Równo 50 lat temu ukazała się powieść Josepha Hellera "Paragraf 22" - oto co nadal czyni tę książkę bardziej aktualną od 99 procent bieżącej produkcji literackiej
Ta powieść w znacznym stopniu ukształtowała sposób myślenia przynajmniej dwóch generacji ośmieszając bez litości ogólną ideę i wszystkie szczegóły wojny. Stała się wielkim manifestem pacyfizmu i wrzaskiem podniesionym w obronie człowieka, którym cynicznie manipulują funkcjonariusze korporacji, takich jak armia. Jednocześnie jest "Paragraf 22" Josepha Hellera utworem groteskowym, który kpi z zadęcia i zakłamania. Oto krótki przewodnik po świecie powieści.
Yossarian - główny bohater powieści, 28-letni kapitan amerykańskiego lotnictwa stacjonujący u końca II wojny światowej na Pianosie, jednej z Wysp Toskańskich i karnie biorący udział w nalotach na niemieckie pozycje we Włoszech. Ale tylko do momentu, gdy nowy dowódca jego eskadry zaczął podnosić limit obowiązkowych lotów bojowych. Wtedy Yossarian uświadamia sobie, w jak wielkim niebezpieczeństwie jest jego życie i postanawia go więcej nie narażać. Odtąd robi wszystko, co może, by nie walczyć: podtruwa żołnierzy swojego oddziału, by zakłócić harmonogram lotów, fałszuje mapę taktyczną, symuluje chorobę itd. No i próbuje wszystkich przekonać do tego, że wojna jest absurdalna i on odmawia w niej udziału. Rychło przełożeni uznają go za wariata no bo co innego mogą myśleć o facecie, który na golasa stawia się na apelu, gdy generał ma mu przypiąć odznaczenie. Koledzy w gruncie rzeczy też uważają go za wariata, choć życzliwie mu kibicują mimo, że nie do końca rozumieją jego poglądy - mają mniej wyobraźni, więc jeszcze wierzą w patriotyczne slogany i są oportunistami, ale przecież woleliby nie latać z bombami nad terytorium wroga niż latać. Yossarian jest ucieleśnieniem pacyfizmu nowego typu. Dotąd pacyfizm był sprawą poważną, osadzoną w humanistycznej tradycji, opartą na szacunku dla ludzkiego życia, wspieraną Dekalogiem itd. Po powieści Hellera, i tym wszystkim, co w niej powiedział i zrobił Yossarian, nastała epoka pacyfizmu egoistycznego, bo jego podstawą była troska o siebie i swoje życie, bez pełnych hipokryzji parawanów ideologicznych i górnolotnych uzasadnień. Jak w realnym życiu.
"Paragraf 22" - chyba najsłynniejszy paragraf na świecie. Wprawdzie angielski wyraz "catch" to nie dokładnie to samo, co polski "paragraf" i bliższy byłby mu w przekładzie "trik" czy "chwyt". Z drugiej strony używając słowa "paragraf" tłumacz powieści na polski, Lech Jęczmyk, bardziej czytelnie niż to ma miejsce w oryginale, związał rzecz całą z językiem urzędowym, w którym tworzy się mnóstwo takich właśnie absurdalnych przepisów, jak ów tytułowy dla powieści Hellera paragraf 22. Jego zasadą jest takie zapętlenie logiki, że niemożliwe staje się jakiekolwiek wyjście z sytuacji. Najpopularniejsze zastosowanie tego przepisu w powieści jest następujące: jeśli lotnik chce być zwolniony z udziału w kolejnych lotach bojowych bo jest wariatem, musi się o to zwrócić do dowództwa, ale jeśli występuje z taka prośbą, nie może być zwolniony, bo znaczy to, że nie jest wariatem. Drugą zasadą paragrafu 22 jest jego uniwersalność. Kiedy amerykańska żandarmeria wojskowa rozpędza rzymski burdel sprawiający żołnierzom wiele radości, robi to bo "paragraf dwudziesty drugi mówi, że mogą zrobić wszystko, czego nie możemy im zabronić". Jest on więc dobry na wszystko i działa we wszystkich przypadkach niezwykle skutecznie. Zbuntowany przeciwko niemu Yossarian jest bezsilny: "Paragraf 22 nie istniał, był o tym przekonany, ale jakie to miało znaczenie? Liczyło się to, iż wszyscy myśleli, że on istnieje, i to było znacznie gorsze, gdyż nie miało się przedmiotu ani tekstu, który można by wyśmiać, odrzucić, oskarżyć, skrytykować, zaatakować, poprawić, znienawidzić, obrzucić wyzwiskami, opluć, podrzeć na strzępy, stratować lub spalić". Paragraf 22 miał więc moc boską.
"Armia jako dom wariatów" - Heller w swojej powieści pokazał, w jaki sposób zasady funkcjonowania armii wyzwalają w ludziach to, co najgorsze. Dowódcy wszystkich szczebli nie przejmują się losem podlegających im żołnierzy, tylko zajmują się swoją karierą i są w tym bezkarni. Mogą wydać rozkaz o zbombardowaniu wioski w górach, by osunęła się na drogę i ją zablokowała, choć rozsądniej byłoby przeprowadzić bombardowanie w innym miejscu. Generał może oceniać skuteczność nalotu bombowego po "skupieniu trafień", czyli "za wrażenia artystyczne" a nie wykonanie zadań taktycznych, bo tak mu się podoba. Inny oficer awansował do stopnia generała tylko dzięki temu, że chciał organizować w każdą niedzielę defilady na placu apelowym, bo niczego innego nie umiał robić. Takie typy znajdują w armii - zwłaszcza w czasie wojennego bałaganu - miejsce dla siebie, bo choć pozornie jest ona silną hierarchią, to pełno w niej zaułków, w których mogą się ukrywać rozmaite tępaki (nie bez powodu oficer od defilad nazywa się Scheisskopf) i psychopaci folgujący swoim upodobaniom do dręczenia innych czy po prostu głupocie.
"Wszechobecny potwór biurokracji" - wysocy rangą oficerowie wiedzą, że najważniejsze dla ich karier nie są skutecznie przeprowadzone (i bardzo niebezpieczne dla ich życia) akcje bojowe, lecz dokumenty w których zostali oni przedstawieni w korzystnym świetle. Myślą więc tylko o takich akcjach, które dobrze wypadają w raportach i nie mogą sprowadzić na nich żadnego ryzyka, jak np. Wspaniała Krucjata Lojalności, która zmuszała żołnierzy do podpisywania deklaracji lojalności nawet przy każdym wejściu do kantyny czy u fryzjera. Dowódca Yossariana wciąż podnosi limit obowiązkowych lotów, jakie mają wykonać jego żołnierze przed powrotem do ojczyzny, bo jemu niczym to nie grozi i dobrze wygląda w oczach przełożonych. To, że jego ludzie szaleją ze strachu i giną, nic go nie obchodzi. Jeden z wojskowych myślicieli, w stopniu generała, produkował opasłe biuletyny o takich tytułach, jak "Czas to pieniądz" czy "Czystość to zdrowie", wykpiwane i lekceważone przez żołnierzy, ale wspaniale się prezentujące w sprawozdaniach. A o to przecież chodzi.
"Syndykat" - "podziemna struktura" w armii, która od niechcenia przejmowała nad nią władzę. Kiedy armia obezwładniała samą siebie biurokracją i głupotą, w jej wnętrzu powstał sprawnie działający Syndykat, czyli pasożytująca na wojnie i armii organizacja, której udziałowcami była większość oficerów. Dla syndykatu nie było rzeczy niemożliwych, mógł sprowadzić każdy towar z dowolnego zakątka świata korzystając z samolotów wojskowych, nawiązywał sojusze ponad frontami, handlował ze wszystkimi, jeśli tylko spodziewany był zysk. Nie wahał się doprowadzić do zbombardowania własnego lotniska, gdy tylko się okazało, że może z tego wyniknąć korzystny interes (z wrogiem!). Syndykat zorganizował porucznik Milo, oficer żywnościowy z bazy Yossariana. Dzisiaj nikogo już nie zaskakuje to, że kapitał nie zna granic i nie ma uczuć, i że na wojnie świetnie się zarabia. Pół wieku temu nie była to wiedza powszechna.
"Bycie tchórzem to nie wstyd" - bohater "Paragrafu 22" nie ukrywał, że się boi o swoje życie. Wiele jego wypowiedzi to są wręcz pochwały tchórzostwa, które z wielkim hukiem uderzały we wszystkie wojenne narracje chwalące bohaterstwo, patriotyzm i poświęcenie w imię wyższych racji. Yossarian bohaterem w takim znaczeniu już był - powieść opisuje to, co dzieje się z nim, gdy uświadomił sobie, że dla niego jego własne życie jest ważniejsze niż cokolwiek innego. Kiedy wszystkie sposoby ratowania go zawodzą, po prostu dezerteruje z wojska. "Możliwe, że ten cholerny wariat jest tutaj ostatnim normalnym człowiekiem" - mówi o Yossarianie jedna z powieściowych postaci.
"Nieśmiertelny partacz" - jak wielu spośród tych, którzy mieli ekstremalne przeżycia wojenne i doświadczyli własnej bezsilności, Joseph Heller, a za nim bohater jego powieści, miał raczej radykalną opinię o Bogu. Bóg był głównym odpowiedzialnym za cierpienia jego pokolenia, bo nie stworzył dobrego świata. Yossarian tak puentuje długą rozmowę o Bogu: "Kiedy się pomyśli o Jego potędze i możliwościach, jakie miał, aby zrobić coś naprawdę dobrego, a potem spojrzy na ten bezmyślny, odrażający bałagan, jakiego narobił, Jego nieudolność musi zdumiewać. (...) Przecież żaden szanujący się przedsiębiorca nie przyjąłby takiego fajtłapy nawet na magazyniera!".
"Bękart Hemingwaya" - historia sama układa zdarzenia symboliczne. W 1961 roku, kiedy ukazał się "Paragraf 22", zmarł Ernest Hemingway. W jego nadętej prozie wojna była męską sprawą, przed którą nie można się było uchylać, a nawet należało jej szukać po świecie ("Komu bije dzwon"), facet powinien walczyć i nie myśleć o śmierci, bo umiłowanie walki jest jedną z głównych cech macho. Yossarian jest w każdym calu zaprzeczeniem takiej postawy. No, może tylko jeśli chodzi o seks wykazywał podobieństwo z wzorcowym macho, ale też "kiedy się ziemia pod nim zakołysała" od razu się wzrusza i oświadcza łóżkowej partnerce - natomiast hemingwayowski Robert Jordan wygrzebuje się wtedy ze śpiwora i idzie wysadzić most. Hemingway był postacią symboliczną dla poważnego, "męskiego" pisania - jego literaccy synowie (Jones, Mailer, Shaw) nadali na przełomie lat 40. i 50. ub. wieku rozpęd fali amerykańskiej powieści wojennych. Wchodzący do literatury dużo później ich rówieśnik Heller zanegował taki sposób pisania i głośno wyśmiał. Czuł, że nadchodzi młodzieżowa kontrkultura, a wraz z nią zbliża się inny model przeżywania wspólnoty - "horyzontalny", oparty na transgranicznej jedności pokoleniowej, uformowany wokół m.in. nowej muzyki, w której każdy zatapiał się indywidualnie, a nie - "wertykalny", oparty na poczuciu wspólnoty narodowej i odczuwanym stadnie patriotyzmie.
"Następcy" - powieść Hellera znakomicie trafiła więc w nastroje panujące na początku lat 60. - narodziny młodzieżowej kontrkultury - i stała się sukcesem, którego autorowi nie udało się nigdy powtórzyć. Zainspirowała jednak wiele innych utworów, zwłaszcza filmowych. Próba przeniesienia na ekran "Paragrafu 22" przez wybitnego reżysera Mike’a Nicholsa okazała się w 1970 roku umiarkowanie udanym przedsięwzięciem, bo autorzy filmu nie znaleźli sposobu, by skutecznie przełożyć na obrazy pełen absurdów i paradoksów język powieści Hellera. Sukcesem okazał się natomiast wyraźnie nią inspirowany film Roberta Altmana "M.A.S.H." z 1970 roku, a jeszcze większym - będący następstwem filmu - serial telewizyjny kręcony przez 11 sezonów (1972-83). Bez powieści Hellera nie powstałby też zapewne zabawny film Stevena Spielberga "1941", który miał premierę w 1979 roku.
Joseph Heller: "Catch-22", pierwsze wydanie 1961, pierwsze wydanie polskie 1975, przeł. Lech Jęczmyk.
Leszek Bugajski
Tekst ukazał się na stronie internetowej Literatki.com (www.literatki.com).