W roku 551 wspaniałe i bogate miasto Berytus - siedziba imperialnej Rzymskiej Floty śródziemnomorskiej - zostało zniszczone przez ogromne trzęsienie ziemi. W jego następstwie morze cofnęło się o kilka kilometrów, tak że wszyscy ci którzy przeżyli katastrofę - przodkowie dzisiejszych mieszkańców Libanu - mogli splądrować zatopione przed wielu laty okręty handlowe.
To właśnie wtedy ogromna fala tsunami nadciągnęła by zatopić miasto i zabić prawie wszystkich jego mieszkańców. Zniszczenia miasta były tak ogromne, że cesarz Justynian przekazał złoto z Konstantynopola wszystkim rodzinom, którym udało się przeżyć.
Dlaczego właśnie Bejrut? Przez ostatnie trzydzieści lat przyglądałem się jak to miasto umiera, obraca się w kupę gruzu, a potem powstaje z grobu tylko po to by znowu zostać zniszczone. Budynki mieszkalne podziurawione kulami i odłamkami wyglądają jak francuski ser, ludzie zabijają się nawzajem.
Przeżyłem piętnaście lat wojny domowej, która kosztowała życie 150 tysięcy ludzi, dwie izraelskie inwazje i lata izraelskich bombardowań, w których zabito 20 tysięcy mieszkańców Libanu. Widziałem ludzi pozbawionych rąk, nóg, głów, zasztyletowanych, i takich, których ciała zostały w wyniku wybuchu bomby rozrzucone po ścianach okolicznych domów. A są to przecież przyzwoici, wykształceni ludzie, których gościnność zadziwia niejednego przybysza z innego kraju, i których przyjazne nastawienie musi zawstydzać człowieka Zachodu. I wreszcie, są to ludzie, których cierpienie i tragedia prawie zawsze były ignorowane.
Mieszkańcy Bejrutu wyglądają podobnie jak my. Mają lekko śniadą cerę, mówią bezbłędnie po francusku i angielsku. Podróżują po świecie i są jego ciekawi. Żyjące tutaj kobiety są bardzo piękne. Jakich słów możemy użyć dzisiaj dla opisania ich losu, gdy Izrael - prowadząc jeden z najbardziej okrutnych i bezwzględnych ataków na miasto i jego okolice - wypędza ich z domów, zrzuca na nich bomby, niszczy mosty, odcina im dostęp do wody i elektryczności? Mówimy, że to oni rozpoczęli tę wojnę i porównujemy przygnębiającą statystykę ofiar - w Libanie do ostatniej nocy zabitych zostało 240 osób - z 24 zabitymi mieszkańcami Izraela. Tak jakby takie porównanie miało jakikolwiek sens.
A potem, co chyba zasługuje na największe potępienie, pozostawiamy Libańczyków ich własnemu losowi, jakby byli obłożnie chorzy, i przeznaczamy ogromne środki na ewakuację wartościowych obywateli innych krajów, bredząc coś o "nieproporcjonalnej" odpowiedzi Izraela na porwanie przez Hezbollah dwóch żołnierzy izraelskiej armii.
Przeszedłem się wczoraj przez wyludnione centrum Bejrutu, które przypominało plan filmowy, miasto marzeń zbyt pięknych by mogły one trwać wiecznie. Powstało jak Feniks z popiołów po tragedii wojny domowej i pięknem wprawiało w osłupienie nawet swoich mieszkańców. Ta część miasta - wyglądająca niegdyś jak ruiny Drezna - została odbudowana przez Rafika Hariri, byłego premiera libańskiego rządu, który zginął z bestialskim zamachu 14 lutego ubiegłego roku.
Miejsce po tamtym wybuchu, będącym okrutnym preludium do trwającej dzisiaj wojny, w której dorobek tego kraju niszczony jest przez izraelskich wandali, wciąż nienaruszone czeka na prokuratora prowadzącego w imieniu ONZ śledztwo. Prokuratora, który już dawno temu porzucił pogrążone w chaosie miasto i z troski o swoje bezpieczeństwo wyjechał na Cypr.
Robert Fisk
tłumaczenie: Sebastian Maćkowski
Artykuł pochodzi z dziennika "The Independent".