Wildcat: Niepokój w Chinach

[2008-04-25 08:14:45]

W Kraju Środka coś się dzieje. W telewizji można zobaczyć miasta, gdzie mieszkają nowobogaccy, nowe centra handlowe, gdzie króluje nowa moda, oraz intrygujące przedsiębiorcze kobiety zajmujące się sztuką. Wszystko to nieco egzotyczne, "na czasie" i dobrze opakowane w swojski reporterski styl. Chiny, w których dokonuje się przełom architektoniczny, codziennie powstają nowe drapacze chmur, stadion olimpijski i wstrętne, nowoczesne dzielnice. Oczywiście nie zapomniano dodać wzmianki o fabrykach produkujących toksyczne zabawki i o pracujących tam biednych dziewczynach.

Co się stanie, gdy wszyscy Chińczycy będą jeździli samochodami? Społeczeństwo chińskie upomina się o swój udział w światowym bogactwie. Czy zatem musimy się dzielić, czy musimy rezygnować, płacić astronomiczne ceny za energię? Czy ziemska atmosfera przetrwa to wszystko?

W późnych latach 90. kapitaliści skutecznie manipulowali pracownikami, grożąc przeniesieniem fabryk do Chin. Później pojawiły się na rynku tanie produkty elektroniczne, które dzisiaj nie są już wcale takie tanie, a ich jakość nie jest najgorsza. Dzisiaj Chiny obarcza się odpowiedzialnością za ceny benzyny, a jutro będziemy wysłuchiwać nacjonalistycznej propagandy przeciwko chińskiemu kapitałowi, który wykupuje u nas najlepsze kąski. Pamiętamy przecież dobrze awans Japonii w latach 80. Czyniono nam wówczas wyrzuty, bo Japończycy pracowali szybciej, dłużej i bardziej świadomie. Teraz mówi się, że to Chińczycy są tańsi, bardziej chętni do pracy, obrotni i do tego nie mają związków zawodowych.

Chiny przedstawiane są zatem jako zagrożenie, nawet jeśli uznaje się przy tym, że światowa koniunktura zależy od chińskiego cudu gospodarczego. Tylko ten, kto uważnie czyta czasopisma, dowie się, że istnieją jeszcze całkiem inne obawy – lęk przed upadkiem reżimu w Chinach i związanymi z tym zagrożeniami, a konkretnie zmianą stosunków społecznych. Stosunków, które dziś oznaczają wyzysk ponad siły, dodatkowe profity, fałszerstwa, niszczenie środowiska, biedę i ostentacyjne bogactwo, korupcję oraz represje – krótko mówiąc, stosunków opartych na pracy najemnej.

Owe obawy są uzasadnione. Społeczeństwo chińskie znajduje się w stanie pobudzenia. Nowi robotnicy i robotnice, miejscy proletariusze i chłopi walczą o lepszą teraźniejszość, a przede wszystkim o lepszą przyszłość.

"Najgroźniejsze" klasy

Jak przebiega walka trzech "najgroźniejszych" klas chińskiego społeczeństwa, czyli robotników i robotnic wielkomiejskich, pracowników wędrownych oraz chłopów? Ogromne zmiany społeczne, które zaszły od rozpoczęcia reform w końcu lat 70., wpłynęły na przemieszanie dawnego porządku klasowego. Wszystkie wspomniane grupy są nader aktywne i wywierają presję na reżim, organizując protesty i żądając udziału w nowym bogactwie społecznym. Z zewnątrz być może niezbyt widoczne, ale skutecznie przeprowadzane akcje w ciągu ostatnich trzydziestu lat doprowadziły do poprawy warunków życia nie tylko miejskiej klasy średniej, ale niemal wszystkich obywateli Chin. Prawie nie spotykamy już zjawiska głodu, a duże grupy ludzi mają dostęp do ważnych dóbr konsumpcyjnych. Nie oznacza to oczywiście, że wszystko przebiega gładko. Restrukturyzacja wielu sektorów usług, pozostających wcześniej w gestii państwa (zdrowie, kształcenie), i zmiana tych usług w towar prowadzi do uszczuplenia powszechnie dostępnych zasobów.

Oficjalne rządowe dane mówią, że niepokoje społeczne od połowy lat 90. stale przybierają na sile, obecnie zaś w tysiącach konfliktów rocznie bierze udział wiele milionów osób. Chodzi przy tym zarówno o coraz bardziej zinstytucjonalizowane legalne formy protestu (takie jak petycje, postępowania rozjemcze, rozprawy prawne), jak i o formy niezinstytucjonalizowane (demonstracje, blokady lub strajki). Pojedyncze zdarzenia społeczne ograniczają się z reguły do jednego zakładu pracy, jednego miejsca albo jednej części miasta. Niemal nie spotyka się oficjalnych form organizacyjnych i tylko naprawdę nieliczni protestujący robotnicy próbują intensyfikować walkę. Represje, które spotkały aktywistów, budzą obawę. Zarówno robotnicy, jak i chłopi stają w obronie własnych, bezpośrednich interesów, nie czekając, aż powstanie szerszy ruch czy nastąpi powszechna mobilizacja. Niepokoje społeczne są jednak powszechne. Wiedza o protestach i sposobach organizowania walki o prawa pracowników rozchodzi się dzięki mobilności, wędrówkom, kręgom znajomych i rodzin oraz dzięki nowym formom komunikacji, takim jak Internet czy telefonia komórkowa.

Przyczyny protestów bywają różne, ponieważ błyskawiczny rozwój gospodarki powoduje nie tylko powstawanie nowych podmiotów gospodarczych, ale stwarza też coraz to nowe "punkty zapalne": degradację społeczną, zniszczenie bezpieczeństwa socjalnego, niepewność zatrudnienia, niewypłacanie wynagrodzeń, wypadki przy pracy, zanieczyszczenie powietrza, wody i ziemi oraz odbieranie prawa własności działek rolnych. Wciąż istnieje różnica statusu między mieszkańcami wsi i miasta, nawet jeśli wprowadzony w latach 50. system rejestracji gospodarstw domowych (hukou) stale szwankuje ze względu na ruchy migracyjne. Zarówno na wsi, jak i w mieście obcy – to znaczy osoby pochodzące z innych prowincji – pozostają wykluczeni z lokalnych społeczności. Maoizm nie zdołał zniszczyć patriarchalnych stosunków, choć sytuacja na wsi jest inna niż w mieście. Trwa proces przechodzenia od socjalistycznego przymusowego kolektywizmu do kapitalistycznego systemu płac i kontroli, ale restrykcyjne reguły hierarchii pracy i fabrycznego despotyzmu przetrwały w "zmodernizowanych" formach.

Chłopi chińscy, nongmin, stanowiący ciągle jeszcze największą grupę społeczną (około 700 milionów), byli w latach 80. beneficjentami reform. Komuny ludowe zostały rozwiązane, a każda rodzina zyskała prawo do uprawiania kawałka ziemi pozostającego jednak własnością państwa. Dochody na wsi wzrastały, sytuacja poprawiała się. Ale mieszkańcy wsi zaczęli także odczuwać inne skutki reform: podwyżki cen i komercjalizacja usług zdrowotnych oraz wykształcenia pochłonęły wszelkie nadwyżki dochodów. Wśród chłopów panuje przekonanie, że lekka choroba kosztuje dzisiaj jedną świnię, natomiast cięższa pochłania całoroczne dochody i doprowadza do ruiny całą rodzinę. Większa autonomia gospodarcza władz lokalnych doprowadziła nie tylko do wspieranej przez państwo wiejskiej akumulacji dóbr, ale także do powstania bezlitosnych lokalnych mafii państwowych, które bogacą się, obciążając chłopów stale nowymi daninami i podatkami, prześladują ich i poniżają. Największym problemem pozostaje jednak odbieranie ziemi, często bez żadnych odszkodowań dla chłopów. Ziemię odbierają im skorumpowani urzędnicy, którzy wykorzystują lub sprzedają nieruchomości na budowę obiektów przemysłowych, osiedli mieszkaniowych albo infrastruktury. Dużym problemem jest też zanieczyszczenie lub wręcz zatrucie ziemi odpadami przemysłowymi, jakość wody i inne formy degradacji środowiska naturalnego. Szacuje się, że liczba chłopów pozbawionych ziemi wynosi około 40 milionów. Wielu z nich zaczęło w ostatnich latach protestować, najpierw wnosząc skargi i petycje, a gdy te nie przyniosły rezultatów, napadając na ratusze i kadry urzędnicze.

Wśród robotników można wyróżnić dwie grupy. Pierwsza to "starzy", którzy pracowali w przemyśle państwowym, a po restrukturyzacji – zwłaszcza w regionach północnych – stracili pracę. Ich liczbę szacuje się na 50 milionów. Wielu z nich protestuje przeciwko wykluczeniu i zdradzie ze strony socjalistycznego państwa. Drugą grupę tworzy częściowo chłopstwo, które stało się nowym podmiotem wśród proletariatu; chodzi o ponad 100 milionów mingong() albo chłoporobotników, którzy podejmują prace sezonowe. Pojawienie się obu tych grup świadczy o śmierci starego i narodzinach nowego reżimu wyzysku. Obie nie są homogeniczne, gdyż standard życia, perspektywy, aspiracje i możliwości walki różnią się w zależności od sektora, regionu i pochodzenia. Mingong – w dużej części młode kobiety – pracują czasem w niemal niewolniczych warunkach w warsztatach i kopalniach, są jednak wśród nich także w miarę dobrze opłacani fachowcy z centrów przemysłowych takich jak Szanghaj. Ale "starą" i "nową" klasę robotniczą różni wiele – odmienne doświadczenie w stosunkach z państwem, różny status (zależny od systemu rejestracji w mieście i na wsi) i wynikająca stąd różnica między sproletaryzowanymi i na wpół sproletaryzowanymi.

"Stara" klasa robotnicza to ciągle jeszcze gangren, czyli pracownicy przedsiębiorstw państwowych, przemysłu, sektora usług i zarządzania, oraz xiagang, zwolnieni, "załatwieni". Mieszkają oni i pracują w miastach i nie mają żadnych innych możliwości uzyskania dochodu niż praca lub opieka społeczna. Ich stosunek do państwa był przez dziesięciolecia określony przez kontrakt socjalny, który w zakładach pracy, danwei, gwarantował im mieszkania, ubezpieczenie zdrowotne i opiekę socjalną na starość, to znaczy "żelazną miskę ryżu". Kiedy w 1997 roku rząd zaczął zamykać danwei, co oznaczało zwolnienie pracowników posiadających umowy na czas nieokreślony, miliony z nich straciły pracę. Nowe ogniska protestów powstają właśnie z powodu masowych zwolnień, bankructwa firm lub prywatyzacji. Konkretnie chodzi o warunki restrukturyzacji i prywatyzacji – o zaległe pensje, odszkodowania, renty i zasiłki dla bezrobotnych. Protesty są organizowane w dzielnicach mieszkalnych, które przetrwały likwidację państwowych zakładów. Ważną rolę odgrywają w nich ci, którzy dotychczas stali wysoko w zakładowej hierarchii – majstrzy, lokalni zarządcy i przywódcy partyjni lub związkowi. Często używają języka przesyconego żargonem partii komunistycznej i frazeologią kontrrewolucji, aby bronić się przed pozbawieniem ich "własności". Byli wszak do tej pory "panami fabryk", podporą komunistycznych Chin. Wielka mobilizacja przekraczająca granice zakładów i miast miała miejsce w północnych Chinach na początku 2002 roku. Strajki i protesty objęły wówczas państwowe fabryki stali i rafinerie. Nielegalne struktury organizacyjne pomagały w organizowaniu demonstracji oraz strajków okupacyjnych. Wydarzenia te były także inspiracją dla robotnic i robotników w innych regionach. Protest został stłumiony przez represje ze strony państwa, a niektórzy rzekomi prowodyrzy siedzą do dzisiaj w więzieniu.

"Nowa" klasa robotnicza, grupa robotników-migrantów albo mingong, powstała przede wszystkim dzięki przeniesieniu produkcji do specjalnych stref przemysłowych Chin i pół-proletaryzacji ogromnej części ludności wiejskiej, która zaczęła migrować do miast od początku lat 80. Mingong pracują jako robotnicy fabryczni, budowlani, uliczni handlarze, służące i prostytutki. To oni właśnie stanowią źródło chińskiego wzrostu gospodarczego, ci zaś z nich, którzy pracują w filiach światowych fabryk – przede wszystkim młode kobiety produkujące odzież, zabawki, sprzęt elektryczny i elektroniczny oraz części samochodowe – to jedni z najważniejszych aktorów globalizacji. Warunki w fabrykach – a także w innych miejscach pracy mingong – są przerażające: niskie płace i oszustwa płacowe, długi czas pracy i nadgodziny, represyjne zarządzanie, samowolnie wymierzane kary, brak ubezpieczenia socjalnego oraz fatalne warunki mieszkaniowe dla robotnic i robotników. Wiele z tych praktyk stoi w sprzeczności z chińskim kodeksem pracy, ale władze lokalne niezwykle rzadko reagują na łamanie prawa. Nie chcą odstraszać potencjalnych inwestorów, a bywa, że sami są albo udziałowcami zakładów, albo w inny sposób czerpią korzyści z wyzysku.

Mimo to mingong migrują do miast. Porównują swoją złą sytuację z życiem dziadków i rodziców, to znaczy z nędzą z czasów Kuomintangu (przed 1949 rokiem), z głodem w okresie Wielkiego Skoku i biedą oraz prześladowaniami w czasach rewolucji kulturalnej. Chcą uciec od materialnego i kulturalnego zapóźnienia, które ciągle jest udziałem wsi. Młodzi ludzie, którzy migrują ze wsi do miast przemysłowych na Wschodzie i ciężko pracują po dwanaście godzin dziennie bez dnia wolnego za pięćdziesiąt do stu euro miesięcznie, przywodzą na myśl sweatshop albo kapitalizm manchesterski. Chińscy mingong postrzegają jednak swoją sytuację inaczej. Mają do czynienia nie tylko z wyzyskiem, złym traktowaniem czy trującymi fabrycznymi wyziewami – praca oznacza dla nich również możliwości: znalezienia przyjaciół i udziału w nowoczesnej konsumpcji, nawet jeśli ma się ona sprowadzać jedynie do posiadania telefonu komórkowego, przyborów do makijażu czy Internetu. Szczególnie dla kobiet ważna jest mniejsza (w porównaniu z patriarchalnym systemem wiejskim) kontrolna społeczna. Dodatkowo często zdarza się, że pensja robotnic stanowi także źródło dochodu dla krewnych na wsi i umożliwia zbudowanie własnego domu, co z kolei oznacza większy szacunek i poważanie wśród krewnych.

Nie znaczy to, że mingong akceptują sytuację panującą w miastach. W ostatnich latach przybrały na sile ich protesty. Chodzi przy tym o konkretne sprawy: oszustwa płacowe, warunki pracy, kary, tempo pracy, coraz częstsze i coraz dłuższe nadgodziny, utratę zdrowia, warunki mieszkaniowe itd. Powiązania z rodzinnego regionu (struktury wiejskie, relacje rodzinne) odgrywają przy walkach z fabrycznymi bossami ważną rolę, podobnie jak przy szukaniu pracy czy urządzaniu własnego życia w miastach przemysłowych. Mingong nie znają dawnej umowy społecznej, która obejmowała miejskich gangren. Jako robotnicy sezonowi walczą o swoje prawa tu i teraz. Mają w stosunku do mieszańców miast przewagę – gdy zostaną zwolnieni z pracy, ulegną wypadkowi lub zostaną oszukani przy wypłacie wynagrodzenia, zawsze mogą wrócić na wieś. Ich rodzina na ogół ma jeszcze prawo do użytkowania kawałka ziemi, który może wyżywić ich w razie potrzeby.

Powrót Chin

Historia świata przyspieszyła. Chiny nie są już biednym marginalnym krajem, stały się światową potęgą. Wzrost znaczenia gospodarczego tego kraju wzmocnił jego wpływy polityczne. Państwo Środka jest teraz trzecią gospodarką świata, zaś chiński cud gospodarczy z dwucyfrowym wzrostem nakręca globalną koniunkturę. Jak dotąd Chiny stabilizują gospodarkę światową. Podczas kryzysu azjatyckiego w latach 1997-1998 chiński rząd nie uległ panice i nie zdewaluował waluty tak szybko jak inne kraje południowej i południowo-wschodniej Azji, co pozwoliło uniknąć poważniejszych szkód na międzynarodowym rynku kapitałowym. Chińskie państwo posiada dewizy o równowartości 1400 miliardów dolarów amerykańskich. To źródło pożyczek państwowych w USA. Pożyczki te są preskrybowane i traktuje się je tylko jako zobowiązanie do późniejszej zapłaty. W ten sposób Chiny bezpośrednio wspierają amerykańską walutę. Ścisły związek Chin z gospodarką USA – i nieco luźniejszy z Europą Zachodnią – przekłada się na dobre stosunki polityczne.

Europa i Stany Zjednoczone utrzymują w tym kraju instytucje kulturalne i za zgodą chińskich władz finansują niektóre organizacje pozarządowe. USA otworzyły w Pekinie biuro FBI i opublikowały na swojej stronie internetowej listę niebezpiecznych terrorystów, na co zgodził się rząd chiński. Czy zatem Chiny stają się światowym mocarstwem i czy "nowe stulecie Ameryki" dobiega końca, zanim się na dobre zaczęło?

Rewolucja nie zasypia gruszek w popiele. W poszukiwaniu najtańszych pracownic firma Nike rozpoczęła na początku lat 60. produkcję w Japonii. Gdy wzrosły płace, w latach 70. przeniesiono fabryki do Korei Południowej. Właśnie kobiety z przemysłu obuwniczego odegrały ważną rolę w stabilizacji reżimu militarnego. W roku 1989 fabryki przerzucono do Indonezji oraz do specjalnych stref gospodarczych w Chinach.

Na przełomie roku 1997 i 1998 przyszedł kryzys azjatycki, który dotknął przede wszystkim Indonezję. Waluta utraciła 80% wartości, tak że indonezyjskie robotnice stały się najtańsze na świecie. Broniły jednak warunków życiowych, organizując niezliczone strajki oraz inne akcje protestacyjne. Na początku 2000 roku przemysł odzieżowy uciekł z Chin i przeniósł się głównie do Wietnamu. Zwłaszcza przemysł obuwniczy.

Po kilku latach w południowo-wschodnich prowincjach na nowo pojawiły się kłopoty. Tym razem głównym problemem nie były płace, które zresztą przez długi czas pozostawały niższe niż w pozostałych częściach kraju. Źródłem niepokojów okazały się mingong – migracja kobiet do Szanghaju i Pekinu sprawiła, że przemysł tekstylny i obuwniczy odczuł brak "świeżej, kobiecej siły roboczej". W roku 2006 Li&Fung, jeden z największych potentatów w branży tekstylnej, oświadczył, że zwiększa swoje nakłady w Bangladeszu i Kambodży, ponieważ Chiny utraciły już "potencjał konkurencyjny".

W Japonii i Korei Południowej udało się skierować energię klas pracujących na budowę nowoczesnego przemysłu ciężkiego, samochodowego i komputerowego. W obydwu krajach poziom życia sięgnął światowej czołówki. Proces poprawy warunków i rozwoju przemysłu dokonał się dzięki wzmocnieniu gospodarki światowej.

Chiny, światowa lokomotywa koniunktury, nie mogą o tym nawet marzyć. Doświadczenie innych dyktatur uczy, że obywatele cierpliwie znoszą reżim, dopóki warunki życiowe wciąż się poprawiają. Wzrost gospodarczy w tym kraju jest zaś możliwy tylko przy założeniu wyzysku tanich młodych pracownic i pracowników. Coraz silniejsze walki robotnicze świadczą jednak o tym, że faza wzrostu szybko może się skończyć.

Aby utrzymać boom, przemysł chiński potrzebuje surowców. Wtedy będzie mógł zaproponować lepiej płatną pracę. Dlatego przedsiębiorstwa państwowe poszukują materiałów na całym świecie, kupują wszystko, co się da, choćby kopalnie miedzi w Chile i złoża ropy w Afryce.

W kopalniach niklu Ramu w Papui Nowej Gwinei, znajdujących się w posiadaniu państwowych chińskich zakładów metalurgicznych na początku roku wybuchł strajk z powodu katastrofalnych warunków pracy (płace, wyposażenie sanitarne, a przede wszystkim brak jakiejkolwiek ochrony pracy). Rząd, skądinąd niezbyt przyjazny robotnikom, zagroził nawet, że cofnie chińskiemu przedsiębiorstwu koncesję na eksploatację złóż, jeśli sytuacja nie poprawi się w najbliższym czasie. W Indonezji, gdzie pielęgnuje się bliskie kontakty z Chinami, PertoChina (lub jej liczne córki) tak mocno eksploatuje złoża gazu ziemnego, że miejscowy parlament musiał zagwarantować, nie bez wewnętrznych sporów, że jedna czwarta środków pozostanie do dyspozycji gospodarki krajowej.

Dotykamy tu dwóch ważnych problemów. Z jednej strony Chiny wyciągnęły wnioski z kryzysu azjatyckiego i są już dziś świadome, że Europa, USA oraz Japonia, w nadziei na wykorzystanie taniej siły roboczej, wypompowały stanowczo za dużo pieniędzy. Części walorów nie zainwestowano w produkcję i posłużyły one do wzbogacenia coraz silniejszych koterii władzy oraz do wygaszenia niepokojów społecznych. Pieniądze się skończyły, co doprowadziło do osłabienia, a wreszcie załamania lokalnych walut państw Azji Południowo-Wschodniej.

Z drugiej strony rządowi chińskiemu zależy na płynności kapitału, aby mógł lepiej reagować na wszelkie problemy. W tym roku powołano fundusz z kapitałem 200 miliardów dolarów, który na Zachodzie został już określony mianem "państwowej szarańczy". I rzeczywiście, w przypadku kryzysu można względnie szybko wycofać pieniądze i "zaklajstrować" nimi nagłą wyrwę.

Chiński rząd nie kieruje się tylko strachem przed kryzysem światowym. O wiele bardziej obawia się gwałtownych kryzysów wewnętrznych. Lęka się powstań takich jak w Pekinie w 1989 roku. Liczne zamieszki, demonstracje i strajki pokazały, że ludzie mogą reagować na wszystko, co zagraża ich marzeniu o lepszym życiu. Mimo masowych redukcji miejsc pracy w zakładach państwowych, mimo bezrobocia i braku związków oraz innych politycznych organizacji przedstawicielskich pracownicy wymuszają poprawę warunków życiowych. Tylko w tym roku płace wzrosły o 18%.

Napięcia związane z tymi trzema poziomami – produktywnym kapitałem, polowaniem na surowce dla boomu gospodarczego i kapitałem finansowym – wyraźnie wskazują na toczącą się w tle walkę klasową. Zorganizowanie wyzysku w Chinach wymaga wciąż nowych rozwiązań. Innymi słowy pozostaje pytanie: jak długo chińscy robotnicy i robotnice utrzymają bieg "taśmy produkcyjnej świata" i jak długo zadowalać się będą resztkami politycznymi i gospodarczymi, które rzuca im własny rząd oraz światowy kapitał?

Przypis:
1. Mingong to robotnik pochodzący ze wsi, pracujący bez umowy o pracę, pozbawiony wszelkich praw.

tłumaczenie: Katarzyna Chmielewska
Alina Molisiak
Teresa Święckowska


Tekst jest tłumaczeniem fragmentów artykułu "Unruchen in China" z hamburskiego pisma Wildcat, zima 2007. Polskie tłumaczenie ukazało się w kwartalniku "Bez Dogmatu".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku