Michalik: Encyklopedia globalizacji
[2005-03-17 01:02:35]
Taki zamiar wydaje się całkowicie uzasadniony, jeśli weźmiemy pod uwagę kondycję naszej rodzimej refleksji nad zjawiskiem globalizacji. W Polsce zjawisko to nie doczekało się należytego opracowania. Co więcej, zazwyczaj w ogóle nie jest problematyzowane. Polscy intelektualiści wydają się bardziej zajęci tropieniem przeżytków rzekomego komunizmu w życiu społecznym, aniżeli analizowaniem światowego systemu gospodarczego i jego nadwiślańskich efektów. Kiedy jednak podejmuje się problematykę globalizacji, robi się to w sposób, nazwijmy to dyplomatycznie, nieprzemyślany. W oczach takich herosów polskiej publicystyki jak Gadomski, Winiecki, Legutko czy Wildstein wszelkie wątpliwości dotyczące współczesnej światowej ekonomii nie mają racji bytu. Wedle nich światowy kapitalizm to prawdziwy róg obfitości, z którego mogą czerpać wszyscy mieszkańcy naszej planety, jeśli tylko wykażą się dostateczną inicjatywą i nie będzie im w tym przeszkadzać wszędobylskie państwo. Co do tak rozumianej globalizacji nikt nie powinien zgłaszać żadnych wątpliwości. Dlatego alterglobaliści muszą wydawać się polskim intelektualistom bandą rozwydrzonych nastolatków, demolujących miasta, którzy na dodatek popadają w sprzeczność sami z sobą, korzystając z takich dobrodziejstw globalizacji jak internet. Jak widać dominujący nurt w rodzimej globalistyce nie wyraża nic więcej, aniżeli tylko slogany „neoliberalnej teologii”, jak ujmuje ten typ dyskursu Chołaj. Oczywiście poglądy rozpowszechniane przez przedsiębiorstwo intelektualne „Gadomski i s-ka” nie są niczym oryginalnym. Stanowią one odzwierciedlenie dyskursu afirmatywnego wobec globalizacji, który dominuje przede wszystkim w krajach anglosaskich. Do jego reprezentantów zaliczyć można publicystów The Economist, Financial Times, a także takich myślicieli jak T. Friedman czy F. Fukuyama. Zgodnym chórem podkreślają oni, że dla globalizacji prowadzonej zgodnie z liberalnym kursem nie ma alternatywy. Stanowi ona samorodny, spontaniczny, obiektywny, a przeto nieunikniony proces, który, dzięki znoszeniu barier handlowych i regulacji, prywatyzacji, jak też redukcji wydatków socjalnych, prowadzi do stałego wzrostu wydajności, konkurencyjności, innowacyjności, a przede wszystkim tworzy impuls dla długofalowego wzrostu gospodarczego. Jednakże nawet w świecie anglosaskim zaprezentowany wyżej punkt widzenia nie uchodzi dziś za oczywistość i staje się obiektem rzeczowej krytyki. Potężnym walorem książki Chołaja jest właśnie to, że eksponowane są w niej poglądy środowisk krytycznych wobec obecnego kształtu globalizacji. Stanowisko krytyczne wobec zasad współczesnego światowego systemu gospodarczego łączy zarówno byłych zwolenników neokonserwatywnej rewolucji, takich jak Gray i Luttwak, lewicujących reformatorów pokroju Stiglitza, publicystów o orientacji socjaldemokratycznej – Schumanna i Martina czy też lewicowych radykałów na czele z Bourdieu i Chomskim. Co więcej, autor Ekonomii politycznej globalizacji przychylnie odnosi się do ruchu alterglobalistycznego. Rzetelnie rekonstruuje narodziny i historię tego ruchu oraz argumenty formułowane przez jego uczestników. Podkreśla on, iż jego punkt widzenia uwzględnia podstawowe wątpliwości alterglobalistów. „Czy możliwy jest inny świat niż ten, który tworzą potężne korporacje transnarodowe? Oto jest pytanie fundamentalne” – zaznacza we wstępie Chołaj. Obóz krytyków globalizacji nie stanowi oczywiście jednolitej formacji. Postarajmy się jednak za Chołajem zaprezentować podstawowe opinie, które przeważają w kręgu kontestatorów światowego status quo. Przede wszystkim zwracają oni uwagę, że nieregulowana i niekontrolowana cyrkulacja kapitału finansowego jest odpowiedzialna za serię kryzysów ekonomicznych, jakie miały miejsce w ostatnim dziesięcioleciu w Azji, Meksyku czy Argentynie. Są one wymownym potwierdzeniem szkodliwości procesów deregulacji. Istnieją również podstawy, aby przypuszczać, że globalizacja rozwijająca się zgodnie z neoliberalnym kursem nie przyczynia się do przyspieszenia wzrostu gospodarczego na świecie. Co więcej, w wielu przypadkach doprowadziła do jego zahamowania, co miało na przykład miejsce w krajach latynoamerykańskich w latach 90-tych, w czasie tzw. „straconej dekady”. Powszechnie wiadomo, że w latach 1945-1980 nie tylko w bloku zachodnim, ale praktycznym na całym świecie, osiągnięto bezprecedensowy rozwój ekonomiczny, w oparciu o politykę zakładającą dominującą rolę państwa, planowania gospodarczego i regulacji. W tamtym czasie działania rządów rzeczywiście odzwierciedlały potrzeby większości obywateli. Miały zatem charakter demokratyczny. W epoce neoliberalnej globalizacji demokratyczna reprezentacja zaczyna kurczyć się do nieznacznych rozmiarów. Zgodnie z hasłem: „cała władza w ręce rynku”, swoboda w zakresie polityki gospodarczej prowadzonej przez poszczególne państwa staje się zwykłym przeżytkiem. Trudno zatem mieć pretensje do takich polityków jak Lula da Silva, który pragnąc reprezentować interesy biednych i wykluczonych, musi działać na warunkach dyktowanych przez światową ekonomię. Międzynarodowe powiązania i układy gospodarcze sprawiają bowiem, że globalne otoczenie wymusza neoliberalną politykę. Dodatkowo trzeba uwzględnić bezwzględne naciski, jakie na państwa narodowe, szczególnie te z krajów rozwijających się, wywierają Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy. Te instytucje, opanowane przez neoliberalnych ortodoksów, sprawują swoisty dyktat wobec państw, grożąc cofnięciem pomocy ekonomicznej w wypadku jakiegokolwiek odstępstwa od narzuconego rygoru dyscypliny finansowej. Z rygoru tego korzystają jednak nie tyle obywatele, co wielkie transnarodowe koncerny. Domagają się one od rządów korzystnych dla siebie decyzji (ulgi, obniżki podatków, wsparcie publiczne), grożąc w wypadku odmowy wycofaniem inwestycji. Trudno zatem twierdzić, że wybrane w powszechnych wyborach władze są w stanie prowadzić politykę opartą na demokratycznej legitymacji. Globalizacja wymuszona przez neoliberalne recepty nie okazała się również remedium na światowe rozwarstwienie bogactwa, a na dodatek przyczyniła się ona do jego pogłębienia. Jak podaje Chołaj, w czasie dwóch ostatnich dziesięcioleci XX wieku najbogatsze 20% ludzkości zwiększyło swój udział w produkcie globalnym z 60 do 80%. W latach dziewięćdziesiątych spadły dochody społeczeństw aż 40 krajów świata, w tym szczególnie najbiedniejszych państw afrykańskich i krajów byłego bloku wschodniego. Ze wzrostem ubóstwa w krajach Trzeciego Świata koreluje również stały, wysoki poziom bezrobocia w państwach najbardziej rozwiniętych. Naciski na liberalizację, deregulację i prywatyzację, połączone z zachętą do znoszenia barier w światowym obrocie gospodarczym miały właśnie stać się lekiem na załamanie gospodarcze z końca lat siedemdziesiątych, którego jednym z efektów był znaczny wzrost bezrobocia. Neoliberalne zalecenia okazały się jednak przeciwskuteczne. Wiele wskazuje na to, że globalizacja, prowadząc do brutalnego zaostrzenia światowej konkurencji, skutkuje właśnie wzrostem bezrobocia. Albowiem firmy i koncerny, dążąc do zmniejszenia kosztów i większej konkurencyjności, decydują się na fuzje czy przejęcia, prowadzące do masowej redukcji zatrudnienia. Ta sama logika jest również odpowiedzialna za pogorszenie warunków pracy, obniżki płac i ograniczenie praw pracowniczych w krajach Pierwszego Świata. Przykładowo w niemieckim Siemensie na skutek groźby likwidacji części miejsc pracy w Niemczech i przeniesienia produkcji do Czech związkowcy zgodzili się na wydłużenie czasu pracy z 35h do 40h za tę samą płacę. Podobnie stało się w koncernie Daimler Chrysler. Jak widać zniesienie granic ekonomicznych pomiędzy państwami daje zarządom wielkich firm możliwość szantażowania własnych pracowników, dyktowania im niekorzystnych warunków zatrudnienia i generalnie osłabiania pozycji politycznej świata pracy. Tym niepokojącym trendom towarzyszy wzrost nierówności dochodowych w obrębie społeczeństw zachodnich. Nigdzie nie widać tego lepiej niż w epicentrum procesów globalizacji, czyli w USA. W kraju wuja Sama od lat siedemdziesiątych XX wieku konta najbogatszych wciąż rosną, podczas gdy realne wynagrodzenia nie tylko pracowników niewykwalifikowanych, ale również większości obywateli z klasy średniej maleją. Chołaj nie ogranicza się tylko do przedstawienia opinii krytycznych wobec globalizacji, które zrodziły się w obrębie świata euroatlantyckiego. Próbując przezwyciężyć ograniczenia europocentryzmu, prezentuje stanowisko intelektualistów pochodzących z krajów arabskich i azjatyckich. Wśród nich wyróżniają się opinie Mahadthira bin Mohamada, wieloletniego premiera Malezji, oraz Samira Amina, dyrektora afrykańskiego ośrodka Forum Trzeciego Świata w Dakarze. Ten pierwszy wsławił się tym, że w czasie kryzysu azjatyckiego w latach 1997-1998 zrezygnował z recept podyktowanych mu przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i zastosował instrumenty szeroko rozumianego interwencjonizmu państwowego, odnosząc znaczny sukces. Mahadthir bin Mohamad podkreśla specyfikę gospodarek azjatyckich i odrębność całego regionu. Zaznacza dobitnie, że dla krajów o młodej niepodległości neoliberalna globalizacja oznacza ponowne popadnięcie w zależność od instytucji ekonomicznych, kontrolowanych przez potęgi postkolonialne. W podobnym duchu wypowiada się Samir Amin. Oskarża on państwa Triady (USA, Japonia, Europa Zachodnia) o kontynuację polityki imperialnej za pośrednictwem metod i instrumentów gospodarczych, które służąc krajom rozwiniętym, ograniczają możliwości rozwoju Trzeciego Świata. Obydwaj myśliciele podkreślają zatem, że neoliberalny model, forsowany przez zachodnie państwa i organizacje finansowe, przyczynia się do dalszej marginalizacji biednych regionów naszej planety. Autor Ekonomii politycznej globalizacji nie poprzestaje na rekonstrukcji panoramy współczesnej myśli globalistycznej. Próbuje również wypracować własny obraz globalizacji, który, co warto podkreślić, jest wyjątkowo stonowany i umiarkowany. Chołaj wskazuje na techniczną bazę procesów modernizacji, pokazując, że mają one swoją przyczynę w rewolucji informatycznej i wyłanianiu się gospodarki opartej na wiedzy. Podkreśla, że współczesna technologia powoduje kompresję czasu społecznego i przestrzeni, dzięki czemu wzrasta niepomiernie mobilność kapitału i czynników produkcji. W dalszej kolejności kładzie nacisk na czynniki ekonomiczne: deregulację, liberalizację, prywatyzację, finansjeryzację i transnacjonalizację gospodarki światowej, która staje się domeną spekulacji finansowych i areną działalności wielkich międzynarodowych koncernów. W wyniku tych procesów państwa narodowe tracą władzę i niegdysiejszą suwerenność, spadając do roli jednego z wielu uczestników światowej ekonomii. Spadkowi znaczenia państwa towarzyszy też wzrost roli wielkich miast, które stają się prawdziwymi, globalnymi metropoliami, skupiającymi sieci bankowe, administracyjne, edukacyjne, technologiczne czy informacyjne. Globalne procesy ekonomiczne odciskają również swoje piętno na ekologii naszej planety, modyfikując zjawiska atmosferyczne czy przyrodnicze w skali światowej. Wszystkie powyższe czynniki, zdaniem Chołaja, świadczą o tym, że na naszych oczach powstaje światowy system gospodarczy, który stanowi rzeczywistość sui generis, scaloną przez międzynarodowe współzależności i stanowiącą coś więcej aniżeli tylko prostą sumę narodowych organizmów gospodarczych. Autor Ekonomii politycznej globalizacji stara się przedstawić obraz światowej ekonomii z pozycji bezstronnego obserwatora. Z tej perspektywy globalizacja jawi się jako nieuchronne, logiczne następstwo wzrastającego od wieków „umiędzynarodawiania” życia gospodarczego, które współcześnie za sprawą rewolucji informacyjno-technologicznej osiąga nową, globalną jakość. Jak podkreśla Chołaj globalizacja „nie jest żadnym projektem”, lecz „procesem nieplanowym”, „bez wyznaczonego kierunku”. Jednak takie bezstronne, obiektywizujące ujęcie w dużym stopniu przesłania strukturę badanego przedmiotu. Przede wszystkim marginalizuje ono polityczny wymiar globalizacji. Nie sposób bowiem zrozumieć fenomenu gospodarki światowej, abstrahując od polityki międzynarodowej czy stosunków władzy w skali globalnej. Globalizacja nie wisi w próżni, ale rozgrywa się w ramach układu sił, w którym kraje rozwinięte, w tym przede wszystkim Stany Zjednoczone odgrywają rolę dominującą. Nie jest ona zapewne realizacją jakiegoś spiskowego planu, ale stanowi bez wątpienia proces sterowany przez ekonomiczne ośrodki władzy. Szczególnie jest to widoczne w przypadku polityki USA, które, domagając się od innych państw otwarcia i deregulacji rynków, same wprowadzają cła na stal oraz chronią swoje rolnictwo za pomocą wysokich subwencji rolnych. Możemy zatem zarzucić autorowi Ekonomii politycznej globalizacji, że popełnia w swoich analizach błąd obiektywizacji, gdyż w zbyt dużym stopniu traktuje współczesną, światową gospodarkę jako rzeczywistość obdarzoną życiem niezależnym od polityki. Również w przypadku problematyki roli państwa w dobie globalizacji autor zdaje się lekceważyć znaczenie antagonizmu politycznego wpisanego integralnie w strukturę kapitalistycznej ekonomii. Chołaj słusznie podkreśla, że choć współczesne państwo traci po części kontrolę nad swym otoczeniem gospodarczym, to wcale przez to nie zanika. Zmianie podlegają jedynie jego funkcje. Niegdyś chroniło ono rynki narodowe, dzisiaj wspiera ono konkurencyjność własnej gospodarki w światowej przestrzeni ekonomicznej. Nie da się jednak ukryć, że ta prosta zmiana funkcji odzwierciedla przegrupowanie w układzie sił w relacjach pomiędzy światem pracy a kapitałem. W ramach globalizacji prowadzonej zgodnie z neoliberalnym kursem państwo w znacznie większym stopniu niż jeszcze 20 lat temu staje się zakładnikiem interesów wielkiego biznesu. To przecież za pośrednictwem instrumentów politycznych przeprowadzono deregulację i liberalizację gospodarki, cięcia w wydatkach socjalnych, zmiany w kodeksie pracy i prywatyzację własności publicznej. Dzięki przejęciu kontroli nad państwem wielki kapitał może określać politykę gospodarczą zgodnie z jego interesami, czyli na przykład domagać się obniżki podatków, zwolnień podatkowych, dopłat i subwencji. Dopiero przy spełnieniu tych warunków korporacje decydują się na inwestycje czy też na dalsze pozostanie w określonym kraju. To co eufemicznie nazywa się działaniami rządu na rzecz konkurencyjności oznacza wyłamanie się kapitału spod kontroli politycznej i wzmocnienie jego pozycji. Gdyby przy okazji służyło to dobrobytowi całego społeczeństwa, można by przymknąć na to oko. Niewiele jednak wskazuje na to, aby polityka prowadzona pod dyktando rynków była w stanie doprowadzić do czegoś więcej, aniżeli niedużego wzrostu gospodarczego, który nie ciągnie za sobą znacznego wzrostu zatrudnienia i wynagrodzeń pracowniczych. Zatem państwo w dobie globalizacji nie zanika, natomiast staje się mechanizmem, za pośrednictwem którego następuje transfer władzy z demokratycznych instytucji do wielkiego biznesu. Doskonałym podsumowaniem rozważań zawartych w Ekonomii politycznej globalizacji jest problematyka polskiej transformacji ustrojowej. Oryginalność ujęcia Chołaja polega na tym, że przekształcenia polskiej gospodarki ostatnich 15 lat traktuje on jako część szerszej całości, jaką jest globalizacja. Polska widziana z perspektywy globalnej nadal pozostaje gospodarką peryferyjną wobec światowych centrów. Wysiłki rządów po 1989 roku nie zmieniły tego faktu, a może nawet go pogłębiły. Doświadczenia polskiej transformacji zatem dobrze ilustrują działanie światowych mechanizmów ekonomicznych. Ich wpływ czyni z naszego kraju pole szczególnie podatne na oddziaływanie globalnego obrotu kapitałowego. Tę szczególną zależność rodzimej gospodarki od kapitału spekulacyjnego dobrze określiła Izabela Sierakowska, kiedy zasugerowała, że nawet kichnięcie zwykłego parlamentarzysty jest w stanie wywołać histeryczną reakcję rynków finansowych. Dorobek polskiej transformacji może być zatem potraktowany jako przesłanka do oceny światowych trendów ekonomicznych. Nie wypada on jednak najlepiej. W ciągu ostatnich piętnastu lat nasza gospodarka rozwijała się w średnim tempie 2% PKB rocznie. Trudno uznać, że to dobry wynik. Wypada on tym bardziej blado, jeśli rozpatrywać go w świetle wskaźników społecznych dotyczących biedy. W 2003 roku w Polsce poniżej minimum socjalnego żyło 59% populacji, zaś poniżej minimum egzystencjalnego – 11,7%. Zgodnie z raportami ONZ w latach dziewięćdziesiątych Polska zanotowała największy wzrost ubóstwa w stosunku do rozwoju gospodarczego spośród wszystkich sklasyfikowanych krajów. Przywołane powyżej dane nie upoważniają do entuzjastycznej oceny tak polskiej transformacji, jak i globalizacji w jej obecnym kształcie. Nie oznacza to, iż pod pojęciem światowego systemu ekonomicznego kryje się demoniczna potęga, która wszystko, co dotknie obraca w popiół i pył. Ostatnie dziesięciolecia dwudziestego wieku przejdą do historii jako okres charakteryzujący się ogromnym rozwojem technologicznym, wzrostem efektywności, konkurencyjności i innowacyjności gospodarczej. Jednakże wiele wskazuje na to, iż jest to wzrost, z którego efektów korzysta tylko bogata mniejszość ludzkości, głównie z krajów zachodnich. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?