Bihr, Pfefferkorn: Neoliberalna równość szans

[2006-04-07 00:32:18]

Coraz częściej spotykamy się z zastępowaniem słowa „równość” powstałym z inspiracji liberalnej wyrażeniem „równość szans”. A przecież tam, gdzie jest równość, nie potrzeba szans, a tam, gdzie potrzeba szans, nie ma równości; jest hazard: wielka wygrana albo nagroda pocieszenia. Czy słowo „szansa” nie przenosi nas do świata loterii, świata zakładów? Takiego, w którym paru wygrywa, a reszta przegrywa?

Po rewolucji 1789 roku hasło „Wolność – Równość – Braterstwo” wisiało na frontonach szkół francuskich. W latach 80. i 90. pod przykrywką krytyki egalitaryzmu drugi z terminów tej republikańskiej triady stał się celem zmasowanej ofensywy. Podczas gdy nierówności społeczne trwały sobie w najlepsze, wraz z „yuppies” na scenę wkraczała „nowa biedota”; kiedy opóźniało się realne równouprawnienie kobiet, idea droga Janowi Jakubowi Rousseau stawała pod znakiem zapytania.

We Francji Alain Minc wspierany przez liczne media usiłował do spółki z innymi wyrugować „starą, tradycyjną ideę egalitarną”. W jednym ze swoich urzędowych raportów dobrał się nawet do skóry tym, którym należy się ustawowa płaca minimalna, gdyż rzekomo w latach 1974-1994 ich dochody wzrosły nadmiernie. Tymczasem stopa życiowa tej grupy podniosła się znacznie mniej (o 40%) niż przeciętna stopa życiowa pracowników najemnych (60%), nie mówiąc już o wzroście dochodów posiadaczy kapitałów. Ofensywie towarzyszyło stawianie na piedestale „tych, co wygrywają”.

Trzy kierunki ataku

Nierówności społecznych bronią rozmaite nurty ideologiczne, każdy z nich dołożył własną cegiełkę. W tym wspólnym dziele można wyróżnić trzy główne wątki.

Po pierwsze, równość jest rzekomo synonimem jednorodności. Nierówności broni się więc w imię prawa do odmienności. Posunięcie to jest możliwe tylko za cenę podwójnego pomylenia pojęć – równości z identycznością i nierówności z odmiennością.

Po drugie, równość jest rzekomo synonimem nieefektywności. Zapewniając każdemu równe warunki życia w społeczeństwie, demotywuje się jednostki i niszczy podstawy rywalizacji oraz konkurencji. Równość jest więc szkodliwa zarówno dla jednostek, jak i dla zbiorowości. W ostatecznym rachunku nierówności są korzystne dla wszystkich – dla „tych, co przegrywają” i „tych, co wygrywają”. Takie stanowisko zajmują np. Friedrich Hayek i jego epigoni. Podobnie Teoria sprawiedliwości Johna Rawlsa pozwala usprawiedliwić każdą nierówność, jeśli ta ma poprawić położenie najbardziej upośledzonych.

Po trzecie, dyskurs antyegalitarny sięga po najważniejszy argument: równość to synonim przymusu, ucieczki od wolności, a zwłaszcza zamachu na „swobodne działanie rynku”. Niechybnie toruje więc drogę najgorszemu piekłu totalitaryzmu.

W rzeczywistości taka argumentacja jest wyjątkowo krucha. Wbrew temu, co twierdzą krytycy równości, nie jest ona równoznaczna z identycznością (czy jednorodnością).

Cena nierówności

Co więcej, efektywność kapitalistyczna ma swoją – i to coraz wyższą – cenę. Nierówności, które stwarza rynek, powodują bowiem niewiarygodne marnotrawstwo bogactw naturalnych i społecznych. Czy ktoś mierzy, ile bogactwa społecznego trwoni się na skutek masowego bezrobocia i masowego zatrudnienia na niepewnych warunkach? Czy efektywność ekonomiczna społeczeństwa nie byłaby wyższa, gdyby wykorzystano siłę roboczą milionów osób skazanych na bezrobocie i niepełne zatrudnienie?

Wreszcie nierówność to ucisk. Na czym polega wolność kogoś, kto od dawna jest bezrobotny, znajduje tylko zatrudnienie w niepełnym wymiarze czasu pracy, ma prawo zaledwie do płacy minimalnej, nie ma dachu nad głową lub żyje krócej na skutek wyczerpania w pracy?

Jedyna wolność, jaką gwarantuje nierówność, polega na tym, że mniejszość rości sobie prawo do przywilejów materialnych, instytucjonalnych lub symbolicznych kosztem większości.

Lata po pierwszej kampanii prezydenckiej Jacques’a Chiraca, kiedy skupiano się na konieczności redukcji „pęknięcia społecznego”, dzięki ruchowi społecznemu z listopada-grudnia 1995 roku oraz związanej z nim zmianie klimatu ideologicznego, ataki na równość stały się dziś we Francji mniej ordynarne. Idą okrężną drogą, co polega na systematycznym dodawaniu do słowa równość pewnego określenia, które zniekształca lub zmienia jego znaczenie.

Dąży się mianowicie do zastąpienia słowa równość wyrażeniem „równość szans” powstałym z liberalnej inspiracji. Co prawda używano go już w latach 60., ale w obrębie debat związanych z socjologią wychowania. Zadawano sobie wówczas pytanie, czy szkolnictwo przyczynia się do wyrównania szans dostępu do kariery, która byłaby zgodna z talentem i powołaniem, czy raczej do utrzymania i pogłębienia nierówności. Socjologowie żywo spierali się o mechanizmy generujące nierówności i o ich interpretacje teoretyczne, ale na ogół byli zgodni co do faktów: co do tego, że szkoła globalnie nie redukuje nierówności szans dostępu do takiego czy innego losu, bo reprodukcja społeczna w ogromnym stopniu bierze górę nad ruchliwością społeczną.

Od petainizmu do neoliberalizmu

„Równość szans” nie jest równoznaczna ani z równością rezultatów, ani z równością kondycji, ale dla wielu ludzi oznacza po prostu w domyśle równość bez żadnego określenia. Systematyczne posługiwanie się tym wyrażeniem przez działaczy politycznych, zresztą bez względu na barwę, czy przez prasę – także lewicową, a nawet sytuującą się na lewym skrzydle lewicy – okazało się praktyką zdradliwą i przyniosło opłakane skutki.

Wyjściowa „równość szans” pozwala bowiem usprawiedliwić nierówność rezultatów. W szkole, mówienie o „równości szans”, które jest zwykłą mistyfikacją lub powielaniem mitów, pozwala w ostatecznym rachunku usprawiedliwiać całkiem realne nierówności. Na taki krok decyduje się bez wahania brytyjski premier Tony Blair, głosząc, że sami ubodzy są winni swojej sytuacji, a co za tym idzie własnego nieszczęścia, czy niemiecki kanclerz Gerhard Schröder, który oświadczył: „Nie uważam już, aby pożądane było społeczeństwo bez nierówności... Gdy socjaldemokraci mówią o równości, powinni mieć na myśli równość szans, a nie rezultatów”.

Tego rodzaju poślizg pozwala na prawdziwą defraudację semantyczną. Nienowy to jednak proceder. Już marszałek Philip Petain po napiętnowaniu „słabości i ułomności ancien regime’u” – chodziło o republikę – w orędziu do narodu francuskiego z 11 października 1940 roku polecił zastąpić zainspirowane przez Rousseau zasady egalitarne ideą równości szans. „Nowy ustrój będzie hierarchią społeczną. Nie będzie się już opierał na fałszywej idei naturalnej równości ludzi, lecz na nieodzownej idei równości ‘szans’ danych wszystkim Francuzom, szans udowodnienia przydatności do służby... Tak odrodzą się prawdziwe elity, które miniony ustrój niszczył przez długie lata i które stanowić będą nieodzowne ramy przyrostu dobrobytu i godności wszystkich.” Petainowi chodziło wówczas o odnowę elit i zerwanie z pewnymi aspektami III Republiki, ale przy zachowaniu republikańskich rozróżnień i scjentyzmu.

Dziś wyrażenie „równość szans” znajduje oparcie w bardziej banalnej, neoliberalnej koncepcji antyegalitarnej lub jej tzw. wariancie socjalliberalnym. Nie zmienia to faktu, że podobnie rozwadnia i wypacza ideę równości pojmowanej jako rzeczywistość i jako horyzont.

Tam bowiem, gdzie jest równość, nie potrzeba szans, a tam, gdzie potrzeba szans, nie ma równości; jest hazard: wielka wygrana albo nagroda pocieszenia... Czy słowo szansa nie przenosi nas do świata loterii, świata zakładów? Takiego, w którym paru wygrywa, a reszta przegrywa?

Alain Bihr
Roland Pfefferkorn
tłumaczenie: Zbigniew M. Kowalewski


Artykuł pochodzi z pierwszego numeru polskiej edycji miesięcznika "Le Monde Diplomatique".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
76 LAT KATASTROFY - ZATRZYMAĆ LUDOBÓJSTWO W STREFIE GAZY!
Warszawa, plac Zamkowy
12 maja (niedziela), godz. 13.00
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


21 września:

1909 - Urodził się Kwame Nkrumah, polityk ghański, działacz ruchu panafrykańskiego w Europie i USA. Jeden z inicjatorów utworzenia OJA. 1957-60 premier, 1960-66 prezydent Ghany. Realizował koncepcję tzw. socjalizmu afrykańskiego. Obalony przez wojskowych.

1928 - Czterodniowy strajk 10 tysięcy włókniarzy łódzkich przeciwko nowemu regulaminowi pracy; zakończony zwycięstwem.

1976 - USA: Orlando Letelier, minister w rządzie Salvadora Allende, został zabity w Waszyngtonie przez bombę podłożoną przez tajnych agentów Pinocheta.

1997 - W wyborach parlamentarnych w Polsce zwyciężyła AWS - 33,8% (201 mandatów), przed SLD - 27,1% (164), UW - 13,4% (60), PSL - 7,3% (27) i ROP - 5,6% (6). UP, zdobywając 4,74 %, nie weszła do sejmu.

2009 - Obalony i wypędzony z Hondurasu były prezydent Manuel Zelaya potajemnie wrócił do stolicy kraju Tegucigalpy, gdzie schronił się w ambasadzie Brazylii.


?
Lewica.pl na Facebooku