Pacyński: Bush w pułapce Kongresu

[2007-04-22 18:37:49]

Sytuację, kiedy Biały Dom opanowany jest przez jedną partię, zaś Kongres przez drugą, opozycyjną, przyjęto potocznie nazywać w amerykańskiej polityce "klinczem". Oczywiście chodzi tutaj o możliwość wzajemnego blokowania się władzy wykonawczej i ustawodawczej. Cudzoziemcy często przez niewiedzę porównują to do kohabitacji. Z tym, że ta występuje w krajach, gdzie obdarzony realną władzą prezydent musi się podzielić nią z premierem, reprezentującym kontrolującą gremia ustawodawcze opozycję. Za oceanem zaś cały aparat wykonawczy podlega prezydentowi.

Jednak prezydent nie może za wiele zrobić bez poparcia ze strony ustawodawców. Także wysłanie wojsk do Iraku nie było możliwe bez zgody "lawmakerów". Tych jednak można odpowiednio nagiąć do swoich celów. W 2002, kiedy na Kapitolu udzielono w tej sprawie oficjalnego błogosławieństwa, większością, co prawda niewielką, dysponowali w Senacie demokraci. Niemal połowa z nich co prawda zagłosowała przeciw (w kontraście do republikanów, gdzie odważył wyłamać się tylko jeden), ale reszta przyłożyła się do tragicznej w skutkach awantury. Bez wątpienia wielu z nich uczyniło to z czystego oportunizmu, bowiem zaraz miały odbyć się wybory kongresowe. Jak na ironię demokraci nie tylko przegrali je z kretesem, ale porażkę ponieśli tylko ci z nich, którzy poparli decyzję Busha. Tych, co przetrwali, zwłaszcza jeżeli zaliczają się do rosnącego ostatnio niczym grzyby na deszczu prezydenckich kandydatów (vide: Hillary Clinton, John Edwards, Joe Biden, Christopher Dodd), prześladują dziś duchy przeszłości, co może zniweczyć ich ambicje.

Prezydent z kolei może ukatrupić niemalże każdą inicjatywę Kongresu wetem. Dotychczas Bush zgłosił je tylko jedną ustawę, co jest rekordem. Przyjęta została w trakcie, gdy większość mieli republikanie, ale wielu z nich zagłosowało wtedy wraz z demokratami za dopuszczeniem możliwości finansowania badań nad komórkami macierzystymi w celach leczniczych z funduszy federalnych. Weto zostało założone następnego dnia i ustawa zmarła śmiercią naturalną.

Od stycznia jednak demokraci mają przewagą zarówno w Izbie Reprezentantów jak i Senacie. Zdecydowana większość z dawnych zwolenników wojny dołączyła, z tego samego oportunizmu, do dawnych oponentów. Także wśród samych dotychczas wiernych republikanów prezydent może liczyć w tej sprawie najwyżej na głosy dwudziestu.

Prezydent jest oczywiście naczelnym wodzem i nikt poza nim nie może nakazać szybkiego wycofania się. Wydaje się zresztą, że jest to ostatnia rzecz, na jaką opętany wizją swej misji Bush miałby ochotę. Kongres jednak może odmówić zgody na zwiększenie funduszy, przeprowadzać dotkliwe ataki legislacyjne. Nie zakazać jednak zwiększenia sił.

Zazwyczaj w wypadku klinczu, na lepszej pozycji znajduje się prezydent. Ronald Reagan i Bill Clinton dominowali nad wrogim sobie Kapitolem, forsując skutecznie swoje inicjatywy. Każda zaś skuteczna kontrakcja ze strony Kongresu obracała się na jego własną niekorzyść, gdyż popularnym prezydentom na ogół udawało się przekonać opinię o ich szkodnictwie.

Tym razem sytuacja przedstawia się inaczej. Bush jest jednym z najmniej popularnych prezydentów w dotychczasowej historii, a jego polityka skompromitowana. Może oczywiście zablokować wetem każdą inicjatywę, która próbowałaby wymusić na nim jej zmianę. Ale wtedy obywatele obwiniliby go - całkiem słusznie - o głupotę i upartość, która przeciąga koszmar i kosztować będzie życie kolejnych tysięcy amerykańskich żołnierzy. Kongres i demokraci zbiorą natomiast laury, jako ci, którzy chcieli coś zrobić, ale przez Busha nie mogli.

Tylko że Kongres też umie zastawiać skuteczne pułapki. Kiedy prezydent poprosił go, o przyjęcie ustawy, zwiększającą fundusze na wojnę, ten takową uchwalił, ale kongresmani dodali do niej poprawkę o obowiązku wycofania sił do września 2008.

Biały Dom natychmiast zagroził wetem wobec ustawy (którą najpewniej zatwierdzi i Senat). Podpisanie jej oznaczałoby przyznanie się Busha do fiaska jego polityki oraz przegranej. Ale w wypadku weta wojsko nie dostanie funduszy, czym z kolei naraziłby się swoim nielicznym, ale wciąż wpływowym, zwolennikom, którzy i tak oskarżyliby go o "kapitulację" i "narażania naszych sił".

Tym razem to Bush traci na klinczu.

Krzysztof Pacyński


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


22 listopada:

1819 - W Nuneaton urodziła się George Eliot, właśc. Mary Ann Evans, angielska pisarka należąca do czołowych twórczyń epoki wiktoriańskiej.

1869 - W Paryżu urodził się André Gide, pisarz francuski. Autor m.in. "Lochów Watykanu". Laureat Nagrody Nobla w 1947 r.

1908 - W Łodzi urodził się Szymon Charnam pseud. Szajek, czołowy działacz Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej. Zastrzelony podczas przemówienia do robotników fabryki Bidermana.

1942 - W Radomiu grupa wypadowa GL dokonała akcji odwetowej na niemieckie kino Apollo.

1944 - Grupa bojowa Armii Ludowej okręgu Bielsko wykoleiła pociąg towarowy na stacji w Gliwicach.

1967 - Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję wzywającą Izrael do wycofania się z okupowanych ziem palestyńskich.

2006 - W Warszawie zmarł Lucjan Motyka, działacz OMTUR i PPS.


?
Lewica.pl na Facebooku