Twórcą pojęcia „nowy antysemityzm” jest francuski filozof Alain Finkielkraut, niegdyś zwolennik ruchów antysystemowych, obecnie „nawrócony” na popieranie USA i Izraela. W swojej książce "W imię Innego. Antysemicka twarz lewicy", wydanej również po polsku, stawia on tezę, że lewica odeszła od poszanowania wartości takich jak tolerancja. Objawem tego miałoby być sprzymierzanie się z islamskimi fanatykami i dawanie usprawiedliwienia, dla coraz częstszych w Europie aktów antysemityzmu. Według Finkielkraut’a klimat do ataków na Żydów stwarza coraz powszechniejsza krytyka polityki Izraela. Uznaje on też większość organizacji muzułmańskich działających w Europie za zakamuflowane przyczółki islamskich fanatyków. Antyrasistowska organizacja francuska MRAP (Ruch przeciwko Rasizmowi i na rzecz Przyjaźni między Narodami) uznała ostatnio, że filozof nawołuje wręcz do nienawiści wobec muzułmanów i powiela myślowe stereotypy skrajnie prawicowego Frontu Narodowego Le Pena. Finkielkraut bez ogródek przyrównywał również antyrasizm do stalinowskich nagonek propagandowych.
Podobne zdanie prezentuje znana włoska publicystka Oriana Fallaci. W swoich teoriach posuwa się ona do argumentów jawnie rasistowskich, gdyż szerzy tezę o niższości kulturowej oraz cywilizacyjnej muzułmanów. Twierdzi także, że chcą oni opanować Europę, a radykalna lewica, czy w ogóle ruchy alterglobalizacyjne, są ich sprzymierzeńcami. Fallaci wsławiła się w roku 2002 wezwaniem mieszkańców Florencji do bojkotu uczestników Europejskiego Forum Społecznego, mającego odbyć się w tym mieście. Przyrównała wówczas alterglobalistów, mających wziąć udział w spotkaniu, do faszystowskich Czarnych Koszul Mussoliniego. Jej apel został jednak zignorowany. Pomimo to Fallaci nie zmieniła poglądów. Po ataku USA na Irak publikowała artykuły usprawiedliwiające tę agresję, porównując ruchy antywojenne do islamskich fanatyków oraz zwolenników Saddama Husajna.
Sprzeciw radykalnej lewicy wobec okupacji Iraku stał się przyczynkiem do kolejnych oskarżeń o antysemityzm. Zwolennicy teorii nowego antysemityzmu przyjmują oficjalną propagandę administracji G.W. Busha. Według nich „wojna z terroryzmem” nie jest wcale konfliktem o podłożu ekonomicznym czy walką o dominację nad strategicznymi rejonami świata, ale starciem mającym na celu demokratyzację Bliskiego Wschodu. Podkreślają, że Bush, atakując Irak, walczy także o bezpieczeństwo Izraela. Według ich czarno–białego schematu każdy, kto sprzeciwia się tym działaniom jest jednocześnie sojusznikiem terrorystów, a przez to również antysemitą. Nie chce również dobra Irakijczyków, ponieważ po pewnym okresie wyrzeczeń i przejściowych kłopotach w kraju tym zapanuje pełna swoboda.
Prezentując swoją tezę, Finikelkraut opiera się na spostrzeżeniu, jakoby konflikt izraelsko–palestyński był w Europie przedstawiany nieobiektywnie. Mierzi go fakt, że lewica utożsamia się z Palestyńczykami i mówi o izraelskiej „okupacji” czy „kolonizacji”. Według niego nie służy to rozwiązaniu konfliktu. Jednocześnie jego podejście do sprawy Izraela wydaje się niespójne. Z jednej strony domaga się pokojowego rozwiązania sporu, z drugiej jednak uważa, że ci, którzy nie popierają polityki prawicowego rządu Izraela, takiej jak budowa „muru antyterrorystycznego” na granicy z Palstyną, są od razu „antysemitami”. Według niego sprzeciw wobec nacjonalistycznej ideologii syjonistycznej jest równoznaczny z negowaniem istnienia pastwa Izrael.
Te argumenty przejmuje również część polskich publicystów. Dawid Warszawski w Gazecie Wyborczej z 29 stycznia 2005 stwierdza bez ogródek, że „lewica zdradziła Żydów”. Według niego lewicowy antysemityzm, jest groźniejszy od prawicowego, bo „delegitymizuje państwo żydowskie i samych Żydów”. Warszawski spisek wietrzy nawet w Komisji Praw Człowieka ONZ, która „równo jedną czwartą swych rezolucji potępiających poświęciła właśnie Izraelowi w świecie, w którym są chińskie i koreańskie obozy, jest Libia i Iran, niewolnictwo w Mauretanii i Arabii Saudyjskiej, ludobójstwo w Ruandzie i Sudanie”. Umyka mu jednocześnie fakt, że łamanie praw człowieka przez izraelską armię oraz służby bezpieczeństwa nie jest wcale wymysłem ani manipulacją. Nie zauważa, że działaniom Szarona sprzeciwia się również część społeczeństwa izraelskiego. Milczeniem pomija na przykład istnienie organizacji zrzeszających żołnierzy odmawiających służby na terenach okupowanych, czy organizacji takich jak Międzynarodowy Ruch Solidarności, zrzeszający przeciwników okupacji Palestyny z całego świata, w tym również z Izraela. Przytoczenie tego faktu obaliłoby przecież jego tezę, że w oczach lewicy Izrael jest „immanentnie zły”. Sam Warszawski, podobnie jak inni zwolennicy teorii ”nowego
PC> antysemityzmu”, nie zauważa natomiast nic złego w sojuszu środowisk żydowskich z amerykańskimi neokonserwatystami oraz popieraniu ich agresywnej polityki międzynarodowej. Nie widzi lub nie chce widzieć, że prowadzi ona do łamania praw człowieka na masową skalę i wcale nie przyczynia się do demokratyzacji świata.
Podobne opinie regularnie goszczą także na łamach pisma związanego z mniejszością żydowską w Polsce – „Midrasza”, które jeśli chodzi o kwestię „wojny z terroryzmem” stało się wręcz tubą propagandową prawicy.
Manipulacją jest również przytaczanie jedynie krytycznych opinii radykalnej lewicy na temat Izraela. Nie ma natomiast - ani w ruchu alterglobalizacyjnym, ani pośród lewicy - grup, które kwestionowałyby prawo tego państwa do istnienia. Co więcej, wielu krytyków „wojny z terroryzmem” i teoretyków alterglobalizmu, takich jak amerykański profesor Noam Chomsky, nie kryje swojego żydowskiego pochodzenia. Dążą oni do pokojowego rozwiązania konfliktu, aby wszystkie narody Bliskiego Wschodu mogły żyć w spokoju. Niektórzy zwolennicy „nowego antysemityzmu” przypinają im za to kuriozalną łatkę „Żydów, którzy nie lubią Żydów”. Owo absurdalne określenie pojawiło się między innymi w „Midraszu”. Oburzenie w niektórych kręgach liberalnych wywołuje również fakt, że na alterglobalistycznych forach społecznych odbywają się konferencje dotyczące walki Irakijczyków i Palestyńczyków. Tymczasem ich uczestnicy są jak najdalsi od gloryfikowania terroryzmu. Solidaryzują się z uciskanymi narodami i domagają się, aby „wojna z terroryzmem” nie była przykrywką dla łamania praw człowieka. Mówienie o odejściu radykalnej lewicy od idei jest więc jedynie wyrazem złej woli komentatorów. Nadal wypowiada się ona przeciwko antysemityzmowi. W ostatnich latach protestuje jednak również przeciw zjawisku islamofobii, która jest nawet groźniejsza, bo w pewnych środowiskach staje się modna.
Wydaje się więc, że twórcom teorii „nowego antysemityzmu” nie chodzi o wnikliwą analizę zjawiska, a o zdyskredytowanie ruchów protestu. Pod pozorem troski o tradycyjne idee lewicy chcą oni odebrać argumenty krytykom administracji G.W. Busha czy władz Izraela. Wpisują się tym samym w nurt propagandy „wojny z terroryzmem”. Są jednak o wiele bardziej przebiegli od prawicowych komentatorów, choćby przez to, że sami uważają się za postępowców. Część z nich ma nawet za sobą doświadczenia lewicowej działalności społecznej. Uważają, że daje im to prawo, aby wyznaczać standardy, według których powinny działać organizacje lewicowe.
W niektórych przypadkach taka propaganda doprowadziła do rozłamów wśród radykałów. Niemiecka Akcja Antyfaszystowska rozpadła się na dwie frakcje. Oddzieliła się od niej tak zwana Antideutsche Antifa (Antyniemiecka Akcja Antyfaszystowska). Przedstawiciele tego nurtu sprzeciwili się „nowemu antysemityzmowi”. W wyniku tego powstała grupa łącząca sprzeczne hasła oraz tworząca dziwaczną ideologię. Akceptuje ona politykę USA i Izraela. G.W. Busha uznaje za „człowieka pokoju”, a broń sprzedawana przez Stany Zjednoczone Szaronowi jest według jej działaczy przeznaczona do „obrony pokoju”. Na swoich stronach internetowych zamieszcza odnośniki do najbardziej rasistowskich i prawicowych gazet z Izraela tylko dlatego, że wspierają one „wojnę z terroryzmem”. Nie przeszkadza to Antideutsche Antifa uznawać się za ruch antykapitalistyczny i alterglobalistyczny. Jej członkowie uważają się wręcz za komunistów, niekiedy nawet w wydaniu maoistowskim. Antideutsche „wsławili” się kilkukrotnie prowokacjami wymierzonymi w główny nurt Akcji Antyfaszystowskiej, popierający prawo Irakijczyków i Palestyńczyków do samostanowienia. Organizowali na przykład kontrmanifestacje podczas demonstracji ruchu antywojennego, niosąc czerwone szturmówki obok flag USA i Izraela. Próbowali również kilkakrotnie rozbić spotkania ruchów antywojennych. W części niemieckich środowisk lewicowych zapanował też dziwny rodzaj politycznej poprawności, polegający na zakazie krytyki władz Izraela. Redakcja niemieckich Indymediów (Niezależnego serwisu internetowego związanego z ruchem alterglobalistycznym) usuwała na przykład wiadomości opatrzone ilustracjami, znanego z antywojennych poglądów brazylijskiego rysownika, Carlosa Latuff’a. Uznano je za antysemickie. Podobną politykę przyjęły też IMC Austria. Co ciekawe, te same rysunki są często publikowane przez izraelską sekcję Indymediów, bardzo zdecydowanie zwalczającą politykę rządu.
Działania przeciwników „nowego anysemityzmu” nie doprowadziły jednak do rozbicia ruchów alterglobalizacyjnych i antywojennych. Tendencje do wybielania przez całe organizacje działań Izraela oraz USA pojawiły się niemal wyłącznie wśród niemieckiej oraz austriackiej lewicy, a i w tych krajach mają bardzo ograniczony zasięg. Misję „poprawiaczy” ruchów lewicowych można więc uznać za nieudaną. Teza o „nowym antysemityzmie” nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Wszelkie ruchy antywojenne oraz lewicowe powinny ją zdecydowanie odrzucić. Jej pojawienie się oznacza że establishment nadal szuka możliwości przeprowadzenia skutecznej kampanii zdyskredytowania swoich przeciwników. Gdy brak argumentów, zwykle sięga się po stwierdzenia w stylu „... a wy jesteście antysemitami”.
Piotr Ciszewski
Artykuł ukazał się w "Impulsie" - dodatku do dziennika "Trybuna".