Bartosz Nowaczyk: Wojna o Rio

[2011-03-15 08:01:41]

Brazylia będzie gospodarzem wielkich imprez sportowych. Walka o bezpieczeństwo trwa już teraz

W 2014 r. Brazylia będzie gospodarzem piłkarskich mistrzostw świata, dwa lata później do Rio de Janeiro przyjadą uczestnicy letnich igrzysk olimpijskich. Zapewnienie bezpieczeństwa im i setkom tysięcy gości będzie nie lada wyzwaniem dla władz niemal 200-milionowego, pełnego kontrastów społecznych kraju. W listopadzie 2010 r. Rio de Janeiro stało się areną ciężkich walk między wspieraną przez wojsko policją a handlarzami narkotyków. Na ulice wylała się wojna, która do tej pory zamykała się w fawelach. Jenson Button, znany zawodnik Formuły 1, ledwie umknął w Săo Paulo uzbrojonym w broń maszynową napastnikom, którzy próbowali zaatakować jego stojący w korku samochód.

Zabłąkana kula


Fawele, zwane zgodnie z poprawnością polityczną społecznościami*, znajdują się w każdym większym brazylijskim mieście - w Rio de Janeiro jest ich ponad 900. Jedne liczą nawet kilkaset tysięcy mieszkańców, drugie to zaledwie kilkanaście domów. Osiedla biedoty powstawały spontanicznie, bez żadnych pozwoleń, dlatego domy stoją na terenach, gdzie nikt inny nie chce się osiedlać: na stromych zboczach wzgórz, przyklejone do skał lub nad przepaściami. Bywają nadbudowywane jedne nad drugimi w chaotycznej próbie maksymalnego wykorzystania przestrzeni. Instalacje hydrauliczne są wykonywane zazwyczaj przez samych mieszkańców, rury prowadzone na powierzchni; często zdarzają się awarie - ścieki spływają wtedy po stromych chodnikach, zanieczyszczając wodę pitną.



Domy zazwyczaj są niewielkie, lecz w porównaniu z dzielnicami nędzy w Azji czy Afryce wykonane dość solidnie, bo oparte są na betonowym szkielecie wypełnionym bloczkami cementowymi. Z zewnątrz ściany zwykle są nieotynkowane, tylko niektóre domy pomalowano na rozmaite kolory.

Jedynie nieliczne społeczności - jak Miasto Boga - zbudowane zostały w sposób planowy. Osiedle to powstało w latach 60. jako sposób rozwiązywania problemów z biedą w centrum miasta. Pomysł był szlachetny: zbudujmy ludziom porządne, murowane domy, zróbmy szerokie ulice. W takich warunkach na pewno będzie im lepiej i będą mogli wydobyć się z biedy. Liberalny sposób myślenia nie pozwalał jednak zrozumieć, że ludzie mieszkają w społecznościach, ponieważ są biedni, a są biedni, ponieważ nie ma dla nich pracy zapewniającej godną płacę. Nie wystarczy dać im (trochę) lepszy dom, jeśli system nie daje szansy na lepsze zarobki. Poza tym oprócz domów nie powstało tam nic, co jest niezbędne do życia - komunikacja miejska, szkoły, opieka medyczna, kanalizacja...



Miasto Boga, podobnie jak inne społeczności, szybko stało się sceną przemocy, walk handlarzy narkotyków między sobą oraz, od czasu do czasu, z policją. Społeczności bowiem znajdowały się poza kontrolą władz stanowych czy federalnych. Siły policyjne były słabe i skorumpowane, a władzom brakowało woli politycznej, by zajmować się problemami biedoty. Policjanci głównie chronili bogatych przed biednymi, w społecznościach pojawiali się rzadko, zwykle po to, aby pozbierać zabitych lub odebrać łapówkę. Władzę sprawowały więc gangi, które handlowały narkotykami, ale jednocześnie odgrywały rolę lokalnych sił porządkowych - nierzadko zakazywały dokonywania innym przestępstw na swoim terenie, a nawet wprowadzały tak "postępowe" prawa jak zakaz przemocy domowej. Kto się sprzeciwiał, mógł zostać ukarany śmiercią. Gangi toczyły walki z innymi grupami, próbując zagarnąć nowy teren, nowe rynki zbytu. W strzelaninach często ginęli przypadkowi ludzie, nawet we własnym domu. Wesleya Gilberta Rodriguesa de Andrade, 11-letniego ucznia, w lipcu 2010 r. zabiła zabłąkana kula, która wleciała przez okno w szkole, w czasie lekcji matematyki.

Ponieważ regularne siły policyjne nie radziły sobie z problemem, rząd stanu Rio de Janeiro stworzył specjalny oddział zwany

BOPE - Batalhăo de Operaço~es Policiais Especiais (Batalion ds. Specjalnych Operacji Policyjnych), którego głównym zadaniem było prowadzenie walk z gangami. Żołnierze BOPE wsławili się brutalnością i bezwzględnością, często byli oskarżani o stosowanie taktyki "najpierw strzelaj, potem patrz, kto zginął". Ale także oddziały BOPE pojawiały się w społecznościach na krótko, po akcji wycofywały się, pozostawiając dzielnicę w rękach gangów.

Brazylijska droga


Kiedy w 2003 r. prezydentem Brazylii został Luiz Inácio Lula da Silva, jednym z jego priorytetów była poprawa poziomu życia najbiedniejszych. Lula nie był ani tak bojowy, ani tak radykalny jak Hugo Chávez czy Evo Morales. Nie spieszył się do nacjonalizacji przemysłu (choć nie prywatyzował też tego, co państwowe), nie "wypowiadał wojny" Stanom Zjednoczonym ani ich koalicjantom. Mimo to efekty działań jego oraz poprzedzającego go socjaldemokratycznego prezydenta, Fernanda Henrique'a Cardosa, są widoczne. W porównaniu z rokiem 1995 odsetek osób żyjących na poziomie biedy ekstremalnej (rozumianej jako jedna czwarta płacy minimalnej - obecnie oznacza to dochód miesięczny mniejszy niż 127,5 reala, co, biorąc pod uwagę koszty życia, można porównać do około 100 zł) obniżył się z 30% do 10%. Liczba osób z miesięcznym dochodem niższym niż połowa płacy minimalnej (czyli obecnie 255 reali) zmniejszyła się z 43% do 29%.



Rząd Luli stopniowo i systematycznie podnosił płacę minimalną (rocznie rosła średnio o 5 pkt proc. szybciej niż inflacja), rozwijał programy składające się na projekt "Zero głodu": Bolsa Familia, którym objętych jest około 12 mln osób otrzymujących bezpośrednie zasiłki, a także dotował jadłodajnie, dostarczał wodę pitną, ułatwiał dostęp do mikrokredytów na stworzenie niewielkich zakładów usługowych w miastach lub rozwijanie działalności rolniczej na wsi.

Także następczyni Luli na stanowisku prezydenta, Dilma Rousseff, rozpoczęła rządy od powołania specjalnego zespołu międzyresortowego, który ma opracować program pozwalający na zredukowanie tych liczb do zera w ciągu kilku najbliższych lat. Już zapowiedziano, że oprócz transferów socjalnych najważniejsze będzie tworzenie miejsc pracy dających szansę na godne życie. Można powiedzieć, że Lula i Dilma (o ile będzie kontynuować tę drogę) mogą stanowić przykład tego, jak - działając w systemie rynkowym - dążyć do realizacji postulatów lewicowych.

Rozwiązanie: okupacja


Bezpieczeństwo mają zapewnić UPP - Unidades de Polícia Pacificadora (Jednostki Policji Pacyfikacyjnej) - program rozpoczęty w grudniu 2008 r. przez Sérgia Cabrala, gubernatora stanu Rio de Janeiro. Plan był prosty. Kolejne społeczności miały być zbrojnie zdobywane przez policję, członkowie gangów aresztowani, a w środku dzielnicy miała pozostawać specjalna jednostka z zadaniem 24-godzinnego "okupowania" okolicy. Z reguły wszystko przebiegało spokojnie, gangi - wiedząc, na kiedy policja planuje działania - przenosiły się do innych dzielnic. W listopadzie 2010 r. została uruchomiona 13. jednostka UPP, a prace nad kolejnymi trwają. Gubernator Cabral, który właśnie został wybrany na kolejną kadencję, zapowiedział, że do jej zakończenia wszystkie społeczności znajdą się pod kontrolą władz.



Jeśli spojrzymy na program pacyfikacji z punktu widzenia samych mieszkańców społeczności, to z jednej strony, wyraźnie widać, że jest bezpieczniej. Moja rozmówczyni, mieszkanka Miasta Boga, podkreśla, że od kiedy do dzielnicy weszły siły policyjne, życie jest spokojniejsze, ludzie chętniej wychodzą na ulice, nie bojąc się, że znajdą się w środku strzelaniny. Z drugiej strony, wielu, zwłaszcza młodym mieszkańcom pacyfikacja kojarzy się z poniżaniem, przeszukaniami w domach, rewizjami osobistymi i zakazywaniem tradycyjnych imprez muzycznych. Nie wiadomo też, czy policja w pewnym momencie nie odejdzie, co narazi na zemstę tych mieszkańców, którzy z nią współpracowali. Inna mieszkanka Miasta Boga i działaczka społeczna zwraca uwagę na to, że władze skupiają się na walce z gangami, a prawdziwe problemy są znacznie głębsze - to zapóźnienia edukacyjne, braki w infrastrukturze itd. Ale zmiany następują i tu - w połowie 2010 r. Miasto Boga doczekało się pierwszego publicznego zakładu opieki medycznej.

Kolejnym zarzutem stawianym programowi UPP jest to, że choć jego oficjalnym celem miała być poprawa bezpieczeństwa w społecznościach, to pierwsze jednostki pacyfikacyjne powstały nie tam, gdzie przestępczość była największa, lecz w pobliżu bogatych dzielnic. Poza tym wyparcie gangu z jednej dzielnicy w żaden sposób nie przyczynia się do poprawy bezpieczeństwa w mieście. Gangi nie przerywają bowiem działalności, przenoszą się jedynie w miejsca odsunięte od bogatej części miasta. Z punktu widzenia turystów czy kibiców to dobra wiadomość, ale trudno nazwać to rozwiązaniem problemu społecznego. Inne głosy wskazują, że skupienie się na kwestiach bezpieczeństwa, bez walki ze strukturalnymi przyczynami przestępczości (bieda, brak perspektyw, braki edukacyjne), nie może doprowadzić do realnej poprawy sytuacji.
Zauważono również, że na celowniku władz stanowych znalazły się dzielnice kontrolowane przez gangi narkotykowe, natomiast te kontrolowane przez milicje są omijane. Milicje, grupy paramilitarne złożone głównie z byłych policjantów, żołnierzy i strażaków, atakują działające w wybranej społeczności gangi, a po ich pokonaniu przejmują kontrolę nad dzielnicą. Ich "model biznesowy" jest inny niż poprzedników - nie zajmują się handlem narkotykami, ale specjalizują w ściąganiu haraczu za "ochronę" od miejscowego małego biznesu i mieszkańców, a także przejmują kontrolę nad usługami - handlem nieruchomościami, dostarczaniem telewizji kablowej, transportem. Kto nie chce się podporządkować - jest zastraszany albo zabijany.

Ulice w ogniu


W odpowiedzi na działania rządu część grup przestępczych połączyła siły i w nocy z 20 na 21 listopada 2010 r. rozpoczęła kontratak. Strategia była prosta - niewielkie grupy traficantes (jak nazywa się członków gangów) opuszczały społeczności i na terenie całego miasta atakowały przejeżdżające samochody. Pasażerowie byli bici i okradani, a pojazdy podpalano. Płonęły zarówno samochody osobowe, jak i autobusy miejskie czy ciężarówki. Żadna dzielnica nie była całkiem bezpieczna, choć większość ataków miała miejsce w północnej części miasta. W wyniku trwających siedem dni walk zniszczono łącznie 181 pojazdów, zginęło 31 osób. Miejscami miasto było sparaliżowane, część dzielnic pozbawiona została komunikacji miejskiej, zamknięto wiele sklepów i punktów usługowych.

Kiedy telewizja Globo wyemitowała materiał nakręcony ze śmigłowca, pokazujący, jak na terenie jednej ze społeczności gromadzi się grupa kilkuset uzbrojonych mężczyzn, wiadomo było, że dojdzie do konfrontacji zbrojnej na dużą skalę. Grupy za swoją siedzibę obrały społeczność Vila Cruzeiro, znajdującą się w północnej części miasta.

Gubernator Cabral wezwał na pomoc wojsko. 25 listopada 2010 r. 200 funkcjonariuszy BOPE wkroczyło do Vila Cruzeiro, nie doszło jednak do poważniejszych starć, gdyż członkowie gangów uciekli do sąsiedniego, znacznie większego Complexo do Alemăo, w którym zamieszkuje ponad 65 tys. osób. W takiej sytuacji potrzebne były znacznie większe siły. Ostatecznie dzień później, 26 listopada, Complexo do Alemăo zostało zaatakowane przez ponad 2,7 tys. policjantów, żołnierzy marynarki wojennej oraz spadochroniarzy. Wymiana ognia trwała godzinę, traficantes próbowali zestrzelić policyjny śmigłowiec, ale przewaga sił państwowych była tak wielka, że dzielnica została opanowana. Aresztowano około 30 osób, znaleziono kilka ton narkotyków. Sporadyczne ataki na samochody trwały jeszcze dwa dni, po czym ustały. Media głównego nurtu nie przebierały w słowach potępienia dla atakujących - pojawiły się wyzwiska, porównania do karaluchów, robactwa itp. Sprawiło to, że zaczęto mówić o jeszcze jednym, dotąd przemilczanym zjawisku.

Nienawiść do biednych


Luis Carlos Prates, dziennikarz telewizji RBS, w czasie dyskusji na temat rosnącej liczby wypadków drogowych stwierdził, że "dzisiaj nawet nędzarz ma samochód", co jego zdaniem jest przyczyną wypadków. Według magazynu "Folha Universal" wypowiedź ta jest przejawem szerszego zjawiska, które można określić mianem nienawiści do biednych. Rosnąca płaca minimalna (240 reali w 2004 r., 510 w 2010 r.), rozwój gospodarczy, niskie bezrobocie oraz polityka transferów socjalnych w ramach programu Bolsa Familia spowodowały, że zmniejszył się dystans społeczny dzielący klasy ludowe i średnie. Coraz więcej mieszkańców społeczności może sobie pozwolić na zakup przedmiotów, które jeszcze niedawno były dla nich niedostępne. Samochody, najnowszy sprzęt RTV, telefony komórkowe, laptopy - wnętrze wielu domów w społecznościach niewiele różni się pod względem wyposażenia od mieszkań w bogatszych dzielnicach. Liczba osób aspirujących do komfortu, przywilejów i usług do tej pory zastrzeżonych dla elity zaczyna wzrastać.



Ważnym czynnikiem jest również to, że dotychczas przedstawiciele klasy średniej i wyższej mogli bez ograniczeń korzystać z bardzo taniej pracy, a wyzysk był podstawą budowania zamożności mniejszości mieszkańców największego kraju kontynentu. W wyniku działań politycznych coraz mniej ludzi jest zmuszonych do pracy za głodowe pensje. Liczba kobiet pracujących w prywatnych domach jako służba, których wynagrodzenie to kąt do spania i pensja równa kieszonkowemu nastolatka, stale się zmniejsza.

Przekłada się to oczywiście na wybory polityczne. Mój rozmówca, przedstawiciel klasy średniej z Rio de Janeiro, mówi: - Nie popieram prezydenta Luli, bo jego działania są dobre dla najbiedniejszych, a my nic z tego nie mamy.

Sytuacja w Brazylii zmienia się niezwykle dynamicznie. Wielkim przemianom wynikającym z modernizacyjnego zapału władz towarzyszą nie mniejsze zmiany społeczne. Znaczenie Brazylii w świecie rośnie i kraj ten przestaje być kojarzony jedynie z kawą, karnawałem i pięknymi plażami. Skala problemów jest jednak równie duża jak dokonane już zmiany i zapewne nieraz jeszcze usłyszymy o gwałtownych scenach rozgrywających się na ulicach brazylijskich miast.

* W języku portugalskim (brazylijskim) obecnie unika się słowa favela jako określenia obraźliwego, które jednoznacznie łączy mieszkańców dzielnicy ze sferą przestępczości (favelado to mieszkaniec faweli, ale też przestępca). Zamiast niego używa się określenia comunidade, społeczność. Także mieszkańcy społeczności posługują się tą ostatnią nazwą.

Bartosz Nowaczyk


Tekst ukazał się w tygodniku "Przegląd". Zdjęcia zrobione zostały w Mieście Boga.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


22 listopada:

1819 - W Nuneaton urodziła się George Eliot, właśc. Mary Ann Evans, angielska pisarka należąca do czołowych twórczyń epoki wiktoriańskiej.

1869 - W Paryżu urodził się André Gide, pisarz francuski. Autor m.in. "Lochów Watykanu". Laureat Nagrody Nobla w 1947 r.

1908 - W Łodzi urodził się Szymon Charnam pseud. Szajek, czołowy działacz Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej. Zastrzelony podczas przemówienia do robotników fabryki Bidermana.

1942 - W Radomiu grupa wypadowa GL dokonała akcji odwetowej na niemieckie kino Apollo.

1944 - Grupa bojowa Armii Ludowej okręgu Bielsko wykoleiła pociąg towarowy na stacji w Gliwicach.

1967 - Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję wzywającą Izrael do wycofania się z okupowanych ziem palestyńskich.

2006 - W Warszawie zmarł Lucjan Motyka, działacz OMTUR i PPS.


?
Lewica.pl na Facebooku