Ilkowski: Powrót misjonarzy imperializmu

[2008-10-24 15:26:54]

Wycofanie polskich wojsk z Iraku

Polscy żołnierze wycofują się z Iraku. Choć później niż zapowiadano (w rok po obietnicy wycofania wojsk przez PO) i choć nie do końca ("Polska musi być obecna w Iraku", powiedział 8 października minister obrony Klich, więc zostanie kilkudziesięciu polskich żołnierzy w celu "szkolenia irackiej armii"), jest to moment więcej niż symboliczny. Polska uczestniczyła w wojnie irackiej od początku. Tylko trzy inne kraje wykazały się taką gorliwością - USA, Wielka Brytania i Australia. Obecność polskich wojsk trwała więc 5 lat i 7 miesięcy - prawie tyle, ile trwała II wojna światowa w Europie. Jakie są skutki wojny irackiej? Media i politycy wszelkiej maści (ci sami, którzy w marcu 2003 r. poparli wysłanie nad Eufrat polskich żołnierzy) biorą się dziś za podsumowania i bilanse. Tak jak wtedy najmniej mówią o samych Irakijczykach, a najwięcej o (nieistniejących) zyskach. Czyżby nic się przez ten czas nie zmieniło? Faktycznie, najmniej w umysłach rządzących. Jednak to od Irakijczyków powinno się zaczynać każde podsumowanie polskiej "misji". Dla nich od marca 2003 r. zmieniło się bardzo wiele - i to zdecydowanie na gorsze. Chcąc zastanowić się jaka część odpowiedzialności spada na polskich rządzących za skutki tej wojny, musimy najpierw wiedzieć za co są oni współodpowiedzialni.

Irak A.D. 2008

O Iraku słyszymy teraz rzadziej. A jeśli już słyszymy, to coraz częściej w tonie optymistycznym. Sytuacja w zakresie bezpieczeństwa poprawiła się w porównaniu w rokiem ubiegłym. Mniej też jest ataków na amerykańskich żołnierzy. Czyżby więc wszystko wychodziło na prostą? Nawet z punktu widzenia okupantów sprawa jest co najmniej wątpliwa. Zmiana nie wynika bowiem z ich zwycięstw militarnych, ale z kruchych politycznych układów i ustępstw. Przede wszystkim jednak tragiczna pozostaje sytuacja samych Irakijczyków. Skutkiem prawie sześciu lat wojny i okupacji jest katastrofa humanitarna na bezprecedensową skalę. Irak już przed 2003 r. miał ogromne kłopoty ekonomiczne. Dwie wojny (lata 1980-88 z Iranem i wojna w Zatoce 1991 r.), lata morderczego embarga i do tego brutalny reżim (który też musiał się wyżywić) - po tym wszystkim trudno byłoby uwierzyć, że sytuacja może się jeszcze pogorszyć. A jednak! Liczbę ofiar śmiertelnych poniesionych od 2003 r. w wyniku wojny szacuje się na ponad milion. Takie dane przedstawiła brytyjska instytucja badawcza OBR już we wrześniu 2007r. Współgrają one z danymi medycznej organizacji Lancet, która w 2006 r. mówiła o 655 tys. ofiar śmiertelnych. Przerażająca jest także liczba uchodźców - blisko 2 mln ludzi zostało zmuszony do przesiedlenia się wewnątrz Iraku, ponad 2 mln uciekło poza jego granice. W sumie ok. 4 mln uchodźców - największy kryzys humanitarny od lat. Jeśli jednak ludzie decydują się koczować w obozach dla uchodźców, to tylko dlatego, że w Iraku jest jeszcze gorzej. Wstrząsające są dane dotyczące służby zdrowia. Według raportów ONZ oraz przedstawionego przez irackiego dziennikarza Daira Jamaila 18 tys. spośród 34 tys. lekarzy opuściła kraj a ok. 2000 lekarzy i pielęgniarek zginęło. Brakuje leków, a więcej niż 50% sprzętu nie działa. Wielkim problemem jest brak dostępu do czystej wody i elektryczności (50% stanu sprzed wojny) Według własnej oceny w 2007 r. nieodpowiedni dostęp do elektryczności miało 88 % Irakijczyków (64% w 2004 r.) a nieodpowiedni dostęp do czystej wody - 69% (48% w 2004 r.). Wywołuje to zachorowania na tyfus, czerwonkę i - szczególnie w ciągu ostatniego półtora roku - cholerę. Ludzie nie tylko zapadają na te choroby, ale także na nie umierają, mimo że są one uleczalne. Połowa przypadków śmiertelnych byłaby uniknięcia, gdyby służba zdrowia normalnie funkcjonowała. Co więcej, nawet jeśli jakimś cudem sytuacja gwałtownie by się poprawiła, i tak jeszcze przez lata Irakijczycy będą zbierać żniwo wojny. Siły okupacyjne na masową skalę używają bowiem w Iraku broni zawierającej zubożony uran. Jego skutki po dostaniu się do organizmu to m. in. wzrost ryzyka zachorowań na nowotwory czy wzrost urodzeń noworodków z deformacjami. W czasie wojny w Zatoce w 1991 przyznano się do użycia 200 ton zubożonego uranu. Tymczasem szacuje się, że podczas tej wojny użyto go 800 ton (200 ton w samym Bagdadzie).

Dzieci, jak zwykle, cierpią najbardziej. 60-70% z nich cierpi na problemy psychologiczne. Aż 17% nie chodzi do szkoły podstawowej. 2 mln dzieci jest niedożywionych. Według danych z grudnia 2007 r. ponad 5 mln dzieci w Iraku (35%) to sieroty.

Klich odtrąbia sukces

Jednak dla polskich rządzących wszystko jest w najlepszym porządku - do Iraku trzeba było jechać. "Było warto być w Iraku ze względu na profity polityczne i korzyści wojskowe" - ocenił 9 lipca w Sejmie minister obrony narodowej Klich. 8 października dodał, że "w kwestiach politycznych i militarnych nasz pięcioletni pobyt w Iraku jest ewidentnym sukcesem". Jedynym problemem ma być to, że biznes na wojnie się nie udał. Oficjalne wydane 871 mln zł (co jest liczbą podejrzanie niską) się nie zwróciły. Ale to można zrzucić na karb rządów Millera, który nie dość skutecznie negocjował z Amerykanami. Ot, cała krytyka ze strony PO, okrywającej się w poprzednich wyborach w antywojenne szaty. "Czy warto więc było iść na wojnę? Czy poparłby pan ponowie tę decyzję?" - pytają Klicha dziennikarze. Tak, przecież armia się wyszkoliła. W 1968 r. w Czechosłowacji też się szkoliła - chciałoby się powiedzieć - i to bliżej i taniej. Dobrze ujął to arabista Marek Dziekan: "Argumentacji wojskowych, że polska armia zyskała zabijając ludzi - upraszczam, ale tak to wygląda - nie jestem w stanie przyjąć". A co z powodami wojny? Gdzie bron masowego rażenia? "Tego nikt nie brał na poważnie" - odpowiada minister w radiowej Trójce! Czyżby pamięć była aż tak krótka?

Trudno zapomnieć słowa prezydenta Kwaśniewskiego w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" z 22 marca 2003 r.: "Zadajmy sobie następujące pytania. Pierwsze: czy jesteś za wojną, czy za pokojem? Jasne, że wszyscy będziemy za pokojem. Drugie: czy jesteśmy za pozbawieniem Iraku broni masowego rażenia? Jesteśmy. I trzecie: czy uważamy, że zagrożenie bombą z wąglikiem powinno zniknąć z naszego życia?. 100 proc. powie, że powinno zniknąć. A jeśli nie można rozbroić Iraku drogą pokojową, to kto weźmie odpowiedzialność za ewentualny atak z wykorzystaniem tej broni za trzy, sześć miesięcy, za rok, dwa czy trzy lata? Jeżeli chcemy żyć w świecie w miarę spokojnym, to wymaga to również współodpowiedzialności i naszego udziału." Czy to wszystko nie było na poważnie?

Kolejny powód: terroryzm. Zdaniem Klicha zagrożenie "być może wtedy wyolbrzymialiśmy, (...) ale było zupełnie nową jakością w polityce bezpieczeństwa międzynarodowego". Dziś za to, dzięki ministrowi i jemu podobnym, stanowi nową jakość w polityce bezpieczeństwa wewnętrznego w Iraku, której nie trzeba wyolbrzymiać. No, ale przecież "byliśmy w Iraku przede wszystkim dlatego, że poparliśmy projekt budowy demokracji w dużym kraju arabskim o odmiennej tradycji" ("Gazeta Wyborcza", 7 października). I trudno powiedzieć czy bierze to na poważnie. Dużo poważniej brzmią wyjaśnienia Klicha złożone dzień później na konferencji w irackiej Diwaniji: "USA są dla nas ważnym sojusznikiem i oba ugrupowania opozycyjne (w 2003 r.), uznały, że jeżeli sojusznik jest w potrzebie, to jemu trzeba pospieszyć z pomocą, bo kiedyś my będziemy w potrzebie, będziemy na niego oczekiwać". Niestety, ten sojusznik w podobnej "potrzebie" bywa nazbyt często. Czy zawsze będziemy spieszyć mu z pomocą? Bardziej złowieszczo zabrzmiały jednak inne słowa rozmarzonego ministra: "Polska dzięki tej operacji weszła do pierwszej ligi państw, które przy pomocy działań wojskowych za granicą, osiągają cele w polityce zagranicznej (...) nasze miejsce w NATO oraz EU jest znacznie wyższe, aniżeli było przed operacja iracką i tak będzie dalej". Warto przeczytać je przynajmniej dwukrotnie. Przypomnimy je sobie, gdy po raz kolejny rządzący będą próbowali przekonać nas do jakiejś "humanitarnej" wojny.

Rola Polski

Zestawiając katastrofę humanitarną w Iraku i zadowolenie z siebie polskich władz czas zastanowić się nad faktycznym wkładem Polski w wojnę iracką. Czy polski kontynent miał jakiekolwiek znaczenie dla jej przebiegu? A może, jak słyszymy czasem w mediach w celu poprawy naszego samopoczucia, Polacy zachowywali się w Iraku przyzwoicie w przeciwieństwie do złych Amerykanów? Może razem z Janiną Ochojską zajmowali się otwieraniem szkół i leczeniem dzieci wdzięcznych Irakijczyków?

Nawet jeśli polscy żołnierze nie mieli wielkiego znaczenia militarnego (początkowo 2500, pod koniec 900-osobowy kontyngent) byli częścią okupacyjnej koalicji odpowiedzialnej za dewastację Iraku. Jest coś wyjątkowo obrzydliwego w przedstawianiu się w roli nosiciela pomocy humanitarnej dla kraju, który pomogło się zniszczyć. Z jednej strony z obolałą miną transportować do Polski poparzoną iracką dziewczynkę (obfotografowaną przez wszystkie media), z drugiej patronować totalnemu upadkowi irackiej służby zdrowia (czego media nie pokażą). Humanitarna maska ukrywająca krwawą twarz okupacji..

Rola Polski nie była jednak aż tak niewielka, jak się to często przedstawia. Trudno przecenić jej znaczenie propagandowe dla USA. Klecąc "koalicję chętnych" do wyprawy na Irak w obliczu powszechnego sprzeciwu wobec tej wojny każdy kraj się liczył. Nieprzypadkowo więc Bush w 2004 r. w debacie przed wyborami prezydenckimi wymieniał Kwaśniewskiego jako dowód braku osamotnienia Ameryki. Częściowo propagandowe, ale i częściowo realne, znaczenie miało też dla USA danie Polsce (a konkretnie dywizji wielonarodowej pod polskim dowództwem) we wrześniu 2003 r. odpowiedzialności za jedną z czterech stref okupacyjnych w Iraku. Znowu pokazać to miało, że USA ma sojuszników, a przy tym choć trochę odciążyć amerykańskie siły, by mogły skupić się na walce w bardziej zapalnych rejonach kraju. W Polsce otrzymanie "polskiej strefy" potraktowano jako dowód uznania i przyniosło narodziny swoiście prowincjonalnego rodzaju kolonialnej dumy. Duma podupadła, gdy strefa sama okazała się zapalna, Irakijczycy zaczęli atakować polskich żołnierzy, wojska innych krajów służących w "polskiej strefie" zaczęły się Irak opuszczać i siły USA (wiosną 2004 i 2006 r.) ponowie przejęły odpowiedzialność za jej mniej bezpieczne rejony.

Hańba militarna - Karbala

Nie zmienia to jednak faktu bezpośredniej odpowiedzialności Polski za to co się działo na dużym obszarze Iraku. I nie chodzi tylko o umieszczenie bazy w pobliżu ruin starożytnego Babilonu i związanych z tych oskarżeń o niszczenie przez żołnierzy wielonarodowej dywizji zabytków będących światowym dziedzictwem. Niewielka rola militarna w skali całości wojny nie zmienia faktu, że polscy żołnierze walczyli z bronią w ręku przeciw buntującym się Irakijczykom. W kwietniu 2004 r. Polacy tłumili powstanie szyickie w Karbali. Powstanie prowadzone przez plebejską Armię Mahdiego radykalnego duchownego Mukdady as Sadra, które objęło święte miasta szyickiego południa Iraku. Działania w Karbali są bez wątpienia najbardziej haniebną kartą polskiego udziału w tej wojnie pod względem militarnym. "Gazeta Wyborcza "(16.09. 2008) określiła je mianem "najkrwawszej bitwy Polaków od czasów II wojny światowej". Przytoczyła także jej barwny opis przedstawiony przez uczestniczących żołnierzy (tzw. "Foxów"). "Fox 3" opowiadał: "(...) ze wszystkich stron do ataku na City Hall ruszają setki bojowników. Nikt nie przewidział, że będzie ich aż tylu. Przed nimi, wprost na główną bramę gna pikap, a na nim rebelianci z kałachami. Bułgarzy strzelają do niego z karabinów maszynowych. Z auta zostaje durszlak". " Szli jak Turcy na Kamieniec Podolski" - dodaje "Fox 5" - "(...) Falami. Waliliśmy do nich cały czas! Jak jedni padali, to inni zabierali ich z ulic na dwukołowych wózkach przypominających nasze saturatory z Peerelu. Strzelamy, a oni wciąż nacierają! Bałem się, że zaraz skończy mi się amunicja. A oni podchodzą coraz bliżej!". Czy inny fragment: "Kapral Kalita strzela do rebeliantów z beryla. W jego wspomnieniach jest krew pulsującą w skroniach. I pot spływający z głowy pod hełmem. A także sylwetka biegnąca z karabinem. Kapral naciska na spust. Sylwetka leży. Inna sylwetka podbiega, pochyla się nad pierwszą i odchodzi. Znaczy trup. - Dopiero po chwili, gdy ustał pierwszy atak, przyszła chwila na myśl: pierwszy raz strzelam do żywych ludzi. Flaki zaczęły mi się przewracać". Trupów było całkiem sporo, co potwierdza "Fox 1": "Rano na ulicach wokół City Hall iraccy policjanci naliczyli 80 trupów. Załadowali ich na drewniane wózki."

Militarny udział w pacyfikacji Iraku nie ograniczał się tylko do tego przypadku. Już na początku wojny batalion GROM brał udział w zdobywaniu terminali naftowych w Um Kasr. Kontrola nad nimi miała dla interwentów znaczenie nie tylko ekonomiczne, ale propagandowe. Obrona znajdującego się tuż przy granicy z Kuwejtem miasta podnosiła morale irackiej armii. Akcja GROMu i opublikowane zdjęcia naszych dzielnych komandosów ze zdobytego portu (nota bene z amerykańską flagą) miały te sytuację zmienić. Operacja w Um Kasr nie była jednak jedyną w irackiej przygodzie gromowców. Jak stwierdził w "Dzienniku" (20.03.07) gen. Roman Polko (obecnie bohater jednego z reality show), było to "pierwsze, ale jednak jedno z wielu zadań, jakie GROM realizował w Iraku."

Hańba polityczna - Marek Belka

Bezpośredni polski wpływ na sytuację w Iraku realizował się także poza polami walki. Spośród polskich polityków najbardziej uwikłany w sprawstwo irackiej tragedii był były premier i minister finansów z nominacji SLD: Marek Belka. Nie tylko jako premier wysyłał on żołnierzy na tę wojnę. To samo czynili Miller, Marcinkiewicz, Kaczyński i Tusk przy wsparciu dwóch kolejnych prezydentów: Kwaśniewskiego i Kaczyńskiego. Belka dźwiga jednak dodatkową odpowiedzialność: przez prawie rok był wysokim urzędnikiem władz okupacyjnych w Iraku. O ile Karbala była hańbą militarną, to Belka był hańbą polityczną. Od czerwca do października 2003 r. przewodniczył on Międzynarodowej Radzie Koordynacyjnej ds. Iraku zajmującą się "pomocą" i "odbudową" Iraku, czyli w praktyce współpracą z międzynarodowymi elitami politycznymi i biznesowymi w celu dzielenia kontraktów na irackim trupie. Od października 2003 r. do marca 2004 r. pełnił natomiast funkcję Dyrektora Polityki Ekonomicznej odpowiadając za reformy gospodarcze w Iraku. Swoją rolę odgrywał bardzo ochoczo. To za czasów Belki pojawiło się szereg dekretów władz okupacyjnych radykalnie przeobrażających gospodarkę na neoliberalną modłę. Zezwolono na większościowy udział kapitału zagranicznego w irackich firmach i transfer 100% zysków poza granicę Iraku. Obniżono podatki dla przedsiębiorstw z 45% do 15%. Utrzymano zakaz strajków. Belka patronował też powstaniu Banku Handlowego Iraku, udzielającego m. in. kredytów na "odbudowę", który kontrolowany był przez zagraniczne instytucje finansowe, głównie przez amerykański holding JP Morgan Chase. Szczególna odpowiedzialność Belki ma także wymiar formalny. Jak zauważyła Naomi Klein władze okupacyjne swoją głęboką ingerencją w iracką gospodarkę naruszyły bowiem konwencję haską mówiącą o tym, że okupanci mogą tylko administrować nadzorowanymi terenami. Oczywiście, "społeczność międzynarodowa" raczej Belki nie osądzi. Jeśli ma być jednak jakakolwiek sprawiedliwość na tym świecie zapamiętajmy tę ponurą i groteskową zarazem postać polskiej "misji irackiej". W istocie trudno byłoby zapomnieć jego słowa dla niemieckiej Deutsche Welle z maja 2004 r.: "Bierzemy nasze międzynarodowe zobowiązania bardzo poważnie i nie wycofamy polskich wojsk z Iraku (...) W przeciwnym razie ofiary terroru w Madrycie zmarłyby na darmo."

Co dalej?

Polska "klasa polityczna" od SLD po PiS poparła pójście na wojnę. Równie zgodny ton wykazały niemal wszystkie media. Mimo to większość społeczeństwa okazała się odporna na powojenną propagandę. Z pewnością pewien wpływ miał na to fenomen globalnego ruchu antywojennego, demonstracje regularnie odbywające się w kraju i zagranicą. Dla rządzących jest to zła wiadomość. Wszechwładza mediów i zdolność do wpajania ludziom absurdów ma także swoje limity.

Według sondaży OBOP w styczniu 2003 r. 48% uważało, że w żadnym razie nie powinno dojść do uderzenia na Irak. Tuz przed wybuchem wojny odsetek ten wzrósł do 62% W tym samym czasie 66% uznało, ze Polska nie powinna popierać ewentualnej amerykańskiej interwencji zbrojnej w Iraku. W sondażu przeprowadzonym w dniach 5-7 kwietnia, czyli tuż przed upadkiem Bagdadu, 39% badanych sądziło, że Polska zrobiła dobrze popierając Amerykę, a 53%, że zrobiła źle, a tylko 25% badanych sądziło, że Polska zrobiła dobrze, wysyłając na wojnę swoich żołnierzy, a 68%, że zrobiła źle. Jedynym wyłomem na rzecz oficjalnej propagandy był fakt, że zdaniem 42% badanych wojna w Iraku została podjęta w słusznej, a 37%, że w niesłusznej sprawie. Co warto podkreślić, im dłużej trwała wojna tym sprzeciw społeczeństwa był większy. Według CBOS odsetek osób nieaprobujących polskiej misji w Iraku w grudniu 2003 r. wynosił 62%, w grudniu 2004 r. już 68%, w 2005 i 2006 r. - 72%, w styczniu 2007 r. - 77%. W grudniu 2007 r. aż 85 % uznało za słuszne plany wycofania wojsk w 2008 r. (w tym 73% chciało wycofania jak najszybszego).

To optymistyczne wieści także z punktu widzenia przyszłości. O ile bowiem prezydent i premier mogą kłócić się w wielu nieistotnych sprawach, to w kwestii wojen i militaryzacji można mówić tylko o różnicach stylów, a nie poglądów. Pod takimi wypowiedziami Lecha Kaczyńskiego, jak: "Polska musi być bardziej aktywna w polityce międzynarodowej" czy "na armii nie można oszczędzać" politycy PO nie tylko się podpisują, ale twórczo wcielają je w życie. Rząd Tuska właśnie zwiększył o kolejne 400 żołnierzy polski kontyngent w Afganistanie. Wcześniej rząd Kaczyńskiego (z ministrem obrony Sikorskim w składzie) wysłał tam już dodatkowy 1000. Tusk z Klichem wysłali w tym roku także 400 żołnierzy do Czadu. Tymczasem z badań wynika, że społeczeństwo ogólnie przeciwstawia się polskim "misjom". W niedawnym sondażu CBOS (wrzesień 2008 r.) 74% wyraziło dezaprobatę z powodu "naszego" uczestnictwa w wojnie afgańskiej. W maju 61% opowiedziało się przeciw wysyłaniu polskich wojsk do Czadu. Rządzący jednak robią swoje. Także na polu dozbrajania armii panuje wśród nich pełna zgodność. W przyszłym roku budżet MON wzrośnie o 2,2 mld zł, czyli realnie (powyżej zakładanej inflacji) o ponad 9 proc.! Nie jest to pierwszy rok tak gwałtownego wzrostu wydatków na zbrojenia. W ubiegłym roku nowy rząd, realizując budżet przygotowany przez poprzedników, podniósł je realnie o 10,5%. O tym jednak gorących dyskusji w mediach nie będzie. Nawet badań opinii publicznej w tej sprawie się nie przeprowadza.

Mimo spóźnionego wycofania wojsk z Iraku polska polityka zagraniczna i wojskowa nie ulega więc zmianie. Rezygnuje się tylko z okrytej najgorszą sławą wojny, aby z tym większym animuszem ruszyć w kolejne miejsca świata. Uczestnictwo w wojnie irackiej trudno będzie jednak wymazać ze społecznej świadomości. Zbyt dużo było kłamstw, zbyt dużo wydarzyło się w samym Iraku. Taktyka rządu może więc nie zdać egzaminu. Naszym zadaniem jest zrobić wszystko, by pokazać, że "pokojowe" posunięcia rządu Tuska są tylko źle dopasowaną maską kryjącą militarystyczne zapędy.

Filip Ilkowski


Artykuł ukazał się w październikowym numerze miesięcznika "Pracownicza Demokracja".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku