Obrazy te, mówiąc dyplomatycznie, nie zaliczają się do arcydzieł polskiej kinematografii. Ich krytykę od strony artystycznej zostawmy jednak innym. Nas interesuje przede wszystkim obraz świata stworzonego na użytek tych filmów. Dokładnie, chodzi o architekturę.
Jest to o tyle istotne, że w obydwu filmach możemy poznać rzeczywistość, która istnieje tylko w wyobraźni ich twórców. Na pozór akcja obydwu rozgrywa się we współczesnej Warszawie. Jest to jednak miasto, w którym żadnemu Warszawiakowi nie było dane nigdy żyć. Składa się ono bowiem tylko i wyłącznie z nowoczesnych wieżowców zbudowanych ze szkła i aluminium, z pięknie odrestaurowanych kamienic, czy też urokliwych apartamentowców. Oczywiście, wszystkie te budynki w Warszawie stoją. Problem polega na tym, że sąsiadują one z całą masą innych budowli, które nie są tak fotogeniczne. Bloki z wielkiej płyty, odrapane kamienice, wysokościowce, które czasy swojej świetności przeżywały za Edwarda Gierka – wszystkie one znajdują się dosłownie obok wizytówek stolicy, a jednak zniknęły z filmu Ryszarda Zatorskiego.
Szczególnie zabawna jest scena, w której główny bohater aby utrzymać formę biega po centrum Warszawy. Aż do tej pory nie mogę wyjść z podziwu, jak reżyserowi udało się nakręcić tę scenę w ten sposób, że kamera nie zarejestrowała żadnego budynku mającego więcej niż dziesięć wiosen. Wyglądało to mniej więcej tak: reprezentacyjny wieżowiec – trawnik – reprezentacyjny wieżowiec – twarz bohatera – reprezentacyjny wieżowiec – trawnik. Gdyby komuś chciało się to odkłamać, w miejsce trawnika i twarzy bohatera powinien wstawić budynki z okresu PRL-u.
Akcja „Tylko mnie kochaj” toczy się tylko i wyłącznie w najbardziej reprezentacyjnych miejscach stolicy. Trudno to mówić nawet o skupieniu się na konkretnych dzielnicach, rzecz idzie wręcz o pojedyncze budynki. Powszechną wesołość widzów wzbudza zwłaszcza jeden budynek z filmu, czy raczej pomieszczenie, a mianowicie komisariat policji. Najogólniej rzecz ujmując, mieści się on na parterze supernowoczesnego apartamentowca lub biurowca i swoim wyglądem przywodzi na myśl, powiedzmy, centrum doradztwa finansowego albo punkt obsługi klienta jednej z sieci telefonii komórkowej. Komisariat ten jest tak oderwany od polskich realiów, że można by spokojnie rozpisać konkurs, w którym błyszczący kabriolet BMW głównego bohatera dostałby ten, kto wskazałby ten komisariat istniejący w rzeczywistości.
Troszkę inną strategię pokazywania stolicy wybrali twórcy filmu „Ja wam pokażę!”. Tutaj również mieszkania, czy też biura, gdzie większość czasu spędzają główni bohaterowie, są najbardziej reprezentacyjnymi zdobyczami polskiego kapitalizmu. Nie cała Warszawa jest jednak tak piękna. Nieskazitelność charakteryzuje tylko to, co prywatne. Wszelkie budynki, w których mieszczą się instytucje państwowe, wyglądają mniej więcej tak, jakby od czasów Gierka nie zaznały najmniejszego remontu. Ciasnota, bród, odrapane lamperię – to wszystko składa się na obraz państwowej własności w filmie Denisa Delica. Przekaz jest prosty do odczytania. Wszystko, co stanowi własność prywatną jest czyste, piękne i zadbane. Urzędy państwowe to z kolei antyteza tego obrazu. Ładunek propagandowy tego przekazu jest bardzo silny.
Film ten podobnie jak opisany wcześniej ukazuje Warszawę jako niedościgniony ideał, symbol polskiego snu zbudowanego w czasie 15 lat kapitalizmu. To miasto prawdziwie zachodnie, niczym nieustępujące innym metropoliom. Oczywiście, faktem jest, że Warszawa rozwinęła się w przeciągu ostatnich lat. Faktem jest jednak również to, że nawet w samym centrum budynki charakterystyczne dla nowoczesnych metropolii sąsiadują z blaszanymi budami, odrapanymi pawilonami, czy też budynkami z pewnością kiedyś eleganckimi, ale obecnie jak kania dżdżu potrzebującymi remontu. Rzecz jasna, każdy mieszkaniec Warszawy codziennie może zweryfikować obraz przedstawiony w filmie. Problem polega jednak na tym, że spora część widzów tego filmu w stolicy nigdy nie była i nie będzie. W ich to głowach utrwali się mit Warszawy jako miejsca, w którym wszyscy są szczęśliwi i bogaci, miejsca, w którym ziszcza się polski sen.
To prawda, że pewne kategorie filmów rządzą się swoimi regułami. Rozumiem, że komedie romantyczne nie są kręcone zazwyczaj na praskich Szmulkach. Rozumiem też, że ludzie chcą oglądać serce polskiej stolicy. Należy jednak zwrócić uwagę, że nawet centrum Warszawy nie zostało pokazane w sposób obiektywny. Mówiąc krótko, manipulacja do kwadratu.
Do tego, że w polskim kinie komercyjnym nie ma miejsca dla osób biednych, bezrobotnych, żyjących poniżej minimum socjalnego, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Najnowsze komedie romantyczne przekraczają jednak kolejny rubikon. W nich nawet świat pięknych, młodych i bogatych – stanowiących promil społeczeństwa – jest bardziej wymuskany niż w rzeczywistości. Świat, w którego istnienie mają wierzyć biedni i wykluczeni, żyjąc marzeniem, że kiedyś stanie się on ich udziałem.
"Tylko mnie kochaj", scen. i reż. R. Zatorski, grają: M. Zakościelny, A. Grochowska, A. Dygant
"Ja wam pokażę", reż. D. Delić, scen. C. Harasimowicz, K. Grochola, grają G. Wolszczak, P. Deląg, C. Pazura
Bartosz Machalica