Piotr Ciszewski: Awantura o krzyż - prezent dla władzy

[2010-08-05 05:49:15]

Gdyby awantura o krzyż przed Pałacem Prezydenckim nie miała miejsca rząd musiałby ją wymyślić. W trudnej sytuacji odwracanie uwagi od istotnych problemów jest jedną z kluczowych strategii marketingowych. Politycy PO powinni wręcz po cichu zacząć wspierać "obrońców krzyża", w końcu bronią oni też ich posad.

Wygodny temat


W ciekawy sposób rozpętanie całej awantury przez prezydenta-elekta Bronisława Komorowskiego z jednej, a ekstremistów w szeregach PiS z drugiej zbiegło się w dziwny sposób z całą seria niewygodnych dla elit politycznych informacji. Przecieki z raportów sił międzynarodowych okupujących Afganistan mogły bardzo łatwo podważyć i tak już bardzo skompromitowaną politykę wspierania "wojny z terroryzmem". Wśród raportów znalazł się również dotyczący zabicia przez polskich żołnierzy cywilów w afgańskiej wiosce Nangar Khel. Już w trakcie afery krzyżowej do mediów wyciekły również informacje o toczącym się w tajemnicy postępowaniu prokuratorskim w związku z zarzutami tolerowania istnienia na terenie Polski tajnych więzień CIA. Dotyczy to wprawdzie ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego oraz premiera Leszka Millera, ale Bronisław Komorowski oraz Donald Tusk są przecież zwolennikami tej samej agresywnej polityki, a sprawa więzień była bagatelizowana również przez obecny rząd.

Ostatnie dni to także moment szczerości ministra Michała Boniego, który stwierdził, że dla załatania dziury budżetowej konieczne będzie podwyższenie stawek podatku VAT. Jest to przerzucenie konsekwencji ekonomicznych na barki osób słabiej zarabiających, ponieważ bogaci, mający własną działalność ekonomiczną mogą odpisać sobie VAT od podatku. Zaraz wprawdzie wycofał się z tego pomysłu, ale zaznaczając, że będą toczone konsultacje z różnymi siłami politycznymi. Dziś negocjacje mogą się zacząć po cichu, bez udziału mediów, ponieważ są one zaaferowane sprawą krzyża.

Coraz częściej pod koniec lipca w różnych środkach przekazu pojawiali się neoliberalni eksperci doradzając rządowi przeprowadzenie głębokich reform.

Już w maju tego roku minister Boni stwierdził, że wychodzenie z kryzysu, który przecież według propagandy ominął polską "zieloną wyspę" potrwa do roku 2014. Wyraził też wątpliwość czy w związku z tym znajdą się inne niż unijne fundusze na inwestycje. Oznacza to, że nie spełniły się rządowe oczekiwania iż w roku 2010 zapaść się skończy, a Polska wejdzie w nową fazę.

Można się w związku z tym obawiać, że planowane reformy będą oznaczać cięcia, zamrożenie płac w budżetówce, a nawet ich obniżenie wzorem Grecji. Polska słucha przecież tych samych rad Międzynarodowego Funduszu Walutowego czy Banku Światowego dotyczących "ratowania gospodarki".

Awantura z krzyżem pozwala rozpoczynać wszelkie projekty niewygodnych reform po cichu, bez zwracania uwagi społeczeństwa. Zainteresują się nimi najwyżej serwisy ekonomiczne docierające jednak do niewielkiej grupy ludzi.

Również dla strony opozycyjnej, zarówno PiSowskiej jak i SLDowskiej kwestia krzyża jest bardzo wygodna. Formacje te nie maja alternatywnego programu ekonomicznego, ani konkretnej oferty dla ludzi pracy. PiS może grać na bogoojczyźnianych nastrojach, z tylnego rzędu manipulując protestującymi i posyłając im wsparcie między innymi w postaci posłanki Szczypińskiej. SLD zagra natomiast na nutce antyklerykalizmu potrzebnej aby przekonać wyborców co do lewicowości swojej oferty. Gdyby debata nie przyjęła tak wygodnego obrotu ta lewicowość mogłaby być łatwo zakwestionowane. Pod koniec lipca lider Sojuszu wygłosił typowo neoliberalny pogląd, że "podatek liniowy dla firm miał pozytywny wpływ na tworzenie bogactwa, które dopiero później można redystrybuować".

PR PO


PO od dłuższego czasu słynie z maskowania braków programowych oraz wspierania oligarchii ekonomicznej umiejętną polityką marketingową. Polityka ta nieco ucierpiała w wyniku gaf Bronisława Komorowskiego, polityka nijakiego, bez charyzmy i konkretnych poglądów. PiS zniwelował część dystansu i wyrósł z powrotem na drugą siłę polityczną, grając w wyborach prezydenckich tą samą kartą marketingową okraszoną żałobnym patosem. Umiarkowany PiS był więc zagrożeniem o wiele większym niż jego skrajne skrzydło. Mógł rywalizować z Platformą o względy elit, a co za tym idzie nawet powrócić do władzy. "Antykaczyzm" przestawał być chwytliwym hasłem.

Dziś, dzięki miedzy innymi dzięki awanturze krzyżowej PiS przesuwa się coraz bardziej na prawo, a co za tym idzie psuje swój wcześniejszy wizerunek PR. Wzbudza również coraz większą niechęć społeczną, zwłaszcza wśród mieszkańców miast, i zmierza raczej ku byciu partia popierana przez kilkanaście procent wyborców. Komorowski, który w rzeczywistości jest zwykłym oportunistą i technokratą urasta do roli ideowego obrońcy "porządku" oraz "świeckości państwa". Kancelaria prezydenta podpisała przecież porozumienie z hierarchią Kościoła katolickiego i harcerzami, którzy krzyż ustawili.

W niepamięć idą nawet wybitnie personalne ataki posła Janusza Palikota, który psuł wizerunek statecznej PO. Przy tym co działo się 3 sierpnia w Warszawie jawią się one najwyżej jako niewinne zaczepki.

Dla odmiany formacja Jarosława Kaczyńskiego samolubnie wystąpiła przeciwko hierarchom uznając się również za autorytet religijny i karząc wszystkim w ten sam, ustalony przez Jarosława Kaczyńskiego sposób przeżywać wciąż smoleńską żałobę. W dodatku łatwo będzie obecnie przedstawić PiS jako niebezpiecznych wichrzycieli, pomimo że w rzeczywistości jest to ugrupowanie technokratyczne nie różniące się wiele programowo od Platformy.

PiS może raczej zapomnieć o zyskiwaniu elektoratu w dużych i średnich miastach, bardzo podatnego na marketingowe manipulacje i przekonywanego, że na uwagę zasługuje jedynie formacja umiarkowana, czyli mająca dobry PR.

Słabość państwa


Afera z krzyżem budzi również przyzwolenie dla autorytaryzmu i represji. Nie chodzi tu bynajmniej o kilkuset zmanipulowanych fanatyków. W dużej mierze są to ludzie zmarginalizowani również społecznie, którzy zamiast bronić swoich praw reagują w jedyny znany im sposób, odwołując się do symboli i haseł o "walce z komuną".

O wiele groźniejsi są oburzeni mieszczanie, którzy nieskuteczności państwa, które jak twierdzi komentator "GW" Adam Leszczyński "jest słabe i bezbronne" (Adam Leszczyński "Bitwę pod krzyżem przegrali wszyscy"). Inny publicysta tego samego tytułu - Jan Turnau straszy z kolei "młodą i słabą demokracją" (Jan Turnau, "Hańba", "GW", 04.08.2010).

Mieszczanie piszący dziś, że demonstrantów w imię porządku należy bić i zamykać będą stanowili stabilne oparcie władzy w momencie jakichkolwiek protestów społecznych. Ludzi tych kształtuje się medialnie tak aby w imię porządku, czy "walki z anarchią" akceptowali nawet łamanie zasad wolności i demokracji. Kolejne wydarzenie daje również owym "obywatelom" argument, że każdy kto nie wierzy w autorytet władzy to niebezpieczny ekstremista nie zasługujący nawet na ochronę prawną. Buntującym się grupom społecznym łatwo więc będzie przypiąć łatkę kolejnych "obrońców krzyża" działających wbrew spokojowi społecznemu. Parafrazując słowa G.W. Busha o wojnie z terroryzmem, Bronisław Komorowski czy Donald Tusk powiedzą "możecie być z nami albo z fanatykami, innej drogi nie ma".

Brak skutecznego działania służb porządkowych to również argument na rzecz wzmacniania ich uprawnień czy dozbrajania. Strażnicy miejscy w czapkach nie dawali rady, więc dajmy im hełmy, pancerze i tarcze, aby skuteczniej pilnowali porządku na demonstracjach - powiedzą politycy, a neoliberalne media podchwycą argument. Zakup kolejnych armatek wodnych czy samochodów pancernych też może wynikać z "zagrożenia ze strony fanatyków".

Niekończąca się wojna


Śmiem wątpić czy rzeczywiście decyzja o odstąpieniu od przenosin krzyża była ustąpieniem przed dyktatem fanatyków religijnych. Bronisław Komorowski zapewne sprytnie kalkuluje co opłaca się mu aby zachować wizerunek poważnego polityka i kolejnego "prezydenta wszystkich Polaków". Jasne jest, że można to osiągnąć dobierając sobie odpowiednich przeciwników, a sfanatyzowana garstka obrońców krzyża idealnie się do tego nadawała. Gdyby politykom PO rzeczywiście zależało na szybkim załatwieniu problemu, to miejskie służby porządkowe, a przypominam, że Warszawą rządzi PO, mogły zapewnić odpowiedni przebieg przenosin krzyża bez uciekania się do starcia i bezsensownej przemocy. Ile razy podczas spotkań międzynarodowych zamykano dla osób postronnych duże połacie miasta. W czasie Europejskiego Forum Ekonomicznego na kilka dni zablokowano niemal całe centrum, nie wpuszczając nikogo poza mieszkańcami.

Trudno uwierzyć aby policja i straż miejska nie były w stanie na jeden dzień zablokować kilku ulic utrzymując ewentualnych demonstrantów z dala od krzyża. W momencie, w którym stali tuż obok miejsca zdarzenia, straż miejska mogła już tylko używać zdecydowanej przemocy, gazu pieprzowego i pałek. Atakowanie ludzi prezentujących symbolikę religijną byłoby natomiast zbytnią rysą na wizerunku rządzących, dlatego okazało się, że fanatycy wygrali.

Całą sytuacje wykorzystuje natomiast PO. Nie jest prawdą że wszyscy przegrali. Bronisław Komorowski najwyżej zbierze trochę cięgów za to, że ustąpił, ale zaraz potem odezwą się głosy, że to przez wrodzoną łagodność i chęć kompromisu. Politycy PO mogą natomiast mówić o ogromnym wsparciu propagandowym przed kampanią samorządową.

Wygrał także Kościół, który zajął wszelkie możliwe stanowiska, krytykując oficjalnie obrońców krzyża, ale robiąc niewiele aby realnie osłabić i rozbić ich protest. Istotne jest również doprowadzenie debaty do sytuacji w której "kompromisem" jest każda sytuacja w której przed pałacem prezydenckim nie ma krzyża. Usuwanie symboli religijnych ze szkół czy urzędów to w tej sytuacji już "niebezpieczny ekstremizm". O realnym rozdziale kościoła od państwa nie ma już nawet co wspominać.

Przegrali wszyscy ci, którzy będą chcieli w przyszłości walczyć o swoje prawa ekonomiczne, większość społeczeństwa, która przez medialny szum o sytuacji kraju dowie się dopiero gdy bezpośrednio odbije się ona na kieszeni przeciętnego Kowalskiego.

Piotr Ciszewski


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku