Smosarski: Bestia i brzydcy

[2006-05-23 18:23:57]

Mimo ogłoszenia IV Rzeczpospolitej scena polityczna nie straciła nic ze swojej absurdalności.

W ramach rewolucji moralnej, edukacją publiczną w czterdziestomilionowym kraju zarządzać będzie współtwórca faszyzującej młodzieżówki, na co oficjalna lewica zamierza odpowiedzieć kampanią obrony dorobku kilkunastu lat neoliberalnych przemian. Wart Pac pałaca.

Nie ulega wątpliwości, iż wyborcze zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości oraz późniejsze niepowodzenie negocjacji tej partii z Platformą Obywatelską w kwestii stworzenia wspólnego, stabilnego układu rządowego, przyniosło jednak jeden zdecydowany przełom. Wyraża się on w prawdziwej rewolucji kadrowej, która wypchnęła – zgodnie zresztą z wolą większości aktywnych wyborców – z rządowych gabinetów szereg postaci zadomowionych tam od lat, wprowadzając w ich miejsce osoby albo mniej znane opinii publicznej, albo też popularnych wśród ludu, ale pogardzanych przez elity i większość mediów przywódców partii zwanych „populistycznymi”. W tej ostatniej grupie rolę „pierwszego chama” tzw. warszawka już przed laty wyznaczyła Andrzejowi Lepperowi, nie bacząc na fakt, że ów były dyrektor Państwowego Gospodarstwa Rolnego – a więc od zawsze członek lokalnej elity – szybko zorientował się, jak wykorzystać ów kulturowy atak na siebie dla zdobycia popularności wśród mniej zadętej części społeczeństwa. To jego ukazywano w mediach jako nacjonalistycznego watażkę, bratającego się z rosyjską skrajną prawicą i stanowiącego skrajne zagrożenie dla udziału Polski w procesie integracji europejskiej.

Niejako w cieniu wytrwałego marszu szefa Samoobrony od miejsc chłopskich protestów po władzę pozostawał widoczny wzrost popularności odrodzonej po roku 1989 roku neoendecji, która po okresie nieustannych swarów w latach dziewięćdziesiątych, zdołała się skupić w jednym ciele politycznym i wyjść z kościelnych krucht na poziom oficjalnej polityki. Medialni obrońcy demokracji od siedmiu boleści, nękający dzień w dzień Leppera i małomiasteczkową kadrę jego formacji, stosunkowo szybko zaakceptowali na salonach warszawskiego prawnika z „rodziny z tradycjami”, choć założył on na początku transformacji młodzieżową organizację nacjonalistyczną, nie tylko nazwą nawiązującą do typowo faszystowskiej organizacji z okresu międzywojennego. Giertych nie śmierdział im gnojem, a jego wygłaszane półgębkiem - ale systematycznie - peany na cześć thatcheryzmu brzmiały w uszach liberalnej elity daleko przyjemniej niż klasyczne majaczenia narodowców o potrzebie solidaryzmu społecznego. Nominacja szefa owego stronnictwa na funkcję wicepremiera i ministra edukacji narodowej zaskoczyła więc większość obywateli, choć pozycja Ligi Polskich Rodzin w świecie oficjalnej polityki daleko bardziej usprawiedliwia wejście w rolę języczka u wagi rządowej koterii, niż to było chociażby w poprzedniej kadencji w przypadku skrajnie rachitycznych partyjek w rodzaju Unii Pracy i kanap tworzonych przez Romana Jagielińskiego.

Roman odnowiciel

Mleko się rozlało. Roman Giertych znalazł się w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, głoszącym wszem i wobec odnowę moralną, dla której wprowadzania system edukacyjny, w sposób naturalny, będzie miał kluczowe znaczenie. Co więcej, założyciel Młodzieży Wszechpolskiej w jej powojennym wydaniu nie jest sam w sobie wyjątkiem w składzie dzisiejszej elity politycznej kraju – czynni członkowie tej organizacji zasiadają już w poselskich ławach, a jeden z nich objął tekę ministra gospodarki morskiej. Zarówno przywódca Ligi Polskich Rodzin, jak i jego partyjne zaplecze dowiedli też nieraz swoim zachowaniem – chociażby podczas kampanii na rzecz wspomagania rodzin w związku z narodzinami dziecka – że potrafią uparcie trwać przy własnym zdaniu i łączyć radykalizm przekonań z efektywnością poczynań w politycznych rozgrywkach. A zaobserwowany przez socjologów przepływ wyborców tego stronnictwa pod skrzydła Prawa i Sprawiedliwości, w zasadzie wymusza na jego czołowych politykach podjęcie zdecydowanych działań dla pokazania różnic – także w podejściu do pryncypiów – opinii publicznej... Z tych przyczyn, można spodziewać się dość szybkiego przełożenia nominacji Romana Giertycha na treść programów edukacyjnych. Grozi nam, że normą w wychowaniu i edukacji stanie się nachalny „patriotyzm” (tak narodowcy reklamują własny przekaz poza obrębem swojego ruchu), konserwatyzm obyczajowy i dalsza klerykalizacja części przestrzeni publicznej, jaką stanowi oświata publiczna. Pomijając wartość intelektualną, jaką ma nacjonalistyczne pustosłowie w Europie początku XXI wieku, takie przestawienie sytemu wartości tworzy szereg zagrożeń wypaczaniem treści programowych przedmiotów edukacji takich jak język polski czy historia. Już wkrótce polska młódź może się dowiedzieć, że to narodowcy byli głównym nurtem działań niepodległościowych w okresie II wojny światowej, ruch robotniczy stanowił zawsze forpocztę złowieszczej Moskwy i światowego żydostwa, a Czesław Miłosz i Julian Tuwim powinni odejść w niepamięć jako obca narośl na zdrowym ciele kultury narodowej... A to przecież tylko co bardziej subtelne przykłady rozumowania współczesnych mędrców nacjonalizmu, jakimi raczą nas periodyki związane z tym nurtem politycznym...

Aby sprawę postawić uczciwie, warto zwrócić uwagę, że niebezpieczeństwo zbytniego odchylenia na prawo w dziedzinie edukacji wynika nie tylko z obecności Romana Giertycha w resorcie edukacji. Takie zagrożenie znacząco potęguje także punkt wyjściowy dla jego działań. Krzyże masowo wieszane na ścianach laickich podobno placówek oświatowych, obecność przedstawicieli kleru w murach szkolnych i prowadzenie tam nauki religii, to efekty cichej zgody polityków partii liberalnych czy "oficjalnej" lewicy na zawłaszczanie infrastruktury oświatowej przez jedną opcję światopoglądową. Podobnie – bałagan programowy i brak jakiejkolwiek wizji roli wychowawczej szkoły, co może powodować łatwiejszą akceptację przez rodziców i pedagogów dla giertychowego modelu tresury młodzieży, byle tylko uniknąć chaosu z wyborem podręczników, masowego ćpania dzieciaków czy zakładania nauczycielom koszy od śmieci na głowę.

W obronie dorobku

Trzeba przyznać, że najszybciej i najbardziej konkretnie na objęcie resortu edukacji przez narodowca zareagowała młodzież. Niemal od dnia mianowania Romana Giertycha na to stanowisko, rozpoczęły się w wielu częściach kraju protesty uczniów i studentów, wyrażające się najczęściej w kilkusetosobowych – a więc dużych, jak na polskie realia – manifestacjach i przemarszach. Wbrew temu, co twierdził sam Roman Giertych na jednej z konferencji prasowych, udział młodzieżówek ugrupowań politycznych wrogich Lidze Polskich Rodzin był w nich śladowy, a ich względny sukces należy przypisać nie partyjniactwu czy manipulacji medialnej, a rozgoryczeniu i obawom osób bezpośrednio korzystających z placówek edukacji i to na różnym poziomie.

Te usprawiedliwione sytuacją działania młodych ludzi warto porównać z reakcją środowisk oficjalnej lewicy. Profesjonalni ponoć do bólu młodzi przywódcy Sojuszu Lewicy Demokratycznej po raz kolejny nie byli w stanie sprostać wyzwaniom chwili, podobnie jak starzy wyjadacze z tej partii czy ci z Socjaldemokracji Polskiej. W odpowiedzi na przesunięcie układu rządzącego na prawo, środowiska te wystąpiły z propozycją zmontowania bloku z Demokratami.pl i – w perspektywie – z Platformą Obywatelską. Wszystko oczywiście pod hasłem „obrony demokracji” i „dorobku III Rzeczpospolitej” przed rzekomo zagrażającym autorytaryzmem ekipy Prawa i Sprawiedliwości....

No cóż, trudno o większy popis obłudy i zwyczajnej głupoty politycznej. Mniejsza już o to, jakie prawo ludzie, którzy dwa lata temu sterroryzowali dwumilionowe miasto kampanią kłamstwa i zastraszania przed rzekomymi zamieszkami alterglobalistycznymi, mają dziś do strojenia się w szaty obrońców demokracji. Gorzej, że wmawianie Polakom zagrożenia przewrotem autorytarnym tchnie fałszem i świadczy o małym szacunku dla inteligencji przeciętnego obywatela. Nasz kraj, wmontowany w system powiązań z Unią Europejską, począwszy od przystosowanego do jej wymogów prawa, po środki z funduszy akcesyjnych, będących jedynym pomysłem elit na rozwój infrastruktury technicznej, ma niewielkie możliwości manewru w kształtowaniu porządku politycznego. Globalizacja, która uzależniła Polskę od pieniędzy i humoru zewnętrznych inwestorów i instytucji finansowych (ale też np. sądowniczych), stanowi jeszcze silniejszy stabilizator obecnego porządku. Dbałość o wizerunek – w Europie trudno biznesowi popierać jawny autorytaryzm – a przede wszystkim strach przed ingerowaniem państwa w gospodarkę, np. poprzez politykę podatkową, mogłyby wyprowadzić z naszego kraju miliardy dolarów w ciągu tygodnia. Gospodarczej wydmuszki, w jakiej żyjemy, nie stać na takie rozwiązania, chyba że ktoś zdecydowałby się pójść drogą prawdziwej rewolucji społecznej, a i wówczas nie byłoby łatwo. Tak wytrawni politycy, jak Wojciech Olejniczak czy Marek Borowski, z pewnością o to braci Kaczyńskich czy Romana Giertycha nie posądzają, więc po co ta demagogia?

Kolaboracja z partiami liberalnymi w imię obrony tzw. dorobku III Rzeczpospolitej to pomysł jeszcze bardziej chory. Rzeczywistość po roku 1989 można oceniać różnie, z pewnością jednak nie był to okres, który da się obronić z punktu widzenia wartości lewicowych. Wyrzucenie na margines skrajnej nędzy dwunastu procent obywateli, masowe bezrobocie oraz nieudolność działań osłonowych i aktywizacyjnych dla osób przez nie pokrzywdzonych, postępująca komercjalizacja społecznych funkcji państwa, takich jak oświata czy ochrona zdrowia, destrukcja sytemu ochrony pracy i prawa lokatorskiego, udział sił zbrojnych w akcjach militarnych poza granicami kraju – to tylko niektóre osiągnięcia okresu transformacji. Rzeczywistość III Rzeczpospolitej miliony Polaków poznały na własnej skórze, czekając na niewypłacone pensje, przyjmując wizyty komorników czy trzęsąc się ze strachu przed kolejnymi redukcjami zatrudnienia. O tym, jak ów dorobek oceniają świadczą wyniki kolejnych wyborów, które powoli, ale systematycznie odsuwały liberałów od rządu, dając coraz większe poparcie partiom krytycznym wobec przebiegu transformacji ustrojowej, w tym jednej, zrodzonej na kanwie chłopskich blokad szos. Z kolei zeszłoroczne polskie elekcje pokazały, że akceptacja liberalizmu gospodarczego u większości Polaków dobiegła końca. Zwycięska formacja osiągnęła (i to wbrew większości mediów) swój sukces, lansując hasła interwencjonizmu państwowego, które normalnie należą do katalogu postulatów socjaldemokracji, a nie konserwatystów. Decydując się na kolejny sojusz z partiami liberalnymi, liderzy SLD i SdPl kopią więc sobie polityczny grób, a co gorsza - niszczą wizerunek całej lewicy, wpychając kontestatorów rynkowego szaleństwa wprost w objęcia Giertychów i Kaczyńskich. Alternatywą mogłoby być budowanie rzeczywistej lewicy, ale do tego chyba działaczom SLD i SdPl nie starcza nie tylko ideowości, ale też politycznego profesjonalizmu.

Andrzej Smosarski


Artykuł ukazał się w "Impulsie" - dodatku do dziennika "Trybuna".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku