aby ją odkryć, jest nie tyle niemożliwe, aby na nie odpowiedzieć, ale przede wszystkim źle postawione - Giza jej nie odkrywa, nie szuka, to ona do niej przychodzi. Stało się, nie ma powrotu.
"Ewa". Scenariusz i reżyseria: Adam Sikora i Ingmar Villqist. Film produkcji polskiej, 2010.
Gabriela Sitek
Tekst ukazał się na stronie internetowej pisma "Res Publica Nowa".