Nie byłoby w sumie o czym pisać. Krytyczni, nieujawniający swojej tożsamości artyści street artu zaprotestowali przeciw dość skandalicznym słowom prezydenta miasta Gdańska Pawła Adamowicza. To, co warte opisania, to argumenty używane w dyskusji, która rozpętała się po opublikowaniu informacji o najnowszej pracy RAT.
Rzecznik prasowy prezydenta skomentował sprawę, mówiąc, że to gówniarstwo i że są granice przyzwoitości. Oczywiście, że wyrwany do gazetowej tablicy rzecznik musiał skrytykować krytykę planowanych podwyżek czynszów, ale przy okazji tej krytyki w jasny sposób zajął się też deprecjonowaniem street artu. Zarzuca artystom, że są tchórzami, ponieważ nie ujawniają swojej tożsamości. Chcielibyśmy zwrócić uwagę, że pozostawanie anonimowym jest dla street artowców dość powszechne. Wszyscy kochamy Banksy’ego i jego prace. Zwłaszcza za to, że są w Londynie i ich krytyczne kontury nie uderzają w nas bezpośrednio.
Jak zwykle w tego rodzaju przypadkach, doszło do serii oburzeń łatwych i przyjemnych, poprawnych złości i wyzywania artystów z RAT od gnojków, gówniarzy, szczurów i - mówiąc najdelikatniej - debili. Co dość smutne, argumenty te były wyciągane z chlebaczka dawnych działaczy opozycji demokratycznej, którzy - jak sądzimy - w latach osiemdziesiątych z wypiekami na twarzy podawali sobie wiadomości o nowych antykomunistycznych graffiti, które wyrastały w Gdańsku jak grzyby po wybuchu w Czarnobylu.
Przewidywalność tej dyskusji, święte oburzenie i domaganie się "znania mocium panie proporcji", zdrowego rozsądku i generalnie niewpierdalania się w wysoce skomplikowane decyzje technokratycznych zarządzaczy, polegające na cięciach i podwyżkach, są elementami znanej i nielubianej przez nas opowieści władzy o sztuce.
W sprawie plakatu wypowiedziało się krytycznie środowisko gdańskich Żydów. Jeden z kolegów Demirskiego próbował uszyć RAT-owcom glany antysemitów, wklejając na swojej facebookowej tablicy artykuł o dewastacji żydowskiego cmentarza. Oburzeni Żydzi dostarczyli wygodnej argumentacji władzom: okazało się, że według rzecznika prasowego prezydenta - czemu dał wyraz na Facebooku - plakat przedstawia… obóz koncentracyjny w Auschwitz. Nagle anarchistyczny protest staje się antysemickim wybrykiem. W ogóle jest problem z trójmiejskimi anarchistami, bo sam prezydent Adamowicz twierdzi, że prawdziwi anarchiści byli w latach osiemdziesiątych, a tym naszym współczesnym o nic już nie chodzi.
Swoją drogą szkoda, że dziennikarz, szykując newsa, nie zapytał o zdanie mieszkańców Gdańska zagrożonych podwyżkami czynszów. No ale cóż takiego mogliby interesującego powiedzieć? Niech się może wezmą do szukania lepszej pracy - jak proponował prezydent Adamowicz.
Kilka lat temu inteligenci bronili z zapałem i przyjemnością Doroty Nieznalskiej. Pytanie, gdzie są inteligenci, którzy bronią RAT-u. Tyle dobrego, że pomimo chęci podawania RAT-u do sądu (jak mówili nam nasi gdańscy przyjaciele), nie wiadomo, kogo podać, bo twórcy RAT są anonimowi. Gdyby nie byli anonimowi, prawdopodobnie zamiast zajmować się street artem, zajmowaliby się malowaniem płotów w ramach prac resocjalizacyjnych.
Oczywiście wiemy, że dla obecnej władzy najlepszym pomysłem byłoby małe kastrowanko plakatu. Wyrzucić kontenery, zmazać sylwetki polityków i wykreślić ich teksty z dymków. A z napisu wyrzucić fragment "biedy i wykluczenia", zostawiając tym samym białe pole z napisem: "Gdańsk Europejską Stolicą".
Gdzieś w tym wszystkim zagubił się oczywiście powód, dla którego plakat powstał. Pradopodobnie dlatego, że był to powód polityczny. A wiadomo, że lepiej sobie po prostu krytykować artystów - z dala od polityki.
Może warto byłoby wygospodarować w magistracie maleńki pokoik, wykroić z budżetu mały etacik dla urzędnika, który przydzielałby street artowcom koncesje na murale po wcześniejszym ustaleniu z samym sobą - a w sytuacjach szczególnie trudnych ze zwierzchnikami - czy mural nadaje się, żeby być w mieście, czy jest zwykłym gówniarstwem, na które w mieście miejsca nie ma. Może warto byłoby urządzić jakieś warsztaty plastyczne pod tytułem "rola dobrego smaku, gustu i poszanowania władzy w graffiti". Albo "jak zrobić mural, który nikogo nie urazi".
Można by też zaapelować do społeczeństwa zgodnie z najnowszym trendem odpolitycznionej władzy: Nie róbmy polityki! Kastrujmy artystów!
Monika Strzępka i Paweł Demirski
Tekst ukazał się na witrynie internetowej Krytyki Politycznej.