Demonstrację koordynowała koalicja ANSWER, skupiająca m.in. organizacje lewicowe, muzułmańskie i inne ruchy przeciwne polityce militarystycznej. Jej uczestnicy przynieśli ze sobą pod Biały Dom tekturowe trumny w amerykańskich barwach narodowych - symbolizujące poległe ofiary - oraz transparenty z hasłami: "Chcemy miejsc pracy i szkół zamiast wojen", "Dość mordowania cywilów", a także "Te wojny należy zakończyć. Militaryzm niszczy nie tylko naszą, ale i światową gospodarkę". Wyrażali oburzenie, że ich pieniądze - pochodzące z podatków - wydawane są na wojny w Iraku i Afganistanie, zamiast na edukację, ochronę środowiska czy tworzenie miejsc pracy w USA.
Początkowo wiecowano pod Białym Domem, a następnie zorganizowano pochód ulicami Waszyngtonu - m.in. pod siedzibę firmy Halliburton, powiązanej z obozem republikanów w USA (wiceprezydent w administracji rządowej George'a W. Busha - Dick Cheney - był wcześniej jej szefem), która zarobiła miliardy dolarów na rzeczonych wojnach.
Wielu uczestników protestu przed Białym Domem domagało się osądzenia byłego prezydenta Busha i wiceprezydenta Cheneya. Byli jednak i tacy, którzy również Baracka Obamę nazywali zbrodniarzem wojennym - wyrażając rozczarowanie sposobem sprawowania przez niego urzędu prezydenta. Padły oskarżenia pod adresem Obamy, że doprowadził do eskalacji obydwu wojen.
Według zapowiedzi administracji rządowej Baracka Obamy do sierpnia br. mają zostać wycofane z Iraku jednostki frontowe, a do końca 2011 wszystkie amerykańskie wojska. Z kolei w Afganistanie US Army ma pozostać, jak na razie, bezterminowo.
Andrzej Wiśniewski