W odpowiedzi Małgorzacie Annie Maciejewskiej
Autorka rozpoczyna swój wywód stawiając filozoficzne pytania dotyczące natury demokracji. Sama koncepcja dychotomii dyskusji i interesów jest bełkotliwa. Autorka całkowicie ignoruje fakt występowania systemów ekonomicznych. Demokracja - w tekście przedstawiona jako górnolotna abstrakcja, nie istnieje. Nie istnieje, albowiem występuje ona zawsze na tle systemu, obecnie zaś w realiach systemu kapitalistycznego, co to znaczy? Ano oznacza to, że możliwości uczestnictwa w naszej "demokracji" określa grubość portfela i pozycja w społeczeństwie kapitalistycznym, które jest społeczeństwem klasowym. Prawdziwa demokracja, to demokracja powszechnej równości szans: "Nie ma demokracji bez socjalizmu".
Pani Maciejewska pada ofiarą infantylnego świata idei, jest ofiarą tego co pragnie zrobić Palikot, którego intencją jest zawłaszczenie lewicowych wartości w poczet liberalnych interesów. Autorka i jej tekst to doskonały przykład usiłowania kradzieży naszych wartości. Skąd pochodzą wartości? Wartości oparte są na programie. Skąd pochodzi program? Kształtują go interesy i położenie w społeczeństwie (kapitalistycznym). Każdy głupi doskonale wie, że co innego mówiąc o wolności na myśli ma Hillary Clinton i Bushe, a co innego Hugo Chávez. Interesy klasowe nie są "kapitalistyczną racjonalnością", tylko faktycznym podziałem społeczeństwa w ramach kapitalizmu. Należałoby przynajmniej wygooglać sobie pojęcie "środków produkcji". Nie ma i nie będzie przypadków w historii, kiedy związki zawodowe i klasa robotnicza optować będzie za zwiększeniem czasu pracy. Idea świata interesów jest dla autorki, "pozbawiona wartości", podczas gdy właśnie interesy wartościują i przekazują koncepcję takiej lub innej kultury i takiej lub innej rzeczywistości. Postulowany "świat wartości" to ukryte pragnienie przejęcia lewicowego buntu, niezależnie od interesów. Boską siłę dyskusji autorka powinna udokumentować przeciągając Balcerowicza i Goldman Sachs na łono socjalizmu.
Osią całego tekstu, jest następujące stwierdzenie: "w modelu opartym na interesach to pochodzenie stanowi esencję człowieka. Tak samo jak Żyd nie może stać się Polakiem, tak też milioner nie może zostać socjalistą - to proste."
Oczywiście tak nie jest, albowiem czym innym jest funkcjonowanie na rzecz czyichś interesów, a czymś innym miejsce zajmowane w hierarchii społecznej. Istnieje baza i nadbudowa. Jasne, iż jest możliwym, że część członków Business Centre Club ma komunistyczne przekonanie, lecz jest to mało prawdopodobne. Tak samo mało jest "lewicowych wartości" w palikotowym postulacie zwalniania najbogatszych z podatków, "bo i tak nie zapłacą". Promowanie Palikota jako socjalistycznego bożka zwyczajnie mija się z prawdą. Istnieją ludzie bogaci, którzy z nudów, lub z uwagi na (możliwy) oderwany od interesów klasowych system wartości działają na korzyść klasy robotniczej, pracowników najemnych i tych, których większość z ich rodzaju bezlitośnie wyzyskuje i wprowadza w nędzę. Przykład Palikota na to nie wskazuje. Cały tekst cierpi na permanentny woluntaryzm.
Polacy i nasza lewica, przyzwyczaiła się do ordynarnych neoliberałów i bezlitosnego, kapitalistycznego panowania elit finansjery nad polityką i społeczeństwem. Zachodni, bardziej doświadczeni liberałowie doskonale zdają sobie sprawę z problemów wynikających z nierówności społecznych - ale nie czyni ich to socjalistami. Potencjalny liberalizm Palikota i pamięć o biednych, to pragnienie uciszenia i uspokojenia, wygaszenia napięć społecznych by bogaci dalej mogli korzystać ze zwolnień podatkowych czy rozregulowanego Kodeksu Pracy. Palikot jako opozycjonista ma możliwość stosowania swojej retoryki, w myśl której twierdzi on, że zrobi dobrze i bogatym i biednym - jednakowoż postulaty obecne w jego programie w efektach doprowadziłyby do znaczącego zubożenia państwa i w efekcie dobrobytu tylko jednej z tych grup - bogatych.
Lewica to nie filantropia oraz ochłapy dla potencjalnych oburzonych i buntujących się, lewica to nie odświętna, kościelna czy milionerska troska o żebraka. Lewica, socjalizm to walka o godność ludzi pracy, ludzi, którzy fundują Palikotowi jego dobrobyt. Lewica to walka o prawdę, że to wyzysk ludzi pracy i pracowników najemnych stoi u podstaw dobrobytu i bogactwa nielicznych. Lewica i socjalizm to alternatywa ustrojowa, to wskazanie na niewolniczy charakter kapitalistycznych zależności, w których pracownik musi sprzedać się w niewolę licząc na to, że wyżyje z dyktowanej przez burżuazję pensji. Jeżeli w pracy nad wyeliminowaniem bezrobocia, wyzysku, biedy i w walce z dyktaturą kapitału i finansjery pomoże nam jeden z bourgeois, to pozostaje tylko się cieszyć. Jeżeli jednak ma to polegać na kulcie jednostki i skrytym za zasłoną "lewicowości" reprezentowaniem interesów najbogatszych - to takiej osobie podziękujemy. Marksowskie "Byt określa świadomość", to nie przysłowie w maglu wikicytatów, tylko stwierdzenie i prawda oparta na naukach marksizmu.
Populizm każe Palikotowi posługiwać się wszelkim dostępnym językiem by osiągnąć szczyty władzy - bez skrupułów będzie udawał on lewicę, prawicę, liberała, ateistę, błazna, Che Guevarę, Kartezjusza, Johna Travoltę i Psa Szarika. Lewica i socjalizm w Polsce ma jednak wystarczająco silne podstawy i bazę teoretyczno-praktyczną, lewica jest wystarczająco samodzielna, żeby nie rzucać się w ramiona pierwszego, lepszego wodzireja. Nie zawładnie nami duch kapitulanctwa, który zawładnął częścią exlewicowców zszokowanych faktem, że któryś z milionerów zechciał ich wysłuchać.