Słuchałem wynurzeń Skrzypka na komisji sejmowej. Chwilami były żenujące. Zamiast ogłosić swoje i z resztą pytań odesłać opozycję do diabła, próbował udawać fachowca. Wyszło tragicznie. Tak też może być niestety z jego pracą w Banku. Będzie chciał uchodzić za mądrzejszego niż jest i katastrofa gotowa.
Ryzyko z tego Skrzypka w ogóle jest wielkie. Po pierwsze może coś spaprać i kupa forsy przepadnie. Pół biedy, gdy państwowej, ale mogą powstać straty w konkretnych interesach, a to już będzie prawdziwe nieszczęście. Ale może być jeszcze gorzej. Może się okazać, że dyletant Skrzypek weźmie NBP, dyletant Marcinkiewicz PKO, i nic się w tych bankach złego nie stanie. To może ujawnić przed pospólstwem, zwanym dalej opinią publiczną, najbardziej strzeżoną tajemnicę bankową – że forsa, którą prezesi banków biorą za „niezwykłe kwalifikacje w chronieniu naszych pieniędzy”, zwyczajnie im się nie należy. W każdym razie nie w takich rozmiarach. Zgroza!
Ale spójrzmy wstecz, na poprzedników Skrzypka. Może doświadczenia z nimi pokażą, jaka będzie przyszłość, ledwo co przepchniętego Prezesa NBP. Najpierw Hanna Gronkiewicz-Waltz. Wałęsa zrobił ją Prezesem Banku, pomimo że opinia o kandydatce była tragiczna. Prezydent dwa razy zgłaszał ją Sejmowi, bo za pierwszym podejściem sromotnie przegrała w głosowaniach. Pomysł Wałęsy był chytry – nikomu nieznana kobitka, bez zaplecza, będzie mu jadła z ręki. A szła wielka wyprzedaż banków, o której w dużym stopniu decydował NBP. Przy takich konfiturach lepiej mieć swojego.
Gronkiewicz-Waltz, w chwili wybierania na prezesa, nie była ani apolityczna ani profesjonalna. Krótko przed nominacją przerżnęła wybory do Sejmu startując z ultrakatolickiej partii (nomen omen) „Viktoria”. Była chyba pierwszym w dziejach cywilizowanego świata urzędującym prezesem banku centralnego, który pozostając na stanowisku startował w wyborach prezydenckich, a po sromotnej klęsce udał, że nic się nie stało. Podobnie było z jej kwalifikacjami. Wiedza o kierowaniu bankiem państwa nowej Pani Prezes byłą taka, jak nauczyciela fizyki o kierowaniu elektrownią atomową. W dodatku na pytanie, co jest podstawą podejmowania przez nią ważnych decyzji finansowych wyjawiła osłupiałej opinii publicznej i bankowcom, że kontakty, jakie miewa z Duchem Świętym. Amen!
Balcerowicz, gdy startował na fotel Prezesa był jeszcze bardziej upolityczniony niż poprzedniczka. Był urzędującym szefem partii politycznej. Jego wybór to nic innego jak wynik politycznych kalkulacji i targów. Kwaśniewski robiąc Balcerowicza Prezesem NBP uratował go od niesławy przegranego lidera partyjnego. Ale przede wszystkim zwolnił fotel szefa Unii Wolności dla Geremka, który miał dać Polsce porozumienie liberałów z lewicą ponad historycznymi podziałami. Jak się skończyło – pamiętamy. Geremek padł, UW zdechła , a Balcerowicz rozsiadł się wygodnie w Banku uznając, że nie musi się już liczyć z nikim. Choć w wielu sprawach wyszło, że Wielki Leszek miał rację, tyle razy grał na nosie premierom, rządom, parlamentom a nawet Prezydentowi, że na następnego takiego satrapę w NBP, nikt się już nie zgodzi. A już na pewno nie Kaczyńscy.
Braciszkowie szukali gwałtownie jakiegoś poważnego anty-Balcerowicza. Ekonomisty, ale nie liberała. W dodatku niemającego nic wspólnego z lewicą. Nie znaleźli. Wzięli, więc Skrzypka. Kombinowali tak, jak kiedyś kombinował Wałęsa: „kandydat, co prawda na bankowości kompletnie się nie zna, ale zrobi wszystko, co mu każemy. Bo wie, że bez nas „tyle znaczy, co Ignacy, a Ignacy …”
Jest jednak małe „ale”! Nie tylko Balcerowicz zaraz po objęciu prezesury Banku zyskał sympatię salonów i mediów. Również Gronkiewicz-Waltz, po rozejrzeniu się wokół uznała, że lepiej trzymać z bankami i biznesem niż z Prezydentem, który długo nie porządzi. Zaraz potem, również stała się ulubienicą gazet, radia i telewizji. Nagle dostrzeżono w niej „wybitnego fachowca”, którego przedtem nijak nie było widać.
Ciekawe jak długo nagonkę wytrzyma Skrzypek. Gdy przypomni sobie, że jego kadencja trwa dłużej niż obu Kaczyńskich, i że trzeba mieć również na przyszłość sojuszników, może sprawić srogi zawód protektorom. Wtedy zapewne z dnia na dzień stanie się „wybitnym fachowcem” i „stabilnym fundamentem naszych finansów”. Stanie się też wtedy prawdziwym potomkiem Pani Hani i Pana Leszka. Czego w jakimś stopniu Państwu i sobie życzę.
Marek Pol
Artykuł pochodzi ze strony internetowej Unii Pracy. Felieton ukazał się także w "Kurierze Słupeckim".