Cynthia Jameson i Mark Jones znają po imieniu wszystkich bezdomnych, których częstują zupą, kanapkami i kawą. Znają ich zmartwienia, słabostki i żarty. To Steven. Tam jest Greg, który wierzy, że wynalazł lek przeciwko malarii, ale ONZ go wykradło i zniszczyło. Tamten to Andrew, trzęsie się, bo jest na heroinowym głodzie. Ten tam Chińczyk nie potrafi mówić po angielsku, ale zawsze uśmiecha się z wdzięcznością, kiedy słodzi herbatę pięcioma kostkami cukru. A obecnymi czasy za każdym razem pojawiają się jakieś nowe twarze. Phil ma 27 lat i na ulicy jest dopiero od trzech tygodni. "Pracowałem na budowie przez 12 lat, ale kryzys jest teraz tak poważny, że po prostu nie ma pracy", opowiada. "Nie mogłem opłacić czynszu, to mnie wyrzucili. Nigdy nie myślałem, że przydarzy mi się coś takiego. Wstydzę się". Powiedziałem mu, że według Torysów podarowane jedzenie "zachęca" go do bycia bezdomnym. Spojrzał na swoją kanapkę i zapytał cicho: "Na jakim świecie oni żyją?"
Zatrzymuję się razem z Cynthią przed Operą Królewską. Światło odbija się w jej oczach, kiedy kręci głową i mówi: "Jak z okazywania dobroci mogą robić przestępstwo?"
Rada Westminster podejmuje się tego profilaktycznie, ponieważ wiedzą, że liczba osób pozbawionych dachu nad głową niedługo znacznie się zwiększy. Będzie to bezpośrednim rezultatem polityki Davida Camerona. Aby zrozumieć dlaczego tak się stanie, trzeba cofnąć się kilka dekad wstecz. Jednym z symboli Wielkiej Brytanii pod rządami Thatcher były Osiedla z Kartonu, powstające w każdym niemalże mieście, które potem w większości jednak zniknęły. I nie był to przypadek. Ostatnie rządy laburzystów są odpowiedzialne za różne okropieństwa, ale organizacje charytatywne zgadzają się co do jednego niezwykłego dokonania: udało im się zmniejszyć liczbę osób bez dachu nad głową o niewiarygodne 75%. Jak? Specjaliści są co do tego zgodni: Partia Pracy zorganizowała zaangażowany oddział do udzielania pomocy bezdomnym [Rough Sleepers Unit], na który łożyła pieniądze. Noclegownie zaczęły zatrudniać specjalistów, którzy mieli czas na wysłuchanie bezdomnych oraz pieniądze na umożliwienie im szkoleń i udzielenie wsparcia, aby mogli znów zacząć żyć normalnym życiem.
Wszystko to obecnie znajduje się w rozbiórce. David Cameron obcina fundusze dla rad lokalnych, które ponoszą prawną odpowiedzialność za zapewnianie schronienia bezdomnym. Rezultat jest do przewidzenia. Kornwalia redukuje wydatki na bezdomnych o 40%. Southwark o 50%, a Nottinghman o 70%. Jak Wielka Brytania długa i szeroka, zamyka się ośrodki pomocy dla bezdomnych. Te, które pozostaną, będą zatrudniać resztki pracowników, otwierać i zamykać drzwi noclegowni, ale przestaną dostarczać długoterminowego wsparcia, które realnie pomaga ludziom stanąć na nogi. Nie znalazłem ani jednej osoby, która podziela przekonanie Camerona, że wolontariusze wyrównają tę różnicę, chociażby w jednej dziesiątej.
Dochodzi do tego teraz, kiedy liczba ludzi potrzebujących noclegowni i takiego wsparcia ma gwałtownie wzrosnąć. Około 90.000 indywidualnych mieszkańców i 82.000 rodzin czeka eksmisja z powodu cięć obejmujących mieszkaniową pomoc społeczną (Housing Benefit). Niektórzy z nich wylądują na sofie u przyjaciół, inni w tanich hostelach. Ale wielu z nich wyląduje na ulicy. Coraz więcej ludzi będzie walczyć o miejsce w coraz to mniej licznych i coraz gorszej jakości schroniskach, a wszystko, co Torysi potrafią wymyślić, to zakaz dożywiania poszkodowanych. Ich jedyna nadzieja to zmiana mediów w Murdokrację, gdzie prawdziwe wiadomości zostaną zagłuszone przez szaleńcze obwinianie ofiar kryzysu. Nawet ci nie odznaczający się elementarnym ludzkim współczuciem mogą z łatwością dostrzec tu przepis na wybuch przestępczości.
James Cummings wie lepiej od innych, co oznacza polityka Camerona. Przez całe życie był menadżerem hoteli i pubów, ale kiedy rozpadło się jego małżeństwo, popadł w ciężki alkoholizm. W konsekwencji w 2008 stracił pracę i skończył pod mostem na Elephant and Castle. Odnalazła go kobieta z rządowego programu społecznego. Udało się jej znaleźć dla niego miejsce w jednej z organizacji dobroczynnych, dzięki której otrzymał nocleg w schronisku i uczęszczał na komputerowe szkolenie. "Teraz mam dobrą pracę i płacę podatki", mówi ze zrozumiałą dumą, "Ale co wyrabia ten Cameron? Zrujnował wszystkie ośrodki pomocy, dzięki którym wyszedłem na prostą. Schronisko, które mnie przyjęło, jest teraz nieczynne, a organizacja, w której przechodziłem szkolenie, cierpi obecnie z powodu znacznych cięć dotacji". Więc jak by to wyglądało, gdybyś wylądował na ulicy w tym roku, w Cameronlandzie? "Wciąż byłbym na ulicy" - odpowiada. W rzeczywistości to mało prawdopodobne, by dożył tych czasów: średnia długość życia bezdomnego wynosi 42 lata, a on ma 50.
Ta decyzja nie wynika z finansowej konieczności. Wszystkie te cięcia funduszy przeznaczonych na pomoc bezdomnym nie musiałyby mieć miejsca, gdyby Cameron przesunął jedną sumę w tabelce - przeznaczył miliard funtów z pieniędzy podatników nie na premie dla bankierów The Royal Bank of Scotland, ale na bezdomnych.
Kiedy poczęstunek zupą zbliżał się ku końcowi, obserwowałem jak Steven odchodzi w ciemność, próbując prześcignąć własny smutek, po czym zerknąłem na horyzont, na migoczący w oddali City of London. Ludzie z tych wieżowców wywołali kryzys ekonomiczny. Zawalili gospodarkę światową. Ale są bogatsi niż kiedykolwiek, imprezując za nasze pieniądze jak gdyby to był 1999, podczas gdy Stevenowi zostaje odebrana ostatnia szansa na nocleg, miskę zupy, czy powrót do normalnego życia. Dlaczego David Cameron karze go za ich grzechy?
Johann Hari
tłumaczenie:Katarzyna Ślosarska
Tekst pochodzi z dziennika "The Independent" (www.independent.co.uk). Dziękujemy Autorowi za zgodę na publikację przekładu.