Tak grzech definiuje encyklopedia PWN, lecz jak rozumiany jest on przez Kościół i wiernych? W Polsce katolicy mają bardzo różne wyobrażenia na temat grzechu. Jest nim kradzież, kłamstwo, seks przedmałżeński, bycie ateistą czy głoszenie poglądów emancypacyjnych oraz ekologicznych. Dziewczyna, która współżyje ze swoim chłopakiem - grzeszy; bezrobotny, który ukradnie 10 zł, bo nie ma na chleb dla swoich dzieci - grzeszy; gej niekryjący się ze swoimi skłonnościami - jest obrzydliwym grzesznikiem. Sytuacja nabiera zupełnie innego wymiaru, gdy dotyczy prawicowego polityka czy księdza. Zatwardziali katolicy zdają się nie zauważać wyłudzeń Rydzyka, łamania prawa przez Bronisława Wildsteina czy braci Kaczyńskich, homofobicznych, antysemickich i rasistowskich wypowiedzi na antenie Radia Maryja, pedofilii niektórych księży. Każdy, kto wysunie jakiekolwiek oskarżenia wobec wyżej wymienionych, zostaje „członkiem antypolskiego komunistycznego układu” i co najważniejsze - grzesznikiem. Podły prowokator pewnikiem wywodzi się z tajnych sił PRL, nawet jeśli urodził się pod sam koniec jego trwania…
Katoliccy fanatycy ślepo wierzą w instytucję Kościoła, nieomylność kapłanów, a nawet Sąd Boży. Religia chrześcijańska zakłada miłość do bliźnich i przebaczenie nawróconym. Dlaczego więc Polacy urządzają piekło na ziemi ludziom uważanym za grzeszników, nie czekając na decyzję Stwórcy?
Niezbitym dowodem grzechu młodej dziewczyny staje się ciąża - kara za „nieczystość”. Czy dar macierzyństwa, tak wychwalany przez LPR, PiS i Radio Maryja, może być jednocześnie narzędziem boskiej kary? Czym zawiniło poczęte dziecko, iż uznane zostaje za owoc grzechu? Bardzo łatwo jest mnożyć zakazy, szykanować czy pluć w twarz młodym matkom, znacznie trudniej jest władzom wprowadzić do szkół edukację seksualną czy dofinansować środki antykoncepcyjne.
Największych represji ze strony wierzących i „tradycyjnego społeczeństwa” doznają właśnie osoby bezbronne, nie do końca świadome, takie jak młode matki, którym uniemożliwiono „nieczystą” edukację seksualną w szkołach. Polskie nastolatki są często źle lub wcale nie poinformowane o możliwości zabezpieczenia się przed ciążą i chorobami wenerycznymi. Większość takich dziewcząt ma mylne pojęcie o seksie lub nie ma go wcale. Przykładem mogą być pytania zadawane przez nie dosyć często na forach internetowych, czy w młodzieżowych pismach:
„Czy podczas miesiączki można zajść w ciążę?”
„Czy w basenie mogę zajść w ciążę?”
„Czy gorąca kąpiel może spowodować poronienie?”
Właśnie te pytania oraz 16 tysięcy dzieci, urodzonych w 2005 roku przez nastolatki, świadczą o poziomie zajęć z cnotliwego wychowania do życia w rodzinie, które zastąpiło edukację seksualną. Z oficjalnych danych wynika, że w Polsce rodzą nawet dwunasto i trzynastolatki! W 2001 roku liczba dzieci urodzonych przez dziewczęta w wieku 12-19 lat wyniosła aż 7% ogólnej ilości porodów. Aż 413 dzieci urodzonych zostało przez nastolatki do piętnastego roku życia, a jedno przez dwunastolatkę. Liczba urodzeń przez dziewczynki w wieku piętnastu lat i powyżej co roku waha się między 500-300 przypadków.
Rząd bagatelizuje problem, uznając, że są ważniejsze sprawy, jak na przykład przepychanki w Sejmie czy dzielenie kolejnych resortów, by wystarczyło miejsca dla wszystkich koalicjantów. Seks wśród młodzieży nie jest zjawiskiem marginalnym. Nie jest to także patologia, jeśli osoba uprawiająca go ma więcej niż piętnaście lat. Czemu więc polskie społeczeństwo zamiast pomagać młodym matkom szydzi z nich, obrzuca obelgami i piętnuje? Świadczy to niewątpliwie o niskiej świadomości społecznej oraz błędnym podejściu Kościoła do tego problemu, który stosuje zakazy i nakazy, koncentrując się głównie na absencji seksualnej. Przekaz Kościoła nie trafia do młodych ludzi, którzy cenią sobie wolność i mają potrzebę decydowania o swoim ciele.
Dziewczęta i chłopcy chcą uczyć się, jak zapobiegać ciąży i chorobom wenerycznym, lecz edukacja seksualna w polskich szkołach pozostawia wiele do życzenia. Poziom świadomości seksualnej nastolatek z małych miejscowości i wsi jest żenująco niski, a i w większych miastach nie brakuje szkodliwych mitów na temat metod zabezpieczania się przed ciążą. W niektórych szkołach zajęcia wychowania do życia w rodzinie prowadzą księża. Jest to bulwersujące, gdyż duchowni zniechęcają młodzież do stosowania środków antykoncepcyjnych, głosząc teorie, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Oto wypowiedź jednej z uczennic gimnazjum podwarszawskiej miejscowości:
„Ksiądz wmawiał nam, że przez pory w prezerwatywie przechodzą plemniki i dlatego nie wolno ich stosować, bo są nieskuteczne.”
Nie raz zetknęłam się ze stwierdzeniem, że dziecko kobiety, która używała spirali antykoncepcyjnej, będzie miało ją w głowie. Zamiast walczyć z seksualnością młodych ludzi, Kościół powinien zapobiegać niechcianym ciążom poprzez propagowanie rzetelnej edukacji seksualnej. Szerzenie ciemnoty jeszcze nikomu nie wyszło na dobre, a pokutują za to niedoinformowane dziewczęta. Polskie prawo jest bezlitosne wobec młodych matek. Po porodzie stawić się muszą do sądu, by ten wyznaczył prawnych opiekunów dziecka (najczęściej są to jej rodzice), gdy skończy osiemnaście lat czeka ją następna rozprawa, podczas której zapada decyzja, czy dziecko pozostanie pod opieką prawnych opiekunów, czy prawa rodzicielskie uzyska jego matka.
Prócz stresu wynikającego ze społecznego odrzucenia (to w większości przypadków początkowo czeka taką dziewczynę) i rozpraw sądowych, rodzice fundują swoim dzieciom dodatkową atrakcję – ślub. Znaczna część takich małżeństw rozpada się, gdy tylko młodzi ukończą 18 lat lub niedługo potem. Bardzo mylna jest opinia, że wystarczy dziecko, by powstała szczęśliwa rodzina.
W zapobieganiu ciąży pomocni powinni być życzliwi i sprawdzeni ginekolodzy. Niestety, w polskich realiach nie każdy z nich o tym pamięta…
„Kiedyś usłyszałam taki głupi tekst od pani ginekolog w szanującym się szpitalu, że mam sobie kupić kilka paczek prezerwatyw i nie rozkraczać tak często nóg dla chłopaka!!! Mało bym jej nie pobiła. Potem zaczęła tak pier... że musiałam wyjść!
A poszłam z poważnym problemem i cieszę się, że znalazł się lekarz na tyle mądry, że teraz już mogę żyć normalnie”
Przerażający jest fakt, iż znaczna część ginekologów w stosunku do swoich pacjentek zachowuje się wręcz ordynarnie. A gdzie pamięć o składanej przysiędze Hipokratesa? Gdzie troska o zdrowie i dobro pacjenta? W momencie, gdy młode dziewczyny odsyłane są od państwowych ginekologów z kwitkiem oraz kilkoma „ciepłymi słowami” na drogę, trudno się dziwić, że mamy tak wiele nastolatek, które wolą oszczędzić sobie przykrości i nie chodzić do państwowych lekarzy; na prywatnych jednak większości nie stać.
„A co do tekstów ginekologów. Przypomniała mi się historia mojej koleżanki, która w wieku 16 lat udała się na swą pierwszą wizytę do takowej pani i wyobraźcie sobie.... była badana w obecności własnego taty, bo pani dr tak sobie zażyczyła. Argumentem ponoć miało być to, żeby nikt jej nie oskarżył o molestowanie nieletniej.
Czasem brak słów...”
Skutki takiego zachowania ginekologów są bardzo widoczne. Prawie każdy zna lub widział na ulicy dziewczynę, dziewczynkę wręcz, która wychodziła na spacer ze swoim malutkim dzieckiem lub speszona, czym prędzej przechodziła chodnikiem, starając się za wszelką cenę nie patrzeć na wzrok przechodniów pełnych potępienia dla niej, lub wręcz mówiących pod jej adresem obelgi. Polskie prawo traktuje młodzież jak dzieci. A przecież dziewczyny w wieku lat 16-17 to już młode kobiety. Dlaczego więc muszą chodzić do ginekologa z prawnym opiekunem? Czy nie są wystarczająco dojrzałe, by w wieku 16 lat móc pójść do lekarza bez opieki rodzica?
„Nieletnia matka to grzech, więc dlaczego za te zło mają płacić podatnicy.”
Czy macierzyństwo można dzielić na „właściwe” i „niewłaściwe”? Czy ktokolwiek jest upoważniony do krytykowania tych dziewcząt? Odpowiedź brzmi: nie. Nikt nie ma prawa ich krytykować. Zbyt wczesnemu macierzyństwu zapobiegać można jedynie poprzez dofinansowywanie środków antykoncepcyjnych oraz edukację seksualną w szkołach prowadzoną nie przez księży, lecz przez ludzi mających jakieś pojęcie o seksie oraz odpowiednie ku takiemu nauczaniu przygotowanie. Zastanawiający jest fakt, że księża i radykalna prawica twierdzą, iż antykoncepcja oraz aborcja mogą nawet doprowadzić do wyginięcia narodu polskiego(tu ukłon Kościoła w stronę narodowych radykałów, narodowych socjalistów i „patriotów” o ograniczonym pojęciu o świecie) lub też do wyginięcia rasy ludzkiej (!). Histeryczna postawa Kościoła oraz rzeszy wiernych dowodzi, w jak bardzo zacofanym światopoglądowo kraju żyjemy.
„A z jakiej racji wszyscy podatnicy mają płacić za to, że jakaś gówniara chciała się pobzykać.”
Polskie społeczeństwo niestety jest nieuświadomione. Ponad połowa ciąż wśród nastolatek to wynik przemocy seksualnej, która ma miejsce także w ich domach. Ten przerażający fakt zwykle jest przemilczany. Dla „prawdziwych Polaków” wciąż większym wstydem jest przyznać, że dziewczyna została zgwałcona niż snuć historie o nieszczęśliwie zakochanej dziewczynie, którą porzucił chłopak.
„Uważam, że nieletnie matki nie powinny dostawać becikowego ani ich rodzice, dlaczego? Dlatego, że to dorośli ludzie mają decydować się na dziecko a nie małolactwo. Twórzmy normalne społeczeństwo, a nie uczmy, że wystarczy zajść w ciążę, by dostać tysiąc na telewizor, a za drugie dziecko kolejny tysiąc na dvd, koszmar”.
Kolejnym problemem jest becikowe – „opium dla mas”, które nie ma nic wspólnego z socjalnymi zabezpieczeniami dla matek. „Ten tysiąc nie starcza nawet na pierwszy miesiąc życia dziecka.”- oto opinia kobiety spytanej o słuszność becikowego. Rozwiązaniem byłoby wypłacanie stałej zapomogi dla matek niezależnie od ich statusu materialnego. Za każdym razem, gdy składana jest w Sejmie podobna propozycja, podnoszą się „głosy rozsądku” krzyczące, że państwa na to nie stać. Tymczasem na finansowanie budowy katolickich świątyń państwo przeznacza coraz większe kwoty.
Gdy niechciana ciąża już się przydarzy, dobrze by było, gdyby młoda dziewczyna miała wybór: czy na pewno chce być matką? Czy będzie miała z czego żyć i wychować swoje dziecko? Przywrócenie darmowej, ogólnodostępnej aborcji jest bardzo potrzebne w kraju, gdzie świadomość seksualna nastolatków jest prawie równa zeru, a dostępu do skutecznych środków antykoncepcyjnych broni promowany przez tradycjonalistów wstyd oraz prawicowi ginekolodzy.
„Myślę, że czasem trudno zrozumieć, że siedemnastolatka to nie gówniarz, tylko kobieta. Ja rozumiem, że nie każdy był na tyle kobiecy (atrakcyjny), żeby przejść inicjację w młodości. A te becikowe i tak wypłaca się zgodnie z ustawą - także dla rodzin tzw. patologicznych. Więc może to patologia, że dojrzała kobieta rodzi dziecko?”
Optymistyczny jest fakt, że w Polsce wciąż rośnie świadomość i wrażliwość ludzi, a na rynku pracy z wolna zaczynają się pojawiać szanse kariery zawodowej dla młodych kobiet. Szkoda jednak, ze środki antykoncepcyjne czy aborcja to wciąż drażliwy i wstydliwy temat.
Wypowiedzi internautów pochodzą z Kafeterii (portal interia.pl) oraz z portalu wp.pl.
Dane statystyczne: GUS
Weronika Szydłowska
Artykuł ukazał się w dzienniku "Trybuna".